poniedziałek, 30 grudnia 2013

One-shot Sasuke i Naruto


"Bezsilny" - część 1
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
         Kiedy człowiekowi towarzyszy cierpienie, anioł śmierci staje za jego plecami. Rozłożywszy czarne skrzydła, przykłada ostrze kosy do jego gardła, czekając, aż sam pozwoli, by naciąć mu skórę. Jednakże, może zadecydować o własnym losie - zezwolić, aby dusza opuściła ciało lub prowadzić dalsze życie na Ziemi. Lecz, gdy wybierze drugie rozwiązanie, w osamotnieniu nie zdoła wyrwać się z objęć upiora. Istnieje siła, która potrafi pokonać zjawę z zaświatów, połamać jej broń, po czym chwycić dłonie ofiary i wyciągnąć ją z odmętów rozpaczy. Ta potęga to druga osoba, ofiarująca swoje serce, nie pozostające obojętne na cudzą mękę.  
    
*******
         
          Westchnąłem głęboko, opierając plecy o drewnianą ramę łóżka. Przyciągnąłem kolana do piersi i ułożywszy na nich podbródek, intensywnie wpatrywałem się w mrok, który skąpał moją sypialnię. Po dłuższej chwili dostrzegłem krańce skromnych mebli, obrazów, zdobiących ściany, aż moje spojrzenie padło na lekko przekrzywiony, elektryczny zegar zawieszony nad drzwiami. 
           - Dochodzi północ - mruknąłem, z trudem hamując potężne ziewnięcie. Szczerze powiedziawszy, byłem wykończony pięcioma dniami nauki, jednak wiedziałem, że tej nocy nie uda mi się zasnąć. Nie miałem sił, by wstać, rozebrać się, wziąć kąpiel i ponownie się położyć. Niespotykany paradoks - zbyt zmęczony, aby funkcjonować, ale równocześnie za bardzo zdenerwowany, żeby odpocząć...
           Nie musiałem podchodzić do lustra, by wiedzieć, że wyglądem przypominam postać żywcem wyjętą z realiów horroru: z opuchniętymi, zaczerwienionymi oczami, popękanymi ustami, wilgotnymi policzkami i zmierzwionymi włosami, ubrany w wymięty, szkolny mundurek i niechlujnie otoczony wąskim, błękitnym kocem. 
          Z jednej strony cieszyłem się, że moi rodzice na kilka dni wyjechali i zostawili mnie samego w domu - nie chciałbym, aby kiedykolwiek zobaczyli swojego syna w stanie, w jakim aktualnie się znalazłem. Zaczęliby pytać, co się stało, czy coś mnie boli, ktoś może mnie skrzywdził... Martwiliby się i nie odpuściliby do czasu, aż bym im wszystko wyjaśnił. Mama pewnie by mnie przytulała, tata otaczałby ramieniem i oboje zapewnialiby, że mogę powiedzieć im o wszystkim, każdym problemie, jaki mam. Ufałem im - wiedziałem, iż bez względu na to, co bym przeskrobał wysłuchaliby mnie, a potem spróbowaliby pomóc, kiedy większość rodzicieli załatwiłoby sprawę krzykiem, przemową lub karą w stylu odebrania kieszonkowego albo ograniczenia czasu użytkowania komputera. Moi byli inni i dziękowałem losowi, że zesłał mi tych kochanych ludzi. Jednakże, dzisiaj nie miałem ochoty na zwierzenia - gdyby tylko mnie podpytali, dlaczego zachowuję się i wyglądam tak, a nie inaczej, z pewnością zaniósłbym się płaczem. Przy okazji śmiertelnie bym ich wystraszył, bo rzadko roniłem łzy - z reguły maskowałem ból uśmiechem. Tylko przy Sasuke naprawdę się otwierałem - chciałem, by mówił mi o swoich emocjach, więc sam dzieliłem się z nim własnymi uczuciami. Skoro oczekiwałem, że będzie ze mną szczery, także powinienem być uczciwy, prawda? W końcu zarówno przyjaźń, jak i miłość to relacje dwustronne - nie można tylko brać, ale również trzeba coś dawać. Przez wszystkie lata naszej znajomości, niczego od niego nie wymagałem - wychodziłem z założenia, że on bardziej mnie potrzebuje. W rzeczywistości tak było - opiekowałem się nim, troszczyłem, chroniłem, ponieważ wiedziałem, że ma w sobie więcej smutku i cierpienia niż cała moja rodzina razem wzięta. Robiłem wszystko, by móc oglądać jego uśmiech i sprawić, aby stał się szczęśliwy. Kochałem go i całkowicie mu się oddałem, ale teraz to ja go potrzebowałem. Jedyną rzeczą, jakiej pragnąłem, to zobaczyć go w tej chwili w swojej sypialni, móc dotknąć, poczuć jego obecność albo przynajmniej dostać SMS-a, dzięki któremu wiedziałbym, że żyje i nic mu nie grozi.
           Tymczasem byłem sam, pogrążony w nocnych ciemnościach. Do moich uszu nie dochodził żaden ludzki głos ani dzwonek telefonu - słyszałem jedynie wycie wiatru oraz szum gałęzi drzew. Zamiast trzymania w ramionach ciepłego ciała chłopaka, ściskałem krańce poduszki, z nadzieją wpatrując się w wyświetlacz komórki. Liczyłem, że może za chwile rozbłyśnie i odbiorę połączenie albo przynajmniej odczytam wiadomość, którą przesłał Sasuke. Niestety, im dłużej wpatrywałem się w ciemny element urządzenia, wiara zupełnie mnie opuszczała.
           Westchnąłem głęboko, przegryzając wargę.
          - Może warto spróbować jeszcze jeden raz - powiedziałem, by dodać sobie odwagi. Ku mojemu rozczarowaniu zabrzmiałem, jakbym nie wierzył, iż sytuacja, w której się znalazłem, może się jeszcze zmienić. 
          Jednak, mimo braku przekonania, sięgnąłem po telefon, który dotąd spokojnie spoczywał na blacie nocnej szafki. Przez drżenie dłoni z trudem go odblokowałem, po czym odnalazłem odpowiedni numer i z lękiem przystawiłem urządzenie do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Rozłączyłem się, kiedy ponownie połączyłem się z pocztą głosową. Cały dzień próbowałem się z nim skontaktować - dzwoniłem, pisałem - żadnej odpowiedzi.
          Odrzuciłem komórkę w dalszą część łóżka, czując, jak pod półprzymkniętymi powiekami ponownie zgromadziły się łzy. Błyskawicznie starłem je wierzchem dłoni. Nie chciałem więcej płakać. Miałem już wystarczająco wysoką gorączkę, a oczy bolały mnie, jakby ktoś z premedytacją nasypał w nie piasku. Jednak, mimo moich usilnych starań, krople potoczyły się po policzkach. Walka z własnymi odczuciami nie ma sensu - i tak się z nimi przegra, dlatego też poddałem się, schowałem twarz w dłoniach i pozwoliłem im swobodnie płynąć.
          Sasuke nie przyszedł dziś do szkoły. W jego przypadku opuszczanie zajęć było niespotykanym zjawiskiem. Robił to tylko wtedy, gdy pozostawał w szpitalu lub ojciec tak dotkliwie go pobił, że chłopak nie zdołał zakryć siniaków na twarzy - nie chciał pozwolić, by ktokolwiek z nauczycieli odkrył, co naprawdę dzieje się w jego domu. Wielokrotnie mu powtarzałem, iż powinien komuś o tym powiedzieć i poszukać pomocy u osób, które zajmują się przemocą w rodzinie. Mimo mojego namawiania, Sasuke sprzeciwiał się wyjawieniu prawdy dorosłym. Bał się, że mogliby rozdzielić go z Itachi'm, a także ze mną, gdyby został odebrany ojcu i trafił do ośrodka znajdującego się w innym mieście. Po części miał rację - Fugaku z pewnością trafiłby za kratki, a opieka nad Sasuke mogłaby nie zostać przyznana jego starszemu bratu - Itachi był dla niego wspaniałym, kochającym członkiem rodziny, ale ojciec także go maltretował. Sąd mógłby stwierdzić, że przez to może nie być zdolny do zajmowania się młodszym chłopakiem. Do tego miał niestabilną pracę - często zostawał po godzinach, a zarobek, który otrzymywał ledwo wystarczał na opłaty. Rozumiałem obawy Sasuke, ale obaj wiedzieliśmy, że bez pomocy z zewnątrz sytuacja obu braci się nie zmieni. Szanowałem jego decyzję i choć się z nią nie do końca zgadzałem, nie mogłem zmusić go do zwierzeń względem urzędników. Sam, kiedy znalazłbym się na jego miejscu, pewnie także bym się na to nie odważył  - gdybym miał zostać od niego odseparowany, wolałbym już znosić wiecznie pijanego ojca niż siedzieć w przytułku, gdzie nie miałbym nikogo bliskiego.
