sobota, 29 grudnia 2012

One-shot Sasuke i Naruto


"Niezapomniany" cz.1
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Dawniej śmieszyło mnie to, że ludzie cierpią po rozpadach swoich związków. Nie rozumiałem, dlaczego nie mogą zasypiać w nocy, gdy nie leży przy nich ta druga osoba. Nie pojmowałem, z jakiego powodu płaczą do poduszki i o późnych godzinach oglądają stare zdjęcia - jedyne ślady, pozostawione przez dawnych partnerów.
          Każdy powód rozstań był dla mnie taki sam. Sądziłem, że kochankowie od siebie odchodzą, ponieważ są znudzeni towarzystwem jednej i tej samej istoty - pragną nowych doznań, przygód, namiętności. Gdy okres pozytywnych przeżyć minie, a w życie wkradnie się rutyna znów zerwą ze sobą relacje, aby po raz kolejny odszukać "okresową zabawkę".
          Tak, nie wierzyłem w miłość. Było to dla mnie puste, naciągane słowo, pojawiające się w słabych serialach i powieściach. Nic nie znaczyło dla mnie pojęcie "kocham cię", które ludzie tak często i tak nieumiejętnie wypowiadali. Mówili je bez przemyślenia. Często po to, aby zyskać coś w zamian. Przez takie zachowania wszystkie, nawet najpiękniejsze sformułowania tracą swój urok. Niegdyś romantyczne, rozczulające twierdzenie było dla mnie szorstkie, jak papier ścierny.
          Niemal każdego dnia spotykałem na ulicach zakochane pary - dwoje ludzi, całujących się i przytulających w słońcu, deszczu, gradzie, na mrozie lub w gorącu. Zawsze uśmiechałem się wtedy pod nosem i myślałem: "ciekawe, jak długo potrwa wasze szczęście". 
          Teraz jest mi głupio. Gdy tylko przypomnę sobie swoje dawne przekonania staję się zawstydzony. Nie dlatego, że moje przypuszczenia były prawdziwe i rodzaj ludzki nie jest zdolny do miłości. Nie. Czuję się, jak skończony, gruboskórny egoista, ponieważ myliłem się w tym temacie w każdym, możliwym aspekcie. Teraz zrozumiałem fałsz, w jakim tkwiłem, ponieważ jako jedyny zdołałeś otworzyć mi oczy.
*******
          - Proszę - powiedział lekarz i podał mi przez biurko pudełko chusteczek higienicznych. 
          Starszy mężczyzna, z bujnymi, siwymi włosami oparł się rękami o blat i z poważnym wyrazem twarzy przyglądał się, jak osuszałem zapłakane policzki. Moje zabiegi nie przynosiły jednak żadnego rezultatu, ponieważ co chwilę łzy znów wypływały z pod moich powiek, a czarne włosy przyklejały się do świeżych strug. Nerwowo wierciłem się na krześle, próbując znaleźć wzrokiem jakiś kąt gabinetu, w którym mógłbym się teraz ukryć. Niestety każda ściana pomieszczenia zakryta była przez liczne szafki, na których półkach ułożone były dziesiątki segregatorów. Choćbym bardzo chciał, za żadne skarby świata nie wypatrzyłbym tam choć jednego, zacisznego miejsca. Skupiłem więc spojrzenie na swoich drżących dłoniach, które splątałem na kolanach. Nie chciałem patrzeć ani na twarz mężczyzny, ani tym bardziej na wiosenny krajobraz, malujący się za oknem - był on tak pogodny, radosny, że aż zbierało mi się na wymioty.
          Przez kilka minut trwaliśmy w zupełnej ciszy, którą przerywał jedynie mój cichy szloch. W końcu doktor odchrząknął znacząco i oznajmił:
          - Panie Sasuke. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy.
          - Więc najwidoczniej zrobiliście to po najniższej linii oporu! - wykrzyknąłem i rzuciłem swojemu rozmówcy mordercze spojrzenie. - Jesteście lekarzami, do cholery! Powinniście robić wszystko, aby pomóc chorym ludziom!
          - Zapewniam pana, że to uczyniliśmy - odparł spokojnie mężczyzna. - Staraliśmy się zwalczyć białaczkę, ale zarówno chemioterapia, jak i przeszczep szpiku kostnego się nie powiodły. Rozumiem pana rozdrażnienie, ale proszę, aby nie obarczał pan winą ani mnie, ani mojego personelu. Tak, jak sam pan powiedział jesteśmy lekarzami, nie cudotwórcami. Czasem zdarza się, że organizm jakiegoś pacjenta nie reaguje na próby leczenia i nie jest to zależne od nas. 
          Przez chwilę miałem ochotę rzucić się na niego z pięściami i zedrzeć mu z twarzy ten irytujący wyraz opanowania. 
          - Jak może być pan tak zrelaksowany, gdy wydaje wyrok śmierci na młodego chłopaka?! - warknąłem.
         Doktor spiął się na fotelu. Nareszcie udało mi się ugodzić w sam środek jego nad wyraz wysokich ambicji. Nabrał powietrze w płuca, aby nie dać po sobie poznać, że moje słowa wytrąciły go z równowagi.
          - Umierają osoby o wiele młodsze od niego - odparował. - Co powie pan o małych dzieciach, które cierpią na identyczną chorobę lub gorsze schorzenie? One podobnie, jak i pana przyjaciel przechodzą katusze, a czasem mimo długiej walki przegrywają wojnę. Myśli pan, że jest mi przyjemnie, gdy informuję czyiś bliskich, że ich ukochana osoba wkrótce umrze? Czy wie pan, co wtedy czuję? W tym zawodzie nie można ulegać emocjom, panie Sasuke. Jeśli każdym przypadkiem przejmowałbym się w identyczny sposób to dziś nie pracowałbym już w szpitalu klinicznym, lecz byłbym pacjentem w szpitalu psychiatrycznym.
          Przegryzłem wargę i wbiłem paznokcie w uda.
          - Traktuje pan swoich pacjentów, jak obiekty, na których można przeprowadzać eksperymenty - syknąłem. - A jeśli się nie powiodą, to przecież nic się nie stało - znajdzie pan kolejnego królika doświadczalnego!
          - Źle mnie pan zrozumiał - Lekarz pokręcił przecząco głową. - Los każdego pacjenta jest dla mnie ważny, ale czasem są przypadki, w których nie mogę pomóc danemu człowiekowi. Taki jest przykład pańskiego przyjaciela. Ma słabe ciało, lecz ogromną wolę walki. Niestety chęci nie zawsze idą w parze z umiejętnościami. Choć nie wiem, jak głęboko będzie w siebie wierzył, choroba już z nim wygrała, a jego odejście jest jedynie kwestią czasu.
          - To go ratujcie! - wrzasnąłem, a po moich policzkach spłynęły nowe fale łez. - Zaplanujcie ponowny przeszczep! Przecież w końcu organizm musi przyjąć szpik!
          - On nie przeżyje nawet otwarcia ciała na sali operacyjnej, a co dopiero tak skomplikowanego zabiegu - Odetchnął ciężko i spojrzał wprost w moje tęczówki. - Mógłbym zoperować go ponownie, ale wiem, że on umrze. Niech pan zrozumie, że odmawiając pozwalam panu spędzić z nim ostatnie tygodnie jego życia. Co pan woli - już dziś mam wypisać jego akt zgonu, czy też podarować mu jeszcze trochę czasu?
          Doktor wyciągnął z szafki biurka plik zapisanych kartek, które zaczął pospiesznie przeglądać. Dał mi tym do zrozumienia, że nasza rozmowa została zakończona, ponieważ "wzywają go obowiązki". Sądziłem, że wyrzuci mnie z pomieszczenia, lecz ku mojemu zdziwieniu pozwolił mi tam posiedzieć, aż zdołałem się pozornie uspokoić. 
          Kiedy łzy przestały toczyć się po policzkach, wyszedłem z gabinetu i znalazłem się na szpitalnym korytarzu. Moje nogi były ciężkie, jakby zbudowano je z ołowiu, a serce zdawało się wyskakiwać z piersi. Z trudem wykonywałem krótkie, powolne kroki. Nie zważałem na zgiełk panujący dookoła - choć dziesiątki ludzi ciągle mnie mijały i potrącały,  nie słyszałem żadnego odgłosu, oprócz słów lekarza, które odbijały się w mojej głowie.
          W końcu zatrzymałem się przed rozsuwanymi drzwiami sali numer 22, której wnętrze mogłem obserwować przez oszkloną ścianę. W pokoju, utrzymanym w kolorach bieli oraz wyblakłej zieleni znajdowało się kilka skromnych szafek, jedno, ogromne okno oraz pojedyncze łóżko. Pomiędzy zagięciami pościeli oraz plątaninie rurek szpitalnej aparatury, z trudem dostrzegłem sylwetkę leżącego chłopaka, który w jasnej, workowatej koszuli wydawał się być jeszcze drobniejszy i delikatniejszy. Przez chwilę myślałem, że musiał zasnąć, ponieważ od czasu pierwszej chemioterapii często zdarzało się, że przesypiał niemal całe dnie. Nie chciałem go niepotrzebnie obudzić, dlatego zacząłem zastanawiać się, czy nie lepiej by było, gdybym teraz odszedł i pozwolił mu odpocząć.
          Jednak chłopak nagle obrócił głowę w moją stronę i obdarzył mnie czarującym, błękitnym wzrokiem oraz szerokim uśmiechem. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały moje gardło się ścisnęło, a serce niespokojnie załopotało. Z jednej strony tak bardzo pragnąłem go zobaczyć, poczuć jego bliskość, lecz z drugiej wiedziałem, że pierwszy raz od wielu miesięcy nie dam rady opanować swoich emocji. Starałem się nie ronić przy nim łez, nie okazywać słabości, ponieważ on potrzebował mojego oparcia. Nie mogłem pozwolić, aby domyślił się, że odczuwam taki sam strach, taką samą bezradność. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli wejdę do jego pokoju i tak, jak zwykle spędzę z nim kilka godzin to moje nerwy osiągną apogeum. Lecz, co mogłem innego zrobić? Na jego oczach odwrócić się i odejść? Zostawić go wtedy, gdy najbardziej na mnie liczył? Nie. Nawet ja nie byłem do tego zdolny.
