poniedziałek, 29 grudnia 2014

Pilna wiadomość

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie, kochani.
Na początku pragnę Wam gorąco podziękować za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim postem. Nie spodziewałam się, że mój powrót zostanie przez Was tak entuzjastycznie odebrany. Wasze wpisy niesamowicie mnie uszczęśliwiły, a także zmotywowały do dalszego prowadzenia bloga i pisania opowiadań. Z całego serca Wam za to dziękuję. 
Kochani, bardziej rozpiszę się na ten temat w następnej notce oraz w odpowiedziach na Wasze komentarze - wybaczcie, że z nimi zwlekam. Przez moją nieobecność opinie pojawiały się pod różnymi postami i troszeczkę się ich nagromadziło. Potrzebuję odrobinkę więcej czasu, by wszystkie odpowiednio skomentować. Obiecuję, że postaram się na nie niebawem odpowiedzieć.

Teraz, niestety, musimy przejść do wiadomości, którą muszę Wam przekazać. Jak pewnie sami się domyślacie, mam złe wieści.
Jeśli czytaliście poprzednie wpisy, wiecie, jak wygląda moja sytuacja w szkole. Na przerwę świąteczną miałam sporo zadań do wykonania, ale sądziłam, że spokojnie się z nimi wyrobię, bo wyjątkowo mamy więcej dni wolnych. Pomyliłam się. Dzisiejszego dnia otrzymałam maila, z którego dowiedziałam się, że muszę do 12 stycznia opanować około 500 stron materiału z historii, łącznie z dokładnymi datami, przebiegami bitew i  tym podobnymi rzeczami. Do tego jestem zmuszona napisać trzy prace, każda z zupełnie innej epoki. Kochani, przyznam Wam szczerze, że chce mi się płakać, bo nie mam pojęcia, jak ze wszystkim zdążyć. Historia zupełnie mnie pogrążyła. Nie wiem, jak do siódmego stycznia napisać dwa wypracowania z języka polskiego, wykonać rysunek na konkurs, zrobić samodzielnie dwa działy z języka angielskiego, przygotować się do dwóch sprawdzianów - również z historii - a do tego opanować wyżej wymieniony materiał, kiedy jeszcze - żeby było zabawniej - 9 stycznia mam studniówkę. Kochani, jeśli wpadniecie na pomysł, w jaki sposób dać sobie z tym radę - piszcie śmiało. Jestem otwarta na każdą propozycję, bo czuję, że zaczynam przez tę presję tracić zmysły. Strasznie mi przykro, ale nie wiem, kiedy pojawi się prolog "Sideł przeszłości". Napisałam połowę notki. Miałam nadzieję opublikować ją do końca roku. Moje plany znów wzięły w łeb, bo od rana będę musiała wisieć nad lekcjami. Przykro mi, kochani, ale rozpatruję zawieszenie bloga do napisania matury. Nie wiem czy to dobry pomysł, dlatego proszę Was o radę. Napiszcie, co o tym sądzicie i jeśli macie inne pomysły - podzielcie się nimi. 

Mimo tej pesymistycznej informacji, chcę życzyć Wam szampańskiego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku. Wierzę, że uda Wam się zrealizować wszystkie postanowienia i mam nadzieję, iż 2015 będzie dla Was lepszy niż 2014. Wszystkiego najlepszego, kochani :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Wyczekiwany powrót


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nareszcie, po ponad dwumiesięcznej przerwie, ponownie się z Wami witam, kochani i ogłaszam, że blog zostaje wznowiony! :) 

Jestem niesamowicie szczęśliwa, iż mogę do Was wrócić - strasznie się stęskniłam za czytelnikami, blogerami i opowiadaniami. Postaram się postawić projekt na nogi i wierzę, że więcej nie będę musiała na tak długo się z nim rozstawać ani Was opuszczać.

Mam nadzieję, iż ta wiadomość cieszy Was równie mocno jak mnie - przyznaję, powrót do prowadzenia bloga naprawdę mnie raduje. Pisanie to moja pasja, więc czas, który mogę na to przeznaczyć, jest dla mnie cenny - dobrze się bawię, a także rozwijam, dzięki Waszym poradom. 

Oprócz powyższej, entuzjastycznej informacji, mam do Was parę spraw, kochani.

Na początku chciałabym przeprosić, że przez wiele tygodni się nie odzywałam. Było to spowodowane brakiem czasu lub zmęczeniem - po przeczytaniu ubiegłej notki wiecie, iż miałam trudniejszy okres w życiu i z wieloma sprawami nie dawałam sobie rady. Na szczęście, jest lepiej. Z całego serca dziękuję Wam za wsparcie - Wasze komentarze skutecznie podniosły mnie na duchu. Również chciałabym wyrazić swoją wdzięczność za coś, co robiliście pod moją nieobecność - dalej dodawaliście opinie. Kiedy nie prowadziłam bloga, przeszło mi przez myśl, aby go całkowicie zamknąć. Wasze postępowanie, to, iż projekt dalej cieszył się wśród Was zainteresowaniem, przekonały mnie, że nie mogę odejść. Zrozumiałam, iż moja działalność ma sens - mogę poprzez słowa opowiedzieć komuś historię, która go zaciekawi, może rozerwie w nudny, monotonny dzień lub pocieszy go w zły. Dziękuję, że mi to uświadomiliście. Niewiarygodnie mnie zmotywowaliście. Doceniam, co robiliście i mam nadzieję, że dalej będziecie mnie wspierać tak, jak to do tej pory.

Pierwsza notka, w której znajdzie się opowiadanie, pojawi się po świętach - przed, niestety, nie dam rady opublikować wpisu. Kochani, pewnie sami wiecie, ile czasu zajmują przygotowania do celebrowania Bożego Narodzenia - sprzątanie, gotowanie i przystrajanie domu pochłania długie godziny. Z tego powodu, nie uda mi się w tym tygodniu usiąść do pisania, ale na pewno zrobię to w przyszłym. 

Powroty do opowiadań są strasznie trudne - jest ciężko ponownie wdrążyć się w ich klimat. Dlatego zdecydowałam, że potrzebuję czegoś, co pozwoli mi się "rozgrzać". Postanowiłam, iż będzie to prolog obiecywanych przeze mnie "Sideł przeszłości". Nie chcę rozpoczynać kolejnego one-shotu, bo dwa pozostają ciągle niedokończone, więc trzeci wprowadziłbym za duże zamieszanie. A opowiadanie będzie dobrym przerywnikiem. Mam nadzieję, że przypadnie do Waszych gustów :)

Kochani, mimo tego, że reaktywowałam bloga, wpisy dalej będą pojawiać się nieregularnie i mogą wystąpić dłuższe przerwy w dodawaniu notek. Klasa maturalna nie odpuszcza, a możliwe, że wymagania nauczycieli jeszcze bardziej się zaostrzą, ponieważ próbne matury źle wypadły i okazały się trudniejsze niż przypuszczano.

Chciałabym przeprosić blogerów, których projekty stale odwiedzam, za braki moich komentarzy. Niestety, na razie nie mogę nadrobić zaległości - muszę zaopiekować się własnym blogiem. Kiedy skończę, wszystko przeczytam i dodam moje opinie. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie - wasze opowiadania są wspaniałe i nie mogę się doczekać, aż poznam ich kontynuacje.

Kochani, pod kilkoma wpisami nie zdążyłam odpowiedzieć na Wasze komentarze. Zrobię to w ciągu najbliższych dni.

Ze względu na to, iż przed świętami nic nowego na blogu się nie pojawi, chcę już teraz złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia. Abyście spędzili je w gronie najbliższych i nacieszyli się czasem, który możecie dla siebie poświęcić. To najważniejsze - byście odczuli bliskość ukochanych. Oby na Waszych stołach nie zabrakło pysznych potraw i by pod choinką piętrzyły się góry wymarzonych prezentów. Wesołych świąt, kochani :)

Pozdrawiam serdecznie i do napisania w kolejnej notce :3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

piątek, 10 października 2014

Ważna informacja


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam serdecznie, kochani :)

Z góry pragnę Was przeprosić za chaotyczność mojego wpisu - jestem odrobinę zmęczona, ale zależy mi, by jeszcze dzisiaj przekazać Wam wiadomości. Niestety, nie są pozytywne, ale zacznijmy od rzeczy przyjemniejszych - chciałabym gorąco podziękować za komentarze, jakie pojawiły się pod poprzednimi postami w czasie mojej kilkutygodniowej nieobecności. Jeszcze nie zdołałam na nie odpowiedzieć, ale wszystkie przeczytałam - bardzo mnie one ucieszyły. Niebawem postaram się odpisać na Wasze opinie. Wybaczcie mi moje zaległości - mam nadzieję, że nie pogniewaliście się na brak odzewu z mojej strony. 

Teraz musimy przejść do tej bardziej negatywnej części notki.
Kochani, wiem, iż Was zawiodłam - w poprzednim poście obiecywałam, że ciąg dalszy "Pechowej soboty" zostanie opublikowany pod koniec września. Podobnie z czytanymi przeze mnie blogami - miałam je odwiedzić i umieścić swoje komentarze w zeszłym miesiącu. Tymczasem z niczego nie zdołałam się wywiązać, czego strasznie żałuję - nie cierpię nie dotrzymywać obietnic. Było to spowodowane natłokiem nauki. Myślałam, iż ten rok będzie lżejszy - fakt, klasa maturalna, ale z zaledwie kilkoma przedmiotami. Liczyłam się z tym, że czeka mnie dużo pracy, jednak miałam przeświadczenie, iż mimo wszystko uda mi się znaleźć czas dla siebie. Rzeczywistość okazała się inna - nie mam go zupełnie. Od rana do późnego popołudnia przesiaduję w szkole. Gdy wracam, jem szybko obiad i siadam do zadań domowych. Zanim je ukończę jest już noc. Tak wygląda każdy mój dzień. Łącznie z sobotami i niedzielami. Można powiedzieć, że wybrałam dość... pechowe rozszerzenia na maturę - język polski i historię, dzięki czemu co kilka dni muszę napisać: pracę badawczą, esej bądź rozprawkę. Nie wspominając o lekturach i pozostałych przedmiotach. Wybaczcie, iż tak smęcę, ale nie ukrywam, że jestem aktualnie niewiarygodnie sfrustrowana. Nie takiego życia chciałam - robienia od świtu do zmierzchu rzeczy, które ani trochę mnie nie interesują i by nie mieć nawet czasu, by zjeść w spokoju. Najchętniej bym się teraz spakowała, wyjechała wysoko w góry, zamieszkała w małej chatce i z pewnością byłabym szczęśliwsza niż w tej chwili. Czuję się, jakbym marnowała moje najlepsze lata na coś, co nigdy mi się nie przyda. Przepraszam, że skazuję Was na czytanie moich wewnętrznych żali. Szczerze mówiąc, potrzebowałam to z siebie wyrzucić. Może moja złość i niezadowolenie z życia wynika z wpadnięcia w rutynę, "wypalenia się". Wierzę, że to minie, ale na razie... jest naprawdę ciężko. Nie będę tego przed Wami ukrywać - zasługujecie na szczerą prawdę. 