          Sasuke wielokrotnie powtarzał, że wysokie wyniki w nauce są jego jedyną szansą na opuszczenie domu i rozpoczęcie nowego, lepszego życia. Tylko dzięki nim mógłby dostać się na studia i zdobyć wymarzony zawód, ponieważ nie mógł sobie pozwolić na opłacanie uniwersytetu. Traktował oceny poważnie i każdego roku brał udział w licznych konkursach, w których sprawdzał swoje umiejętności, a jednocześnie wygrywał prestiżowe nagrody. Przez to miał telefon, a także komputer z dostępem do internetu. Inaczej byłby prawdopodobnie odcięty od elektroniki. Każdą swoją nieobecność traktował jak zagrożenie dla osiągnięcia celu i spełnienia marzeń.
       Chodziliśmy do tej samej klasy i grupy językowej, przez co zaczynaliśmy i kończyliśmy lekcje o identycznych godzinach. Rano spotykaliśmy się pod moim domem - przychodził po mnie i razem szliśmy do liceum. Byłem zszokowany, gdy dziś wyszedłem za bramę i... nigdzie go nie zobaczyłem. Stwierdziłem, że może się spóźni. Czekałem dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut... na próżno. Za każdym razem wysyłał wiadomość lub dzwonił, żebym na niego nie czekał. Tym razem... niczego nie dostałem. Miałem złe przeczucia. Zamiast na pierwszą lekcję, pobiegłem do jego domu. Pukałem w drzwi, okna, ściany... nikt nie otworzył. Zrezygnowany, powlokłem się do szkoły. Cały dzień się martwiłem. Dzwoniłem do niego na każdej przerwie... nie odbierał, a na wiadomości nie odpisywał. Po zajęciach znów odwiedziłem jego mieszkanie. Podobnie jak rano, w oknach było ciemno... nie zaproszono mnie do środka, bo budynek był opuszczony.
          Można by pomyśleć, że za bardzo dramatyzuję. Sam bym tak sądził, gdyby nie okoliczności, które wskazywały, iż musiało wydarzyć się coś złego. Miesiąc temu starszy brat Sasuke miał wypadek samochodowy. Jechał z trojgiem swoich kolegów, wśród których był pasażerem. Wracali z imprezy urodzinowej, jednak ich kierowca nie pił, pozostali byli zaledwie leciutko podchmieleni, a Itachi całkowicie trzeźwy - od kiedy jego ojciec stał się alkoholikiem, chłopak miał wewnętrzną odrazę do każdego rodzaju napojów wysokoprocentowych. Gdy tylko ktokolwiek proponował mu wypicie trunku, stanowczo odmawiał - nie chciał stać się takim potworem jakim został Fugaku. Tamtego dnia drogi były oblodzone, padał śnieg, który ograniczał widoczność. Wpadli w poślizg i uderzyli w pobliskie drzewo, które pod wpływem zderzenia złamało się i upadło na dach samochodu, doszczętnie go wgniatając. Wszyscy zginęli na miejscu z wyjątkiem Itachi'ego, który w krytycznym stanie trafił do szpitala. Od czasu wypadku, jego stan z dnia na dzień się pogarszał. Leżał w śpiączce i nic nie wskazywało na to, by mógł się wybudzić. Dodatkowo, stracił prawą nogę, która została całkowicie zmiażdżona. Lekarze musieli ją amputować, ponieważ obumarła kończyna groziła wdarciem się gangreny, która mogłaby przedostać się w dalsze części organizmu. Sądzili, że wtedy jego zdrowie ulegnie poprawie. Niestety, ich działania nie przyniosły pożądanych rezultatów - mimo zabiegu, chłopak słabnął. 
          Pamiętam zachowanie Sasuke, gdy dowiedział się o wypadku swojego starszego brata. Miał zamiar zostać na noc w moim mieszkaniu. Kiedy poprawialiśmy łóżko, by ułożyć się do snu, odebrał telefon ze szpitala. Po rozłączeniu, przez dłuższą chwilę stał w bezruchu. Gwałtownie pobladł, z trudem nabierając powietrze w płuca. Całe szczęście, że stałem blisko niego - zdążyłem go złapać, nim runął na posadzkę z powodu omdlenia. Gdy zdołał się ocknąć, był w szoku - wpatrywał się pustym wzrokiem w wyznaczony punkt na przeciwległej ścianie, a po jego policzkach bezgłośnie spływały łzy. Leżał skulony na materacu, wbijając paznokcie w przedramiona, na których pozostawały bladoróżowe oraz czerwone pręgi. Minął dłuższy okres czasu zanim zdołałem go uspokoić i wydobyć, co się wydarzyło. Kiedy dowiedziałem się o wypadku poczułem, jakby w serce wbiło się tysiące ostrych odłamów szkła, które rozrywały moją duszę na drobne kawałki. Nie znałem Itachi'ego tak dobrze, jakbym tego chciał. Spędzałem z nim niewiele czasu, a mimo to miałem wrażenie, że stałem się wrakiem człowieka - prawie nie jadłem, nie spałem, ciągle myślałem o nim i Sasuke. Skoro ja odchodziłem od zmysłów, choć Itachi był dla mnie zaledwie znajomym, kolegą, przez co musiał przechodzić jego młodszy brat? Nie mogłem sobie wyobrazić, jak musi się czuć mój przyjaciel. Życie wystarczająco go skrzywdziło śmiercią matki, maltretowaniem ze strony ojca i głodowaniem. Mimo to, Sasuke wcześniej potrafił się uśmiechać, cieszył się z najmniejszych rzeczy, drobnych gestów, na które inni ludzie nawet nie zwracają uwagi. Natomiast, po tym, jak Itachi trafił do szpitala, kąciki jego ust więcej się nie podniosły. Zamiast tego, oczy zaczęły wylewać morza łez. Stał się jeszcze szczuplejszy, mniejszy, przez co miałem wrażenie, że mógłbym go skrzywdzić najdelikatniejszym dotykiem. Fugaku, dowiedziawszy się o wypadku syna, zaczął pić jeszcze więcej. Zamiast opiekować się Sasuke, zrobił się agresywniejszy, znacznie bardziej niebezpieczny. Z tego powodu zaproponowałem mojemu przyjacielowi, by się do mnie przeprowadził. Nie mogłem pozwolić, by mieszkał pod jednym dachem z szaleńcem, psychopatą, który go w końcu zakatuje. Sasuke nie chciał przyjąć mojej pomocy. Ciągle mówił, że już za dużo dla niego zrobiłem, że nie chce mnie wyzyskiwać, bo czuje się, jakby na mnie żerował. Zapewniałem go, iż nie ma racji. Nigdy nie czułem się nim obciążony. Chciałem się o niego troszczyć z własnej woli. 
          Mimo moich próśb, nie przyjął propozycji, ale udało nam się pójść na kompromis - w swoim domu jedynie sypiał, natomiast u mnie spędzał pozostały czas. Dzięki temu bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Na początku, tuż po wypadku, miał myśli samobójcze. Taktownie zacząłem przekazywać mu więcej uczuć, czułości, których najmocniej potrzebował. Nieśmiało splatałem nasze dłonie w ciasny węzeł, delikatnie go przytulałem, aż odważyłem się także od czasu do czasu cmokać go w czoło lub we włosy. Gdy razem leżeliśmy na łóżku, wtulał twarz w moje serce, a ja otaczałem go ramionami, jakbym chciał być jego tarczą przed wszelkimi smutkami.   

