sobota, 29 marca 2014

One-shot Sasuke i Naruto


"Ostatnie pożegnanie"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Zapadał zmierzch, gdy dotarłem na klatkę schodową bloku, w którym mieszkałem. Powolnie, noga za nogą, wspinałem się po schodach. Nie przeszkadzał mi półmrok, panujący w budynku - choć bezustannie się potykałem i kilka razy omal nie upadłem, nawet się nie zirytowałem. 
          Założyłem odświętne, obcisłe ubrania. Wcześniej wściekałbym się, że zamiast swojej ulubionej, wygodnej bluzy i dżinsów kilkanaście godzin musiałem spędzić w opiętym garniturze oraz niekomfortowym płaszczu. 
          Lecz dziś, podobnie jak w przypadku ostatnich tygodni, niczego nie czułem. Ani złości, przerażenia, smutku czy rozdrażnienia... Jakbym był posągiem z marmuru - bladą, zimną skałą, z zastygłymi, błękitnymi oczami. A może wręcz przeciwnie - odczuwałem wszystkie emocje, ale, gdy się skumulowały, nie potrafiłem ich rozpoznać? Ciężko to jednoznacznie stwierdzić. Uroki depresji - człowiek jest przeciążony swoimi odczuciami, ale czuje się wewnętrznie pusty. Tak, to najlepsze podsumowanie mojego stanu. 
          Odgarnąłem z czoła złote kosmyki, kiedy pokonałem ostatni stopień i znalazłem się na dziesiątym piętrze, przed drzwiami do naszego, a raczej już mojego, mieszkania. Niemal mechanicznie wyciągnąłem klucze z kieszeni, przekręciłem zamek, wszedłem do środka i zatrzasnąłem wrota za swoimi plecami.
          Przez dłuższą chwilę stałem w miejscu. Wpatrywałem się w ciemność. Nie wiem, na co czekałem. Szczerze mówiąc, miałem cichą nadzieję, że z mroku wyskoczy zabójca i poderżnie mi gardło... tak, to byłoby dobre rozwiązanie. Sam nie miałem odwagi się zabić. Byłbym dozgonnie wdzięczny, gdyby ktoś to zrobił za mnie.
          Jednakże kiedy zdałem sobie sprawę, że moje marzenie się nie spełni westchnąłem głęboko i po omacku udałem się do sypialni. Dopiero tam zdecydowałem się zapalić światło. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu - dwuosobowe łóżko, szafa, komoda, biurko, którego nie było widać spod stosów papierów, moich przyborów do rysowania i brudnych talerzy... Dasz wiarę, Sasuke? Nawet nasze ubrania leżały rozrzucone po podłodze tak, jak je zostawiliśmy. Nie posprzątałem. Niczego nie ruszyłem. Od momentu, w którym odszedłeś, nie przejmowałem się tym, co się wokół mnie działo... świat przestał istnieć, a moje życie stanęło w miejscu, jakby czas się dla mnie zatrzymał.
          Zbliżyłem się do łóżka i usiadłem na materacu. Zlustrowałem pomieszczenie spojrzeniem. Budziło najwięcej wspomnień. 
          Tam, obok drzwi powiedziałeś, że mnie kochasz. Tutaj, przy nocnej szafce pocałowałeś mnie i zapewniłeś, iż jestem spełnieniem twoich snów, gdy po raz setny marudziłem, jaki jestem bezużyteczny, beznadziejny i nie powinienem się urodzić. Pamiętam, jak mnie obejmowałeś oraz wtulałeś głowę w moją szyję, kiedy obaj staliśmy przed oknem i wpatrywaliśmy się w przestrzeń. W tym pokoju spędziliśmy prawdziwie magiczne noce i odbywaliśmy najostrzejsze kłótnie, podczas których na zmianę ja albo ty pakowaliśmy swoje rzeczy, mając ochotę się wyprowadzić. Tak, kochałem tę sypialnię - była tobą przesiąknięta. Może dlatego zawsze czułem się w niej bezpieczny, niczym nie zagrożony. Jednak teraz miałem wrażenie, że jestem obcy - nie pasujący do tego pomieszczenia. Czegoś mi w nim brakowało... cholernie brakowało. Ciebie, konkretnie. 
          Spuściłem wzrok. Dostrzegłem obok swojej nogi pogniecioną, niebieską koszulę. Należała do ciebie, Sasuke. Pamiętam, jak kiedyś niechcący wylałem na nią wino, gdy byliśmy w restauracji. Za dużo wypiłem, a ty boleśnie to odczułeś, gdy napój wylądował na twojej klatce piersiowej. Myślałem, że się wściekniesz, nawymyślasz mi i wyjdziesz, zostawiając mnie samego w nieznanej części miasta. Jednak tego nie zrobiłeś - tylko uśmiechnąłeś się pocieszająco i powiedziałeś: "wypierze się", choć wiedziałeś, że zostanie plama. Podziwiałem cię za to, że nie przeszkadzało ci moje gapiostwo - często coś wywracałem, tłukłem, psułem... a ty nigdy nie straciłeś do mnie cierpliwości. Naprawdę musiałeś mnie kochać, skoro tyle ze mną wytrzymałeś prawda, Sasuke?
          Podniosłem ubranie, w które od kilku minut się wpatrywałem. Materiał był delikatny, przyjemny w dotyku. Tak jak twoja skóra - równie aksamitna. Wtuliłem twarz w koszulę, przytulając ją do swojego serca. Miała twój zapach - subtelną, różaną woń. Przez chwilę, gdy przymknąłem powieki, miałem wrażenie, że znów trzymam cię w ramionach. Czar prysł, kiedy ponownie otworzyłem oczy. 
          - Już cię nie ma, Sasuke - wyszeptałem bezdźwięcznie, a po moich policzkach potoczyły się słone krople.
          Myślałem, że wszystkie wypłakałem, gdy w desperacji próbowałem przywrócić ci oddech... kiedy lekarze oświadczyli w szpitalu, że odszedłeś... dziś, na pogrzebie. Najwidoczniej łzy się nie kończą. Są wyrazem rozpaczy, a po utracie bliskiej osoby, ona nas nie opuszcza. Jest zawsze, wszędzie nam towarzyszy. Co najwyżej, dzięki upływowi czasu, może zmaleć, ale całkowicie nie zniknie. Moja z każdym dniem wzbiera na sile - stała się wewnętrznym demonem, kąsającym duszę, wywołującym ból serca, z którym nie potrafię walczyć...
          Płakałem, krzyczałem, wyrywałem włosy z głowy, wbijałem paznokcie w skórę przedramion, pozostawiając na nich krwistoczerwone pręgi... Znów straciłem poczucie czasu. Nie wiem, jak długo rozpaczałem, ale musiało minąć wiele minut, ponieważ rozbolała mnie głowa i dostałem okropnych mdłości. Postanowiłem się położyć - wtuliłem głowę w poduszkę i skuliłem się na materacu, pozwalając łzom swobodnie płynąć.
          Nagle, gdy próbowałem przybrać wygodniejszą pozycję, usłyszałem dziwny dźwięk - szelest papieru, dochodzący spod kołdry. Zdziwiony, odchyliłem jej kraniec i zamarłem, widząc zaklejoną kopertę formatu A4.
          Prędko chwyciłem ją drżącymi dłońmi i bacznie jej się przyjrzałem. Z wierzchu była czysta, pozbawiona napisów, co wzmogło mój niepokój. Z wielkim trudem zdołałem ją rozerwać i wyciągnąć zawartość - kilka kartek, od góry do dołu zapisanych drobniutkim pismem. Znałem ten styl. Tylko ty mogłeś to napisać, Sasuke. 
          Otarłem mokre powieki rękawem płaszcza, by móc przeczytać wiadomość, po czym z drżeniem serca przystąpiłem do lektury. 

