sobota, 29 grudnia 2012

One-shot Sasuke i Naruto


"Niezapomniany" cz.1
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Dawniej śmieszyło mnie to, że ludzie cierpią po rozpadach swoich związków. Nie rozumiałem, dlaczego nie mogą zasypiać w nocy, gdy nie leży przy nich ta druga osoba. Nie pojmowałem, z jakiego powodu płaczą do poduszki i o późnych godzinach oglądają stare zdjęcia - jedyne ślady, pozostawione przez dawnych partnerów.
          Każdy powód rozstań był dla mnie taki sam. Sądziłem, że kochankowie od siebie odchodzą, ponieważ są znudzeni towarzystwem jednej i tej samej istoty - pragną nowych doznań, przygód, namiętności. Gdy okres pozytywnych przeżyć minie, a w życie wkradnie się rutyna znów zerwą ze sobą relacje, aby po raz kolejny odszukać "okresową zabawkę".
          Tak, nie wierzyłem w miłość. Było to dla mnie puste, naciągane słowo, pojawiające się w słabych serialach i powieściach. Nic nie znaczyło dla mnie pojęcie "kocham cię", które ludzie tak często i tak nieumiejętnie wypowiadali. Mówili je bez przemyślenia. Często po to, aby zyskać coś w zamian. Przez takie zachowania wszystkie, nawet najpiękniejsze sformułowania tracą swój urok. Niegdyś romantyczne, rozczulające twierdzenie było dla mnie szorstkie, jak papier ścierny.
          Niemal każdego dnia spotykałem na ulicach zakochane pary - dwoje ludzi, całujących się i przytulających w słońcu, deszczu, gradzie, na mrozie lub w gorącu. Zawsze uśmiechałem się wtedy pod nosem i myślałem: "ciekawe, jak długo potrwa wasze szczęście". 
          Teraz jest mi głupio. Gdy tylko przypomnę sobie swoje dawne przekonania staję się zawstydzony. Nie dlatego, że moje przypuszczenia były prawdziwe i rodzaj ludzki nie jest zdolny do miłości. Nie. Czuję się, jak skończony, gruboskórny egoista, ponieważ myliłem się w tym temacie w każdym, możliwym aspekcie. Teraz zrozumiałem fałsz, w jakim tkwiłem, ponieważ jako jedyny zdołałeś otworzyć mi oczy.
*******
          - Proszę - powiedział lekarz i podał mi przez biurko pudełko chusteczek higienicznych. 
          Starszy mężczyzna, z bujnymi, siwymi włosami oparł się rękami o blat i z poważnym wyrazem twarzy przyglądał się, jak osuszałem zapłakane policzki. Moje zabiegi nie przynosiły jednak żadnego rezultatu, ponieważ co chwilę łzy znów wypływały z pod moich powiek, a czarne włosy przyklejały się do świeżych strug. Nerwowo wierciłem się na krześle, próbując znaleźć wzrokiem jakiś kąt gabinetu, w którym mógłbym się teraz ukryć. Niestety każda ściana pomieszczenia zakryta była przez liczne szafki, na których półkach ułożone były dziesiątki segregatorów. Choćbym bardzo chciał, za żadne skarby świata nie wypatrzyłbym tam choć jednego, zacisznego miejsca. Skupiłem więc spojrzenie na swoich drżących dłoniach, które splątałem na kolanach. Nie chciałem patrzeć ani na twarz mężczyzny, ani tym bardziej na wiosenny krajobraz, malujący się za oknem - był on tak pogodny, radosny, że aż zbierało mi się na wymioty.
          Przez kilka minut trwaliśmy w zupełnej ciszy, którą przerywał jedynie mój cichy szloch. W końcu doktor odchrząknął znacząco i oznajmił:
          - Panie Sasuke. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy.
          - Więc najwidoczniej zrobiliście to po najniższej linii oporu! - wykrzyknąłem i rzuciłem swojemu rozmówcy mordercze spojrzenie. - Jesteście lekarzami, do cholery! Powinniście robić wszystko, aby pomóc chorym ludziom!
          - Zapewniam pana, że to uczyniliśmy - odparł spokojnie mężczyzna. - Staraliśmy się zwalczyć białaczkę, ale zarówno chemioterapia, jak i przeszczep szpiku kostnego się nie powiodły. Rozumiem pana rozdrażnienie, ale proszę, aby nie obarczał pan winą ani mnie, ani mojego personelu. Tak, jak sam pan powiedział jesteśmy lekarzami, nie cudotwórcami. Czasem zdarza się, że organizm jakiegoś pacjenta nie reaguje na próby leczenia i nie jest to zależne od nas. 
          Przez chwilę miałem ochotę rzucić się na niego z pięściami i zedrzeć mu z twarzy ten irytujący wyraz opanowania. 
          - Jak może być pan tak zrelaksowany, gdy wydaje wyrok śmierci na młodego chłopaka?! - warknąłem.
         Doktor spiął się na fotelu. Nareszcie udało mi się ugodzić w sam środek jego nad wyraz wysokich ambicji. Nabrał powietrze w płuca, aby nie dać po sobie poznać, że moje słowa wytrąciły go z równowagi.