*******
          Wyszedłem z kuchni mojego mieszkania, niosąc dwa, kolorowe kubki, wypełnione po brzegi gorącą, mleczną czekoladą. Starając się nie wylać napoju, ostrożnie przeszedłem korytarz, wspiąłem się po schodach na wyższe piętro domu,  po czym udałem się do sypialni.
          Gdy po wielu próbach wreszcie udało mi się otworzyć drzwi (do czego wykorzystałem pracę zębów, a następnie głowy), mój wzrok natychmiast podążył na obszar łóżka, gdzie zastałem Sasuke. Chłopak, otoczywszy swoje ciało bawełnianym kocem, przybrał pozycję tureckiego siadu. Pogrążony we własnych myślach, musiał nie zauważyć mojego powrotu, gdyż z boleśnie zaciśniętymi ustami przyglądał się swoim nadgarstkom - wychudzonym, poobijanym, na których widniały szramy, pozostawione przez żyletkę. Najwidoczniej sam, podobnie jak ja, dziwił się swojemu zachowaniu - przez wszystkie lata, ojciec - w przypływie "alkoholowej" agresji - urządzał awantury. Wielokrotnie obrażał, wyzywał i poniżał swoich synów, lecz nigdy wcześniej jego słowa tak bardzo nie zadziałały na Sasuke, by złapał za ostre narzędzie  i wyrządził sobie krzywdę. Wielokrotnie powtarzał, że cięcie się mu nie pomoże, bo dlaczego cierpienie za sprawą czyjejś głupoty miałoby komukolwiek ulżyć? Mówił, ìż nie posunie się do zniszczenia swojego ciała. Pod tym względem nie miałem powodu, by się o niego niepokoić - nawet nie przeszło mi przez myśl, by Sasuke mógł cokolwiek sobie zrobić. Niestety, po raz kolejny uległem złudzeniu własnych, naiwnych przekonań, które uśpiły moją czujność. Minęły trzy tygodnie od czasu wypadku Itachi'ego. Przez wiele dni, Sasuke się niemal nie odzywał, a ja nie przymuszałem go do rozmowy - wiedziałem, że nie ma na to ochoty i będąc w swoim towarzystwie, milczeliśmy. Ucieszyłem się, gdy po pewnym czasie znów do mnie mówił. Liczyłem, że ten pierwszy krok, który wykonał, poprawi jego samopoczucie i z godziny na godzinę było coraz lepiej. Dalej martwił się o swojego brata i wyglądał jak cień człowieka, ale przynajmniej znów był na mnie otwarty, a także zaczął ponownie angażować się w naukę. Choć było to trudne, starał się skupiać swoje myśli wokół informacji zawartych w podręcznikach i zeszytach - odrabianie lekcji odrobinę odciągało jego uwagę od ponurych przemyśleń. Nie dziwiłem się, że coraz częściej chował się wśród książek - potrzebował odpoczynku od rzeczywistości, a one mu ją dawały. Przeciętny człowiek pewnie by się rozzłościł, gdyby jego przyjaciel bezustannie czytał i oddawał się lekturze nawet podczas wspólnych spotkań. Lecz mnie to nie przeszkadzało - mogłem siedzieć i patrzeć, jak jego wzrok błądzi wśród kartek. Zawsze wtedy myślałem, że Sasuke powoli wraca do siebie - niewiele jadł, nie sypiał, ale starał się znaleźć jakieś zajęcie, a to naprawdę dużo, zważywszy na stan, w jakim się znalazł tuż po wypadku. Gładziłem jego włosy, szepcząc: "wszystko się ułoży". Obaj w to wierzyliśmy i wszystko wskazywało, że moje słowa się sprawdzą. Jednakże, mówi się, iż gdy w życiu idzie nam za dobrze, ostatecznie coś pójdzie nie tak, jakbyśmy tego chcieli. W przypadku Sasuke, katastrofą okazał się Fugaku. Wczorajszego wieczoru - jak codzień - wrócił nietrzeźwy do domu. Sasuke nie zdążył uciec do pokoju, nim ojciec wdarł się do mieszkania - przygotowywał kolację i nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi. Od progu, pijany mężczyzna rozpoczął swoją tyradę - rzucał obraźliwe określenia pod adresem młodszego syna, a gdy zastał go w sąsiednim pokoju powiedział coś, czego mój przyjaciel nie zdołał puścić w niepamięć - "szkoda, że razem z Itachi'm i jego koleżkami nie zdechłeś w samochodzie". Sasuke zalał się łzami i wybiegł z kuchni. Kiedy przedzierał się przez wyjście, zdołał jeszcze oberwać w plecy talerzem z kanapkami, które przygotowywał. Gdy znalazł się we własnym pomieszczeniu, zamknął drzwi na klucz, po czym chwycił za żyletkę.
          Zatrzymałem się w pół kroku, utkwiwszy wzrok w ranach chłopaka. Na szczęście ciął płytko - jedynie skaleczył skórę, która pobieżnie zdążyła się zasklepić. Jednak, bez względu na to czy zagrażały jego zdrowiu, czy też były zaledwie malutkimi rozcięciami, Sasuke - mój ukochany, a równocześnie najlepszy przyjaciel, zadał sobie ból przez zimnokrwiste bydlę, które sam z wielką przyjemnością zadusiłbym gołymi rękami. Patrząc na jego nadgarstki, nie mogłem znieść faktu, że do tego dopuściłem. Może, gdybym był ostrożniejszy, chłopak by nie ucierpiał. Teraz mogę tylko zgrzytać zębami z gniewu i pozwalać, by sumienie mnie gnębiło. Zasłużyłem.
          Westchnąłem głęboko, po czym wykonałem chwiejny krok do przodu. Nieświadomie postawiłem stopę na trzeszczącej desce podłogi, której pisk skutecznie wyrwał Sasuke ze snucia dalszych przemyśleń. Chłopak błyskawicznie wsunął dłonie pod koc, po czym przeniósł spojrzenie na moją twarz. Za każdym razem, gdy jego ciemne tęczówki się we mnie wpatrywały, miałem wrażenie, że niespodziewanie całe moje ciało ogarnia przyjemne ciepło. Szcerze mówiąc, uwielbiałem jego oczy - choć czarne, zawsze miały łagodny wyraz i tliły się w nich maleńkie, wesołe iskierki. Dodatkowej urody dodawała mu delikatna, kszkarłatna poświata, która odbijała się od kruczych kosmyków  - promienie zachodzącego słońca wpadały przez szybę okna i rzucały czerwone światło na głowę chłopaka. Uroku nie odejmował mu nawet bladofioletowy siniak, widniejący pod lewą powieką.
          Sasuke posłał w moją stronę czarujący uśmiech, który natychmiast dodał mi odwagi. Odwzajemniłem gest, po czym usiadłem przy jego boku - tak blisko, iż stykaliśmy się ze sobą ramionami i udami.
          - Proszę - powiedziałem, wręczając mu kubek napoju, który został ozdobiony różnorodnymi, jaskrawymi wzorkami. W internecie przeczytałem, że człowiek lepiej się czuje, gdy otaczają go kolory. Nie wiem czy to udowodniona prawda, ale postanowiłem spróbować, by go rozweselić.
          - Czekolada?
           Twierdząco pokiwałem głową. Z wielką radością przejął naczynie i wypił solidny łyk, po czym obdarzył mnie spojrzeniem, które sprawiło mi większą przyjemność niż gdyby podziękował słownym sposobem.
           - Słyszałem, że jest wspaniałym lekarstwem na smutki - wyjawiłem.
          Sasuke wyraźnie sposępniał, kiedy okrycie zsunęło się z jego rąk i ponownie ukazało zaczerwienione rozcięcia.
          - Nie mogę sobie wybaczyć, że... że cię przed tym nie uchroniłem - szepnąłem, spuszczając wzrok, który dotąd błądził po okaleczonej skórze chłopaka. - Gdybym lepiej nad tobą czuwał, nigdy by do tego nie doszło.
          - Naruto. - Chwycił moją dłoń, splatając nasze palce w ciasny węzeł. - Zbyt wiele od siebie oczekujesz. Zawsze, od momentu, gdy poznaliśmy się w piaskownicy, opiekowałeś się mną. Nigdy nie czułem się osamotniony, bo ciągle przy mnie byłeś jak prawdziwy anioł stróż. Jednak chronienie mnie przede mną samym, wykracza poza twoje możliwości i nie chcę, byś kiedykolwiek obwiniał się za rzeczy, które spowodowałem.
          - Zadałeś sobie ból, bo nie pomyślałem, że zechcesz zastąpić cierpienie psychiczne męką fizyczną.
          - Łudziłem się, że słowa ojca przestaną mnie ranić, kiedy krew popłynie po skórze. Liczyłem, iż odwróci moją uwagę i to zdanie nie będzie dźwięczeć mi w głowie. Niestety, jego nienawiść wobec mnie nie zelżeje nawet, gdy znajdę się cal od śmierci, prawda? Szkoda, że tak późno to zrozumiałem.
           Próbowałem sobie wyobrazić, jakbym się czuł, gdyby mój tata potraktował mnie w podobny sposób. Choć mam bujną wyobraźnię, nie potrafię ukształtować w głowie obrazu mężczyzny, który by na mnie krzyczał, bił i na każdym kroku udowadniał, iż mnie nie kocha. Wiem, że mój ojciec zasłoniłby mnie własnym ciałem przed niebezpieczeństwem i umarłby z uśmiechem na ustach, jeśli dzìęki temu zdołałby mnie ocalić. A rodzic Sasuke sam wepchnąłby go pod koła rozpędzonej ciężarówki. Aż się włos jeży na głowie.
          Przeniosłem wzrok na twarz chłopaka i dostrzegłem, że w kącikach jego oczu zgromadziły się łzy. Bez zastanowienia odłożyłem kubek na nocną szafkę, po czym otuliłem go ramionami i przytuliłem do swojej sylwetki. Sasuke ułożył głowę na moim ramieniu, zaciskając palce na materiale mojej koszuli. Nie upłynęła minuta, kiedy poczułem słone krople, które w zastraszającej szybkości moczyły moje ubranie, a obszar pokoju wypełnił cichy szloch.
          - Tylko ty trzymasz mnie jeszcze przy życiu - wyznał Sasuke, na co poczułem, że moje tęczówki zwilgotniały, a po policzku spłynęła samotna łza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Witajcie kochani :)