Ze względu na to, iż moja aktualna sytuacja jest, jaka jest, nie potrafię określić, kiedy na blogu znów zaczną pojawiać się posty. Choć bardzo chciałabym pisać, nie mam takiej możliwości. Nie chcę zawieszać bloga. Umówmy się, że opublikuję wpisy wtedy, gdy mi się uda. Na pewno do końca października nic się nie ukaże - mam tyle sprawdzianów, że nie wiem, w co ręce włożyć. Przepraszam, kochani. Będę się starać, ale pewnie sami czujecie, jak wielkie jest teraz moje zniechęcenie i wymęczenie. Podobnie postąpię z blogami, które czytam - opublikuję komentarze wtedy, gdy dam radę to zrobić. Mam nadzieję, że autorzy mi to wybaczą - wszyscy jesteście cudowni i wiele bym oddała, by móc dalej śledzić Wasze działalności.

Kochani, jeszcze raz Was przepraszam. Chciałabym Was o coś poprosić - abyście dali znak, że dalej tu jesteście - komentarzem, wiadomością prywatną, czymkolwiek... Nie musi to być długi wpis - wystarczy parę słów, abym odczuła Waszą obecność. Naprawdę Was teraz potrzebuję. Tylko Wy możecie sprawić, że odzyskam sens prowadzenia bloga i kontynuowania tego, co dotąd robiłam.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

poniedziałek, 15 września 2014

Notka urodzinowa


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam Was serdecznie, kochani, tego radosnego dnia, podczas którego świętujemy drugie urodziny bloga :) 
Myślałam, że na tę okazję uda mi się opublikować specjalną miniaturkę lub przynajmniej dodać czwartą część "Pechowej soboty". Niestety, los tak chciał, iż się rozchorowałam, a kiedy męczy mnie katar, kaszel i gorączka nie potrafię skupić się na opowiadaniach. Uznałam, że lepiej będzie, jeśli tę rocznicę upamiętnię własnymi słowami skierowanymi wprost do Was - czytelników.

Dwa lata... to wbrew pozorom dużo czasu, a minął on tak szybko, że nawet tego nie spostrzegłam. Nie ukrywam - ten rok był dla mnie ciężki, co bezpośrednio odbiło się na projekcie moją kilkumiesięczną nieobecnością. Przyznam szczerze, iż gdy poukładałam swoje sprawy i zdecydowałam się wrócić, nie byłam dobrej myśli - sądziłam, że blog nie zostanie odratowany. Bałam się, że czytelnicy nie dostrzegą jego wznowienia - przestanie być odwiedzany, skończy się rozwijać, mnie opuści motywacja do jego prowadzenia i zostanie na zawsze zawieszony. Kochani, nawet nie wiecie, jak ogromną radość mi sprawiliście, kiedy wbrew moim obawom tak ciepło mnie przywitaliście i zainteresowaliście się moim powrotem. Żywo wypowiadaliście się pod pierwszą notką od czasu mojego zniknięcia z blogosfery. Wspieraliście mnie, życzyliście, by wszystko w moim życiu wróciło na odpowiednie tory. Za to, co wtedy dla mnie zrobiliście, chciałabym najszczerzej i najmocniej podziękować - za wszystkie odwiedziny, komentarze, otuchę, jaką mi daliście. Na nowo roznieciliście we mnie miłość do pisania. To Wasza zasługa, że blog dalej funkcjonuje, ma się dobrze i nic nie wskazuje na to, by jego stan miał się pogorszyć. Dziękuję, kochani. Również należą Wam się słowa uznania za każde wejście, opinie, jakimi obdarzyliście mnie w ciągu dwóch lat. Nie ważne czy zajrzeliście tu raz, czy zostaliście na dłużej, czy Wasze wpisy były pozytywne, czy negatywne - dziękuję za wszystko, bo pozwoliło mi to na dalszy rozwój. Dziękuję, iż zdecydowaliście się poświęcić dla mnie swój czas. Doceniam każdy gest, jaki wykonaliście - ma to dla mnie bezcenną wartość. Mam nadzieję, że dalej będziecie mi towarzyszyć tak, jak robiliście to dotychczas, a także, iż moje kolejne wpisy przyniosą Wam jeszcze więcej zabawy niż do tej pory.

Przygotowałam dla Was drobne podsumowanie dwóch lat działalności projektu. Jeśli jesteście nim zainteresowani, zapraszam do poniższej lektury :)

Na chwilę obecną:
- blog został odwiedzony 86 774 razy
- pojawiło się 1038 komentarzy
- jest 69 obserwatorów
- opublikowanych zostało 48 notek
- najczęściej odwiedzanym przez Was postem jest prolog "Serca mroku" - 1450 bezpośrednich wyświetleń, tuż za nim znajduje się pierwszy rozdział "Serca mroku" - "W którym więzy przeznaczenia zostają utkane..." z 1054 wejściami, zaś na trzecim miejscu znalazła się pierwsza część one-shotu pod tytułem "Niezapomniany" - 1012 odwiedzin
- notka z największą ilością komentarzy to prolog "Serca mroku" - 50 opinii, drugie miejsce zajmuje 11 rozdział "Serca mroku" - "W którym połyskuje wampirza gwiazda..." - 43 wpisy, a trzecie miejsce czwarty rozdział "Serca mroku" - "W którym wychodzą na jaw skrywane sekrety..." - 39 wypowiedzi
- najczęściej odwiedzanymi przez Was stronami są: Spis opowiadań - 9029 wejść, Spis one-shotów - 3098 oraz SPAM - 1822

Kochani, jestem bardzo zadowolona z powyższych statystyk i dziękuję, że dzięki Wam tak wyglądają. Nigdy nie przypuszczałam, iż którykolwiek z moich blogów tak się rozwinie. Oczywiście, dla jednych są to duże liczby, dla drugich małe, jednak ja przede wszystkim nie patrzę na nie, jak na puste cyfry - mam świadomość, iż za każdą z nich stoi człowiek. Poznałam tu wiele wspaniałych osób, dzięki czemu ten blog budzi we mnie wyjątkowy sentyment i obiecuję, że będę o niego dbać. Jedyne, co chciałabym poprawić to ilość notek. Czterdzieści osiem wpisów przez dwa lata... to niewiele. Postaram się dodawać więcej, kiedy uporam się z maturami.

Kochani, korzystając z okazji, chcę jeszcze poruszyć kilka spraw organizacyjnych. Jak już wspominałam, choroba pokrzyżowała moje plany odnośnie ukazania się kolejnych notek. Gdy tylko się wyleczę, postaram się rozpocząć pracę nad wpisem i jak najprędzej go dodam. Mam nadzieję, iż ukaże się w przeciągu dwóch tygodni. Niestety, kochani, mój plan lekcji nie jest ciekawy - kończę zajęcia późnymi popołudniami, więc przewiduję, że do czasu matur będzie pojawiała się zaledwie jedna notka na miesiąc. Przykro mi, ale oczywiście będę próbować pisać częściej i poświęcać wolny czas opowiadaniom. Wszelkie zaległości na blogach, które czytam, nadrobię do końca września. Wybaczcie mi moje opóźnienia.

Pozdrawiam cieplutko, kochani i do napisania w kolejnej publikacji :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 31 sierpnia 2014

Wrześniowe zmiany


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam Was serdecznie, kochani, w ostatniej notce przed końcem wakacji :)
Mam nadzieję, że odpoczęliście, zregenerowaliście siły i jesteście gotowi na nowy rok szkolny. Póki co, cieszcie się wolnym - jeśli macie ładną pogodę, to skorzystajcie z niej i spędźcie czas na świeżym powietrzu, a jeśli nie - zróbcie coś ciekawego w domu. Niech tegoroczne wakacje zostaną przez Was pięknie podsumowane, abyście mogli je dobrze wspominać przez kolejne miesiące. Z całego serca Wam tego życzę ^^

Kochani, pewnie spodziewaliście się, że nowym wpisem będzie czwarta część "Pechowej soboty". Natomiast pojawiła się notka informacyjna. Już spieszę z wyjaśnieniami. Niestety, nie znalazłam czasu, który mogłabym przeznaczyć na pracę nad opowiadaniem. Miałam strasznie zajęty tydzień - wypadały mi nieoczekiwane wyjazdy, a do tego doszedł niespodziewany remont oraz kilka spraw prywatnych. W międzyczasie starałam się dopisywać po dwa, trzy zdania i wczorajszego dnia miałam już połowę tekstu, ale... nie byłam z niego zadowolona. Sprawiał wrażenie "połatanego" - poszczególne akapity się ze sobą nie łączyły. Później zaczęłam pisać pod presją czasu - zależało mi, by ukończyć one-shot - i popełniałam masę błędów. Uważam, że zasługujecie na coś o niebo lepszego i postanowiłam, iż na spokojnie usiądę, bez pośpiechu stworzę nową wersję wpisu i opublikuję go we wrześniu. Przepraszam,  kochani. Bardzo mi przykro, że będziecie musieli dłużej czekać na rozwiązanie "Pechowej soboty". Sądzę, że tak będzie najlepiej, bo poprzedni tekst mnie nie usatysfakcjonował i mógł jedynie zaszkodzić całości opowiadania. Nic dobrego by z niego nie wynikło. Mam nadzieję, że się na mnie bardzo nie gniewacie. Postaram się Wam wynagrodzić dłuższe czekanie ^^

Kochani, wakacje dobiegają końca, a wraz z rozpoczęciem nauki na blogu zajdą pewne zmiany. Niestety, ten rok będzie dla mnie trudny - czeka mnie klasa maturalna. Nie będę mieć za wiele wolnego czasu, dlatego sądzę, że wpisy będą pojawiały się raz lub dwa w miesiącu. Oczywiście może się zdarzyć, iż będzie ich więcej - wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał mój plan. Zobaczymy w poniedziałek :) Pocieszające jest to, iż będę mieć zaledwie sześć przedmiotów (w tym wychowanie fizyczne), więc myślę, że powinnam znaleźć czas na pisanie. Notki, odpowiedzi na komentarze oraz własne opinie na innych blogach będę umieszczać głównie w weekendy. Kochani, wybaczcie mi, jeśli będę się z czymś spóźniać. Z pewnością nadrobię zaległości. Na okres samych matur blog zostanie najprawdopodobniej zawieszony. Gdy egzaminy się skończą, wznowię działalność. Jeśli z jakiegoś powodu będzie musiała nastąpić dłuższa przerwa pomiędzy publikacjami, poinformuję o tym na stronie głównej oraz przybliżę termin dodania wpisu. 
We wrześniu w pierwszej kolejności zostanie dodana "Pechowa sobota" (dwie notki), później "Bezsilny" (trzy wpisy, ale liczba może ulec zmianie), następnie wracamy do "Serca mroku" oraz "Sideł przeszłości", które będą pojawiać się zamiennie. Taki jest plan na dziś  :)

Przy okazji, pragnę gorąco powitać nowych obserwatorów. Mam nadzieję, że będziecie się tu dobrze bawić i miło spędzać czas przy moich opowiadaniach  ^^

Kochani, wybaczcie, że wpis jest tak chaotyczny - zmęczenie już troszeczkę daje mi się we znaki i nie do końca jeszcze ochłonęłam po rozpoczęciu mundialu siatkarskiego - od kilku godzin nieprzerwanie się cieszę ;D
Pozdrawiam serdecznie i do napisania ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 24 sierpnia 2014

Drobna informacja


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie, kochani :)

Chciałabym się z Wami podzielić kilkoma sprawami organizacyjnymi.