          Naruto, kilka razy rozpoczynałem pisanie listu. Stworzyłem wiele wersji, lecz każda poprzednia wydawała mi się nieodpowiednia. Dopiero w tej zdołałem zawrzeć wszystko, co chciałem Ci przekazać. Przepraszam, jeśli miejscami fragmenty nie będą dla Ciebie zrozumiałe... jestem zmęczony. Źle się czuję. Wiem, że to już niedługo. Jeśli znalazłeś kopertę, musiałem odejść... Ale nie martw się - nic mnie nie boli, nie cierpię, jestem szczęśliwy. 
          Mam dla Ciebie kilka rad, którymi chciałbym, byś kierował się po mojej śmierci. Zrobisz to, prawda?
          Po pierwsze - nie płacz za mną. Wiesz, jak bardzo kochałem Twoje oczy. Mogłem godzinami się w nie wpatrywać i nigdy się nie nudziłem. Są piękne, lecz tracą swój urok, kiedy płyną z nich łzy. Chcę, byś obdarzał innych ludzi swoim niesamowitym spojrzeniem. Jestem pewny, że ktoś pokocha je równo mocno jak ja. 
         Ułóż sobie życie z innym człowiekiem. Jesteś młody, Naruto. Masz zaledwie dwadzieścia lat. Wszystko jeszcze przed Tobą. Chciałbym, byś jedynie o mnie nie zapomniał. Znajdź kawałek serca, w którym mnie zapiszesz. Nie potrzebuję niczego więcej. Życzę Ci, byś dostał od innej osoby tak ogromną miłość, na jaką zasługujesz. Wiele się wycierpiałeś... straciłeś rodziców, gdy byłeś mały. Wychowywałeś się w domu dziecka, gdzie inni mieszkańcy Cię prześladowali ze względu na to, że się od nich różniłeś, a potem - żeby tego było mało - trafiłeś na mnie, drania, którego nauczyłeś miłości. Byłem zgorzkniałym paniczykiem z bogatego domu, wychowanym bezstresowo, nie szanującym innych ludzi typowym materialistą. Ty mnie zmieniłeś. Na lepsze, Naruto. Uratowałeś mnie i dałeś mi najpiękniejsze chwile życia, za które Ci dziękuję. 
          Proszę, nie myśl o śmierci. Nie próbuj się zabić. Jesteś wrażliwy. W końcu posiadasz duszę artysty, więc wiem, że będziesz przeżywał moje odejście. Jednak proszę - nie zrób sobie przeze mnie krzywdy. Wiesz, co do mnie dotarło, kiedy umierałem, wciągałem w płuca ostatnie ilości tlenu? Że życie to największy dar, jaki otrzymaliśmy. Fakt, potrafi dopiec, ale nie zmienia to tego, iż jest bezcenne. Nie odrzucaj go. Przeżyj je tak, byś nigdy nie musiał niczego żałować. Ja na Ciebie poczekam. Nie spiesz się z odwiedzeniem mnie.
          Nie będziesz sam, Naruto. Zadzwoń do mojego brata, Itachi'ego. Poprosiłem go, by się Tobą zaopiekował, gdy przyjdzie na mnie czas. Zrobi to. Na pewno. Musisz tylko się do niego odezwać. Obiecał, że będzie Cię chronił. Masz w nim oparcie. Wiesz, że zawsze, jako jeden z nielicznych akceptował nasz związek. Zamieszkajcie razem. Wspierajcie się.
          Żałuję, że tak rzadko Ci mówiłem, jak bardzo Cię kocham. Zawsze byłem... nieśmiały. Nie umiałem mówić o swoich uczuciach i nigdy sobie nie wybaczę, że przed śmiercią nie zdążyłem powiedzieć Ci tego w cztery oczy, zobaczyć Twojego uśmiechu, który na pewno ozdobiłby Ci twarz. Zrobię to tutaj - kocham Cię, Naruto. Bez względu na to, gdzie się teraz znajduję, kocham Cię. Jeśli będę mógł dokonać wyboru, jak chcę spędzać swoją wieczność, udam się na Ziemię i stanę się Twoim stróżem. Zgadzasz się na taki układ? Mam nadzieję, bo pewnie już przy Tobie stoję, kochanie.
Sasuke