Dziś prezentuję Wam pierwszą część one-shotu pt."Bezsilny". Według moich planów, będą jeszcze dwa wpisy, dotyczące tej historii, lecz ich ilość może się zwiększyć, ponieważ dochodzą mi nowe pomysły. Mam nadzieję, że najnowsza notka Wam się spodobała. Następna powinna się pojawić w pierwszych tygodniach stycznia i prawdopodobnie będzie to rozdział "Serca mroku".

W zakładce "Spis opowiadań" pojawiła się zapowiedź nowego opowiadania SasuNaru  pt."Sidła przeszłości". Wszystkich zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z opisem historii. Prolog ukaże się, kiedy "Bezsilny" zostanie zakończony.

Wszystkim czytelnikom oraz autorom blogów życzę udanego sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

czwartek, 19 grudnia 2013

"Serce mroku" ~ Rozdział 16


W którym płyną łzy Telepaty...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Sierp księżyca, widniejący na nocnym niebie, obrzucał bladym światłem niewielką posiadłość, której ściany przenikał przeraźliwy, dziecięcy krzyk. W sypialni, znajdującej się na drugim piętrze budynku, stała skromna, drewniana kołyska. Pod licznymi kocykami, leżał w niej mały, złotowłosy chłopczyk, którego kosmyki przyklejały się do zapłakanych policzków. Zmęczonymi, opuchniętymi oczami wpatrywał się w sufit, który - podobnie jak pozostały obszar pokoju - skąpany był w ciemnościach. Nerwowo wymachiwał nóżkami i rączkami, zrzucając przy tym chłodny opatrunek, leżący na jego czole i mający za zadanie obniżyć gorączkę.
         Minato stał pochylony nad rozpaczającym maluchem, wściekle zaciskając dłonie na barierkach kolebki. Podbródek i ramiona mężczyzny potężnie drżały, kiedy spod powiek ponownie wypłynęły łzy i potoczyły się wzdłuż twarzy. Gdy wrzask Naruto powtórnie odbił się od ścian komnaty, Namikaze osunął się na kolana, tracąc równowagę. Zaniósł się gwałtownym płaczem, przyciskając czoło do oparcia i czując, że opuszczają go dotychczasowe siły. Nie wiedział, co powinien zrobić, jak się zachować, kiedy jego syna pogrążała choroba. Był sam, opuszczony, w obcej osadzie pełnej nieznanych ludzi. Mieszkał w miasteczku od tygodnia, gdy to wycieńczony i zrozpaczony decyzją Rady Księżyca wyjechał z Kolonii, decydując się na wykorzystanie ostatniej deski ratunku - zwrócenia się o pomoc do swego przyjaciela, Sasori'ego, który mimo tego, iż był człowiekiem, wspierał wampiry. Kiedy czerwonowłosy ujrzał blondyna, z przemarzniętym i wygłodniałym dziecięciem na rękach, pozostawił mu dom, ale - by nie przykuwać uwagi miejscowej ludności - odszedł z Enduru. Z tego powodu, Minato czuł się opuszczony, co pogłębiał fakt, iż Łowcy, wyjątkowo dotknięci ucieczką Telepaty, wyznaczyli nagrodę za dostarczenie im jego głowy. Nie miał odwagi wyjść na ulicę - musiał zaczekać aż sprawa przycichnie, gdyż przypadkowy przechodzień mógłby go rozpoznać i doprowadzić do niego wojowników. Poprzednim razem utracił żonę, którą bestialsko zamordowali. Nie przeżyłby, gdyby także odebrali mu ukochanego synka. Przez to nie miał możliwości skorzystania z usług miejscowego lekarza - nie zdziwiłby się, gdyby medyk, który niegdyś przysięgał bronić życia, własnoręcznie zabiłby jego i Naruto tylko po to, by zyskać obiecane złoto. Dodatkowo, w posiadłości, mimo usilnych starań, Namikaze nie odnalazł lekarstw ani ziół, które ukróciłyby mękę dziecka. Jedyne, co mógł zrobić, to chłodne okłady, w zamierzeniu zbijające temperaturę oraz modlenie się do wszystkich, znanych bóstw - może choć jedno zdecydowałoby się wysłuchać jego próśb.
          - Rodzice nie powinni grzebać własnych dzieci - wyszeptał, ocierając rękawem koszuli zamglone tęczówki.
          Z trudem powstał z ziemi, wsłuchując się w rozdzierający głos chłopczyka. Gdy wyprostował obolałe plecy, przeniósł spojrzenie na twarz malca, przyglądając się jego błękitnym oczom - tak podobnym kolorem i kształtem do spojrzenia Telepaty, włosom o identycznym odcieniu, jakie posiadały kosmyki mężczyzny, zaciśniętym piąstkom, które Minato mógł schować we własnych dłoniach...
          Namikaze przeżył dwa stulecia. Pamiętał czasy, kiedy Potomkowie Nocy i ludzie żyli w harmonii. Jednak wcześniej, gdy miłość do człowieka nie była zagrożeniem, pomiędzy obiema rasami Minato nie odnalazł osoby, którą mógłby pokochać. Widział śmierć swoich dziadków, rodziców, braci i sióstr. Pozostał ostatnim przedstawicielem rodu aż nagle, niespodziewanie, na swojej drodze spotkał Kushinę. Dzięki niej, kobiecie o niebywałym temperamencie, a równocześnie delikatności i czułości, wampirza długowieczność przestała być dla blondyna przekleństwem, a stała się błogosławieństwem. Po wzięciu ślubu, który potajemnie odprawili w starodawnym obrzędzie Potomków Nocy, długi czas starali się o dziecko, mające być owocem ich wspólnej miłości. Pragnęli razem stać przy łóżeczku chłopczyka i trwając w swoich objęciach, wpatrywać się w jego uśmiechniętą buzię... A tymczasem Minato, w całkowitym osamotnieniu, czuwał przy kołysce swojego synka, którego usta wykrzywiały się w grymasie bólu.