          Z trudem odwzajemniłem uśmiech i wślizgnąłem się do pomieszczenia. Gdy zbliżałem się do jego łóżka, a on darzył mnie tym czułym, ciepłym spojrzeniem ciągle nie mogłem się nadziwić, jak bardzo się zmienił w porównaniu z czasem, gdy był jeszcze zdrowy - jego niegdyś brzoskwiniowa skóra zyskała bladą barwę, na której mocno widoczne były fioletowe siniaki, pozostawione przez strzykawki. Stracił wiele kilogramów, przez co jego policzki zapadły się, a kości całego ciała były tak widoczne, iż mógłbym je z łatwością policzyć. Oprócz tego wypadły mu wszystkie złote włosy, a zamiast nich miał teraz na głowie pomarańczową chustę, którą kupiłem mu wraz z kilkoma innymi na zeszłe urodziny. 
          - Cześć, kochanie - powiedziałem i czule pocałowałem go w czoło, na co chłopak mruknął z zadowoleniem.
          - "Kochanie"? - powtórzył szeptem, kiedy oderwałem wargi od jego skóry i przystawiłem metalowe krzesło do materaca. - Najczęściej witałeś się ze mną słowami "Cześć Młotku". Coś się stało, że tak nagle zrobiłeś się romantyczny?
          Usiadłem i odetchnąłem głęboko.
          - Pomyślałem, że czasem potrzebujesz z mojej strony choć minimalnych oznak miłości, Naruto.
          Niebieskooki przyjrzał mi się z uwagą i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnował. Zamiast tego z trudem uniósł dłoń i położył ją na moim policzku. Zawsze wykonywał ten gest, kiedy wiedział, że coś mnie trapi. Bez słów dawał radę mnie uspokoić i pocieszyć, lecz tym razem jego dotyk nie odniósł żadnych rezultatów, a nawet wręcz przeciwnie - sprawił, że pod moimi powiekami znów zaczęły się gromadzić łzy. Opuściłem głowę w taki sposób, aby czarne włosy zakryły zaszklone tęczówki.
         Naruto uśmiechnął się pocieszająco.
          - Płakałeś? - spytał półszeptem. - Masz zaczerwienione oczy.
          - Nie - skłamałem i machnąłem lekceważąco ręką. - Doskonale wiesz, jak bardzo nienawidzę wiosny. Wtedy pojawiają się te wszystkie, cholerne pyłki, na które mam alergie.
          - Znam cię niemal całe życie. Nigdy nie miałeś żadnych alergii, Sasuke.
          - Jedyną wadą związania się ze swoim wieloletnim przyjacielem jest to, że wie o tobie wszystko - Westchnąłem, na co Naruto subtelnie się zaśmiał. Po chwili spoważniał i zmusił mnie do podniesienia głowy.
          - Rozmawiałeś z lekarzem, prawda?
          Zmierzyłem go badawczym wzrokiem, a moje dłonie nerwowo się zacisnęły.
          - Skąd wiedziałeś? - wydukałem.
          - Bo sam go o to poprosiłem.
          Oderwał rękę od mojej twarzy i ułożył ją na kołdrze. Zauważyłem, że jego podbródek silnie zadrżał, a w kącikach oczu pojawiły się samotne łzy. 
          - Nie miałem serca, żeby ci o tym powiedzieć - wyjawił. - Wolałem, aby zrobił to doktor. On na co dzień spotyka się z przypadkami takimi, jak mój.
          - Więc ty już wiesz, że... - urwałem w pół zdania, ponieważ moje gardło raptownie się ścisnęło.
          Potwierdził skinieniem głowy.
          - Wiem, że operacja się nie powiodła. Mój organizm odrzucił szpik. 
          Złapałem go za dłoń i splotłem nasze palce w wspólny, ciasny węzeł.
          - To nic - zapewniałem. - Spróbujemy jeszcze raz. Umówimy się na następny zabieg i...
          - Nie - przerwał, nim zdążyłem dokończyć myśl. - Nie ma już dla mnie szans. 
          - Och, przestań pieprzyć! - warknąłem. - Znajdziemy jakieś rozwiązanie, przecież coś musi zadziałać! 
           Naruto uniósł wolną rękę i ułożył ją na moich ustach, aby uciszyć krzyki. Nawet nie zauważyłem, że mówiłem tak głośno, iż niektórzy ludzie, przechodzący obok sali numer 22 z zaciekawieniem zaglądali przez szyby. 
          - Sasuke, ja umieram - powiedział błękitnooki, a po jego policzku spłynęła mała kropla. Szybko starłem ją palcem, po czym ułożyłem dłoń na jego głowie i zbliżyłem do niego twarz. Zatrzymałem się tak blisko warg chłopaka, iż wyczuwałem na nich niespokojne, gorące oddechy mojego partnera.
          - Nie mów tak - szeptałem. - Nie próbuj nawet tak myśleć.
          - Dlaczego boisz się tego tematu? Każdy z nas kiedyś umrze, Sasuke.
          - Ale dlaczego to ty musisz odejść jako pierwszy?! Dlaczego akurat ty?!
          Nie mogłem już dłużej ukrywać swoich emocji, dlatego pozwoliłem łzom swobodnie wypływać z oczu. Wtuliłem się w ramię chłopaka, obejmując rękami jego głowę. Naruto zamknął mnie w swoich objęciach, wciskając mokrą twarz w moje włosy. 
          - Nie ważna jest długość życia, ale jego jakość - zaszlochał. - A ja, dzięki tobie spędziłem na Ziemi piękne chwile. Nie sądzę, że moja choroba jest jakąś karą, czy pokutą za grzechy - jest najzwyklejszym zrządzeniem losu. 
          - Zrobiłbym wszystko, aby zamienić się z tobą miejscem - szepnąłem, składając na jego szyi krótki pocałunek. - Nie mogę tego zrozumieć, Naruto. Przywróciłeś mi wiarę w miłość. Nauczyłeś mnie kochać, więc dlaczego teraz, kiedy tak bardzo cię potrzebuję zostajesz mi zabrany?
          - Może takie jest moje przeznaczenie? - zastanowił się na głos. - Wierzę, że każdy człowiek rodzi się z jakimś celem. Może moim zadaniem było pomóc tobie? Może to właśnie ja miałem pokazać ci, że ludzie potrafią kochać?
          - Jeśli cię stracę, to wraz z tobą umrze wiara. 
          Naruto spojrzał wprost w moje zapłakane oczy.
          - Nie - szepnął. - Ona nigdy nie umrze, bo ja nigdy cię nie opuszczę. Nawet, kiedy odejdę z tego świata, będę przy tobie w tym miejscu - Ułożył dłoń na moim sercu. - Pragnę tylko jednej rzeczy, abym mógł zasnąć na wieki z uśmiechem na ustach.
          - Co to takiego?
          - Chcę, abyś mi coś obiecał.
          Z trudem pokiwałem obolałą głową.
          - Wiem, że wbrew pozorom jesteś wrażliwym człowiekiem - zauważył niebieskooki. - Zdaję sobie sprawę, że po mojej śmierci będziesz cierpiał. To normalne, gdy traci się ukochaną osobę. Jednakże chcę, abyś nie trwał w żałobie zbyt długo. Żyj pełnią życia i zwiąż się ponownie z osobą, którą pokochasz. Chcę, abyś miał kogoś, kto będzie się tobą opiekował tak, jak ja to robiłem.
          - Nie, Naruto - jęknąłem. - To ty jesteś moją miłością i nigdy nikt inny nią nie będzie.
          - Nie chcę, abyś skazał się na samotność z mojego powodu, Sasuke. Na pewno poznasz jeszcze wiele wyjątkowych osób. Może wśród nich znajdziesz kogoś, przy kim będziesz się czuł szczęśliwy? 
          - Więc chcesz, abym ci obiecał, że zwiążę się z kimś ponownie?
          - Tak, ale pragnę także, abyś nigdy o mnie nie zapomniał. Uśmiechaj się, kochaj i pamiętaj.
          Nerwowo przegryzłem wargę. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym pokochać inną osobę, a tym bardziej być radosnym po jego śmierci. W końcu odetchnąłem głęboko i dałem za wygraną.
          - Dobrze. Obiecuję.
          Chłopak uśmiechnął się przez łzy.
          - Wiesz, Sasuke - szepnął. - Choć wiem, że śmierć jest tylko drogą, którą każdy z nas musi przejść, bardzo się jej obawiam. Nie wiem, czego się spodziewać. Może istnieje życie wieczne? A może po śmierci nie ma już nic? Po prostu przestajemy istnieć? 
          - Wydaję mi się, że po śmierci musi coś być - stwierdziłem, a na moich policzkach pojawiły się nowe fale łez.
          - Dlaczego tak uważasz?
          - Gdyby śmierć była końcem istnienia naszych dusz, to jaki miałoby życie na Ziemi? Po co byśmy się rodzili, dorastali, nawiązywali kontakty z innymi ludźmi? Jakie znaczenie miałaby przyjaźń, czy miłość, jeśli wraz ze śmiercią by znikała? 
          - Żadne.
          - Właśnie - potwierdziłem. - Nie wydaję ci się to zbyt brutalne?
          - Powiedziałbym nawet, że okrutne - Odetchnął głęboko. - Zdołałeś mnie uspokoić, ale chciałbym cię o coś poprosić.
          - O co?
          - Abyś był przy mnie, kiedy umrę. Nie chcę być wtedy sam, Sasuke.
          Naruto zapłakał głośno i mocniej wcisnął twarz w moją szyją. Zamknąłem jego drżące ciało w swoich ramionach.
          - Będę z tobą aż do końca - odparłem. - Pomogę ci przejść przez śmierć. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani:)
Nareszcie, po przerwie świątecznej powoli wracam do świata blogowego. W końcu udało mi się napisać pierwszą część one-shota SasuNaru, który planowałam dodać przed Wigilią. Nie zrobiłam tego z powodu braku wolnego czasu, ale także dlatego, iż ma on bardzo smutny, przygnębiający charakter. Został on podzielony na dwie części, ponieważ łącznie byłby stanowczo za długi. Pierwszą opublikowałam dzisiaj i z niecierpliwością czekam na Wasze opinie, natomiast druga pojawi się niebawem.