          - Umierają osoby o wiele młodsze od niego - odparował. - Co powie pan o małych dzieciach, które cierpią na identyczną chorobę lub gorsze schorzenie? One podobnie, jak i pana przyjaciel przechodzą katusze, a czasem mimo długiej walki przegrywają wojnę. Myśli pan, że jest mi przyjemnie, gdy informuję czyiś bliskich, że ich ukochana osoba wkrótce umrze? Czy wie pan, co wtedy czuję? W tym zawodzie nie można ulegać emocjom, panie Sasuke. Jeśli każdym przypadkiem przejmowałbym się w identyczny sposób to dziś nie pracowałbym już w szpitalu klinicznym, lecz byłbym pacjentem w szpitalu psychiatrycznym.
          Przegryzłem wargę i wbiłem paznokcie w uda.
          - Traktuje pan swoich pacjentów, jak obiekty, na których można przeprowadzać eksperymenty - syknąłem. - A jeśli się nie powiodą, to przecież nic się nie stało - znajdzie pan kolejnego królika doświadczalnego!
          - Źle mnie pan zrozumiał - Lekarz pokręcił przecząco głową. - Los każdego pacjenta jest dla mnie ważny, ale czasem są przypadki, w których nie mogę pomóc danemu człowiekowi. Taki jest przykład pańskiego przyjaciela. Ma słabe ciało, lecz ogromną wolę walki. Niestety chęci nie zawsze idą w parze z umiejętnościami. Choć nie wiem, jak głęboko będzie w siebie wierzył, choroba już z nim wygrała, a jego odejście jest jedynie kwestią czasu.
          - To go ratujcie! - wrzasnąłem, a po moich policzkach spłynęły nowe fale łez. - Zaplanujcie ponowny przeszczep! Przecież w końcu organizm musi przyjąć szpik!
          - On nie przeżyje nawet otwarcia ciała na sali operacyjnej, a co dopiero tak skomplikowanego zabiegu - Odetchnął ciężko i spojrzał wprost w moje tęczówki. - Mógłbym zoperować go ponownie, ale wiem, że on umrze. Niech pan zrozumie, że odmawiając pozwalam panu spędzić z nim ostatnie tygodnie jego życia. Co pan woli - już dziś mam wypisać jego akt zgonu, czy też podarować mu jeszcze trochę czasu?
          Doktor wyciągnął z szafki biurka plik zapisanych kartek, które zaczął pospiesznie przeglądać. Dał mi tym do zrozumienia, że nasza rozmowa została zakończona, ponieważ "wzywają go obowiązki". Sądziłem, że wyrzuci mnie z pomieszczenia, lecz ku mojemu zdziwieniu pozwolił mi tam posiedzieć, aż zdołałem się pozornie uspokoić. 
          Kiedy łzy przestały toczyć się po policzkach, wyszedłem z gabinetu i znalazłem się na szpitalnym korytarzu. Moje nogi były ciężkie, jakby zbudowano je z ołowiu, a serce zdawało się wyskakiwać z piersi. Z trudem wykonywałem krótkie, powolne kroki. Nie zważałem na zgiełk panujący dookoła - choć dziesiątki ludzi ciągle mnie mijały i potrącały,  nie słyszałem żadnego odgłosu, oprócz słów lekarza, które odbijały się w mojej głowie.
          W końcu zatrzymałem się przed rozsuwanymi drzwiami sali numer 22, której wnętrze mogłem obserwować przez oszkloną ścianę. W pokoju, utrzymanym w kolorach bieli oraz wyblakłej zieleni znajdowało się kilka skromnych szafek, jedno, ogromne okno oraz pojedyncze łóżko. Pomiędzy zagięciami pościeli oraz plątaninie rurek szpitalnej aparatury, z trudem dostrzegłem sylwetkę leżącego chłopaka, który w jasnej, workowatej koszuli wydawał się być jeszcze drobniejszy i delikatniejszy. Przez chwilę myślałem, że musiał zasnąć, ponieważ od czasu pierwszej chemioterapii często zdarzało się, że przesypiał niemal całe dnie. Nie chciałem go niepotrzebnie obudzić, dlatego zacząłem zastanawiać się, czy nie lepiej by było, gdybym teraz odszedł i pozwolił mu odpocząć.
          Jednak chłopak nagle obrócił głowę w moją stronę i obdarzył mnie czarującym, błękitnym wzrokiem oraz szerokim uśmiechem. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały moje gardło się ścisnęło, a serce niespokojnie załopotało. Z jednej strony tak bardzo pragnąłem go zobaczyć, poczuć jego bliskość, lecz z drugiej wiedziałem, że pierwszy raz od wielu miesięcy nie dam rady opanować swoich emocji. Starałem się nie ronić przy nim łez, nie okazywać słabości, ponieważ on potrzebował mojego oparcia. Nie mogłem pozwolić, aby domyślił się, że odczuwam taki sam strach, taką samą bezradność. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli wejdę do jego pokoju i tak, jak zwykle spędzę z nim kilka godzin to moje nerwy osiągną apogeum. Lecz, co mogłem innego zrobić? Na jego oczach odwrócić się i odejść? Zostawić go wtedy, gdy najbardziej na mnie liczył? Nie. Nawet ja nie byłem do tego zdolny.