          - Nasza przyszłość nie miała wyglądać w taki sposób, Naruto - stwierdził z goryczą, po czym uśmiechnął się ponuro. - Twoja mama odeszła, a obaj jej teraz potrzebujemy, ale wiesz - pogładził dłonią policzek chłopczyka, po czym złożył pocałunek na jego rozgorączkowanym czole. - Uczynię wszystko, aby ją zastąpić.
          Kiedy wargi mężczyzny odsunęły się od skóry dziecka, malec zaprzestał krzyku i płaczu - tylko wpatrywał się zaciekawionym spojrzeniem w twarz swojego taty, który otoczył go ramionami i wziął na swoje ręce. Naruto wtulił twarz w serce mężczyzny, przymykając powieki, jakby jego rytm kołysał go do snu. Nawet przez materiał bluzki, Minato odczuwał gorąc, jaki bił od czoła chłopczyka. Poczuł, że na myśl o chorobie malca, w kącikach oczu ponownie zgromadziły się łzy, lecz w porę zdołał nad nimi zapanować - zauważył bowiem, iż jego nastrój wyraźnie udziela się dziecku. Zamiast pozwoleniu łzom swobodnie płynąć, Namikaze nabrał w płuca okazałą ilość powietrza, po czym począł nucić starodawną kołysankę, jaką niegdyś wyśpiewywała mu jego matka. W pamięci mężczyzny zatarły się słowa pieśni - przypominał sobie, iż opowiadały historię ludzi oraz Potomków Nocy, nad których szczęściem i bezpieczeństwem czuwały gwiazdy, lecz nie potrafił dokładnie zrekonstruować tekstu utworu. Natomiast w jego głowie precyzyjnie zapisała się melodia - pełna głębokich, spokojnych dźwięków, która z łatwością potrafiła ukoić rozjuszone nerwy.
          Blondyn przechadzał się wzdłuż sypialni, z gracją wymijając zakończenia mebli, podczas gdy jego głos wypełniał obszar komnaty. Od czasu do czasu, kiedy malec niespodziewanie wykonał gwałtowniejszy ruch w jego ramionach, Minato przerywał pieśń, zastępując ją cichymi pocieszeniami oraz drobnymi pocałunkami. Zauważając, iż chłopczyk się uspokoił i ponownie przycisnął głowę do jego klatki piersiowej, mężczyzna wznawiał wyśpiewywanie kołysanki.
          Nagle zatrzymał się w pół kroku, przystając przed ubrudzoną szybą okna, na której zauważył zacieki pozostawione przez wczorajszy, rzęsisty deszcz. Dzięki swemu wyostrzonemu, wampirzemu spojrzeniu, mógł swobodnie przyglądać się nocnemu krajobrazowi - wysokim drzewom, które na tle granatowego nieba przypominały wyglądem nieruchomych wojowników, szykujących się do ataku, łagodnym wzniesieniom i opadaniom terenu, uśpionym domom miasteczka oraz opuszczonym ulicom. Cisza, jaka panowała wewnątrz osady wywoływała w nim niepokój - miał wrażenie, że przesadny spokój jest zapowiedzią rozpętania się chaosu. Wydawało mu się, iż za chwilę zjawi się szukający go oddział Łowców, który gwałtem wtargnie do budynków Enduru i przeszukawszy je od piwnicy po strych, odnajdzie go wraz z dzieckiem. "Z pewnością wyprowadziliby mnie na plac główny, odebrali syna i zamordowali na moich oczach, po czym dokonaliby mojej publicznej egzekucji" pomyślał, nerwowo zaciskając powieki.
          Kiedy komnatę wypełniła ostatnia nuta kołysanki, Minato z zaciekawieniem otworzył oczy, gdy do jego uszu dotarł dźwięk miarowego oddechu. Przeniósł wzrok na twarz Naruto z radością odkrywając, iż chłopiec zdołał zasnąć i od kilku minut musiał znajdować się świadomością w świecie dziecięcych marzeń. "Ciało najlepiej się regeneruje, podczas snu swego właściciela" rzekł w myślach mężczyzna, mając nadzieję, że po przebudzeniu stan chłopca się polepszy.
          Dopiero teraz, kiedy posiadłością nie wstrząsał już krzyk chłopczyka, Minato odczuł jak strasznie jest zmęczony - przenikliwy ból rozsadzał mu głowę, mięśnie dokuczały, jakby się poskręcały, ręce drżały, a nogi były ciężkie, jak gdyby wykonano je z ołowiu. Był wycieńczony psychicznie - męczyło go ciągłe ukrywanie swego istnienia i życia własnego syna, bezustannie egzystował w strachu - przed utratą Naruto, Łowcami, ponowną, desperacką ucieczką od śmierci. Nie wiedział czy dla niego oraz dziecka nadejdzie następny dzień - zawsze ktoś mógł włamać się do posiadłości i zamordować ich we śnie. Z tego powodu, Namikaze niemal nie sypiał - przymykał oczy na kilka minut, po czym podrywał się, biegł do okna i upewniał się, że alejami osady nie przechadzają się ludzcy wojownicy. Zdawał sobie sprawę, iż jego zachowanie jest bliskie histerii, jednak, gdy tylko spojrzał na swego synka, utwierdzał się w przekonaniu, że warto wykorzystać wszelkie możliwe środki ostrożności, aby móc zapewnić mu bezpieczeństwo.
          Mężczyzna oparł czoło o chłodną ścianę, której temperatura wpływała kojąco na nagły przypływ migreny.
          - Nie mam pojęcia, jak długo będę potrafił walczyć ze strachem - wyszeptał bezdźwięcznie, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.