W poprzednim poście zapowiadałam, iż następna część "Pechowej soboty" ukaże się na blogu do końca bieżącego tygodnia. Niestety, opublikuję notkę nieco później - w ciągu kilku najbliższych dni. Ostatnio miałam strasznie napięty grafik, przez co nie zdążyłam usiąść do pisania. Jednak od poniedziałku znów będę mieć czas wolny, więc żywo zabiorę się za opowiadanie, byście mogli je jak najprędzej przeczytać. Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewacie i jeszcze troszkę zaczekacie. Przed końcem wakacji planuję  zakończyć "Pechową sobotę", więc w przyszłym tygodniu pojawi się albo jeden długi tekst, albo dwa mniejsze. Postaram się wynagrodzić Wam czekanie :)

Z całego serca przepraszam autorów blogów, które stale czytam, za braki moich komentarzy. Kochani, niebawem odwiedzę Wasze projekty i dodam moje opinie. Wybaczcie, że się spóźniam. Przeczytałam większość tekstów, ale byłam tak zabiegana, iż nie pozostawiłam po sobie wpisów. Obiecuję, że niedługo nadrobię zaległości. W przyszłym tygodniu na pewno do Was zajrzę  ^^

Na osłodę dzisiejszej notki chciałam Was poinformować, kochani, że blog przekroczył ilość tysiąca komentarzy :) Bardzo dziękuję za każdy wpis, jaki po sobie pozostawiliście. Bez względu na to czy był on krótki, długi, pozytywny czy negatywny - wszystkie przysłużyły się do rozwoju mojego warsztatu pisarskiego. Nie raz podtrzymywaliście mnie nimi na duchu, motywowaliście i zachęcaliście do dalszej pracy. Cieszę się, iż się ujawniacie i  że zawsze mogę liczyć na Wasze rady oraz szczere opinie. Mam nadzieję, iż dalej będziecie mnie nimi wspierać, a tymczasem jeszcze raz Wam dziękuję.

Pozdrawiam serdecznie i do napisania w następnej notce ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 17 sierpnia 2014

One-shot Sasuke i Naruto


"Pechowa sobota" - część 3.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Bezsenna noc, wysypanie kilograma cukru na podłogę, sprzeczka z partnerem, oberwanie błotem po twarzy, a do tego tysiące dylematów kłębiących się w głowie... Ach, moje szczęście nie zna granic! Czy to naprawdę możliwe, by cały świat nagle zwrócił się przeciwko mnie? Rozumiem, że nie jestem święty, ale czy nie zostałem obdarzony zbyt wielkim pechem, jak na jednego człowieka? Czego bym nie zrobił, nie powiedział - wszystko kończy się katastrofą. A jak sam nie ściągnę na siebie kłopotów, to - przykładowo - taki oto kierowca je na mnie sprowadzi. Cholera, bardzo panu dziękuję za przysługę! Nie trzeba było się fatygować!
          - Zaserwował mi prysznic, psia mać - prychnąłem. - Wyglądam, jakbym się nie wykąpał, baranie?!
          Przeklinając pod nosem, odnalazłem w kieszeni spodni paczkę chusteczek higienicznych. Na szczęście nie zamokły. Stanąłem przy pobliskim, zaparkowanym aucie i przeglądając się w szybie ścierałem brud z czoła, policzków oraz płaszcza.
          - A dopiero co odebrałem go z pralni! - jęknąłem żałośnie, szorując materiał.
          W duchu dziękowałem, że ulica była opustoszała, dzięki czemu nikt nie mógł podziwiać moich poczynań. A mianowicie strzelania min do obcego samochodu i uporczywych prób starcia przysychającego błota. Musiałem prezentować się dość... osobliwie. Tylko tego jeszcze brakowało, aby spotkał mnie mój szef. Zamiast leczyć, sam musiałbym być leczony. W zakładzie psychiatrycznym, bo niewątpliwie wyglądałem i czułem się jak obłąkany!
          Jedynie pocieszał mnie fakt, że zdołałem się doczyścić. Dalej przypominałem siedem nieszczęść, ale przynajmniej nie byłem brudny. Chociaż tyle dobrego!
          Wyrzuciłem do kubła strzępki umorusanych chusteczek, po czym wznowiłem wędrówkę do stacji metra. Jednak tym razem trzymałem się z daleka od jezdni i gdy tylko coś nią przejeżdżało, umykałem w głąb chodnika. Kolejna kąpiel nie była mi potrzebna.
          - Chyba ktoś się na mnie uwziął - fuknąłem, wymownie spoglądając w stronę nieba. 
           Nareszcie, przemoczony i zziębnięty do szpiku kości dotarłem na miejsce. W podziemiach czekała mnie miła niespodzianka - linia metra, którą miałem dostać się na drugą stronę miasta, właśnie wjechała na stację. Nie musiałem długo czekać i szczekać zębami na mrozie. Uśmiechnąłem się, podchodząc do drzwi. Cieszyłem się na samą myśl, że za chwilę wsiądę do środka, gdzie będzie ciepło. Rozgrzeję skostniałe ciało, a może nawet mój płaszcz zdąży wyschnąć? W końcu to długa trasa, która niemiłosiernie się ciągnie.
          Wszedłem do wagonu. Zdębiałem. Pierwszą rzeczą, jaka wprawiła mnie w nieukrywane osłupienie, były dziesiątki wolnych miejsc - w pojeździe znajdowało się niewielu pasażerów. Niewiarygodne - mało ludzi, korzystających z komunikacji miejskiej! Wpaść na taką linię to jak wygrać bilet na loterii! Nie wytrzymałbym nerwowo, gdybym musiał jechać przyciśnięty do szyby jak glonojad, czując na sobie czyjś oddech i ciężar. W każdym razie, nie dzisiaj. Ale druga sprawa zaskoczyła mnie jeszcze bardziej. I nie była tak pozytywna jak poprzednia. Spodziewałem się, że wewnątrz będzie parno. Jak zazwyczaj narzekałem na gorąc, panujący w wagonach, tak tym razem nie powiedziałbym złego słowa na piekielne klimaty. A co się okazało? Temperatura w metrze dorównywała stopniom Celsjusza w kostnicy! Co oni wiozą? Mrożonki?!
          Miałem przemożną chęć, by siarczyście rzucić mięskiem, lecz zrezygnowałem z tego pomysłu, gdy napotkałem groźne spojrzenie pewnej staruszki, która bacznie mnie obserwowała zza połówek okularów. Sprawiała wrażenie, jakby tylko czekała na kogoś, kogo mogłaby uraczyć wyczerpującym wykładem na temat dobrego wychowania i zasad odpowiedniego zachowania w miejscach publicznych. Szczerze mówiąc, nie miałem najmniejszej ochoty tego wysłuchiwać. Jeszcze tylko brakowało mi pouczającej reprymendy. Wolałem uniknąć konfrontacji ze starszą damą, więc zamknąłem już rozchylone usta, przeszedłem dziarskim krokiem na koniec wagonu i naburmuszony zająłem wolne miejsce. 
           Wcześniej miałem cichą nadzieję, iż moja dzisiejsza eskapada zostanie podsumowana przeziębieniem. Teraz nie posiadałem już wątpliwości, że w niedalekiej przyszłości czeka mnie zapalenie płuc. Bomba.
          Spróbowałem szczelniej otulić się płaszczem, lecz był tak przemoknięty, iż bardziej chłodził niż rozgrzewał. Westchnąłem z rezygnacją.
          Po chwili pojazd gwałtownie szarpnął się i ruszył. 
          Błądziłem wzrokiem po wagonie, starając się znaleźć coś, na czym mógłbym zawiesić oczy. Nie lubiłem wyglądać przez okna w metrze. Zresztą, co ciekawego zobaczę za szybą? Ściany tunelu? 
          W pewnym momencie moją uwagę przykuła para zakochanych - młoda dziewczyna i chłopak w podobnym do niej wieku. Ona - blondynka, on - szatyn. Zwykli ludzie w normalnych ubraniach. Stali naprzeciwko mnie. Jednymi rękami trzymali się plastikowych poręczy, a drugimi się obejmowali. Rozmawiali, cicho się chichotali i delikatnie cmokali. Byli ostrożni, subtelni w okazywaniu czułości. Ich nieśmiałe całusy przypominały ten, który pierwszy raz złożyłem na wargach Naruto.      
          