          Z trudem odwzajemniłem uśmiech i wślizgnąłem się do pomieszczenia. Gdy zbliżałem się do jego łóżka, a on darzył mnie tym czułym, ciepłym spojrzeniem ciągle nie mogłem się nadziwić, jak bardzo się zmienił w porównaniu z czasem, gdy był jeszcze zdrowy - jego niegdyś brzoskwiniowa skóra zyskała bladą barwę, na której mocno widoczne były fioletowe siniaki, pozostawione przez strzykawki. Stracił wiele kilogramów, przez co jego policzki zapadły się, a kości całego ciała były tak widoczne, iż mógłbym je z łatwością policzyć. Oprócz tego wypadły mu wszystkie złote włosy, a zamiast nich miał teraz na głowie pomarańczową chustę, którą kupiłem mu wraz z kilkoma innymi na zeszłe urodziny. 
          - Cześć, kochanie - powiedziałem i czule pocałowałem go w czoło, na co chłopak mruknął z zadowoleniem.
          - "Kochanie"? - powtórzył szeptem, kiedy oderwałem wargi od jego skóry i przystawiłem metalowe krzesło do materaca. - Najczęściej witałeś się ze mną słowami "Cześć Młotku". Coś się stało, że tak nagle zrobiłeś się romantyczny?
          Usiadłem i odetchnąłem głęboko.
          - Pomyślałem, że czasem potrzebujesz z mojej strony choć minimalnych oznak miłości, Naruto.
          Niebieskooki przyjrzał mi się z uwagą i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnował. Zamiast tego z trudem uniósł dłoń i położył ją na moim policzku. Zawsze wykonywał ten gest, kiedy wiedział, że coś mnie trapi. Bez słów dawał radę mnie uspokoić i pocieszyć, lecz tym razem jego dotyk nie odniósł żadnych rezultatów, a nawet wręcz przeciwnie - sprawił, że pod moimi powiekami znów zaczęły się gromadzić łzy. Opuściłem głowę w taki sposób, aby czarne włosy zakryły zaszklone tęczówki.
         Naruto uśmiechnął się pocieszająco.
          - Płakałeś? - spytał półszeptem. - Masz zaczerwienione oczy.
          - Nie - skłamałem i machnąłem lekceważąco ręką. - Doskonale wiesz, jak bardzo nienawidzę wiosny. Wtedy pojawiają się te wszystkie, cholerne pyłki, na które mam alergie.
          - Znam cię niemal całe życie. Nigdy nie miałeś żadnych alergii, Sasuke.
          - Jedyną wadą związania się ze swoim wieloletnim przyjacielem jest to, że wie o tobie wszystko - Westchnąłem, na co Naruto subtelnie się zaśmiał. Po chwili spoważniał i zmusił mnie do podniesienia głowy.
          - Rozmawiałeś z lekarzem, prawda?
          Zmierzyłem go badawczym wzrokiem, a moje dłonie nerwowo się zacisnęły.
          - Skąd wiedziałeś? - wydukałem.
          - Bo sam go o to poprosiłem.
          Oderwał rękę od mojej twarzy i ułożył ją na kołdrze. Zauważyłem, że jego podbródek silnie zadrżał, a w kącikach oczu pojawiły się samotne łzy. 
          - Nie miałem serca, żeby ci o tym powiedzieć - wyjawił. - Wolałem, aby zrobił to doktor. On na co dzień spotyka się z przypadkami takimi, jak mój.
          - Więc ty już wiesz, że... - urwałem w pół zdania, ponieważ moje gardło raptownie się ścisnęło.
          Potwierdził skinieniem głowy.
          - Wiem, że operacja się nie powiodła. Mój organizm odrzucił szpik. 
          Złapałem go za dłoń i splotłem nasze palce w wspólny, ciasny węzeł.
          - To nic - zapewniałem. - Spróbujemy jeszcze raz. Umówimy się na następny zabieg i...
          - Nie - przerwał, nim zdążyłem dokończyć myśl. - Nie ma już dla mnie szans. 
          - Och, przestań pieprzyć! - warknąłem. - Znajdziemy jakieś rozwiązanie, przecież coś musi zadziałać! 
           Naruto uniósł wolną rękę i ułożył ją na moich ustach, aby uciszyć krzyki. Nawet nie zauważyłem, że mówiłem tak głośno, iż niektórzy ludzie, przechodzący obok sali numer 22 z zaciekawieniem zaglądali przez szyby. 
          - Sasuke, ja umieram - powiedział błękitnooki, a po jego policzku spłynęła mała kropla. Szybko starłem ją palcem, po czym ułożyłem dłoń na jego głowie i zbliżyłem do niego twarz. Zatrzymałem się tak blisko warg chłopaka, iż wyczuwałem na nich niespokojne, gorące oddechy mojego partnera.
          - Nie mów tak - szeptałem. - Nie próbuj nawet tak myśleć.
          - Dlaczego boisz się tego tematu? Każdy z nas kiedyś umrze, Sasuke.
          - Ale dlaczego to ty musisz odejść jako pierwszy?! Dlaczego akurat ty?!