*******    
         
          Gniewnym chodem, Minato przemierzał korytarze kryształowej twierdzy. Błyskawicznie pokonywał poszczególne zakręty i zręcznie przeskakiwał rzędy schodów, lecz od kiedy opuścił salę obrad stał się rozwścieczony i rozkojarzony, przez co nie potrafił odnaleźć drogi prowadzącej w stronę głównej bramy Emiburu. Niczym w labiryncie, błądził przejściami twierdzy, jednocześnie narzucając tempo, dzięki któremu Pełnia z trudem dotrzymywała kroku swemu panu. Wilczyca, wywieszając język, prędko dreptała przy nogach blondyna, od czasu do czasu zerkając granatowymi tęczówkami na twarz mężczyzny. Oczy Potomka Nocy na zmianę przybierały błękitny i szkarłatny odcień. Kiedy pod powiekami ponownie błysnął krwisty kolor, zwierzę z lękiem spuszczało wzrok, bowiem Minato nie należał do osób, które łatwo poddają się wpływowi gniewu. Spotkanie z Radą Księżyca musiało doszczętnie rozjuszyć jego nerwy, skoro wewnętrzna złość przekładała się na zewnętrzny wygląd. Pełnia nie lękała się swojego właściciela - od momentu, w którym zdecydował się nią zaopiekować, dobrze ją traktował - otaczał miłością i troską. Dbał, by nigdy nie zabrakło jej pożywienia. Pielęgnował futro, pazury i zęby wilczycy, a także twierdził, iż jest członkiem jego rodziny. Zwierzę, przyglądając się zachowaniu blondyna, martwiło się aspektem jego postępowania - gdy targały nim silne emocje, stawał się nierozważny. Podejmował pochopne decyzje, nie analizując ich prawdopodobnych skutków. Teraz, kiedy okazało się, że członkowie Rady Księżyca planowali wyciągnąć swoje szpony w stronę Naruto i zaangażować go w udział w między-rasowej wojnie, a Minato miał za zadanie dostarczenie Księgi Prawdy, musiał wystrzegać się lekkomyślnych postanowień i dokładnie przemyśleć najdrobniejszy szczegół własnych działań.
          Namikaze zacisnął pięści i nagle syknął z bólu, kiedy przypomniał sobie, iż kilka minut wcześniej, przy uderzeniu w kryształowy stół, dotkliwie zdarł skórę z palców dłoni. Świeże rany powtórnie się otworzyły, sprawiając, iż wzdłuż ręki Telepaty spłynęły cienkie strużki krwi. Na moment przystanął, po czym oparłszy plecy o ścianę, wciągnął w płuca okazałą ilość powietrza, następnie z głośnym świstem wypuszczając je nozdrzami. Zacisnął powieki, jednocześnie starając się opanować drżenie kolan, które niespodziewanie się pod nim ugięły. Runął na posadzkę, gryząc usta z cierpienia, jakiego dostarczały mu skaleczenia.
          Kiedy z ran przestała sączyć się szkarłatna ciecz, mężczyzna westchnął głęboko, pozwalając wilczycy troskliwie polizać się po twarzy. W podziękowaniu delikatnie się uśmiechnął i posłał Pełni uspokajające spojrzenie, na które odpowiedziała radosnym ruchem ogona.
          Minato gwałtownie spoważniał, gdy powrócił pamięcią do przebiegu obrad Rady Księżyca. W jego głowie odbijały się echem wypowiedzi członków zgromadzenia, ich sarkastyczne śmiechy i uwagi. Oczyma wyobraźni widział twarze Potomków Nocy, wykrzywione w pogardliwym grymasie, jakby za wszelką cenę próbowali mu udowodnić, że jest zaledwie figurą w grze, jaką prowadzą - nic nie wartą, którą mogą utracić i w żaden sposób nie zostaną dotknięci jej brakiem.
          - Jadowite żmije - mruknął pod nosem. - Każde wasze słowo jest przepełnione trucizną.
          Pokręcił głową z niedowierzaniem, przypominając sobie fragment spotkania, w którym wampiry poruszyły temat wykorzystania syna Telepaty do osiągnięcia własnych korzyści. Nie mógł uwierzyć, że tyle lat spędzonych na odizolowaniu od Naruto, by zagwarantować mu bezpieczeństwo, mogło pójść na marne przez zgraje rozkapryszonych urzędników. Celowo nie informował własnego dziecka o tym, że zdołał wydostać się z ludzkiej twierdzy i utrzymać się przy życiu. Choć ból rozrywał mu serce, gdy z ukrycia przypatrywał się jego błękitnym tęczówkom i czarującemu uśmiechowi, nie mógł się do niego zbliżyć - od dłuższego czasu czuł się obserwowany. Początkowo sądził, iż Łowcy wznowili swoje poszukiwania, ale po dzisiejszych obradach ma wrażenie, że to członkowie Rady Księżyca poruszali się jego śladami. Zawsze pragnęli go kontrolować, więc nie poczułby się zdziwiony, gdyby przypuszczenia okazałyby się mieć potwierdzenie w rzeczywistości. Lecz, jeżeli moje założenia są słuszne może to oznaczać, iż sam naprowadziłem ich na trop mojego dziecka, pomyślał z lękiem, głośno zgrzytając zębami. Coraz bardziej przekonany do prawdziwości swojej dedukcji, zmarszczył brwi. Jego kły gwałtownie się wydłużyły, a tęczówki wypełnił bordowy odcień. Odczuł, że robi mu się straszliwie gorąco, jakby powietrze wyraźnie zgęstniało i znacząco podniosło temperaturę. Na jego policzkach pojawiły się różane wykwity. Nie mógł złapać tchu - klatka piersiowa unosiła się i opadała w zabójczym rytmie, choć nie pobierała tlenu. Potrzebował wiatru, który owionąłby jego twarz i wypełniłby płuca.