*****

          Powolnie, noga za nogą, przechadzaliśmy się ścieżką parku. Był to niewielki obszar, położony na obrzeżach miasta, pozbawiony dodatkowych atrakcji - bez placów zabaw czy ścieżek rowerowych. Stała tu jedynie jedna, drewniana ławka, całkowicie pokryta lodem, a także rosło wiele gatunków drzew, których gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu. Urodziwe miejsce - niemal nietknięte ręką człowieka, gdzie naprawdę można było poczuć bliskość natury. Może dlatego nikt go nie odwiedzał - ludzie są tak przyzwyczajeni do huku oraz zanieczyszczonego powietrza centrum, iż nie potrafią wytrzymać w parku, w którym panuje cisza i można odetchnąć pełną piersią. Czasem mam wrażenie, że powiew świeżości zabiłby ich prędzej niż szkodliwe gazy. Albo zanadto się spieszą, by choć raz się zatrzymać i poświęcić minutę, aby dostrzec, jak bardzo świat może być piękny. 
          Pamiętałem to miejsce z dzieciństwa. Przychodziłem tu z bratem. Wraz z Itachim puszczaliśmy latawce z łagodnych wzgórz, które otaczały park. Lubiłem go odwiedzać. Był tak spokojny, harmonijny. Gdy tylko się do niego wchodziło, miało się wrażenie, iż czas stawał w miejscu. Kiedy w późniejszych latach potrzebowałem samotności, właśnie tam się udawałem. Wtedy negatywne emocje mnie opuszczały. Odzyskiwałem czysty, wolny umysł, niczym nie zmącony. Zanim spotkałem Naruto w kawiarni, tę część miasta kochałem najmocniej. Postanowiłem pokazać ją blondynowi i miałem nadzieję, że również będzie nią zachwycony.
           Potrzebowaliśmy takiego skrawka Ziemi, gdzie moglibyśmy się ukryć. Centrum nie było dobrym miejscem na randki osób tej samej płci. Oczywiście, dało radę się tam widywać, ale... niemożliwym było ukazywanie sobie uczuć. A miłosne spotkania bez czułości brzmią tak samo idiotycznie jak komedia pozbawiona żartów. Dwóch chłopaków trzymających się za ręce budziło kontrowersje - przechodnie się oglądali, szeptali między sobą z ożywieniem, inni bez krępacji wyśmiewali. Wolałem nie myśleć, jak by zareagowali, gdybyśmy się pocałowali. Niestety, smutna prawda jest taka, iż zawsze znajdą się ludzie tolerancyjni i tacy, którzy będą pluli w naszą stronę jadem. Taka jest nieunikniona kolej rzeczy. Trzeba się z tym pogodzić, oswoić, przyzwyczaić, a wtedy żadne słowo czy gest nie zdołają nas zranić. Nabrałem dystansu do takich... nieprzyjemnych sytuacji, jednak obawiałem się, jak zareaguje na nie Naruto. Nie chciałem przysparzać mu więcej problemów. Dlatego ten park wydawał mi się najlepszym miejscem, jakie moglibyśmy wybrać na nasze spotkania - nikt nas nie widział. Bylibyśmy sami, dzięki czemu swobodnie cieszylibyśmy się swoją obecnością. Ku mojej radości, blondyn zakochał się w parku i od tego czasu nasze schadzki przebiegały wobec podobnego schematu - spotykaliśmy się w kawiarni, a później odwiedzaliśmy nasz mały, prywatny azyl.
          Śnieg skrzypiał pod naszymi stopami, gdy niespiesznie stawialiśmy kolejne kroki. Nie lubiłem grubo się ubierać - w zimie szczytem moich możliwości było założenie płaszcza lub kurtki. Abyśmy mogli trzymać się za ręce, Naruto pożyczył mi swoją rękawiczkę - choć była na mnie trochę za mała, udało mi się wcisnąć ją na lewą dłoń. Nawet przez puchaty materiał czułem ciepło skóry blondyna, które biło od jego palców. Chłopak szedł tak blisko mnie, że stykaliśmy się ramionami. Czasem opierał na moim swoją głowę i lekko przymykał oczy. Dzięki temu, że był ode mnie znacznie niższy, mogłem wtedy bez problemu podziwiać jego rumieńce i uniesione kąciki warg. Był szczęśliwy, a przez to jeszcze bardziej uroczy. 
          Trwaliśmy w milczeniu. Jednak nie była to przytłaczająca cisza, lecz taka, którą się cieszyliśmy. Nie musieliśmy nic mówić. Nie było takiej potrzeby. Żywo trajkotaliśmy w kawiarni, podczas podróży do parku, ale teraz woleliśmy zamknąć usta, aby słowa nie zagłuszały tego, co obaj czuliśmy - miłości, do której jeszcze nie mieliśmy odwagi się przyznać. 
          Zbliżał się wieczór. Niebo coraz bardziej szarzało, wskazując, że niebawem będziemy musieli się rozstać. Wiedziałem, iż następnego dnia znów go zobaczę, a mimo to nie chciałem go opuszczać. Każde pożegnanie bolało mnie tak, jakbyśmy nie mieli już nigdy więcej na siebie spojrzeć. Może podchodzi to pod schorzenie psychiczne, ale gdybym tylko mógł, ciągle bym przy nim był. Nie w celu kontrolowania go i zatruwania mu życia, lecz by go chronić. Ktoś powinien dać mu troskę, jakiej nie miał okazji wcześniej doświadczyć. 
          Gdy mieliśmy już zawracać przy samotnej ławce i skierować się w stronę stacji metra, zachowanie Naruto uległo zmianie. Chłopak nieśmiało posyłał mi ukradkowe spojrzenia, na zmianę otwierając i zamykając usta, przy czym jego twarz przypominała barwą soczystego buraka. Bacznie go obserwowałem. Chciał coś powiedzieć, jednak nie wiedział, w jaki sposób zacząć. Stwierdziłem, że nie będę go poganiał i cierpliwie zaczekam. Oczywiście udając, iż niczego nie zauważyłem i wcale nie jestem ciekaw, co ma zamiar mi przekazać. 
          Blondyn wziął głęboki, uspokajający oddech, po czym pierwszy raz przerwał panującą między nami ciszę:
          - Sasuke?
           Zwróciłem głowę w jego stronę, dając mu znak, że uważnie go słucham.
          - Mógłbym cię o coś zapytać?
          - Oczywiście - odparłem, szeroko się przy tym uśmiechając. Widziałem, że chłopak jest zestresowany, więc chciałem dodać mu otuchy. - O co tylko zechcesz. Na wszystko odpowiem.
          Obdarzył mnie czarującym spojrzeniem, jakby chciał podziękować za to, iż chcę go wysłuchać. Trochę się uspokoił, bo znów się do mnie przytulił i przestał wykonywać nerwowe ruchy.
          - Wiesz, ta sprawa intryguje mnie odkąd się poznaliśmy - wyjawił. Wbił wzrok w czubki butów, przygryzając wargę. - Dlaczego się mną zainteresowałeś? Musiałeś mieć jakiś powód. Jesteś atrakcyjnym mężczyzną z ciekawą osobowością. Pochodzisz z dobrze usytuowanej rodziny. Masz wysokie wykształcenie. Po ukończeniu studiów bez problemu znajdziesz pracę, zarobisz masę pieniędzy. Czeka cię... świetlana przyszłość. Dlaczego ktoś taki, jak ty zwrócił swoją uwagę na kogoś takiego, jak ja? Jestem tylko... ubogą sierotą. Nie mam krewnych, pieniędzy, a nawet szkoły, która zapewniłaby mi zawód i miejsce na rynku pracy. Sprzedaję rysunki, by mieć za co jeść. Żyję na granicy nędzy. Wiesz, że tak jest. - Z trudem powstrzymywał łzy. - Sasuke, nie mogę ci niczego dać. Niczego. Oprócz siebie.
          - To mi wystarczy.
           Zatrzymaliśmy się. Stanąłem naprzeciwko Naruto. Puściłem jego rękę i ułożyłem dłonie na policzkach blondyna. Subtelnie zmusiłem go do podniesienia głowy. Chciałem, by na mnie patrzył. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, sam miałem ochotę się rozkleić widząc, jak jego tęczówki mocniej się zaszkliły. 
          - Posłuchaj. - Mój głos był łagodny, choć gardło się ściskało, a serce łopotało w piersi. - Jesteś dla siebie zbyt surowy. Wszystko, co cię spotkało nie zdarzyło się z twojej winy, Naruto. Przestań brutalnie się osądzać. To, jak potoczyło się twoje życie nie było w głównej mierze zależne od ciebie, rozumiesz? Zrobiłeś tyle, ile byłeś w stanie. Podziwiam cię za to, że się nie poddałeś i o siebie walczyłeś. Nie uważaj się za gorszego ode mnie, bo nawet nie wiesz, jak wysoko mnie przerastasz. To, że wychowywałeś się w domu dziecka, nie masz dużych zarobków ani stałej pracy, nic mnie nie obchodzi. Liczysz się dla mnie tylko ty, Naruto, a ja zrobię wszystko, byś był szczęśliwy. Przecież razem sobie poradzimy.
           - M-Mówisz poważnie?
           Chłopak wpatrywał się we mnie jak zaczarowany, a łzy płynęły wzdłuż jego policzków. Starałem się ścierać je palcami, ale było ich tak dużo, że nie nadążałem.
          - Jak najbardziej - potwierdziłem. - Byłeś ciekawy, dlaczego się tobą zainteresowałem, tak?
          Przytaknął.
          Ująłem kosmyk jego włosów i zacząłem obracać go w dłoni.
           - Najpierw oczarowałeś mnie swoim uśmiechem - przyznałem. - Byłem wściekły, a gdy mnie nim obdarzyłeś, od razu się uspokoiłem. Poczułem się... szczęśliwy. Zauroczyłeś mnie. Jednym gestem. Później codziennie przychodziłem do kawiarni, by móc cię zobaczyć. Kiedy pierwszy raz z tobą rozmawiałem, już wiedziałem, iż nie jestem zaślepiony, lecz... że cię pokochałem. Naprawdę. Wszystko w tobie kocham, Naruto. Całego ciebie.
          Nie zdawałem sobie sprawy, że stać mnie na taką szczerość. Nie raz układałem tę przemowę w głowie, a mimo to słowa same się ze mnie wylały. Nie myślałem. Mówiłem wszystko, co w nagłym przypływie odwagi nasunęło mi się na język. Jedyne, co mogłem w tym wypadku zrobić to ze wstrzymanym oddechem czekać na reakcję blondyna.
         Przez dłuższą chwilę Naruto uporczywie się we mnie wpatrywał, z szeroko otwartymi ustami, których w tym momencie nie potrafił zamknąć.
          Nagle w jego oczach pojawiły się iskierki, których dotąd nie miałem okazji w nich zobaczyć. Choć łzy dalej toczyły się po jego twarzy, odzyskał wesołe spojrzenie. Roześmiał się, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Mimowolnie do niego dołączyłem, wysoko unosząc kąciki ust.
          Naruto zarzucił ręce na moją szyję i splątał dłonie na wysokości karku, po czym z radosnym okrzykiem wskoczył w moje ramiona. Był lekki, więc bez problemu go utrzymałem, gdy oplątywał mój pas nogami.
           - Ja również cię kocham, Sasuke - wyszeptał do mojego ucha.
          Nawet nie wiedziałem, kiedy z przypływu szczęścia moje nogi się ugięły. Upadłem na plecy, a blondyn wylądował okrakiem na moim brzuchu. Na szczęście śnieg zamortyzował upadek, chociaż wydaje mi się, że byłem tak rozanielony, iż nawet nie poczułbym ewentualnego bólu. Śmialiśmy się głośno, wpatrując się w swoje twarze.
          Kiedy zdołaliśmy ochłonąć, przeniosłem dłonie na biodra Naruto. Przysunąłem go bliżej mojej twarzy, chwyciłem za dłonie i pozwoliłem, by chłopak wykonał następny ruch. Blondyn, z krwistoczerwonymi wypiekami na twarzy, ułożył nasze ręce po bokach mojej głowy i pochylił się tak nisko, że czułem na wargach jego gorący, niespokojny oddech. Zamknął oczy. Teraz moja kolej. Lekko uniosłem tułów i złączyłem nasze usta w pocałunku - nie w namiętnym tańcu języków, lecz długim, czułym muśnięciu. Było nam dobrze. Cholernie dobrze. I nie ma w tym żadnych seksualnych podtekstów. Nasze serca biły jednym rytmem, usta idealnie dopasowywały się do warg partnera, a dłonie splątały się tak, jakby nigdy więcej nie miały się rozdzielić. Myślałem, że szczęście rozsadzi mnie od środka.
          - Więc to się czuje, gdy całuje się człowieka, którego się kocha - szepnąłem, gdy się od siebie odsunęliśmy.