          Nie mogłem już dłużej ukrywać swoich emocji, dlatego pozwoliłem łzom swobodnie wypływać z oczu. Wtuliłem się w ramię chłopaka, obejmując rękami jego głowę. Naruto zamknął mnie w swoich objęciach, wciskając mokrą twarz w moje włosy. 
          - Nie ważna jest długość życia, ale jego jakość - zaszlochał. - A ja, dzięki tobie spędziłem na Ziemi piękne chwile. Nie sądzę, że moja choroba jest jakąś karą, czy pokutą za grzechy - jest najzwyklejszym zrządzeniem losu. 
          - Zrobiłbym wszystko, aby zamienić się z tobą miejscem - szepnąłem, składając na jego szyi krótki pocałunek. - Nie mogę tego zrozumieć, Naruto. Przywróciłeś mi wiarę w miłość. Nauczyłeś mnie kochać, więc dlaczego teraz, kiedy tak bardzo cię potrzebuję zostajesz mi zabrany?
          - Może takie jest moje przeznaczenie? - zastanowił się na głos. - Wierzę, że każdy człowiek rodzi się z jakimś celem. Może moim zadaniem było pomóc tobie? Może to właśnie ja miałem pokazać ci, że ludzie potrafią kochać?
          - Jeśli cię stracę, to wraz z tobą umrze wiara. 
          Naruto spojrzał wprost w moje zapłakane oczy.
          - Nie - szepnął. - Ona nigdy nie umrze, bo ja nigdy cię nie opuszczę. Nawet, kiedy odejdę z tego świata, będę przy tobie w tym miejscu - Ułożył dłoń na moim sercu. - Pragnę tylko jednej rzeczy, abym mógł zasnąć na wieki z uśmiechem na ustach.
          - Co to takiego?
          - Chcę, abyś mi coś obiecał.
          Z trudem pokiwałem obolałą głową.
          - Wiem, że wbrew pozorom jesteś wrażliwym człowiekiem - zauważył niebieskooki. - Zdaję sobie sprawę, że po mojej śmierci będziesz cierpiał. To normalne, gdy traci się ukochaną osobę. Jednakże chcę, abyś nie trwał w żałobie zbyt długo. Żyj pełnią życia i zwiąż się ponownie z osobą, którą pokochasz. Chcę, abyś miał kogoś, kto będzie się tobą opiekował tak, jak ja to robiłem.
          - Nie, Naruto - jęknąłem. - To ty jesteś moją miłością i nigdy nikt inny nią nie będzie.
          - Nie chcę, abyś skazał się na samotność z mojego powodu, Sasuke. Na pewno poznasz jeszcze wiele wyjątkowych osób. Może wśród nich znajdziesz kogoś, przy kim będziesz się czuł szczęśliwy? 
          - Więc chcesz, abym ci obiecał, że zwiążę się z kimś ponownie?
          - Tak, ale pragnę także, abyś nigdy o mnie nie zapomniał. Uśmiechaj się, kochaj i pamiętaj.
          Nerwowo przegryzłem wargę. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym pokochać inną osobę, a tym bardziej być radosnym po jego śmierci. W końcu odetchnąłem głęboko i dałem za wygraną.
          - Dobrze. Obiecuję.
          Chłopak uśmiechnął się przez łzy.
          - Wiesz, Sasuke - szepnął. - Choć wiem, że śmierć jest tylko drogą, którą każdy z nas musi przejść, bardzo się jej obawiam. Nie wiem, czego się spodziewać. Może istnieje życie wieczne? A może po śmierci nie ma już nic? Po prostu przestajemy istnieć? 
          - Wydaję mi się, że po śmierci musi coś być - stwierdziłem, a na moich policzkach pojawiły się nowe fale łez.
          - Dlaczego tak uważasz?
          - Gdyby śmierć była końcem istnienia naszych dusz, to jaki miałoby życie na Ziemi? Po co byśmy się rodzili, dorastali, nawiązywali kontakty z innymi ludźmi? Jakie znaczenie miałaby przyjaźń, czy miłość, jeśli wraz ze śmiercią by znikała? 
          - Żadne.
          - Właśnie - potwierdziłem. - Nie wydaję ci się to zbyt brutalne?
          - Powiedziałbym nawet, że okrutne - Odetchnął głęboko. - Zdołałeś mnie uspokoić, ale chciałbym cię o coś poprosić.
          - O co?
          - Abyś był przy mnie, kiedy umrę. Nie chcę być wtedy sam, Sasuke.
          Naruto zapłakał głośno i mocniej wcisnął twarz w moją szyją. Zamknąłem jego drżące ciało w swoich ramionach.
          - Będę z tobą aż do końca - odparłem. - Pomogę ci przejść przez śmierć. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani:)
Nareszcie, po przerwie świątecznej powoli wracam do świata blogowego. W końcu udało mi się napisać pierwszą część one-shota SasuNaru, który planowałam dodać przed Wigilią. Nie zrobiłam tego z powodu braku wolnego czasu, ale także dlatego, iż ma on bardzo smutny, przygnębiający charakter. Został on podzielony na dwie części, ponieważ łącznie byłby stanowczo za długi. Pierwszą opublikowałam dzisiaj i z niecierpliwością czekam na Wasze opinie, natomiast druga pojawi się niebawem.