           Z trudem powstał z posadzki, po czym puścił się biegiem wzdłuż korytarza. Zdezorientowana Pełnia przez kilka sekund wpatrywała się w miejsce, gdzie przed sekundą siedział jej pan, po czym głucho kłapnęła szczękami i popędziła za blondynem. Minato mknął przejściami Emiburu, obijając się o ściany i filary. Przez przyspieszony, płytki oddech, który dostarczał zbyt małą ilość tlenu, jego organizm prędko się męczył, o czym świadczyły kropelki potu występujące na czole mężczyzny. Zręcznie przeskoczył kolejne półpiętro schodów i pokonał ogromną, otwartą salę o kolistym kształcie, którą zdobiły rzeźby wampirów - wielkich odkrywców, uczonych i artystów. Po drugiej stronie komnaty dostrzegł pięć wejść do osobnych korytarzy, prowadzących w różne miejsca kryształowego pałacu. Zrozpaczony, nie wiedząc którą drogę powinien wybrać, by wydostać się na zewnątrz, miał ochotę wyskoczyć przez okno - byle tylko zaczerpnąć świeżego powietrza i odegnać od siebie natłok przerażających myśli. W głowie bezustannie powtarzał imię swojego syna, jakby miał nadzieję, że usłyszy jego odpowiedź. Niestety, nikt nie odpowiadał. 
          - Naruto - powiedział na głos, który odbił się echem od ścian pomieszczenia.
          Przez chwilę stał w miejscu, mając nieodparte wrażenie, że za chwilę się udusi. Pchany przeczuciem, ponowił bieg, kierując się w środkowe wejście. Początkowo gnał wąskim przejściem, przytłoczony blaskiem śnieżnobiałych ścian, aż nagle znalazł się w kolejnym pomieszczeniu - tym razem mniejszym, pozbawionym ozdób, zbudowanym na planie prostokąta. Kąciki ust mężczyzny nieznacznie się uniosły, gdy po przeciwległej stronie dostrzegł cel swojej wędrówki - główne wrota, których lewe skrzydło było uchylone i przebijał się przez nie blask promieni słonecznych.
          Ostatni raz przyspieszył, dorównując prędkością specjalnie szkolonym koniom wyścigowym. Naruto, pięć kroków do wyjścia. Naruto, cztery. Naruto, trzy. Naruto, dwa. Naruto!
          Przeskoczył przez wąską szczelinę, przedzierając się na otwarte powietrze, które natychmiast wciągnął w płuca. Gdy po ciele mężczyzny przebiegły straszliwe dreszcze zmęczenia, opadł na kolana, podpierając się rękoma, by nie runąć na twarz. Oddychał głęboko, rozkoszując się zapachem trawy, który niósł wiatr. Uśmiechnął się w stronę nieba, gdy odczuł na karku przyjemny, słoneczny dotyk, po czym zmierzwił sierść wilczycy, która merdając ogonem radośnie lizała go po policzkach. Pełnia wesoło przechadzała się wokół blondyna, od czasu do czasu przypatrując się jego oczom - przybrały przenikliwą, niebieską barwę. W istocie, kiedy tylko opuścił mury Emiburu, Minato odzyskał jasność myślenia, jednocześnie stwierdzając, że niepotrzebnie poddał się wpływom gwałtownych przeżyć - był pewny, że członkom Rady Księżyca zależało na tym, by złamać w nim ducha. Postawił im trudne warunki, z których musieli się wywiązać, jeśli chcieliby odzyskać Księgę Prawdy. Gdyby udało im się go wyniszczyć mentalnie, przestałby być dla nich zagrożeniem. Tak, to było ich zamierzenie, pomyślał, uśmiechając się triumfalnie. Nagle gwałtownie spoważniał, po kolei przypominając sobie poszczególnych członków Rady Księżyca oraz ich osobliwych umiejętności. Wściekle przegryzł wargę, odkrywając powód swoich nagłych duszności i podwyższonego niepokoju. Urok, mruknął posępnie wewnątrz swojej głowy. Kilkoro z nich posiada niespotykane cechy umysłowe, które pozwalają im - podobnie jak Telepatom - panować nad cudzymi myślami, wywoływać wizje, a nawet zmieniać funkcjonowanie mózgu. Ktoś musiał włamać się do mojej jaźni i użyć swoich mocy. Na szczęście, w przeciwieństwie do mnie, ich potęga ma ograniczony zasięg - funkcjonowała wyłącznie wewnątrz Emiburu, a także posiada ograniczony czas działania. Jak mogłem być tak nieostrożny, by pozwolić im przejąć nade mną kontrolę?!
          - Trzeba być potworem, by zniżać się do wykorzystywania metod nadzorowania myśli - syknął, powstając z ziemi.
          Zignorował niezrozumiałe spojrzenia strażników twierdzy, którzy wzruszyli ramionami, nie rozumiejąc zmiennej nastrojowości Telepaty.
          - Musimy jak najprędzej się stąd oddalić - oznajmił Minato, obrzucając wilczycę stalowym spojrzeniem. - To niebezpieczne miejsce, nad którym rządy sprawuje plugawe robactwo.
          Pełnia ze zrozumieniem skinęła łbem. Gdy oboje obrócili się na piętach, mając zamiar skierować się w stronę wyjścia z Kolonii, do uszu Namikaze dotarł znajomy głos, który w jego mniemaniu zabrzmiał równie nieprzyjemnie jak drapanie pazurów o metal:
          - Panie Minato! Proszę zaczekać!
           Dłoń blondyna wślizgnęła się pod płaszcz i chwyciła rękojeść miecza, następnie wysuwając długą, błyszczącą klingę, odbijającą oślepiające, słoneczne światło. Krokiem wykwintnego tancerza wykonał zgrabny obrót, po czym wymierzył ostrze w klatkę piersiową przywódcy zgromadzenia Rady Księżyca. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Bardzo się cieszę, że nareszcie mogę do Was powrócić, a także wznowić prowadzenie bloga i pisania opowiadań. Szczerze powiedziawszy, stęskniłam się za tym zajęciem. Moja długa nieobecność była spowodowana dużym natłokiem nauki, a także kilkoma sprawami prywatnymi, które ograniczały moje możliwości częstszego używania internetu. Jednak mam nadzieję, że od dzisiejszego dnia wpisy będą pojawiały się w krótszych odstępach czasu. Dziś prezentuję Wam 16 rozdział "Serca mroku". Mam wobec niego odrobinkę mieszane uczucia, ponieważ ostatni raz zaglądałam do wampirzej historii dwa miesiące temu. Ta dłuższa przerwa sprawiła, że miałam problem z wpasowaniem się w dalszy ciąg opowiadania. Będę cierpliwie czekać na Wasze opinie, ale mam nadzieję, że mimo moich obaw, notka Wam się spodobała, a jeśli nie to spróbuję się zrekompensować następnymi publikacjami :)