***** 
            
          Uśmiechnąłem się. Uwielbiałem to wspomnienie. Było jednym z moich ulubionych. Często wracałem do niego myślami i za każdym razem doświadczałem dreszczyku emocji podobnego do tego, który towarzyszył mi podczas pamiętnego spaceru. Nieważne, że na drugi dzień obaj zachorowaliśmy przez turlanie się w śniegu i leżenie na lodzie. Było warto! 
          W przypadku moich wcześniejszych związków, często już na pierwszej randce namiętnie całowałem się z moimi partnerkami lub partnerami . Jednak nie było w tych pocałunkach niczego... magicznego. Ot, gesty pozbawione uczuć... Wyuczone, dopracowane, ale bez duszy. Z Naruto było inaczej. Muskaliśmy ustami nasze policzki na przywitanie i pożegnanie, ale nie spieszyliśmy się z połączeniem naszych warg. Czekaliśmy na idealny moment. I go otrzymaliśmy. Nie ma nic piękniejszego od powiedzenia komuś "kocham cię", a później potwierdzenia tych słów całusem. Niesamowite przeżycie.
          Zrobiło mi się cieplej. Zawsze, gdy o tym myślałem, moje serce przyspieszało. Zapomniałem o pechu. Uspokoiłem się i nawet nie przeszkadzał mi krzyk dziecka, które płakało przez całą trasę, próbując wyrwać się z ramion sfrustrowanej mamy. W normalnych okolicznościach miałbym ochotę strzelić sobie w głowę lub wysiąść z metra i iść na piechotę. A tym razem nie aktywowało to u mnie wścieklizny. Przeciwnie - uśmiechnąłem się do zasmarkanego brzdąca. 
          Wprawiłem się w tak dobry nastrój, że podróż minęła mi szybciej i przyjemniej niż się tego spodziewałem. 
          Wysiadłem na odpowiedniej stacji, po czym udałem się schodami na powierzchnię. Blok, w którym mieszkał mój brat, znajdował się niedaleko, dzięki czemu błyskawicznie pokonałem odległość. W końcu im szybciej szedłem, tym bardziej się rozgrzewałem i mniej mokłem. 
          Wspiąłem się na drugie piętro odrapanego budynku i przycisnąłem dzwonek drzwi opatrzonych startym, niewyraźnym numerem dziesięć. Oczywiście musiałem czekać wieki, nim usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka. Itachi nigdy się nie spieszył. Zawsze na wszystko miał czas i nie martwił się, że jego goście marzną na obskurnym korytarzu! 
          Nareszcie, po kilku minutach, mój łaskawca otworzył wrota. Gdy go zobaczyłem, nie miałem już ochoty się na niego wściekać za skazywanie mnie na koczowanie pod wejściem do mieszkania - chłopak szeroko się uśmiechał i darzył mnie ciepłym spojrzeniem, przepełnionym braterską miłością. Zawsze tak na mnie patrzył - kiedy byłem kochanym dzieckiem, upierdliwym nastolatkiem czy poważnym panem doktorem. Łagodny z niego człowiek, choć wygląd temu przeczy - długie, rozpuszczone włosy, koszulka z jakimś rockowym zespołem, o którym w życiu nie słyszałem i czarne, porozdzierane spodnie. Z zewnątrz - twardy facet, ale w środku ma dobre i wrażliwe serce.
         - Braciszku - wykrzyknął, po czym niespodziewanie wziął mnie w ramiona. - Strasznie się za tobą stęskniłem!
          Fakt, nie widzieliśmy się od tygodni. 
         - Ja też, ale... dusisz mnie!
          Moje rozpaczliwe wyznanie nie zrobiło na Itachim większego wrażenia. Dalej mnie przytulał, lecz jego chwyt lekko zelżał. Dobrze, że się całkowicie nie odsunął. Potrzebowałem takiego dotyku. Bałem się, iż zaraz się rozpłaczę, bo wszystkie dzisiejsze pechowe sytuacje oraz dylematy znowu do mnie wróciły. Obecność brata pomagała. Czułem się lepiej, kiedy jego ręce mnie oplatały - pamiętałem, jak dawniej mnie na nich nosił. Budziły szczęśliwe wspomnienia. 
           Oparłem czoło o jego klatkę piersiową i pozwoliłem sobie objąć go powyżej pasa. Nie musiałem na niego patrzeć, by wiedzieć, że szczerzył zęby. Zresztą, też unosiłem kąciki ust. Cholera, fajnie tak czasem poczuć się znowu jak dzieciak. 
           Gdy się od siebie odsunęliśmy, uśmiech zniknął z twarzy mojego brata, a zastąpiło go zdziwienie pomieszane z przerażeniem. Złapał mnie za ramiona i zmierzył moją sylwetkę badawczym spojrzeniem.
          - Wyglądasz fatalnie - stwierdził, cmokając.
          - Ach, potrafisz pocieszyć człowieka - mruknąłem. - Powinieneś robić to zawodowo. Z pewnością zostałbyś milionerem.
          - Do tego jesteś przemarznięty i przemoczony! Wejdź. Dam ci suche ubrania, a te rozwieszę, żeby wyschły. Ogrzejesz się pod kocem i napijesz się czegoś ciepłego.
          Z Itachim nie można było dyskutować. Jeśli coś postanowił, trzeba było pogodzić się z jego decyzją, bo i tak by jej nie zmienił. Więc nie protestowałem, gdy wciągnął mnie do swojej kawalerki, na której widok zamarłem w bezruchu. Było to małe, skromne pomieszczenie - białe ściany, podłoga wyłożona panelami, kilka drewnianych szafek, rozkładana sofa, fotel, ława, telewizor, parę półek z książkami,  aneks kuchenny i równie niewielka łazienka ukryta za prostymi drzwiami. W gruncie rzeczy, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie jeden wielki burdel panujący w mieszkaniu. Wszędzie walały się ubrania, brudne naczynia, gazety, a elektryczna gitara leżała na środku pokoju, smętnie okryta jakimś podkoszulkiem, który pewnie wylądował na niej przez przypadek. 
          - No, trochę ogarnąłem zanim przyszedłeś - oświadczył Itachi podczas grzebania w szafie.
          Myślałem, że oczy za chwilę wyjdą mi z orbit.
          - Chcesz powiedzieć, że był tu jeszcze większy syf?
          Mój brat wysunął głowę z wnętrza mebla i spojrzał na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem.
           - O co ci chodzi? - Zmarszczył brwi. - Przecież posprzątałem.
          Wzruszył ramionami i wrócił do szukania ubrań. Skoro teraz było według niego czysto, to nawet nie chciałem wiedzieć jakby musiało być, aby stwierdził, że jest brudno. A Naruto potrafił wszcząć wojnę, gdy gdzieś zostawiłem jeden nieumyty kubek... Gdyby tu wszedł, popadłby w depresję. Roześmiałem się. Chyba bałaganiarstwo mamy we krwi.
          Nawet się nie obejrzałem, kiedy moje przemoczone ciuchy wylądowały na kaloryferze, a ja zostałem przymuszony do założenia znacznie za dużych, szarych, dresowych spodni i takiej samej koszulki. Następnie Itachi rozkazał mi, abym położył się na sofie. Niechętnie wykonałem zalecenie, a brat szczelnie otulił mnie bawełnianym kocem. To akurat mi się spodobało. Przyjemnie było poczuć, że ktoś się o mnie troszczy. Potem chłopak powędrował do prowizorycznej kuchni i po chwili wrócił z dwoma kubkami parującej, malinowej herbaty.
          - Pij póki gorące - powiedział, wręczając mi napój.
          Uśmiechnąłem się w podziękowaniu. Itachi odwzajemnił gest i usiadł na pobliskim fotelu. Zarzucił nogę na nogę, po czym spojrzał prosto w moje oczy.
          - Więc, Sasu, o czym chciałeś porozmawiać?
           Z lękiem przełknąłem ślinkę, spoglądając na brata, który przypominał pozą, mimiką i wyglądem profesjonalnego psychologa. Myślałem, że wezmę udział w braterskiej pogawędce, a tu najwidoczniej czeka mnie leżenie na kozetce i spowiadanie się ze swoich wewnętrznych rozterek. Cholera, niewątpliwie czeka mnie szalenie ciekawa sesja! 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, kochani :)

Na początku chciałabym Wam serdecznie podziękować za życzenia, jakie umieściliście pod poprzednim wpisem. Zrobiło mi się niesamowicie miło, gdy je przeczytałam. Skutecznie poskutkowały - pogoda była cudowna, a cały wyjazd bardzo udany. Odpoczęłam, nabrałam nowych sił i wracam z masą energii, motywacji, natchnienia i pomysłów. 

Dziś prezentuję Wam trzecią część "Pechowej soboty". Przepraszam, że wpis ukazał się tak późno - planowałam dodać go na początku tygodnia, a tymczasem pojawił się pod koniec. Niestety, podczas pracy nad notką dopadł mnie równie duży pech, jaki spotyka w opowiadaniu Sasuke ;D Ciągle działo się coś, co nie pozwalało mi jej dokończyć - zarówno tablet, jak i komputer zmówiły się przeciwko mnie i wszczęły bunt. Na szczęście, opanowałam sytuację i zdołałam dopisać resztę tekstu. Mam nadzieję, że publikacja Wam się spodobała :) Będę cierpliwie czekać na Wasze opinie. Ta część opowiadania jest dla mnie szczególnym eksperymentem i jestem szalenie ciekawa, co o niej sądzicie.

Kochani, możliwe, że "Pechowa sobota"  wydłuży się o jedną notkę. Myślałam, iż zamknę się w czterech częściach, ale przybyło kilka nowych pomysłów, które chciałabym użyć w opowiadaniu. Niebawem rozpocznę pracę nad kolejnym wpisem i planuję dodać go pod koniec następnego tygodnia.

Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałabym wyjaśnić. Kochani, pytacie mnie, kiedy wznowię "Serce mroku". Niestety, opowiadanie zacznie pojawiać się na blogu dopiero we wrześniu lub październiku. Na razie planuję ukończyć wszystkie one-shoty, czyli "Pechową sobotę"  oraz "Bezsilnego". Przyznam szczerze, że muszę dokładnie przypomnieć sobie fabułę "Serca mroku" - potrzebuję na to troszkę więcej czasu, a kiedy będę to robić, dokończę pozostałe opowiadania. Gdy zrealizuję ten plan, "Serce mroku" zacznie być publikowane normalnie, na zmianę z "Sidłami przeszłości" :)

Witam serdecznie nowych obserwatorów ^^ Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić na moim blogu.

Pozdrawiam cieplutko i do napisania w następnej notce :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

wtorek, 5 sierpnia 2014

Krótka przerwa


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Spokojnie, kochani - dzisiejszy wpis nie jest żadną złą wiadomością :)

Chciałam Was poinformować, że od jutrzejszego dnia do końca bieżącego tygodnia nastąpi przerwa w mojej działalności blogowej. Będę niedostępna, ponieważ wyjeżdżam na wakacje. Bardzo się cieszę na tę wycieczkę i podczas pobytu nad morzem nie chcę korzystać z internetu - pragnę odpocząć, nacieszyć się ostatnim czasem wolnym od szkoły, a przede wszystkim dobrze się bawić. 