Wiem, że teraz zamarłam z komentowaniem moich ulubionych opowiadań. Mam troszkę za dużo na głowie i spędzam niewiele czasu na komputerze. Postaram się odwiedzić wszystkie blogi w najbliższym czasie i mam nadzieję, że wybaczycie mi ten brak obecności, a także, że początek one-shota Wam się spodobał. Tak więc życzę Wam miłego czytania i do następnego razu:)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 23 grudnia 2012

Merry Christmas!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kochani, z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia pragnę złożyć zarówno czytelnikom, jak i pozostałym blogerom najserdeczniejsze życzenia. Oby Wasze stoły wigilijne były zapełnione pysznymi daniami, a pod choinką znalazły się upragnione prezenty. Aby nie zabrakło Wam w tych magicznych dniach żadnej ukochanej osoby. Z całego serca życzę, by tegoroczne święta wypełnione były rodzinnym ciepłem i radością. Niech spełnią się każde marzenia, a nadchodzący rok będzie dla Was pomyślny. 

Korzystając z okazji pragnę podziękować wszystkim osobom, odwiedzającym mój projekt. Coraz więcej czytelników dodaje mojego bloga do obserwowanych i ochoczo go komentuje. Jest to dla mnie wspaniałym napędem do działania i to właśnie dzięki Wam oraz Waszym opiniom stawiam sobie większe wymagania. Jednym z nich jest opowiadanie "Serce mroku", które ku mojej radości spotkało się z dużym zainteresowaniem ze strony czytelników. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i obiecuję, że będę bardzo ciężko pracować nad każdym publikowanym wpisem.

Chciałabym także poruszyć kilka spraw organizacyjnych.
Na pewien czas, z powodu obowiązków szkolnych zniknęłam ze świata blogowego, lecz tuż po świętach powrócę z nowymi siłami i pomysłami. Stopniowo staram się nadrabiać zaległości w czytaniu obserwowanych opowiadań, tak więc napewno jeszcze w tym tygodniu odwiedzę moje ulubione blogi. One-shot SasuNaru, który planowałam opublikować przed Wigilią, pojawi się za parę dni. 

Tak więc jeszcze raz życzę Wam wesołych świąt i do następnego wpisu:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 15 grudnia 2012

"Serce mroku"~Rozdział 5


W którym skrzydła kruka przecinają powietrze...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Naruto poczuł ciarki przebiegające wzdłuż pleców. Z lękiem przyjrzał się twarzy swojego rozmówcy, na której jednocześnie pojawił się wyraz respektu, uznania, lecz także uległościposłuszeństwa. Wpatrując się w krwiste tęczówki wampira, blondyn odczuł nagłe uderzenie zimna, potęgowane przez mroźny oddech Potomka Nocy. Skulił się na fotelu i mocniej otulił koszulą, aby opanować drżenie ciała.
          - Kim jestem? - spytał półszeptem.
          Sasuke musiał zauważyć zmarznięcie lekarza, ponieważ odsunął się od niego o pół kroku i skrzyżował ręce na piersiach, jakby w ten sposób starał się zastąpić brak koszuli. 
          - Telepatą - odparł - Raz na kilka tysięcy lat w obrębie paru wampirzych rodzin pojawia się pewna niezwykła umiejętność dziedziczona z rodziców na dzieci. Mogą być to zdolności fizyczne lub mentalne. Najczęściej dotyczą tylko jednej, specjalnej cechy. Wyjątkiem są Telepaci, którzy zostają obdarowani dużą ilością talentów - potrafią czytać w myślach wszelkich istot żywych. Wpływać na nie, zmieniać, kontrolować, a nawet wywoływać wizje, doprowadzające do szaleństwa. Mogą poznawać przeszłość i teraźniejszość. Poruszać przedmioty bez ich dotykania, a zwierzęta bywają im posłuszne bez tresury. W naszej kulturze Telepaci są ważniejsi od władców, a ich zdolności są pożądane przez każdego wampira. 
          Naruto z trudem przełknął ślinkę, po czym nerwowo pokręcił głową.
          - Nie. To niemożliwe. Nie jestem jednym z nich.
          - Ależ jesteś. Twoja wizja to potwierdza - widziałeś w myślach swojego ojca, ponieważ chciałeś znać jego losy. 
          - Kiedy miałem tę wizję, byłem w strasznym stanie psychicznym. Skąd wiesz, że nie było to zwykłe przywidzenie? Że mój mózg sam go nie wytworzył?
          - Mam przyjaciela, który podobnie, jak ty jest Telepatą. Pewnego razu spytałem go, co odczuwa, gdy ma wizje. Powiedział to samo - że czuje się wtedy tak, jakby jego dusza wyszła z ciała i oglądała dane wydarzenie. Dlaczego tak bardzo starasz się temu zaprzeczyć? - Kruczowłosy pytająco uniósł brew. - Z jakiego powodu nie chcesz zrozumieć, że jesteś niezwykły?
          Niebieskooki wbił wzrok w posadzkę i nie udzielił odpowiedzi na pytanie.
          - Może boisz się swojej wampirzej natury? - podsunął Sasuke.
          - Nie - Pokręcił przecząco głową. - Skoro zostałem wychowany przez Potomka Nocy to logiczne, że nie obawiam się cech, które mi przekazał. Nie korzystam z nich i nawet nie chcę spróbować ich używać z zupełnie innego powodu.
          - Zdradzisz mi go?
          Blondyn odetchnął ciężko. Aby opanować drżenie rąk, splątał dłonie w ciasny węzeł i nerwowo poruszał opuszkami palców.
          - Mój tata pragnął chronić mnie przed wojną - oznajmił. - Chciał, abym zawsze był bezpieczny. Zapewnić mi to mogło życie człowieka, nie wampira. Obiecałem mu, że nie będę korzystał ze swoich zdolności, a nawet nigdy nie będę próbował ich poznać. 
          - Więc robisz to ze względu na niego - zauważył Sasuke. - Nie ze względu na siebie. Czy tego właśnie pragniesz? Żyć, udając kogoś, kim nigdy nie byłeś i nie będziesz? 
          - Nie pasuję do waszego świata - Spojrzał na twarz swojego rozmówcy. - Dlaczego starasz się mnie przekonać do życia Potomka Nocy? Masz w tym jakiś cel, prawda?
           Kruczowłosy nabrał powietrze w płuca, po czym powolnie wypuścił je nozdrzami. Usiadł na skraju sofy, naprzeciwko blondyna i obdarzył go ponurym uśmiechem.
          - W przeciągu kilku lat trwania wojny populacja wampirów zmalała niewyobrażalnie - powiedział ze smutkiem w głosie. - Każdego dnia jest nas coraz mniej. Jeżeli mordowanie Potomków Nocy potrwa następne kilka wiosen mój gatunek wyginie. Jedyną radą na to jest położenie kresu bitwom. Dzięki doświadczonemu Telepacie moglibyśmy przejąć władzę nad umysłami pary królewskiej i rozkazać im, aby zaprzestali zabójstwom.
          - Dlaczego nie poprosisz o to swojego przyjaciela?
          - Ponieważ on... - Przerwał w pół zdania, aby opanować drżenie głosu. - On się poddał, Naruto. Ludzie zamordowali Potomka Nocy, którego szczerze kochał. Po tym wypadku przestał używać swoich telepatycznych zdolności, ale może, pod moim naporem zgodziłby się szkolić ciebie. 
          - Nie jestem żołnierzem - szepnął blondyn. - Tylko lekarzem. 
          - Mógłbyś uratować tysiące istnień. W tym życie mojego starszego brata - Podał błękitnookiemu czarno-białą fotografię.
          - Widziałem już to zdjęcie - przyznał. - Wtedy, gdy opatrywałem twoje rany. Jesteście do siebie bardzo podobni i wnioskuję, że także przywiązani.
          Sasuke spuścił głowę, a jego włosy zakryły niemal całą twarz. Nie chciał ukazać swojemu rozmówcy, że w kącikach oczu pojawiły łzy, a usta zadrżały.
           - Itachi to ostatni członek mojej rodziny - powiedział przytłumionym głosem. - Nasi rodzice zginęli kilka lat temu, gdy wojska podległe ludzkim monarchom spaliły i wymordowały całą naszą osadę. Po ich śmierci zamieszkaliśmy w głównej Kolonii - teraźniejszym miastem wampirzych władców. Dzisiejszego dnia ja i on musieliśmy przybyć do Metrisundu - w Kolonii kończyły się zapasy lekarstw, tak więc w przebraniach udaliśmy się do ludzkich sklepów. Niestety zostaliśmy zdemaskowani, gdy nieświadomie mrużyliśmy oczy , kiedy tylko dotknęły nas promienie słońca. Na nasze nieszczęście w pobliżu były oddziały Łowców.
          - To oni tak cię poranili? - spytał Naruto.
          Ciemnooki potwierdził skinieniem głowy.
          - Uciekaliśmy przed nimi długi czas. Niestety wojownicy zaczęli używać swoich psów tropiących, a ich nosy od razu wyczułyby moją krew. Nie miałem siły uciekać, więc mój brat ukrył mnie między beczkami, a sam odciągnął Łowców. Potem już go nie widziałem.
          - Więc jest szansa, że zdołał im uciec.
          - Bardzo marna. Obiecał mi, że przeżyje, ale ten, kto raz trafia do lochów zamku pary królewskiej, już nigdy z niego nie wychodzi. 
          Lekarz odłożył fotografię na blat ławy, po czym przyjrzał się sylwetce wampira, którego ramiona zaczęły niespokojnie drżeć. 
          Naruto doskonale znał ból utraty ukochanej istoty. Choć stracił swojego ojca wiele lat temu, po dziś dzień odczuwał to samo cierpienie, wyrzuty sumienia oraz pustkę w sercu. Gdyby tylko mógł to cofnąłby się do tamtej niefortunnej godziny i zginąłby przy boku swojego taty. Oddałby wszystko, aby podzielić z nim jego ból, który zadali mu Łowcy.
          Wstał z fotela i usiadł obok czarnowłosego, przykrywając jego dłoń własną ręką. Zdziwiony Sasuke obrócił głowę w jego stronę.
          - Skoro przysiągł ci, że przeżyje to na pewno to zrobi - Uśmiechnął się Naruto.
          - Musi przeżyć - Skinął głową kruczowłosy. - Nie tylko ja go teraz potrzebuję.
          - A kto jeszcze?
          - Cały ród wampirów, bo widzisz - ja i mój starszy brat pochodzimy z rodu królewskiego.
          Oczy blondyna przybrały rozmiar dorodnych pomarańczy, a usta się rozchyliły.
 - Więc twój starszy brat jest...królem?! - pisnął.