Wiem, że teraz zamarłam z komentowaniem moich ulubionych opowiadań. Mam troszkę za dużo na głowie i spędzam niewiele czasu na komputerze. Postaram się odwiedzić wszystkie blogi w najbliższym czasie i mam nadzieję, że wybaczycie mi ten brak obecności, a także, że początek one-shota Wam się spodobał. Tak więc życzę Wam miłego czytania i do następnego razu:)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 23 grudnia 2012

Merry Christmas!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kochani, z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia pragnę złożyć zarówno czytelnikom, jak i pozostałym blogerom najserdeczniejsze życzenia. Oby Wasze stoły wigilijne były zapełnione pysznymi daniami, a pod choinką znalazły się upragnione prezenty. Aby nie zabrakło Wam w tych magicznych dniach żadnej ukochanej osoby. Z całego serca życzę, by tegoroczne święta wypełnione były rodzinnym ciepłem i radością. Niech spełnią się każde marzenia, a nadchodzący rok będzie dla Was pomyślny. 

Korzystając z okazji pragnę podziękować wszystkim osobom, odwiedzającym mój projekt. Coraz więcej czytelników dodaje mojego bloga do obserwowanych i ochoczo go komentuje. Jest to dla mnie wspaniałym napędem do działania i to właśnie dzięki Wam oraz Waszym opiniom stawiam sobie większe wymagania. Jednym z nich jest opowiadanie "Serce mroku", które ku mojej radości spotkało się z dużym zainteresowaniem ze strony czytelników. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i obiecuję, że będę bardzo ciężko pracować nad każdym publikowanym wpisem.

Chciałabym także poruszyć kilka spraw organizacyjnych.
Na pewien czas, z powodu obowiązków szkolnych zniknęłam ze świata blogowego, lecz tuż po świętach powrócę z nowymi siłami i pomysłami. Stopniowo staram się nadrabiać zaległości w czytaniu obserwowanych opowiadań, tak więc napewno jeszcze w tym tygodniu odwiedzę moje ulubione blogi. One-shot SasuNaru, który planowałam opublikować przed Wigilią, pojawi się za parę dni. 

Tak więc jeszcze raz życzę Wam wesołych świąt i do następnego wpisu:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 15 grudnia 2012