Z tego powodu, nowy wpis ukaże się po moim powrocie. Na wszelkie komentarze odpowiem, gdy wrócę. Także odwiedzę wtedy czytane przeze mnie blogi i zamieszczę swoje opinie. Przepraszam autorów, że nie zrobiłam tego wcześniej - wczoraj się dowiedziałam, iż wyjazd dojdzie do skutku i nie miałam chwilki, by zajrzeć na Wasze projekty. Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewacie i wybaczycie mi drobne opóźnienie ^^

Kochani, gdy przyjadę do domu od razu zabiorę się za pisanie trzeciej części "Pechowej soboty". Planuję również dodanie opowiadania z innym pairingiem niż SasuNaru. Na razie nie zdradzę, kim będą jego bohaterowie - chcę byście mieli niespodziankę. Mam już pewien zarys historii, który dopracuję podczas podróży - czeka mnie dziesięć godzin jazdy pociągiem, więc wszystko zdążę dokładniej ułożyć w głowie ;D

Na kilka dni się z Wami żegnam, kochani i zapraszam Was do czytania poprzedniego postu, a także innych opowiadań zamieszczonych na blogu.

Pozdrawiam serdecznie i do napisania w kolejnej notce ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

czwartek, 31 lipca 2014

One-shot Sasuke i Naruto


"Pechowa sobota" - część 2.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Przyznaję - nim spotkałem Naruto, nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. Zawsze sądziłem, że aby kogoś szczerze pokochać, trzeba go dokładnie poznać. Poświęcić wiele czasu, by się siebie wzajemnie nauczyć, zbudować solidne zaufanie, na jakim oparłby się związek. Byłem przekonany, iż silne uczucie może powstać wyłącznie między osobami, które wiedzą o sobie wszystko - znają przeszłość swojego partnera, jego najbardziej skrywane sekrety, marzenia, lęki. Bez zastanowienia potrafią powiedzieć, co lubi, a czego nienawidzi. Taka relacja nie powstaje w mgnieniu oka - trzeba na nią miesięcy, lat. I wymaga ciężkiej pracy - ciągłego zaangażowania obydwu stron. Nie można na chwilę sobie odpuścić, przestać się starać, bo takie zachowanie grozi utratą bliskości drugiego człowieka. Umówmy się - każdemu robi się przykro, jeśli ktoś nagle przestaje o niego walczyć, bo się "znudził". 
           Mój pogląd na temat dojrzałej miłości uległ zmianie o sto osiemdziesiąt stopni, gdy natknąłem się na blondyna. Choć dawniej wierzyłem, że nie da się kogoś pokochać przy pierwszym spotkaniu, ja - racjonalista, starający się wszystko tłumaczyć rozumem - zakochałem się. Najpierw - w jego uśmiechu. Później, podczas rozmowy - w jego duszy i ciele. Nie potrzebowałem na to wielu tygodni - wystarczyło parę godzin, bym zupełnie stracił głowę dla chłopaka, którego całkowicie nie znałem. Niesamowite, prawda? Nie kierowała mną... "żądza łóżkowych igraszek". Oczywiście, podobał mi się, ale nie chciałem się Z NIM kochać. Chciałem kochać JEGO. I pokochałem. Cholernie mocno. Tak, że nie wyobrażam sobie siebie bez niego. 
          Zupełnie mnie zmienił. Dawniej byłem... interesowny - zawsze oczekiwałem od ludzi zapłaty. Bez względu, co dla nich robiłem, musieli mi to wynagrodzić. Prawie nikogo nie szanowałem, ani nie miałem w sobie za grosz empatii. Ba, zawodu lekarza nie wybrałem dlatego, iż chciałem leczyć, ale dlatego, że przynosił duże dochody... Rzadko kiedy zdarzało mi się być miłym, ale znacznie częściej wykazywałem się gargantuicznymi rozmiarami swojej znieczulicy. Dziwię się, jak ludzie kiedyś ze mną wytrzymywali, choć o wiele więcej razy przeze mnie płakali niż się śmiali. Wykorzystywałem, później porzucałem. Najważniejsze było dla mnie czerpanie własnych korzyści. Nie przywiązywałem uwagi do tego, co czuli inni. Może było to spowodowane tym, że rodzice nigdy mi nie pokazali, jak być dobrym człowiekiem. Ważniejsza była praca i "pięcie się po szczeblach kariery". Innymi słowy - gonienie za pieniądzem. Rodzina zeszła na dalszy plan. Brat starał się przekazywać mi najwyższe, życiowe wartości. Dopóki byłem dzieckiem, słuchałem go i próbowałem postępować według jego wskazówek. Niestety, kiedy wkroczyłem w etap dojrzewania, przestałem być... kompetentnym uczniem. Nie słuchałem już, co Itachi miał mi do powiedzenia. Szanowałem go - jemu, jak nikomu innemu należał się mój respekt, ale... wolałem kierować się własnymi zasadami. Nastoletni buntownik, psia mać... Zacząłem dostrzegać, że nasza rodzina... nie była szczęśliwa. Obwiniałem o to matkę i ojca. Przepełniał mnie żal, rozczarowanie. Zamknąłem się w sobie i ukrywałem, co naprawdę czułem pod maską wyrachowanego cwaniaka. Choć kochałem Itachi'ego i lubiłem kilka innych osób, nieświadomie ich raniłem. Innymi całkiem trzeźwo pomiatałem.   
          Tak, byłem zimnym draniem. A Naruto mnie poruszył. Nauczył używać serca, nie mózgu. Dzięki niemu bardziej doceniłem mojego brata i to, jak wiele dla mnie robił. Zacząłem być altruistyczny i nauczyłem się cieszyć z drobnych rzeczy. Zrozumiałem, że bycie chirurgiem to powołanie, a nie pusty sposób na zarabianie pieniędzy. Jakby na to nie patrzeć... stałem się lepszym człowiekiem. Miłość, którą otrzymałem od blondyna, mnie uszlachetniła. Teraz wstydzę się tego, jaki niegdyś byłem i każdego dnia dziękuję w skrytości ducha, że obdarzył mnie tym magicznym uśmiechem w kawiarni. Gdyby nie on, dzisiaj byłbym sam. Ludzie, by mnie opuścili, bo nie mogliby mnie zdzierżyć. A tak mam partnera, brata i przyjaciół. To zasługa Naruto.
           Uśmiechnąłem się. 
          Lekko zamrugałem oczami, kiedy odczułem, że w ich kącikach  zgromadziły się łzy. Cholera, przed spotkaniem blondyna nigdy nie pomyślałbym, iż takie przemyślenia mogą mnie wzruszyć. Wcześniej nic mnie nie rozczulało. Byłem jak góra lodowa, na którą wpadł "Titanic" - całkowicie oziębły. Mimika mojej twarzy zmieniała się jedynie w zakresie od obojętności, przez złość do furii.
          Fakt, trochę zmiękłem, ale nie ukrywam - bardzo mi się to podoba. Prawdziwą siłą przestała być dla mnie umiejętność zakładania fałszywej maski, a posiadanie odwagi, by pokazywać to, co naprawdę czuję. I nie obchodzi mnie, że płacz w publicznym przekonaniu jest czymś "nie męskim". Lubię się czasem rozkleić. To pomaga.
          Skrzywiłem się, dopijając resztkę "mrożonej" kawy.
          - Paskudna - mruknąłem, gdy przełknąłem ostatni łyk napoju. 
         Otarłem wilgotne powieki rękawem swetra. Utkwiłem wzrok w kubku, który obracałem w dłoniach. Przyglądałem się jego kolorowym, różnorakim wzorom. Choć był to najmniejszy prezent urodzinowy, jaki otrzymałem, miał dla mnie największą wartość, bo Naruto sam go wykonał. Często tłukę naczynia - jestem niezdarą, kataklizmem na dwóch nogach. A mimo to, szczególnie na niego uważam. Obchodzę się z nim ostrożnie. Nawet mam dla niego w szafce specjalne miejsce, gdzie nie styka się z innymi elementami zastawy stołowej, które mogłyby go porysować. Ktoś może powiedzieć, że "to tylko kubek", ale trzymając go mam wrażenie, jakby w moich dłoniach nie tkwiło naczynie, a serce chłopaka, który je wykonał. 
          To dziwne. Każdy przedmiot, miejsce, na które spojrzę, kojarzy mi się z blondynem. Wszędzie o nim myślę - w pracy, w metrze, pod prysznicem... Mimo że jesteśmy ze sobą już cztery lata i zdołaliśmy poznać się na wylot, on dalej mnie zaskakuje. Spoglądając na Naruto czuję to samo, co ogarnęło mnie wtedy, gdy pierwszy raz go zobaczyłem. Nie przepadam za dotykiem innych ludzi, a uwielbiam, kiedy jego ręce mnie oplatają. Mógłbym ciągle się z nim przytulać i wiem, że bym się tym nie znudził. Cholera, jestem szczęśliwy, że go mam. Chcę z nim spędzić resztę życia. Jestem tego pewny. To musi coś znaczyć, prawda?
          Powinienem poprosić go o rękę. Jednak... co będzie, jeśli on nie jest na to gotowy? Tak, wiem, iż papierek zawarcia związku partnerskiego niczego nie zmienia - możemy się kochać bez niego, ale... wtedy nie byłbym już tylko chłopakiem Naruto, a jego mężem. To zmienia postać rzeczy. Nasz związek zostałby przypieczętowany, a ja mógłbym mu pokazać, jak wiele dla mnie znaczy. Oczywiście, mówię mu, że go kocham, ale... to tylko słowa. Liczą się jeszcze czyny. Wydaje mi się, iż po tylu latach życia z dnia na dzień, chłopak chciałby trochę stabilizacji. Mógłbym mu ją zapewnić. Jednakże... co z nami będzie, jeśli się mylę? Może Naruto jest szczęśliwy w takim związku i nie potrzebuje wprowadzenia go na najwyższy poziom? A oświadczyny? Jak powinny wyglądać? Przy romantycznej kolacji? To takie oklepane. Spacer? Zbyt banalne. Z pierścionkiem? A może bez? Nie mam pojęcia, jak powinienem poprosić chłopaka o rękę.
          - Dlaczego życie musi być tak skomplikowane? - jęknąłem, chowając twarz w dłoniach. - Nikt nie mówił, że będzie łatwo - dodałem zgryźliwie, serwując sobie mentalnego kopniaka. 
          Potrzebowałem porady, rozmowy, podczas której podzieliłbym się z kimś swoimi obawami i dowiedziałbym się, co drugi człowiek o nich sądzi. Oczywiście, decyzję o oświadczynach muszę podjąć sam - nikt nie zrobi tego za mnie. Ale ktoś mógłby pomóc mi posegregować myśli. Może wtedy byłoby łatwiej? Najczęściej, gdy coś mnie gryzło, spowiadałem się Naruto. Mogłem na niego liczyć - zawsze mnie uważnie słuchał, nie przerywał. Wspierał, a nawet jeżeli sam na własne życzenie wplątałem się w kłopoty, pomagał. Nigdy się nie izolował, kiedy coś mnie męczyło. Jednak, do cholery, nie mogę mu się wyżalać na temat naszych zaręczyn! Muszę się zwrócić do innej osoby.
           W tym celu wyciągnąłem z kieszeni telefon i odblokowawszy ekran, wystukałem krótką wiadomość - "Itachi, jesteś dzisiaj w domu?", po czym przesłałem ją pod numer mojego brata. Wolałem nie dzwonić - pewnie jeszcze śpi. Znając go, to po wczorajszym koncercie, na którym grał ze swoim zespołem, ostro się zabawił. Takie uroki bycia gitarzystą i występowania w klubach - każdy wieczór kończy się imprezą z dużą ilością alkoholu. A że mój brat nie potrafi odmawiać kolegom z kapeli - zawsze z nimi popija. Problem w tym, iż ma słabą głowę - odpada pierwszy i kac najbardziej go męczy. Nie wybaczyłby mi, gdybym o świcie wyrwał go z łóżka. Lepiej, jeśli dam mu pospać - przynajmniej nie zechce mnie później zamordować.
          Liczyłem się z faktem, że na odpowiedź Itachi'ego będę musiał dłużej poczekać. Mój brat miał irytujący nawyk odpisywania z kilkugodzinnym opóźnieniem. Niestety, dopiero dochodziła 07:00, a już stawałem się niecierpliwy. Musiałem czymś zając ręce - nie potrafiłem dłużej wysiedzieć w jednym miejscu. Byłem coraz bardziej nerwowy. Aż mnie nosiło.
          Wstałem od stołu. Pomyłem naczynia, zalegające w zlewie po zeszłej kolacji, po czym je powycierałem i powkładałem do odpowiednich szafek. Pościerałem kurze, a nawet podlałem kwiatki, stojące na parapecie. Było to o tyle niespotykane, ponieważ nie cierpię sprzątać. Jestem bałaganiarzem, który ma uczulenie na posługiwanie się odkurzaczem. Ku mojemu nieszczęściu - Naruto to czyścioch. Uwielbia ład i porządek. Potrafi wywołać kłótnie, gdy zostawię gdzieś jeden brudny talerz. Często przymusza mnie do wykonywania domowych zajęć, co wcale nie jest łatwą sprawą - trudno mnie do tego zagonić. A tym razem sam, z własnej woli, uprzątnąłem całą kuchnię.
          - Dzieje się ze mną coś złego - skwitowałem, opierając się plecami o blat i podziwiając swoje dzieło. - Bardzo złego.
          Kręciłem się po pomieszczeniu, zastanawiając się, za co powinienem się teraz zabrać. Pooglądać telewizję? Nie - mógłbym obudzić blondyna, a dodatkowo nie zdołałbym się skupić na programie - i tak bym rozmyślał o własnych sprawach. Postanowiłem, że odwiedzę miejsce, do którego zwykle chodzę, by móc poważnie zastanowić się nad relacjami, jakie łączą mnie z Naruto. Może po tej drobnej wycieczce będę już znał odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, a spotkanie z Itachi'm stanie się pogawędką o pierdołach dnia codziennego? Kto wie, kto wie...
          Wyszedłem z kuchni. Przeszedłem przez korytarz i dotarłem do wąskich, ciemnobrązowych drzwi, ukrytych w ścianie salonu. Przez chwilę zastanawiałem się czy powinienem je otwierać. Każda wizyta w pokoju, który się za nimi krył, mocno wgryzała się w moją psychikę. Naprawdę, umiała grać na emocjach i jeszcze po kilku godzinach potrafiłem czuć się wewnętrznie roztrojony. Wywoływała szok. Zawsze taki sam. A dzisiaj szczególnie potrzebowałem silnego bodźca.
          Głęboko odetchnąłem i cicho nacisnąłem klamkę, po czym wślizgnąłem się do środka. Natychmiast zapaliłem światło, gdyż niewielkie okno nie było w stanie całkowicie rozproszyć ciemności. 
           W zamyśleniu architektów, pomieszczenie to miało być pewnie pokojem dziecięcym - małe rozmiary, niedaleko od głównej sypialni. Przerobiłem je z Naruto na... składzik. Nie spodziewaliśmy się potomka, a że nie mieliśmy ani piwnicy, ani strychu, stwierdziliśmy, iż najlepiej będzie tutaj poukładać rupiecie, które nigdzie indziej się nie mieszczą. W taki sposób, gdy żarówka zapłonęła ciepłym, żółtawym blaskiem, moim oczom ukazały się stosy, rzędy i góry naszych wspólnych rzeczy. Jedne - skrupulatnie poukładane. Drugie - walające się po podłodze i niedbale rzucone na drewniane półki. Tak, od razu widać, co składałem ja, a co Naruto... Nasze rowery, narzędzia, które używaliśmy podczas remontu, ubrania, jakich już nie nosimy, ale ciągle zapominamy się ich pozbyć, środki czystości, stare książki... Było tam wszystko, lecz mnie najbardziej interesowało to, co zalegało w kącie pokoju.