*******
          Ciałem Itachiego wstrząsnął gwałtowny dreszcz, a uczucie zimna potęgował fakt, że leżał na nierównej, lodowatej ziemi, składającej się z pyłu, odłamków kamieni oraz popiołu. Z trudem otworzył zakrwawione powieki i przez kilka minut widział jedynie wszechobecną ciemność. Jednakże po dłuższej chwili jego tęczówki zdołały przyzwyczaić się do mroku, tak więc mógł lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. 
          Tym razem nie znajdował się w lochach, ponieważ jego czuły nos nie wyczuł tamtejszych zapachów. Ku jego zdziwieniu odczuł woń świeżego powietrza, które mroziło jego nagą, poranioną skórę. Chłopak z zaciekawieniem wodził wzrokiem po całym obszarze celi, aż zdał sobie sprawę, że tuż za przednimi, metalowymi kratami znajdują się kręte schody, a tylna ściana posiada małe, prostokątne okno, w którym zamiast szyby znajdowały się trzy stalowe pręty. Północna wieża pomyślał. Po torturach zanieśli mnie tutaj, abym cierpiał z powodu zimna.
          Chłopak z trudem przełknął ślinkę i pobieżnie przyjrzał się swojemu ciału - jego połamane ręce ułożone były pod nienaturalnym kątem, a obrzęk wokół miejsca przerwania kości z każdą chwilą stawał się coraz większy i bardziej bolesny. Paznokcie dłoni oraz stóp były popękane i zakrwawione, dzięki odłamkom drewna, które Łowcy pod nie wsuwali. Całe nogi, ramiona, brzuch, twarz oraz plecy pokrywały cięte, poobdzierane rany oraz siniakami. Nawet miejsca intymne spowite były krwią i głębokimi, otwierającymi się skaleczeniami.
          Na ten widok Itachi przymknął oczy, a z pod jego powiek wypłynęły łzy, które toczyły się wzdłuż policzków, aż po podbródek. Słone krople dotykały rozcięć, które przynosiły mu więcej zbędnego bólu. 
          - Tak bardzo pragnąłem mieć dzieci - zaszlochał. - Przez krzywdę, jaką mi wyrządzili jestem już bezpłodny...
          Przez kilka minut od ścian celi odbijało się echo płaczu - dźwięku bezsilności, znoszonej męki i samotności. Pierwszy raz od wielu lat czuł się całkowicie bezradny i opuszczony. Nie miał już wpływu na własne życie - mógł jedynie starać się przetrzymać następne tortury, lecz to katujący go Łowcy decydowali, czy zranią go powierzchownie, aby nie spowodować śmierci, czy też zadadzą mu ostateczny cios. Królowa Tsunade zarządziła, że jego egzekucja będzie miała miejsce dokładnie za miesiąc, ale czy można wierzyć w słowa kobiety, która wymordowała wraz ze swoim mężem setki tysięcy istnień? Nie, Itachi nie uznawał ani jednego z jej słów. Były przepełnione trucizną, jadem, który potrafił omamić nawet najtwardsze umysły. Dla niego śmierć mogła nadejść za sekundę, minutę, godzinę. Zdawał sobie z niej sprawę i starał się przygotować na jej przyjęcie, jednak, tak jak każdy wampir przeraźliwie się jej obawiał. Marzył, by podczas jego ostatnich chwil był przy nim jego ukochany, młodszy brat. Dzięki niemu odszedłby z tego świata z uśmiechem na twarzy. Niestety został zupełnie sam, a jego jedynymi towarzyszami były szczury, chowające się w kątach lochów. 
          Z trudem opanował łzy i spojrzał krwistymi tęczówkami na wielki, pełny księżyc, malujący się za prętami okna. Ostatkiem sił wygwizdał delikatną, spokojną melodię wampirzej kołysanki, która oprócz bycia piosenką miała także inne zastosowanie - przywoływała zwierzę, należące do Potomka Nocy. 
          Kiedy jego głos ucichł, niczym na zawołanie pojawił się na skraju okna kruk o błyszczących piórach oraz paciorkowatych, czarnych oczach. Ptak wepchnął głowę między pręty i wydał z siebie gardłowy okrzyk, gdy zauważył stan swojego pana. Itachi obdarzył go subtelnym uśmiechem i szepnął:
          - Przyleć do mnie, Cieniu.
          Zwierzę z ogromnym trudem przecisnęło się przez otwór i wylądowało obok głowy chłopaka. Przyjrzało mu się z uwagą, po czym troskliwie otarło ciemny dziób o jego włosy mrucząc przy tym, niczym zmartwiony kot. 
          - Nic mi nie jest. Mam dla ciebie zadanie.
          Kruk uniósł z zaciekawieniem głowę.
          - Musisz odnaleźć Sasuke - szepnął Itachi. - Przekaż mu ode mnie wiadomość. Powiedz, że jestem w północnej wieży twierdzy, a Łowcy mnie torturują. Za miesiąc chcą mnie stracić, ale mogą zabić mnie o wiele szybciej. Jeśli nie uda mu się mnie uratować to chcę, aby wiedział, że bardzo go kocham i że na zawsze będzie moim kintano. Moim księciem.
          Cień mrugnął oczami, dając do zrozumienia, że przyjął swoje zadanie.
          - Leć już. Odnajdź go, jak najprędzej.
          Ptak posłusznie wzbił się w powietrze i zniknął za prętami okna.
          Chłopak przymknął powieki. Wiedział, że najskuteczniejszą formą wyzdrowienia jest sen. Aby ułatwić sobie zaśnięcie nucił w myślach słowa kołysanki, którą śpiewał niegdyś swojemu młodszemu bratu:


Księżyc zawsze nad nami świeci.
My, jego dzieci.
Tak samo jaśni, tak samo święci.
W czasach bólu oświetla nam okruchy nadziei.
Potomkowie Nocy, nigdy promieniem słońca nieprzysłonięci.
Majestatycznym blaskiem otoczeni.
Tajemniczością nocy osłonięci.

          Słowa piosenki ukoiły jego nerwy i pozwoliły zapaść w spokojny, głęboki sen.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)
Na wstępie pragnę Was przeprosić za tak długą przerwę w dodawaniu wpisów. Było to spowodowane brakiem czasu - zbliża się koniec pierwszego semestru, tak więc nauczyciele straszliwie gonią z materiałem i zapowiadają mnóstwo sprawdzianów, kartkówek czy prezentacji. Skutecznie uniemożliwiło mi to pisanie rozdziałów, ale na szczęście już za niedługo święta, później ferie zimowe, tak więc mam nadzieję, że sytuacja w szkole się ustabilizuje i będę mogła częściej bywać na blogu. W trakcie tworzenia jest już nowy one-shot SasuNaru, który mam nadzieję, że dodam przed Wigilią :)

Jak już pewnie zauważyliście zmienił się wystrój strony - mam nadzieję, że zarówno on, jak i nowa notka Wam się spodobały, lecz z niecierpliwością czekam na opinie.

Wszystkie blogi, które czytam postaram się odwiedzić w ciągu kilku najbliższych dni. Wydaję mi się, że na spokojnie poczytam je w czwartek i wyrażę na ich temat własne zdanie.

Niestety troszkę się przeziębiłam, dlatego uciekam po gorącą herbatę, a Wam życzę miłego czytania i do następnego razu:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 17 listopada 2012

"Serce mroku"~Rozdział 4


W którym wychodzą na jaw skrywane sekrety...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Wysoki blondyn siedział po turecku przed rozjarzonym kominkiem. Płomienie odbijały się w jego życzliwych, błękitnych oczach, a bijący od nich żar skutecznie ogrzewał jego skórę. Uwielbiał po kilku godzinach pracy usiąść w swoim domu i doznać uczucia spokoju, stabilizacji, ale przede wszystkim rodzinnego ciepła, które dawał mu jego sześcioletni synek. Siedział na kolanach swojego taty i razem z nim obserwował taniec ognia. Mężczyzna obejmował go delikatnie w pasie, a chłopczyk bawił się od czasu do czasu bransoletkami zawieszonymi na jego nadgarstkach.
          - Tatusiu - zawołał piskliwym głosem. - Dlaczego dorośli ludzie boją się wampirów? Przecież jesteś dobry.
          - To bardzo skomplikowane, Naruto - odparł mężczyzna. - Bo wiesz, ludzie boją się tego, co wydaje im się być inne.
          - " Inne " ?
          - Tak. Nie potrafią zrozumieć Potomków Nocy. Łatwiej jest ich nie lubić, niż spróbować się zaprzyjaźnić.
          Chłopiec skrzywił się i stwierdził:
          - Dorośli są głupi.
          Jego ojciec roześmiał się szczerze i pocałował go w czubek głowy.