"Serce mroku"~Rozdział 5


W którym skrzydła kruka przecinają powietrze...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Naruto poczuł ciarki przebiegające wzdłuż pleców. Z lękiem przyjrzał się twarzy swojego rozmówcy, na której jednocześnie pojawił się wyraz respektu, uznania, lecz także uległościposłuszeństwa. Wpatrując się w krwiste tęczówki wampira, blondyn odczuł nagłe uderzenie zimna, potęgowane przez mroźny oddech Potomka Nocy. Skulił się na fotelu i mocniej otulił koszulą, aby opanować drżenie ciała.
          - Kim jestem? - spytał półszeptem.
          Sasuke musiał zauważyć zmarznięcie lekarza, ponieważ odsunął się od niego o pół kroku i skrzyżował ręce na piersiach, jakby w ten sposób starał się zastąpić brak koszuli. 
          - Telepatą - odparł - Raz na kilka tysięcy lat w obrębie paru wampirzych rodzin pojawia się pewna niezwykła umiejętność dziedziczona z rodziców na dzieci. Mogą być to zdolności fizyczne lub mentalne. Najczęściej dotyczą tylko jednej, specjalnej cechy. Wyjątkiem są Telepaci, którzy zostają obdarowani dużą ilością talentów - potrafią czytać w myślach wszelkich istot żywych. Wpływać na nie, zmieniać, kontrolować, a nawet wywoływać wizje, doprowadzające do szaleństwa. Mogą poznawać przeszłość i teraźniejszość. Poruszać przedmioty bez ich dotykania, a zwierzęta bywają im posłuszne bez tresury. W naszej kulturze Telepaci są ważniejsi od władców, a ich zdolności są pożądane przez każdego wampira. 
          Naruto z trudem przełknął ślinkę, po czym nerwowo pokręcił głową.
          - Nie. To niemożliwe. Nie jestem jednym z nich.
          - Ależ jesteś. Twoja wizja to potwierdza - widziałeś w myślach swojego ojca, ponieważ chciałeś znać jego losy. 
          - Kiedy miałem tę wizję, byłem w strasznym stanie psychicznym. Skąd wiesz, że nie było to zwykłe przywidzenie? Że mój mózg sam go nie wytworzył?
          - Mam przyjaciela, który podobnie, jak ty jest Telepatą. Pewnego razu spytałem go, co odczuwa, gdy ma wizje. Powiedział to samo - że czuje się wtedy tak, jakby jego dusza wyszła z ciała i oglądała dane wydarzenie. Dlaczego tak bardzo starasz się temu zaprzeczyć? - Kruczowłosy pytająco uniósł brew. - Z jakiego powodu nie chcesz zrozumieć, że jesteś niezwykły?
          Niebieskooki wbił wzrok w posadzkę i nie udzielił odpowiedzi na pytanie.
          - Może boisz się swojej wampirzej natury? - podsunął Sasuke.
          - Nie - Pokręcił przecząco głową. - Skoro zostałem wychowany przez Potomka Nocy to logiczne, że nie obawiam się cech, które mi przekazał. Nie korzystam z nich i nawet nie chcę spróbować ich używać z zupełnie innego powodu.
          - Zdradzisz mi go?
          Blondyn odetchnął ciężko. Aby opanować drżenie rąk, splątał dłonie w ciasny węzeł i nerwowo poruszał opuszkami palców.
          - Mój tata pragnął chronić mnie przed wojną - oznajmił. - Chciał, abym zawsze był bezpieczny. Zapewnić mi to mogło życie człowieka, nie wampira. Obiecałem mu, że nie będę korzystał ze swoich zdolności, a nawet nigdy nie będę próbował ich poznać. 
          - Więc robisz to ze względu na niego - zauważył Sasuke. - Nie ze względu na siebie. Czy tego właśnie pragniesz? Żyć, udając kogoś, kim nigdy nie byłeś i nie będziesz? 
          - Nie pasuję do waszego świata - Spojrzał na twarz swojego rozmówcy. - Dlaczego starasz się mnie przekonać do życia Potomka Nocy? Masz w tym jakiś cel, prawda?
           Kruczowłosy nabrał powietrze w płuca, po czym powolnie wypuścił je nozdrzami. Usiadł na skraju sofy, naprzeciwko blondyna i obdarzył go ponurym uśmiechem.
          - W przeciągu kilku lat trwania wojny populacja wampirów zmalała niewyobrażalnie - powiedział ze smutkiem w głosie. - Każdego dnia jest nas coraz mniej. Jeżeli mordowanie Potomków Nocy potrwa następne kilka wiosen mój gatunek wyginie. Jedyną radą na to jest położenie kresu bitwom. Dzięki doświadczonemu Telepacie moglibyśmy przejąć władzę nad umysłami pary królewskiej i rozkazać im, aby zaprzestali zabójstwom.
          - Dlaczego nie poprosisz o to swojego przyjaciela?
          - Ponieważ on... - Przerwał w pół zdania, aby opanować drżenie głosu. - On się poddał, Naruto. Ludzie zamordowali Potomka Nocy, którego szczerze kochał. Po tym wypadku przestał używać swoich telepatycznych zdolności, ale może, pod moim naporem zgodziłby się szkolić ciebie. 
          - Nie jestem żołnierzem - szepnął blondyn. - Tylko lekarzem. 
          - Mógłbyś uratować tysiące istnień. W tym życie mojego starszego brata - Podał błękitnookiemu czarno-białą fotografię.
          - Widziałem już to zdjęcie - przyznał. - Wtedy, gdy opatrywałem twoje rany. Jesteście do siebie bardzo podobni i wnioskuję, że także przywiązani.
          Sasuke spuścił głowę, a jego włosy zakryły niemal całą twarz. Nie chciał ukazać swojemu rozmówcy, że w kącikach oczu pojawiły łzy, a usta zadrżały.
           - Itachi to ostatni członek mojej rodziny - powiedział przytłumionym głosem. - Nasi rodzice zginęli kilka lat temu, gdy wojska podległe ludzkim monarchom spaliły i wymordowały całą naszą osadę. Po ich śmierci zamieszkaliśmy w głównej Kolonii - teraźniejszym miastem wampirzych władców. Dzisiejszego dnia ja i on musieliśmy przybyć do Metrisundu - w Kolonii kończyły się zapasy lekarstw, tak więc w przebraniach udaliśmy się do ludzkich sklepów. Niestety zostaliśmy zdemaskowani, gdy nieświadomie mrużyliśmy oczy , kiedy tylko dotknęły nas promienie słońca. Na nasze nieszczęście w pobliżu były oddziały Łowców.
          - To oni tak cię poranili? - spytał Naruto.
          Ciemnooki potwierdził skinieniem głowy.
          - Uciekaliśmy przed nimi długi czas. Niestety wojownicy zaczęli używać swoich psów tropiących, a ich nosy od razu wyczułyby moją krew. Nie miałem siły uciekać, więc mój brat ukrył mnie między beczkami, a sam odciągnął Łowców. Potem już go nie widziałem.
          - Więc jest szansa, że zdołał im uciec.
          - Bardzo marna. Obiecał mi, że przeżyje, ale ten, kto raz trafia do lochów zamku pary królewskiej, już nigdy z niego nie wychodzi. 
          Lekarz odłożył fotografię na blat ławy, po czym przyjrzał się sylwetce wampira, którego ramiona zaczęły niespokojnie drżeć. 
          Naruto doskonale znał ból utraty ukochanej istoty. Choć stracił swojego ojca wiele lat temu, po dziś dzień odczuwał to samo cierpienie, wyrzuty sumienia oraz pustkę w sercu. Gdyby tylko mógł to cofnąłby się do tamtej niefortunnej godziny i zginąłby przy boku swojego taty. Oddałby wszystko, aby podzielić z nim jego ból, który zadali mu Łowcy.
          Wstał z fotela i usiadł obok czarnowłosego, przykrywając jego dłoń własną ręką. Zdziwiony Sasuke obrócił głowę w jego stronę.
          - Skoro przysiągł ci, że przeżyje to na pewno to zrobi - Uśmiechnął się Naruto.
          - Musi przeżyć - Skinął głową kruczowłosy. - Nie tylko ja go teraz potrzebuję.
          - A kto jeszcze?
          - Cały ród wampirów, bo widzisz - ja i mój starszy brat pochodzimy z rodu królewskiego.
          Oczy blondyna przybrały rozmiar dorodnych pomarańczy, a usta się rozchyliły.
 - Więc twój starszy brat jest...królem?! - pisnął.