Teraz parę spraw organizacyjnych.

Kochani, serdecznie dziękuję za opinie w sprawie dodania nowych opowiadań pod poprzednim postem. Przeczytałam wszystkie komentarze(na niektóre nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć, ale obiecuję to zrobić w ciągu kilku najbliższych dni) i dzięki nim postanowiłam opublikować na blogu zarówno nową historię SasuNaru, jak i opowiadania o Lokim oraz Thorze. Zaczną się one pojawiać po zakończeniu one-shota pt."Bezsilny" oraz kilku najbliższych rozdziałach "Serca mroku".
Ze względu na to, że od jutra zaczynają się ferie świąteczne, postaram się w czasie ich trwania dodać kilka notek. Planuję zakończyć one-shot i jeśli mi się uda, to przed wigilią spróbuję jeszcze dodać jakąś króciutką, świąteczną historyjkę ;)

Wszystkie blogi, które obserwuję i na jakich pojawiły się nowe posty, niebawem odwiedzę, przeczytam publikacje i pozostawię swoje opinie.

Serdecznie pozdrawiam i do następnego wpisu :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 7 grudnia 2013

Notka informacyjna

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie kochani :)

Na wstępie chciałabym Was bardzo przeprosić za tak długi okres niedodawania postów na blogu. Tym razem moja nieobecność była spowodowana wyłącznie dużą ilością nauki, która zupełnie odbierała mi czas wolny. Zbliża się wystawienie ocen semestralnych, dlatego też nauczyciele organizują ostatnie sprawdziany i kartkówki z dużych ilości materiału. W przyszłym tygodniu mam jeszcze troszkę pracy, ale od następnego sytuacja się rozpręża, dlatego też mam nadzieję, że po tym okresie notki zaczną pojawiać się częściej.

Rozpoczęłam pracę nad 16 rozdziałem "Serca mroku", ale niestety, dziś nie zdołam go opublikować, a jutro muszę zająć się odrabianiem lekcji. Z tego powodu najbliższy wpis pojawi się do 15 grudnia. Mam nadzieję, że jeszcze chwilkę zaczekacie na nową publikację, a także, że będzie się Wam podobała :)

Edycja 15.12.13r.

Kochani, nowy wpis pojawi się w przeciągu kilku następnych dni. Z powodu nieoczekiwanych spraw prywatnych nie zdołałam dokończyć notki. Bardzo Was za to przepraszam i mam nadzieję, że jeszcze troszkę na mnie zaczekacie.

Chciałabym zadać pewne dwa pytania odnośnie dalszego prowadzenia bloga. Zastanawiam się nad publikacją nowego opowiadania SasuNaru, które byłoby przeplatane z rozdziałami "Serca mroku". Prawdopodobnie składałoby się z około dziesięciu części, więc zakończyłoby się prędzej od wampirzej historii. Czy bylibyście zainteresowani takim układem? Nie chciałabym, aby dwie historie Wam się myliły, dlatego też będę czekać na Wasze opinie. Moje drugie pytanie odnosi się do one-shotów. Od pewnego czasu jestem zakochana w mitologii normańskiej. Zamiłowanie to zbudziła we mnie lekcja historii na temat wikingów, a także film pt. "Thor", gdzie niewiarygodnie spodobało mi się połączenie głównego bohatera z Lokim Laufeyson'em. W mojej głowie zrodziło się kilka one-shotów dotyczącej tej pary i zastanawiam się nad ich opublikowaniem. Czy chcielibyście, aby ukazały się na blogu? Historie nie będą odnosiły się bezpośrednio do komiksu czy filmu, dlatego też wydaję mi się, że ktoś kto nie spotkał się z "Thorem" nie będzie miał problemu ze zrozumieniem opowiadań.

Poniżej, jeśli macie ochotę możecie posłuchać piosenki, która w większości zainspirowała mnie do napisania opowiadań z Thorem i Lokim. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Miłego słuchania i do następnego wpisu :)


~~~~~~~~~~~~~~~~~~