*******
          Naruto po raz kolejny przewrócił się na bok w swoim łóżku. Od kilku godzin starał się ułożyć w wygodnej pozycji, ale bezustannie coś mu przeszkadzało - to koszula nocna ciągle się zadzierała, to kołdra zsuwała się z materaca, albo jakaś sowa zbyt głośno huczała. Skierował wzrok na zegar ścienny i wypatrzył w mroku, że wskazówki wybiły północ. Nie wiedział dlaczego, ale ta godzina zawsze kojarzyła mu się z czymś upiornym i sprawiała, że włoski na karku się unosiły. Zacisnął powieki i błagał w myślach, aby w końcu zmorzył go sen. Niestety zbyt wiele spraw przewijało się przez jego głowę, aby mógł tak po prostu zasnąć. Tysiące pytań łączyły się i zderzały, a wspomnienia powracały. Na każde z nich próbował znaleźć odpowiedź, ale im był bliżej prawdy tym bardziej mu ona umykała. Jak to się stało, że on, zwykły lekarz uratował przed śmiercią wroga swojej rasy, narażając tym samym siebie na pewną karę? Jak to możliwe, że akurat na progu jego posiadłości znalazł się ranny wampir? Dlaczego w tej chwili nie może zmrużyć oka, bo ciągle zastanawia się, czy Sasuke pozostał w jego domu i dlaczego tak bardzo martwi się jego stanem? I najważniejsze: czy te wydarzenia mają związek z jego ojcem?
          Westchnął głęboko i zwrócił głowę w stronę oszklonej ściany. Malował się za nią piękny, a równocześnie przerażający krajobraz. Dzięki temu, że przestał padać deszcz na nocnym niebie kłębiły się jedynie nieliczne, czarne chmury. W ich objęciach znajdował się pełny księżyc, rzucający blady blask na gęste lasy. Od czasu do czasu przelatywały nad nimi chmary nietoperzy oraz pojedyncze ptaki, między którymi blondyn rozpoznał znienawidzone przez siebie sowy oraz kruki. 
          - To będzie długa noc - szepnął i zrzucił z siebie kołdrę.
          Zastanawiał się, czy Potomek Nocy ciągle znajduje się w jego posiadłości. Stwierdził, że chociaż na to pytanie uda mu się znaleźć odpowiedź. Wstał z łóżka i wyszedł boso z pokoju. Przemykał w ciemności przez długie korytarze, przypominając wyglądem ducha. Znał na pamięć rozkład pomieszczeń, więc nawet bez świecy udało mu się dotrzeć na parter. Cicho zakradł się do łuku, oddzielającego hol od salonu i przyjrzał się pomieszczeniu. 
          Początkowo myślał, że kruczowłosy musiał odejść, ponieważ sofa była pusta, jednakże na wszelki wypadek spojrzał dalej i dostrzegł swojego pacjenta. Stał tyłem do niego i wpatrywał się w szybę okna. Był ubrany jedynie w czarne spodnie, które Naruto przyniósł mu zeszłym razem, więc niebieskooki mógł w pełni przyjrzeć się jego sylwetce. Zaokrąglone biodra, wąskie ramiona i wyrzeźbione łopatki sprawiały, że Sasuke w żaden sposób nie przypominał krwiożerczej istoty, jaką przedstawiali ludziom władcy Lenoi. Według lekarza bardziej wyglądał on, jak anioł, któremu zabrakło skrzydeł. Wrażenie to pogłębiał fakt, że Potomek Nocy stał w blasku księżyca, a jego włosy odbijały granatowe refleksy. Oprócz tego dostrzegł, że wampir trzyma w dłoniach fotografię i co kilka sekund na nią spogląda, po czym znów przenosi wzrok na szkło. 
          Po chwili zastanowienia Naruto postanowił, że dotrzyma towarzystwa swojemu gościowi. Nie miał ochoty na kolejny atak z jego strony, gdyby niespodziewanie wszedł do pokoju, dlatego chrząknął znacząco. 
          - Nie musisz dawać mi do zrozumienia, że tu jesteś - powiedział spokojnie Sasuke. - Usłyszałem twoje kroki, kiedy byłeś w sąsiednim pomieszczeniu.
          Blondyn zmarszczył brwi i wślizgnął się do salonu.
         - Jak to możliwe? - spytał. - Nie mam butów i chodzę po marmurze. Odgłos moich stóp jest niemal niedosłyszalny.
          - Nie dla mnie. Wampiry zawsze mają wyostrzony jeden ze zmysłów. W moim przypadku jest to słuch. Jeśli się postaram to z łatwością mógłbym dosłyszeć uderzenia motylich skrzydeł. Twoje kroki nie są dla mnie problemem. 
          - Wybacz. Nie wiedziałem - odparł Naruto, a jego głos zabrzmiał, jak u skarconego dziecka.
          - Dość mało wiesz, jak na pół-wampira - Sasuke obrócił twarz w stronę swojego rozmówcy, a jego oczy płonęły krwistą czerwienią. - Sądziłeś, że się nie domyślę?  
          Niebieskooki gwałtownie pobladł, dzięki czemu kolor jego skóry zlewał się barwą z nocną koszulą. Nerwowo zacisnął pięści, jednocześnie starając się uspokoić oddech. Szkarłatne spojrzenie kruczowłosego sprawiało, że jego żołądek fikał koziołka, serce przyspieszało, a klatka piersiowa poruszała się arytmicznie. 
          - Okłamałeś mnie - warknął czarnowłosy.
          - Nie... - wyszeptał blondyn i pokręcił przecząco głową. - Mówiłem prawdę. 
          - Powiedziałeś, że jesteś człowiekiem. 
          - Bo jestem! - wykrzyknął, łapiąc się za głowę. Usiadł na pobliskim fotelu, po czym ukrył twarz w dłoniach. - Jestem człowiekiem! Nikim więcej!
          - Dlaczego boisz się to przyznać? 
          - Bo zbyt wiele osób zginęło przez to, jaki jestem, rozumiesz?!
          Naruto rzucił mu bolesny wzrok i z trudem powstrzymał łzy, które kłębiły się w kącikach jego oczu. Na ten widok twarz Sasuke złagodniała, lecz tęczówki ciągle pozostawały czerwone.
          - Nie martw się - rzekł spokojniej. - Podczas pełni księżyca oczy Potomków Nocy zawsze mają taką barwę. Kiedy wstanie słońce odzyskają swój naturalny kolor. - Oparł się plecami o parapet i skrzyżował ręce na piersiach. - Obawiałem się, że możesz być jednym ze szpiegów Łowców. Czasem wykorzystują uległe pół-wampiry - darują im życie, a oni w zamian mają dostarczać im wiadomości o pełnokrwistych wampirach lub wydawać ich na śmierć. Podejrzewałem, że spróbowałeś wzbudzić moje zaufanie, aby móc wydobyć ze mnie potrzebne informacje, a potem oddać mnie w ręce wojowników. Z tego powodu od razu cię zaatakowałem. Byłem pewny, że pod presją powiesz mi całą prawdę. Jednak widzę, że nie mam się czym obawiać. Nie jesteś jednym z nich. 
          Blondyn odetchnął z ulgą.
          - Przestraszyłeś mnie - powiedział z urazą. - Myślałem, że mnie zamordujesz.
          - Nie skrzywdzę mojego wybawcy, ale nie sądzisz, że należą mi się wyjaśnienia? W twoich żyłach płynie krew ludzka i wampirza, a nie TYLKO ludzka. 
          Naruto wbił puste spojrzenie w posadzkę. Wcisnął plecy w oparcie fotela i nerwowo skubał palcami materiał koszuli.
          - Kiedy się domyśliłeś?
          - Przypuszczałem to już, gdy zszywałeś moje rany. Wypadła ci igła. Znalazłeś ją w zupełnej ciemności. Masz wyostrzony wzrok, a twoje zejściu tutaj bez świecy tylko to potwierdziło. Na dodatek kolor twoich oczu jest niespotykany wśród mieszkańców Lenoi. Tutejsi ludzie nie mają niebieskich tęczówek. Zdarzają się nieliczne wyjątki, ale są to barwy wyblakłe. Twoje są natomiast o głębokim, błękitnym odcieniu. Takie spojrzenia są domeną Potomków Nocy. Jesteś lekarzem, a wyglądasz na nie więcej niż osiemnaście lat.
          - Mam dwadzieścia cztery. 
          - Jesteś moim rówieśnikiem - Uśmiechnął się Sasuke. - Wyglądasz tak, ponieważ wampiry starzeją się w zwolnionym tempie.
          - Jesteś spostrzegawczy - zauważył blondyn. - Nie spodziewałem się, że tak prędko to zrozumiesz.
          - Potrafię dostrzec rzeczy, które innym umykają. W czasach wojny muszę być ostrożny. Nie darzę zaufaniem każdej napotkanej osoby. 
          - Przynajmniej polegasz na swoich bliskich, a ja nie ufam już nikomu.
          Kruczowłosy przyjrzał mu się z uwagą.
          - Dlaczego? - spytał. - Skazujesz samego siebie na samotność.
          - Zdaję sobie z tego sprawę - Naruto przyciągnął kolana do piersi i oparł na nich głowę. Skierował wzrok na twarz swojego rozmówcy. - Moja mama była piękną kobietą. Pełną gracji, eleganci i pewnego rodzaju drapieżności. Nic dziwnego, że zakochali się w niej dwaj mężczyźni. Jeden z nich był człowiekiem, drugi wampirem. Rywalizowali o nią latami, aż w końcu wybrała Potomka Nocy. Byli kochającą się parą. Przydarzyła im się miłość, jak z bajki, a ja jestem jej owocem.
          - Ich dzieckiem?
          Blondyn potwierdził skinieniem głowy.
          - Niestety tamten człowiek wpadł w szał, gdy dowiedział się, że moja matka związała się z wampirem i urodziła syna. Wydał jej miejsce zamieszkania Łowcom, którzy włamali się do naszego domu. Miałem wtedy dopiero kilka tygodni. Jak pewnie sam wiesz, każdy kto utrzymuje stosunki z wampirem skazywany jest na śmierć. Moja mama została stracona, ale  tata zdołał uciec razem ze mną. Wyjechaliśmy do innego miasta. Uwolniliśmy się od przeszłości i zaczęliśmy wieźć nowe życie. Wiedziałem, że jest wampirem, ale każdemu dziecku życzę takiego taty, jakiego ja miałem. Był wspaniały. Pełen dobroci. Starał się zastąpić mi całą rodzinę i wykonał swoje zadanie. Dla mnie piłował kły, przycinał włosy, aby wyglądać, jak człowiek, a nie wampir. Jednak pewnego dnia, ktoś dowiedział się, że jest Potomkiem Nocy. Nie wiem, kim był, ale sprawił, że Łowcy znów pojawili się w naszym domu. Tata ukrył mnie w krzewach na podwórzu, a sam dał się złapać wojownikom, aby odciągnąć ich ode mnie. Pamiętam, jak strasznie go katowali. Cały chodnik był w jego krwi. Ostatni raz widziałem go, kiedy wyprowadzili go poza posiadłość. 
          - Zginął?
          - Mam nadzieję, że nie. Raz miałem pewnego rodzaju sen, jakby wizję...Widziałem go w myślach, jak uciekał lasem, trzymając jakąś księgę w rękach. Może było to zwykłe przywi...
          - " Wizję "? - przerwał mu Sasuke i rzucił swojemu rozmówcy zdziwione, zszokowane spojrzenie. - Jak się czułeś, gdy ją miałeś?
          Naruto wzdrygnął się, widząc reakcję swojego pacjenta. Podrapał się po głowie, starając się znaleźć odpowiednie słowa.
          - Jakbym był w innym świecie. Jakby moja dusza wyszła z ciała i oglądała z góry ucieczkę mojego ojca.
          Kruczowłosy szeroko otworzył usta, ale nie wypowiedział ani słowa. Zamiast tego podszedł do fotela, na którym siedział blondyn i zbliżył twarz do jego oczu. Wpatrywał się w przerażone tęczówki lekarza, który odczuwał na swoich ustach jego zimny oddech.
          - Sasuke...Co ty...? - szeptał zszokowany chłopak.
          - Jesteś Telepatą - powiedział czarnowłosy, a jego ton wypełniony był podziwem.