*******
          Ciałem Itachiego wstrząsnął gwałtowny dreszcz, a uczucie zimna potęgował fakt, że leżał na nierównej, lodowatej ziemi, składającej się z pyłu, odłamków kamieni oraz popiołu. Z trudem otworzył zakrwawione powieki i przez kilka minut widział jedynie wszechobecną ciemność. Jednakże po dłuższej chwili jego tęczówki zdołały przyzwyczaić się do mroku, tak więc mógł lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. 
          Tym razem nie znajdował się w lochach, ponieważ jego czuły nos nie wyczuł tamtejszych zapachów. Ku jego zdziwieniu odczuł woń świeżego powietrza, które mroziło jego nagą, poranioną skórę. Chłopak z zaciekawieniem wodził wzrokiem po całym obszarze celi, aż zdał sobie sprawę, że tuż za przednimi, metalowymi kratami znajdują się kręte schody, a tylna ściana posiada małe, prostokątne okno, w którym zamiast szyby znajdowały się trzy stalowe pręty. Północna wieża pomyślał. Po torturach zanieśli mnie tutaj, abym cierpiał z powodu zimna.
          Chłopak z trudem przełknął ślinkę i pobieżnie przyjrzał się swojemu ciału - jego połamane ręce ułożone były pod nienaturalnym kątem, a obrzęk wokół miejsca przerwania kości z każdą chwilą stawał się coraz większy i bardziej bolesny. Paznokcie dłoni oraz stóp były popękane i zakrwawione, dzięki odłamkom drewna, które Łowcy pod nie wsuwali. Całe nogi, ramiona, brzuch, twarz oraz plecy pokrywały cięte, poobdzierane rany oraz siniakami. Nawet miejsca intymne spowite były krwią i głębokimi, otwierającymi się skaleczeniami.
          Na ten widok Itachi przymknął oczy, a z pod jego powiek wypłynęły łzy, które toczyły się wzdłuż policzków, aż po podbródek. Słone krople dotykały rozcięć, które przynosiły mu więcej zbędnego bólu. 
          - Tak bardzo pragnąłem mieć dzieci - zaszlochał. - Przez krzywdę, jaką mi wyrządzili jestem już bezpłodny...
          Przez kilka minut od ścian celi odbijało się echo płaczu - dźwięku bezsilności, znoszonej męki i samotności. Pierwszy raz od wielu lat czuł się całkowicie bezradny i opuszczony. Nie miał już wpływu na własne życie - mógł jedynie starać się przetrzymać następne tortury, lecz to katujący go Łowcy decydowali, czy zranią go powierzchownie, aby nie spowodować śmierci, czy też zadadzą mu ostateczny cios. Królowa Tsunade zarządziła, że jego egzekucja będzie miała miejsce dokładnie za miesiąc, ale czy można wierzyć w słowa kobiety, która wymordowała wraz ze swoim mężem setki tysięcy istnień? Nie, Itachi nie uznawał ani jednego z jej słów. Były przepełnione trucizną, jadem, który potrafił omamić nawet najtwardsze umysły. Dla niego śmierć mogła nadejść za sekundę, minutę, godzinę. Zdawał sobie z niej sprawę i starał się przygotować na jej przyjęcie, jednak, tak jak każdy wampir przeraźliwie się jej obawiał. Marzył, by podczas jego ostatnich chwil był przy nim jego ukochany, młodszy brat. Dzięki niemu odszedłby z tego świata z uśmiechem na twarzy. Niestety został zupełnie sam, a jego jedynymi towarzyszami były szczury, chowające się w kątach lochów. 
          Z trudem opanował łzy i spojrzał krwistymi tęczówkami na wielki, pełny księżyc, malujący się za prętami okna. Ostatkiem sił wygwizdał delikatną, spokojną melodię wampirzej kołysanki, która oprócz bycia piosenką miała także inne zastosowanie - przywoływała zwierzę, należące do Potomka Nocy. 
          Kiedy jego głos ucichł, niczym na zawołanie pojawił się na skraju okna kruk o błyszczących piórach oraz paciorkowatych, czarnych oczach. Ptak wepchnął głowę między pręty i wydał z siebie gardłowy okrzyk, gdy zauważył stan swojego pana. Itachi obdarzył go subtelnym uśmiechem i szepnął:
          - Przyleć do mnie, Cieniu.
          Zwierzę z ogromnym trudem przecisnęło się przez otwór i wylądowało obok głowy chłopaka. Przyjrzało mu się z uwagą, po czym troskliwie otarło ciemny dziób o jego włosy mrucząc przy tym, niczym zmartwiony kot. 
          - Nic mi nie jest. Mam dla ciebie zadanie.
          Kruk uniósł z zaciekawieniem głowę.
          - Musisz odnaleźć Sasuke - szepnął Itachi. - Przekaż mu ode mnie wiadomość. Powiedz, że jestem w północnej wieży twierdzy, a Łowcy mnie torturują. Za miesiąc chcą mnie stracić, ale mogą zabić mnie o wiele szybciej. Jeśli nie uda mu się mnie uratować to chcę, aby wiedział, że bardzo go kocham i że na zawsze będzie moim kintano. Moim księciem.
          Cień mrugnął oczami, dając do zrozumienia, że przyjął swoje zadanie.
          - Leć już. Odnajdź go, jak najprędzej.
          Ptak posłusznie wzbił się w powietrze i zniknął za prętami okna.
          Chłopak przymknął powieki. Wiedział, że najskuteczniejszą formą wyzdrowienia jest sen. Aby ułatwić sobie zaśnięcie nucił w myślach słowa kołysanki, którą śpiewał niegdyś swojemu młodszemu bratu:


Księżyc zawsze nad nami świeci.
My, jego dzieci.
Tak samo jaśni, tak samo święci.
W czasach bólu oświetla nam okruchy nadziei.
Potomkowie Nocy, nigdy promieniem słońca nieprzysłonięci.
Majestatycznym blaskiem otoczeni.
Tajemniczością nocy osłonięci.

          Słowa piosenki ukoiły jego nerwy i pozwoliły zapaść w spokojny, głęboki sen.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)
Na wstępie pragnę Was przeprosić za tak długą przerwę w dodawaniu wpisów. Było to spowodowane brakiem czasu - zbliża się koniec pierwszego semestru, tak więc nauczyciele straszliwie gonią z materiałem i zapowiadają mnóstwo sprawdzianów, kartkówek czy prezentacji. Skutecznie uniemożliwiło mi to pisanie rozdziałów, ale na szczęście już za niedługo święta, później ferie zimowe, tak więc mam nadzieję, że sytuacja w szkole się ustabilizuje i będę mogła częściej bywać na blogu. W trakcie tworzenia jest już nowy one-shot SasuNaru, który mam nadzieję, że dodam przed Wigilią :)

Jak już pewnie zauważyliście zmienił się wystrój strony - mam nadzieję, że zarówno on, jak i nowa notka Wam się spodobały, lecz z niecierpliwością czekam na opinie.

Wszystkie blogi, które czytam postaram się odwiedzić w ciągu kilku najbliższych dni. Wydaję mi się, że na spokojnie poczytam je w czwartek i wyrażę na ich temat własne zdanie.

Niestety troszkę się przeziębiłam, dlatego uciekam po gorącą herbatę, a Wam życzę miłego czytania i do następnego razu:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~