          Ostrożnie, uważając, aby niczego nie poprzewracać, skierowałem się w róg pomieszczenia. Oczywiście, po drodze musiałem uderzyć się w kolano, brzuch i głowę... Jakżeby mogło być inaczej? Gdybym codziennie nie zrobił sobie krzywdy przestałbym być Sasuke Uchihą...
          Obolały, usadowiłem się wygodnie na podłodze przed kolejną stertą rzeczy, ukrytych pod nieużywanym, porozdzieranym prześcieradłem. Zrzuciłem prowizoryczną płachtę i przegryzłem wargę, ponownie widząc stare rysunki Naruto - większe i mniejsze, wszystkie wykonane ołówkami. 
          Kiedy zamieszkaliśmy razem, blondyn nalegał, abyśmy je wyrzucili. Zostały przez niego wykonane zanim się poznaliśmy. Powstawały, gdy najmocniej cierpiał - w domu dziecka, w swoim wynajmowanym pokoju, znosząc krzywdę, jaką przynosiła mu samotność. Chłopak chciał się ich pozbyć - jedynie budziły bolesne wspomnienia. A on chciał zapomnieć - wymazać z pamięci wszystko, co działo się przed naszym spotkaniem. Nie byłem tym zdziwiony. Rozumiałem go i szanowałem tę decyzję, ale poprosiłem, by zostawił rysunki w składziku, schował je tak, żeby nie musiał na nie patrzeć. Naruto nie potrafił zrozumieć, dlaczego zależało mi, aby zostały, jednak zgodził się - zebrał wszystkie prace i ułożył je w pomieszczeniu. Nigdy więcej na nie nie spoglądał ani ich nie dotykał. Nawet się do nich nie zbliżał. 
           W jakim celu zaproponowałem mu zachowanie rysunków? Nie z pobudek artystycznych. Były piękne i szalenie mi się podobały, a że przemawiał przez nie mrok jeszcze bardziej przypadały do mojego "demonicznego" gustu. Ale nie chodziło tu o ich wygląd. Te prace miały mi przypominać, przez co przeszedł Naruto, ile cierpiał i jak wiele łez nad nimi wylewał. W przeciwieństwie do chłopaka, ja chciałem pamiętać o jego przeszłości. Dzięki temu mogłem lepiej chronić go w przyszłości.
          Za każdym razem, gdy zdarzyło nam się posprzeczać, przychodziłem do składziku i oglądałem rysunki. Wtedy opuszczała mnie wszelka duma, niepozwalająca jako pierwszemu wyciągnąć ręki i wypowiedzieć magicznego słowa "przepraszam". Budziły się moje wyrzuty sumienia i stawałem się sobą rozczarowany. Smutek blondyna był dla mnie największą życiową porażką. Kiedy go do niego doprowadzałem, a co najgorsze - sprawiałem, że płakał, czułem się podle. To straszne, że w nerwach człowiek najmocniej rani tych, których najbardziej kocha. Prace chłopaka mnie wyciszały - myślałem trzeźwo i docierało do mnie, jak wiele gniewnych, kąśliwych uwag wykorzystywałem podczas kłótni. Odkładałem na bok własne urazy i błagałem Naruto, aby mi wybaczył. Bez względu na to, kto zaczął sączyć jad, ja doprowadzałem do zgody. Przynajmniej tak mogłem wynagrodzić mu swoją złośliwość.
           Teraz znów oglądam jego rysunki. Znam je na pamięć - zapłakane portrety, pokaleczoną dziewczynę zamkniętą w klatce dla ptaków, chłopaka podcinającego sobie żyły, za którego plecami tańczą demony, ludzkie czaszki otoczone wężami i krukami, dziewczynkę siedzącą samotnie na huśtawce, przerażonego chłopca chowającego się pod kołdrą przed potworem z szafy... A mimo to, przyglądanie się im wywołuje to samo odczucie, któremu uległem za pierwszym razem - nieprzyjemnego ucisku w żołądku. Ktoś inny, podziwiając rysunki powiedziałby, że są dziełem sztuki. Ja, patrząc na nie, nie czuję artystycznego uniesienia. Wiem, co się za nimi kryło. Doświadczam cząstki bólu blondyna.
           Moje oczy się zaszkliły. 
          Cholera, szczęściarz ze mnie - trafiłem na wspaniałego chłopaka. Tylko czy... jestem go wart? Może zasługuje... na kogoś lepszego?
          Z zadumy wyrwały mnie wibracje komórki, która za wszelką cenę próbowała się wydostać z kieszeni spodni. Wyciągnąłem telefon i z wielką radością odkryłem, że Itachi nareszcie wylazł z łóżka i odpisał na moją wiadomość. "Cały dzień siedzę w domu. Przyjeżdżaj, o której ci pasuje, braciszku. Szykuje się... poważna rozmowa,?", odczytałem. "Można tak powiedzieć. Mam problem. Niedługo do ciebie wpadnę.", odpisałem i błyskawicznie wysłałem odpowiedź.
            Odłożyłem rysunki na miejsce, przykryłem je prześcieradłem i wyszedłem z pomieszczenia. Niestety, wizyta w składziku nie przyniosła niczego dobrego - zamiast pomóc, bardziej mnie zdołowała. Moje myśli przestały kręcić się wyłącznie wokół oświadczyn,  a zaczęły również dotyczyć kwestii czy Naruto w ogóle jest zadowolony z naszego związku. Cholera, ja to umiem się pocieszyć i podnieść na duchu!
          W posępnym nastroju, udałem się do kuchni. Blondyn niebawem powinien się obudzić. Ten dzień mieliśmy spędzić razem, nacieszyć się wzajemną obecnością, lecz... nie mogłem z nim przebywać, gdy tyle spraw chodziło mi po głowie. Byłbym mało rozmowny, pogrążony we własnych myślach... Jeszcze tylko tego brakowało, aby Naruto zaczął się mną martwić i - co najgorsze - obwiniał się o mój nastrój. Nie mogłem na to pozwolić. Musiałem jak najprędzej porozmawiać z Itachi'm, rozwiać wątpliwości, które mnie dręczyły. Wiedziałem, iż blondyn będzie rozczarowany, gdy dowie się, że jadę w odwiedziny do brata. Aby choć odrobinę go pocieszyć, postanowiłem przygotować mu śniadanie. Nie lubię i nie umiem gotować, ale nauczyłem się wykonywać ulubioną potrawę blondyna - naleśniki z czekoladą. Nieskromnie przyznaję, że smakują... naprawdę dobrze, a dodatkowej słodyczy dodaje im radość chłopaka, gdy od czasu do czasu je usmażę. 
          Po kilku minutach pomieszczenie wypełniło się zapachem gotowego dania oraz gorącej, malinowej herbaty, które ustawiłem na stole. Lekko się uśmiechnąłem. Miałem nadzieję, że to trochę rozweseli blondyna, ale równocześnie bałem się, iż jedzenie nie wpłynie na jego dzisiejszy humor. Ech... nie oszukujmy się - też byłbym smutny, gdyby mój partner oświadczył mi, że wybiera się na wycieczkę, gdy akurat miał się ze mną widzieć...
          - Jestem beznadziejny - mruknąłem.
         Gniewnym krokiem wyszedłem z kuchni. Chciałem wziąć płaszcz i natychmiast wyjść z domu, kiedy po przeciwległej stronie korytarza dostrzegłem sylwetkę Naruto. Gwałtownie się zatrzymałem.
          Nagle złagodniałem. Przyglądałem się blondynowi - jego złotym kosmykom, pięknym, niebieskim oczom, zarumienionym policzkom i różowym ustom, szeroko rozchylonym w zdziwieniu. Musiał dostrzec moją kilkusekundową wściekłość, gdyż nie odważył się do mnie zbliżyć - tylko wpatrywał się we mnie z niezrozumieniem, nerwowo skubiąc palcami koszulkę od piżamy. 
          Speszyłem się. Nie chciałem go martwić, a niecelowo sprawiłem, że bał się do mnie podejść. Brawo! Należą mi się owacje na stojąco!
          Westchnąłem głęboko, po czym posłałem chłopakowi najlepszy uśmiech, na jaki było mnie w tej chwili stać. 
          - Dzień dobry, kochanie - powiedziałem, zbliżając się do Naruto. Starałem się, by nie wyczuł w moim głosie niespokojnych pobrzękiwań. 
          Blondyn wysoko uniósł kąciki ust.
          - Dzień dobry - odpowiedział. 
          Gdy stanąłem przed nim, oddalony o kilka centymetrów, twarz chłopaka niespodziewanie pobladła. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, co go przeraziło - mój dzisiejszy wygląd.
          - Sasuke, dobrze się czujesz? - zapytał troskliwie, układając dłonie na moich policzkach i następnie sprawdzając moją temperaturę. 
          Kochałem jego czuły dotyk, jakim zawsze mnie obdarzał. Poczułem, że wszelkie negatywne emocje mnie opuszczają. Uspokoiłem się. Przestałem uciążliwie myśleć. Nie istniały dla mnie już wcześniejsze zmartwienia. Liczył się dla mnie tylko on. Tylko Naruto. Ten chłopak jest skuteczniejszy od każdego środka przeciwbólowego czy antydepresantu - wystarczy, że się zjawi, a ja już czuję się lepiej. O niebo lepiej.
          - Tak - skłamałem. - W nocy miałem problemy z zaśnięciem.
          W gruncie rzeczy, w ogóle nie spałem, ale stwierdziłem, że zostawię tę wiadomość dla siebie.
          Delikatnie chwyciłem jego rękę i złożyłem pocałunek na dłoni. Blondyn cicho się zaśmiał, pozwalając, bym następnie otoczył go ramionami oraz wtulił w swoje ciało. Ułożył głowę na mojej piersi, otulając mnie w pasie, gdy tymczasem ja cmokałem go w czubek głowy. Było mi dobrze. Uśmiechałem się. Naruto też. Cudowne uczucie. Radość wypełniała mnie od palców stóp aż po krańce włosów. Nie chciałem go wypuszczać ze swoich objęć. Jak dla mnie, mogliśmy spędzić tak wieczność, rozkoszując się swoim dotykiem, wdychając w nozdrza zapachy naszych skór...
          - Naruto - szepnąłem. - Kocham cię, wiesz?
          - Wiem - odparł z głębokim przekonaniem. - Ja ciebie też.
          Blondyn uniósł głowę, dzięki czemu nasze oczy się spotkały. Zagryzł wargę. Cholera, wiedział, że coś ze mną nie tak. Zresztą, przeczuwałem, iż się domyśli. Za dobrze mnie zna, by moje zachowanie uszło jego uwadze.
          - Sasuke, widzę, że coś cię gryzie. Powiesz mi, o co chodzi?
            Chciałbym, Naruto. Jednak... nie mogę.
          - To nic takiego - odparłem. - Miałbyś coś przeciwko, gdybym na chwilę pojechał do Itachi'ego?
          - Do Itachi'ego? - Przekręcił głowę w zaciekawieniu. - W jakim celu?
          - No... chciałbym z nim porozmawiać.
          Zmarszczył brwi. Zły znak!
          - Zawsze spotykacie się wtedy, gdy chcecie porozmawiać o problemach. Który z was ma kłopoty?
          Nie mogłem uciec od jego świdrującego spojrzenia. Głośno przełknąłem ślinę.
          - Żaden - wydukałem. - To tylko taka... braterska pogadanka.
          Nie uwierzył mi, ale najwidoczniej stwierdził, że nie ma sensu drążyć tematu - i tak mu nie odpowiem. Spuścił wzrok i się ode mnie odsunął. To zabolało. Choć nie zrobił tego gwałtownie, lecz subtelnie, poczułem się tak, jakby niewidzialna dłoń zaserwowała mi potężny cios w policzek. 
          - Jeśli nie chcesz mi o czymś mówić, nie musisz - poinformował. - Nie będę cię zmuszał. Ale mnie nie okłamuj, dobrze?
           Skinąłem głową ze zrozumieniem.
          - Obiecuję, że szybko wrócę - wymamrotałem. Czułem się podle. - Naruto, ja... wszystko ci wyjaśnię, kiedy przyjadę do domu. Przysięgam.
           Blondyn chwycił moje dłonie, przyciskając je do swojego serca.
          - Nie trzeba - odparł. - Nie chcę, byś dzielił się ze mną swoimi sprawami z przymusu. Rób to, jeśli uznasz, że tego chcesz. Tylko bądź ze mną szczery i nie udawaj, że wszystko jest w porządku, kiedy coś wyraźnie nie gra. - Zacisnął powieki. - Martwię się o ciebie.
          - Nie ma powodu. Nic złego się nie dzieje.
          Tym razem chłopak pokiwał głową. Widziałem, że nie ma ochoty na kontynuowanie rozmowy - atmosfera niebezpiecznie się zagęściła.
          - Jedź do Itachi'ego - powiedział. - Nie będę cię dłużej zatrzymywał. 
           Lekko uniosłem kąciki ust. Próbowałem się uśmiechnąć, ale prędzej wyglądałem, jakby rozbolał mnie brzuch. Pochyliłem się w stronę blondyna. Nie odważyłem się złożyć pocałunku na jego ustach - miałem wrażenie, że chłopak nie ma na to ochoty, więc musnąłem wargami jego policzek. Naruto lekko się rozchmurzył.
          - Przygotowałem ci śniadanie.
          - Naleśniki? - zapytał z prawdziwym, szerokim uśmiechem.
         Potwierdziłem cichym mruknięciem. Chłopak radośnie się roześmiał, lekko cmoknął mnie w czoło, podziękował i pognał do kuchni, gdy tymczasem ja ubrałem płaszcz i wyszedłem z mieszkania.
         Stwierdziłem, że nie skorzystam z windy, lecz przejdę się schodami - musiałem się rozładować. Byłem wściekły, przygnębiony... Nie chciałem, by ta rozmowa tak się potoczyła. Zmartwiłem go. Chociaż później wydawał się szczęśliwy, tylko udawał. 
          Prędko znalazłem się na zewnątrz. Serce biło mi jak szalone, a oczy paliły łzy, które zgromadziły się pod powiekami. Miałem dość. Dość tego przeklętego dnia!
          Puściłem się pędem wzdłuż chodnika. Moją twarz smagał lodowaty wiatr, a deszcz uderzał we włosy. Naciągnąłem kaptur, wsadziłem ręce do kieszeni i z typową miną dla Smigola z "Władcy pierścieni", udałem się w stronę stacji metra.
          Właśnie przechodziłem przez ulicę pełną dziur, gdy z sąsiedniej uliczki wypadł samochód. Kierowca nawet nie zwolnił, kiedy się do mnie zbliżał. Z impetem przejechał kałużę, której cała zawartość - pod wpływem uderzenia - wylądowała na mnie. Byłem przemoczony. Cały w błocie, spływającym po mojej twarzy. Nie mogłem uwierzyć w swojego pecha.
          Stanąłem na krawężniku. Ciągle powtarzałem pod nosem: "spokojnie, tylko nie krzycz". Jednak moja frustracja była tak duża, że przypominałem bombę zegarową, która właśnie wybucha.
          - Nienawidzę tej pieprzonej soboty! - wykrzyczałem, starając się zetrzeć błoto z policzków.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam serdecznie, kochani :)