*******
          Itachi nie wiedział, czy jeszcze znosi fizyczne męki na Ziemi, czy też w piekle. Balansował na granicy rzeczywistości i jawy, co chwilę tracąc i odzyskując przytomność. Gdy kolejny raz otworzył zakrwawione powieki znów zobaczył gromadę Łowców, otaczających go półkolem. Wszyscy z nich trzymali różnorodne narzędzia tortur - metalowe pręty, którymi bili go w każdą część ciała, cienkie odłamki drewna, które wsuwali mu pod paznokcie, czarne bicze, którymi wyrywali kawałki mięsa z jego pleców, a nawet pochodnie, którymi podpalali jego skórę. Aktualnie przyczepili połamane ręce do zardzewiałych łańcuchów, które zawieszone były na suficie, a nogi przykuli do posadzki, za pomocą mosiężnych zatrzasków. Zerwali z niego wszystkie ubrania i od kilku godzin znęcali się nad wampirem, aby wydobyć  potrzebne informacje. Choć czerwona substancja zmieszana ze łzami spływała aż z jego twarzy po kostki nóg, Itachi nie odpowiedział na żadne pytanie swoich oprawców. Krzyczał, płakał, błagał o śmierć, ale nie powiedział nic, co mogłoby zagrozić jego podwładnym.
          Kiedy jeden z Łowców miał ponownie uderzyć go w klatkę piersiową, drzwi do celi się otworzyły i stanęła w nich majestatyczna postać dojrzałej kobiety. Jej długie, blond włosy opadały na zieloną suknię, której głęboki dekolt podkreślał jej obfity biust. Gdy tylko wykonała krok w pomieszczeniu, wszyscy wojownicy przyłożyli pięści do serc i krzyknęli chóralnie:
          - Chwała królowej Tsunade!
          Władczyni zignorowała ich gest i stanęła kilka centymetrów przed Potomkiem Nocy. Chłopak nieznacznie uniósł głowę i spojrzał prosto w brązowe oczy blondynki.
          - Czy jestem...aż tak ważny...że sama królowa...mnie odwiedziła? - wyszeptał niemal bezdźwięcznie.
          - Nie schlebiaj sobie - odparła szorstko. - Doszły mnie słuchy, że moi Łowcy od kilku godzin się tobą zajmują, ale dalej nie wyciągnęli z ciebie żadnej istotnej informacji. Dlaczego to robisz, wampirze? Dlaczego się opierasz? Jeśli odpowiesz na moje pytanie, puszczę cię wolno.
          Itachi uśmiechnął się drwiąco.
          - Twoje słowa...są warte tyle...co śmieci w kubłach...
          Tsunade z całej siły uderzyła go w policzek, przez co przegryzł sobie język. Wypluł na podłogę kolejną porcję krwi, lecz po chwili znów spoglądał prosto w tęczówki kobiety.
          - Nie prowokuj mnie, bo nie chcę cię tak szybko zabić - powiedziała ostrzegawczo. - Wystarczy jedna odpowiedź, abyś był wolny. Chcesz dalej znosić te męki, czy powrócić do swojego dawnego życia?
          - Oboje wiemy...że nawet...jeśli odpowiem...to i tak...mnie zabijesz... - wycharczał Itachi.
          - Słuszne twierdzenie - Uśmiechnęła się sadystycznie. - Ale możesz przynajmniej sprawić nam przysługę przed śmiercią. Podaj nam położenie Kolonii, wampirze.
          - Nigdy.
          - Niech tak będzie - Rozłożyła wymownie ręce. - Jeden wampir w tą, czy w tą nie stanowi dla nas różnicy. Złapiemy kolejnego, który nam ulegnie. Wytępimy was wszystkich, jak robactwo. Stworzymy piękny, prawdziwy, dobry świat, a nie żerowisko dla drapieżników takich, jak wy.
          Chłopak nerwowo zacisnął zęby.
          - Nie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka! Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija! Nie ma dobra, które na nią pozwala! * - wykrzyknął ostatkami sił.
          - Ale wy nie jesteście ludźmi. Jesteście niczym i zginiecie, jak nic.
          Tsunade odwróciła się na pięcie i wzięła do ręki jeden z prętów, który podał jej podwładny Łowca. Zamachnęła się, po czym z całej siły uderzyła nim w głową wampira.
          
* cytat z "U nas, w Auschwitzu..." autorstwa Tadeusza Borowskiego

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, ostatnio miałam strasznie mało czasu dla siebie i niestety przez kilka następnych tygodni rozdziały będą prawdopodobnie pojawiały się raz na dwa tygodnie. Mam teraz sezon na sprawdziany, kartkówki i prezentacje, które zajmują mi całe dnie, ale już niedługo ferie świąteczne, potem zimowe, więc napewno notki będą pojawiać się częściej. Wszystkie blogi, które obserwuję i na których pojawiły się nowe wpisy odwiedzę jutrzejszego dnia.

Troszeczkę się przeziębiłam, dlatego też nie jestem pewna, jak wyszedł 4 rozdział "Serca mroku". Mam nadzieję, że Wam się spodobał i czekam na Wasze opinie.

Przy okazji pragnę podziękować wszystkim czytelnikom za tak duże zainteresowanie moim blogiem. Strasznie się cieszę, że jest coraz więcej komentarzy oraz osób obserwujących mój projekt. Jest to dla mnie wspaniałym napędem do działania, tak więc dziękuje Wam z całego serca i do następnego razu:)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

piątek, 2 listopada 2012

"Serce mroku"~Rozdział 3


W którym słychać trzask kości...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Naruto wił się w uścisku wampira, który z każdą chwilą go pogłębiał. Wpatrując się wściekle czerwonymi oczami w twarz blondyna, czarnowłosy syknął groźnie. Mocniej zacisnął kościste palce na szyi swojej ofiary, wbijając w jego skórę dłuższe paznokcie. Błękitnooki za wszelką cenę starał się wyrwać Potomkowi Nocy - próbował oderwać od siebie jego rękę, lecz mimo uderzeń wampir nawet nie cofnął dłoni, a jedynym ruchem, jaki wykonał było przybliżenie twarzy do policzka Naruto.
          Blondyn zamarł, gdy odczuł na swojej skórze zimny oddech. Jego oczy zaszkliły się łzami, a w obolałym gardle pojawiła się gula, nie pozwalająca nabierać powietrza. Był pewny, że nie da rady odepchnąć napastnika i za kilka sekund nastąpi koniec jego życia - wampir rozszarpie mu tętnice i pożywi się krwią. Chciał krzyknąć, błagać o pomoc, ale strach sparaliżował całe jego ciało, pozostawiając go na łasce Potomka Nocy. 
          Kiedy kruczowłosy wyciągał drugą rękę w stronę szyi chłopaka, aby pozbawić go możliwości ruchu, wrzasnął głośno i niespodziewanie puścił Naruto, który od razu odskoczył od sofy przeraźliwie przy tym kaszląc. 
          Gdy udało mu się rozmasować zaczerwienione miejsce, a także nabrać powietrza w płuca, spojrzał z wyrzutem na wampira. Zastanawiał się, co mogło go skłonić do nagłego zaprzestania ataku. Początkowo blondyn nie zrozumiał, z jakiego powodu jego kat leżał w nieruchomej pozycji, z szeroko otwartymi ustami, przypominając tym rybę wyciągniętą z wody. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł strużkę krwi, spływającą z rany na jego klatce piersiowej. No tak, nie zdążyłem jej zaszyć pomyślał Naruto. Skaleczenie musiało się ponownie otworzyć, gdy próbował mnie poddusić.
          Blondyn wykorzystał sytuację i prędko wstał z podłogi. Choć szyja ciągle go bolała, rzucił się w stronę wampira i wskoczył okrakiem na jego nagi brzuch, aby uniemożliwić mu tym dalsze ataki.
          Mimo bólu, brunet ponownie obnażył kły i starał się zrzucić z siebie natarczywego chłopaka. Na szczęście Naruto był przygotowany na tę okoliczność i w porę złapał nadgarstki czarnowłosego,  unosząc jego ręce za głowę. W takiej pozycji Potomek Nocy nie stanowił już dla niego tak wielkiego zagrożenia, lecz ciągle wysuwał ostrzegawczo kły, które w połączeniu z jego szkarłatnymi tęczówkami nadawały mu upiornego wyglądu.
          Po kilku minutach walki ciemnooki w końcu dał za wygraną i zastygł w bezruchu. Choć przestał się wyrywać i zrzucać z siebie blondyna, ciągle syczał i pluł. Naruto dyszał ciężko, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Walczył ze swoim pacjentem krótką chwilę, ale czuł, iż zaczynają opuszczać go siły. Wiedział, że wampiry są potężne i nieustępliwe, ale nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Potomka Nocy, którego zdecydował się uratować. Nie musiał tego robić - mógł równie dobrze, jak każdy inny człowiek zostawić wampira na swoim progu lub też poinformować o tym oddział Łowców. Udzielając mu pomocy naraził samego siebie na niebezpieczeństwo, przez co zachowanie ciemnookiego dogłębnie nim wstrząsnęło. Starał się zrozumieć jego motywy - znalazł się w obcym domu z nieznaną osobą, lecz z drugiej strony zastał go, gdy ten opatrywał jego rany. Blondyn był wyrozumiały, ale jego zrozumienie miało jakieś granice, które czarnowłosy zaczął już przekraczać. Irytacja Naruto z każdą sekundą zmieniała się we wściekłość, która wybuchła, gdy wampir splunął mu między oczy.
          Blondyn mocniej ścisnął ręce swojego pacjenta i wrzasnął:
          - Gdybym chciał twojej zguby, to zostawiłbym cię na pastwę Łowców! W deszczu, krwawiącego i przemarzniętego!
          Gniew malujący się dotąd na twarzy bruneta zastąpił wyraz zdziwienia i niezrozumienia. Wpatrywał się zaskoczonym spojrzeniem w zmarszczone brwi chłopaka, aż schował kły, a jego tęczówki odzyskały ciemną barwę.
          - Co? - spytał półszeptem. 
          - To, co słyszysz! - warknął rozwścieczony Naruto. - Uratowałem ci życie! Ochroniłem cię! Zaryzykowałem własnym zdrowiem, a ty plujesz mi w twarz i próbujesz udusić?! Powinienem zostawić cię na progu mojego domu!
          Potomek Nocy otworzył szeroko usta, a jego oczy przybrały wielkość dorodnych pomarańczy. Spoglądał na swojego opiekuna nieufnym wzrokiem, aż w końcu rozluźnił  napięte ciało. Ostre spojrzenie blondyna musiało go przekonać do prawdziwości jego słów, ponieważ zaprzestał także ciągłego plucia i syczenia. Nawet rysy jego twarzy stały się łagodniejsze, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w spokojniejszym rytmie. Niestety ciężar Naruto coraz bardziej dawał mu się we znaki, dlatego też spróbował przybrać wygodniejszą pozycję, lecz jęknął głośno, ponieważ rozcięcie na piersiach znów się otworzyło. Kolejne krople krwi spłynęły z jego skaleczenia, barwiąc śnieżnobiałą sofę czerwonym kolorem.
          Blondyn, spoglądając na grymas bólu, który pojawił się na twarzy ciemnookiego złagodniał i rozluźnił uścisk rąk. 
          - Muszę zająć się tą raną - rzekł spokojniej. - Straciłeś już zbyt dużą ilość krwi. Kolejne utraty mogą być dla ciebie niebezpieczne. 
          Nie czekając na jego odpowiedź, zeskoczył z ciała wampira, po czym podniósł przewrócony taboret i na nim usiadł. Wytarł oplutą twarz ręcznikiem, po czym z ciągle zirytowaną miną przystąpił do opatrywania skaleczenia. 
          Kiedy ułożył dłonie na klatce piersiowej Potomka Nocy i zaczął odkażać skaleczenie, ciemnooki zwrócił wzrok w jego stronę.
          - Wampiry - Przełknął ślinkę. - Mają zawsze zimną skórę. Bez względu na to, jaka jest temperatura, mamy chłodne ciała. Jedynie podczas gorączki, nasze czoła robią się gorące. Twoje dłonie są ciepłe...jesteś człowiekiem.
          Naruto niechętnie skinął głową.
          - Owszem - odparł obrażonym tonem. - W przeciwieństwie do wampirów potrafię się zachować. Może to zdradza, że należę do innej rasy.
          Był pewny, że swoimi słowami zdoła urazić bruneta, lecz ten nie wydał się obruszony. 
          - Nie chciałem cię zaatakować - Uciekł wzrokiem w dalszą część pokoju. - Myślałem, że...że chcesz mnie...
          - Zabić? - podsunął jego rozmówca.
          Ciemnooki potwierdził rzucając mu wymowne spojrzenie. Blondyn westchnął głęboko.
          - Rozumiem - stwierdził. - Straciłeś przytomność na progu nieznanej posiadłości, a potem obudziłeś się w towarzystwie nieznanego człowieka, w nieznanym domu. Potrafię pojąć twoje zachowanie, ale nie musiałeś od razu się na mnie rzucać. W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem mniej odporny na ból. 
          - Przepraszam - odparł ze skruchą czarnowłosy. - Byłem pewny, że próbowałeś wyrządzić mi krzywdę tak, jak inni ludzie.
          Naruto oderwał wzrok od rany, którą skończył oczyszczać.
          - Nie wszyscy są tacy, jak myślisz - Sięgnął po igłę oraz nić chirurgiczną. - Nawet nie wiesz, ilu ludzi jest zmęczonych wojną. Wielu z nas nie jest do was wrogo nastawionych. To para królewska sieje propagandę na temat tego, jak bardzo nienawidzimy wampirów, a chyba sam wiesz, że propaganda ma niewiele wspólnego z prawdą. 
          - Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że królowa i król Lenoi, tak jak i ich wojska koloryzują zarówno nasze, jak i wasze zachowanie. Jednakże - Westchnął ciężko. - nigdy nie spotkałem człowieka, który nie chciałby skrzywdzić wampira. Jesteś pierwszym przedstawicielem twojej rasy, który wyciągnął dłoń do Potomka Nocy. 
           - Ludzi takich, jak ja jest więcej niż myślisz - odparł blondyn i przystąpił do nawlekania nici. Niestety jego dłonie tak bardzo drżały, że igła wyślizgnęła mu się z palców i z cichym brzękiem upadła na podłogę. - Cholera - mruknął i schylił się by odnaleźć swoje narzędzie. Choć w pokoju panował gęsty półmrok, rozpraszany jedynie przez blask świec, blondyn bez problemu ją odnalazł. 
          Wyczyścił igłę i po kolejnym podejściu nareszcie udało mu się nawlec nić i zacząć zaszywać ranę.
          Gdy w skupieniu zajmował się ostatnim skaleczeniem wampira, ciemnooki nie odrywał od niego wzroku. Badawczo przyglądał się niebieskim tęczówkom chłopaka oraz pracy jego  dłoni.
          - Właściwie, dlaczego mi pomagasz? - spytał.
          - Jestem lekarzem. Moim obowiązkiem jest ratowanie każdego istnienia.
          Kruczowłosy uniósł brew.
          - Więc robisz to tylko dlatego, że pomoc należy do kanonu twojego zawodu?
          Naruto pokręcił przecząco głową, lecz nie udzielił odpowiedzi.
          - Więc dlaczego? - dopytywał wampir.
          - Nie potrafię tego wyjaśnić. Czuję, że muszę ci pomóc, ale nie wiem, z jakiego powodu.
          - Wiesz, tylko nie chcesz powiedzieć.
          Blondyn na sekundę zatrzymał zaszywanie rany i spojrzał w głębie czarnych oczu swojego pacjenta.
          - Robię to, ponieważ dawno temu znałem innego wampira. Wiem, jacy jesteście i wiem też, że niczym nie przypominacie istot, które opisują władze Lenoi. Wpajają ludziom, że Potomkowie Nocy to mroczne, krwiożercze stwory, pragnące jedynie ludzkiej krwi. Nie wierzę w to, że tacy jesteście. 
          - Tamten wampir musiał być ci bardzo drogi, skoro mimo wojny nie jesteś do nas wrogo nastawiony.
          - Był - przyznał błękitnooki i powrócił do zszywania rany. Spuścił głowę w taki sposób, że włosy zakryły mu niemal całą twarz i ukryły wilgotne oczy. - Nauczył mnie miłości, współczucia i wrażliwości. 
          - Takie cechy to w dzisiejszych czasach prawdziwa rzadkość - zauważył brunet. - Jesteś dość...niezwykły.
          - "Niezwykły"? - powtórzył pytająco Naruto.
          - A nie? Pomagasz, chronisz, nie zabijasz.  Gdybym trafił na kogoś innego, to pewnie byłbym już zamknięty w lochach twierdzy, albo już bym nie żył - Przymknął oczy w zamyśleniu. - O tak...jesteś niezwykły.
          - Mam na imię Naruto. Nie "niezwykły" - Uśmiechnął się lekarz. - Ale schlebia mi, jak mnie tak nazywasz.
          - Prawdziwa skromność - Zaśmiał się czarnowłosy. - Jestem Sasuke Uchiha. 
          Blondyn zakończył zszywanie rany i odłożył narzędzia na ławę, po czym założył na rozcięcie solidny opatrunek. Ostatni raz przebadał ciało swojego podopiecznego, aby mieć pewność, że nie pominął żadnego skaleczenia. Choć brunet leżał zupełnie nagi, nie przeszkadzało mu spojrzenie Naruto, które mierzyło go od palców stóp, aż po czubek głowy.
          - Opatrzyłem wszystkie twoje rany - poinformował niebieskooki. - Na razie powinieneś leżeć. Nie wiem, czy szwy się nie rozejdą, więc nie ryzykuj wstawaniem. 
          - Nie mogę tu dłużej zostać - odparł stanowczo Sasuke. - Mam wiele spraw do załatwienia.
          - Wychodząc teraz na dwór wyrządzisz przysługę jedynie Łowcom, którzy od razu cię wytropią. Nie masz siły nawet przespacerować się po pokoju, a tym bardziej przed nimi uciekać. 
          - Zatrzymasz mnie siłą?
          - Nie - Pokręcił głową Naruto. - To ty jesteś panem swojego życia. Jeśli chcesz je stracić - droga wolna. Nie będę cię tu przetrzymywał. Jednakże, jako lekarz radzę ci leżeć i się stąd nie ruszać, chyba że pragniesz wybrać się na ten lepszy świat. To twoja decyzja.
          Po tych słowach blondyn wyszedł z salonu, a po chwili do niego wrócił, niosąc w rękach kupkę ubrań oraz błękitny koc. 
          - Jeśli zdecydujesz się opuścić mój dom, ubierz się w nie - Położył odzież na wysuniętym taborecie. - To ubrania, które są na mnie za duże, więc na tobie będą leżeć jak ulał. Jesteś wyższy i lepiej zbudowany. 
          - Co zrobiłeś z moimi starymi rzeczami? - spytał ostro Sasuke.
          - Spaliłem je. Były całe we krwi, więc i tak już do niczego by ci się nie przydały. Ale nie martw się - wyciągnąłem z nich zdjęcie - Wskazał ruchem głowy na czarno-białą fotografię, leżącą na skraju ławy.
          Czarnowłosy odetchnął z ulgą i rzucił zasmucone spojrzenie w stronę kartki papieru, odbijającej blask świec. Naruto okrył całe jego ciało bawełnianym kocem, po czym posprzątał swoje narzędzia chirurgiczne i wziął w rękę rozpalony świecznik.
          - Jestem już zmęczony - powiedział, zakrywając usta w szerokim ziewnięciu. - Pójdę się położyć. Jeśli będziesz czegoś potrzebował to znajdziesz mnie na wyższym piętrze. Natomiast jeśli tej nocy odejdziesz z mojego domu, to od razu chciałbym się z tobą pożegnać.
          - Jestem twoim dłużnikiem, Naruto - wyszeptał Sasuke. - Dziękuje za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, niezwykły człowieku.
          Blondyn uśmiechnął się subtelnie i wyszedł z salonu. Jego serce biło przyspieszonym rytmem, a oddech stał się niespokojny. 
          Od kilku lat nie przebywał w towarzystwie żadnego wampira. Ostatnim Potomkiem Nocy, z jakim przyszło mu żyć pod jednym dachem był jego ojciec, który mimo tego, że należał do innej rasy, nauczył swojego syna ludzkich odruchów. Choć od kilku lat go nie widział, doskonale pamiętał błękitne tęczówki swojego taty, jego życzliwe spojrzenie oraz szeroki uśmiech. Teraz, gdy spotkał Sasuke wszystkie wspomnienia z jego dawnego, spokojnego życia uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Przez głowę blondyna przewijały się zapamiętane obrazy - przypominał sobie, jak trzymał rękę swojego ojca, gdy był małym chłopcem. Pamiętał, jak jego tata zamykał go w swoich ramionach, kiedy tylko miał ku temu okazję i doskonale pamiętał, kiedy widział go po raz ostatni. Słyszał jego krzyk. Słyszał, jak jego tata wywoływał jego imię. Widział oczami wyobraźni gromadę Łowców. Widział krew, barwiącą ulicę. 
          Naruto złapał się za głowę i oparł się plecami o ścianę. Odetchnął głęboko, po czym gwałtownie zamknął oczy. Nabierał oddech w płuca i wypuszczał go nozdrzami, aby odegnać od siebie traumatyczne wspomnienia.
          - Nie myśl o tym - szepnął. - Nie myśl o tym. To przeszłość. To tylko przeszłość...Musisz zapomnieć.
          Po kilku minutach zaczął wspinać się po schodach. Czuł, że tej nocy nie uda mu się zmrużyć oka.