Na początku chciałabym Wam bardzo podziękować za Wasze wsparcie, jakim obdarzyliście mnie pod poprzednim postem.  Na szczęście choroba już mnie opuściła. Pozostał po niej jedynie delikatny kaszel i nieznaczny katar, które również niedługo przejdą. Z całego serca dziękuję za życzenie mi zdrowia - poskutkowało :)

Dziś prezentuję Wam drugą część "Pechowej soboty". Szczerze mówiąc, nie jestem przekonana wobec tego wpisu. Niesamowicie przyjemnie mi się go pisało, ale większość notki powstała w towarzystwie gorączki i tony chusteczek, wśród których tonęłam ;D Z tego powodu nie jestem pewna, jak wypadła. Będę cierpliwie czekać na Wasze opinie. Mimo moich mieszanych uczuć wobec dzisiejszego wpisu, mam nadzieję, że Wam się spodobał, a jeśli nie to wierzę, że następny bardziej przypadnie do Waszych gustów ^^

W ciągu kilku najbliższych dni odwiedzę blogi, na jakich pojawiły się nowe posty i projekty, na które zostałam zaproszona oraz dodam na nich swoje komentarze.

Pozdrawiam cieplutko i do napisania w następnej publikacji - trzeciej części "Pechowej soboty" :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~