*******

          Po ciele Itachiego przeszedł silny dreszcz. Wampiry nie odczuwały zimna tak, jak ludzie. Były na nie bardziej wytrzymałe i odczuwały chłód jedynie wtedy, gdy temperatura spadała poniżej kilkudziesięciu stopni mrozu, kiedy były ciężko ranne albo powolnie umierały. Długowłosy otworzył oczy, lecz nie dostrzegł żadnych kształtów. Otaczała go jedynie bezkresna ciemność. Odkrył, że leży na nierównej, kamiennej posadzce, a jego czuły węch wykrył w powietrzu zapach stęchlizny, świeżej ziemi oraz moczu. Skrzywił się i ledwo powstrzymał wymioty - połączenie tych trzech zapachów doprowadzało go do granic wytrzymałości. Z trudem się pohamował i starał się podnieść do pozycji siedzącej.
          Kiedy w końcu udało mu się dźwignąć zdał sobie sprawę, że boli go każda część ciała, jednakże najbardziej dokuczał mu tył głowy. Przyłożył dłoń do potylicy i syknął cicho, kiedy pod wpływem dotyku odczuł kolejną falę cierpienia. Pod palcami wykrył lepką ciecz. Przystawił rękę do nosa i powąchał zagadkową substancję.
          - Krew - powiedział niemal bezdźwięcznie. - Rozbili mi głowę...
          Po dłuższej chwili jego oczy przyzwyczaiły się do mroku, dzięki czemu mógł lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Dziękował w duchu, że wampiry, niczym koty potrafiły widzieć w ciemnościach, lecz w przeciwieństwie do zwierząt ich tęczówki musiały się do tego przygotować. Itachi zdał sobie sprawę, że siedzi zupełnie sam w zamkniętej celi. Z trzech stron otaczały go ściany, wykonane z żelaznych prętów, a za plecami miał kamienny mur. Zauważył, że w sąsiednich pomieszczeniach przesiadują dziesiątki Potomków Nocy. Odróżniał ich od siebie jedynie wiek, lecz łączyły liczne rany, rozcięcia, a nawet braki kończyn. Większość z nich leżała bezwładnie w swoich celach, a ich klatki piersiowe już się nie unosiły. Szczury, biegające wśród prętów korzystały z okazji i podgryzały już martwe ciała. Itachi przystawił dłoń do ust, aby zdusić krzyk. Nie raz oglądał czyjąś śmierć, ale nigdy nie widział tak bestialskich mordów, jakich dopuścili się ludzie. Już wiedział, gdzie się znajduje. Lochy...pomyślał. Lochy twierdzy Metrisundu. Rzucił zaszklone spojrzenie w prawą stronę, gdzie nastoletni wampir leżał w kałuży krwi. Itachi podciągnął się na rękach w jego stronę i miał już się do niego odezwać, gdy odkrył, że chłopak nie żyje od kilku dni. Jego szeroko otwarte, puste oczy wpatrywały się wprost w zapłakaną twarz długowłosego.
          - Mój lud... - zaszlochał. - Moi poddani...wszyscy umierają.
          Oparł głowę o żelazne pręty i pozwolił swoim łzom swobodnie płynąć. Zamknął oczy, aby nie oglądać otaczającej go masakry. Jedyną rzeczą, jaka go w tej chwili pocieszała był fakt, że ocalił swojego młodszego brata od podobnego losu. 
           Nagle do jego uszu dotarł głośny pisk. Itachi w ułamku sekundy uniósł powieki i rzucił przerażone spojrzenie w stronę, z której dobiegał go odgłos. Ujrzał przedstawiciela Łowców, trzymającego w dłoni rozżarzaną pochodnię oraz  stojącego w otwartej bramie. Cały strach oraz przerażenie długowłosego przemieniły się w nieopisany gniew. Groźnie obnażył kły, a jego tęczówki spowił krwisty kolor.
          - Mordercy! - wrzasnął przeraźliwie.
          - I mówi mi to zwierzę, żywiące się krwią - odparł ironicznie wojownik. - Teraz pójdziesz ze mną albo dobrowolnie, albo wyciągnę cię stąd za włosy. Wybieraj.
          - Wolę od razu umrzeć niż gdziekolwiek z tobą pójść, zabójco!
          - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
          Barczysty mężczyzna powolnie wszedł do wnętrza celi i zbliżył się w stronę Potomka Nocy, który coraz głośniej warczał i wtulał się w pręty. Wiedział, że nie ma siły walczyć z Łowcą i miał nadzieję, że ten przestraszy się jego wyglądu oraz odgłosów. Niestety wojownik jedynie odrzucił w bok celi pochodnię, która po uderzeniu o ziemię od razu zgasła i rzucił Itachiemu sadystyczny uśmiech.
          Kiedy stanął krok od niego, długowłosy wcisnął się plecami w ścianę i mocniej wyszczerzył kły. Łowca przyklęknął obok niego na jedno kolano i spojrzał głęboko w  czerwone oczy wampira, po czym brutalnie złapał go za ręce na wysokości łokci. Potomek Nocy za wszelką cenę starał się wyrwać, lecz mężczyzna coraz mocniej ściskał jego ciało. 
          Nagle przewrócił go na posadzkę i z całej siły wygiął jego ramiona pod nienaturalnym kątem. Itachi krzyknął głośno, zagłuszając w ten sposób trzask łamanych kości. Chłopak wrzeszczał z bólu, kiedy jego oprawca puścił już bezwładne ręce i chwycił go za włosy.  Pogwizdując spokojną melodię, Łowca wywlekł go z celi, wyrywając przy tym kolejne kosmyki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, mam dla Was kilka wiadomości.

Rozdział miał pojawić się wcześniej, lecz niestety trafiła mnie choroba, tak więc dopiero dziś opublikowałam nowy rozdział "Serca mroku". Jest on dłuższy niż zeszły wpis. Jest w nim trochę niejasności, ale w następnym rozdziale wszystkie zagadki zaczną się rozwiązywać. Mam nadzieję, że wpis Wam się spodobał i czekam na Wasze opinie.

Przedwczoraj miałam urodziny i w tym dniu postanowiłam zacząć wiele rzeczy od nowa. Można nawet powiedzieć, że chcę zacząć nowe, lepsze życie, ponieważ zeszły rok nie był dla mnie zbyt łaskawy. Zaczęłam od zmiany wizerunku - przefarbowałam włosy, za tydzień będę miała okulary, ale także chcę poprawić się w pisaniu. Posty na blogu będą pojawiały się teraz raz na tydzień lub dwa tygodnie, ponieważ nad każdym z nich chcę ciężej pracować. Będę bardzo się starać, aby rozdziały były jeszcze lepsze, jeszcze bardziej ciekawe.

Planuję także zmienić szablon bloga. Wiem, że checkmate-yaoi ma kilka tygodni, ale wymyśliłam nowy, ciekawszy wygląd. Na pewno nie zrealizuję tego planu w tym miesiącu, ale mam nadzieję, że w czasie przerwy świątecznej, w dniach po Bożym Narodzeniu uda mi się stworzyć nową grafikę.

Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu dla siebie dlatego wszystkie blogi mogę komentować ze sporymi opóźnieniami.

Korzystając z okazji, dziękuje wszystkim czytelnikom bloga za Wasze komentarze, e-maile itp. Wasze opinie naprawdę mi pomagają i zachęcają do kontynuowania działalności blogowej. Bardzo się cieszę, że coraz więcej osób wypowiada się pod wpisami i dzieli się własnymi przemyśleniami. Oby tak dalej:)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~