          Słone krople toczyły się wzdłuż mojej twarzy i skapywały na kartkę, rozmazując poszczególne wyrazy. Schowałem twarz w dłoniach i głośno płakałem, od czasu do czasu spoglądając przez palce na zdania wiadomości. 
          Nagle mój wzrok padł na ostatnie linijki listu - "pewnie już przy Tobie stoję, kochanie", dzięki czemu zdołałem uśmiechnąć się przez łzy.
          - Tak, z pewnością zyskałem anioła stróża - wyszeptałem, jednocześnie sięgając po telefon, by zadzwonić do Itachi'ego. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Na początku chciałabym Was przeprosić za dłuższą przerwę w dodawaniu postów na blogu. Po tym, jak uporałam się ze sprawami prywatnymi, zupełnie utraciłem wenę do pisania rozpoczętych opowiadań - siadałam zarówno do "Serca mroku", "Bezsilnego", jak i "Sideł przeszłości", lecz żadnego z nich nie potrafiłam ruszyć. W ten sposób postanowiłam napisać coś nowego, innego, dzięki czemu zdołałam się odblokować - krótkiego one-shotu pt."Ostatnie pożegnanie". Mam nadzieję, że najtrudniejsze już za mną, a także, iż ta publikacja pomoże mi w powrocie do kontynuowania poprzednich historii. Wierzę, że niebawem na blogu pojawią się rozdziały dwóch opowiadań oraz kolejne części one-shotu. Trzymajcie za mnie kciuki ;D

Dziś prezentuję Wam "Ostatnie pożegnanie" - opowiadanie, które rankiem zrodziło się w mojej głowie. Mam co do niego mieszane uczucia - dawno nie pisałam, trudno było mi zacząć i zakończyć wpis. Uważam, że mogłoby być lepsze i odrobinę dłuższe, lecz mimo to mam nadzieję, iż przypadło Wam do gustów. Szczerze mówiąc, ten wpis jest dla mnie pewnego rodzaju terapią - nowym początkiem. Wierzę, że zapoczątkuje coś dobrego w moim życiu, a także, iż może ta historyjka zdoła odrobinę pocieszyć kogoś, kto również utracił ukochanego człowieka. 

Teraz kilka spraw organizacyjnych.
Kochani, na zaległe komentarze odpiszę jutrzejszego dnia. Natomiast wszystkie blogi, które czytam i na jakich pojawiły się nowe posty postaram się niebawem odwiedzić oraz skomentować. Proszę, nie gniewajcie się, że zwlekam z opiniami - obiecuję, że nadrobię wszelkie zaległości.  

Poniżej mam dla Was piosenkę, która częściowo zainspirowała mnie do napisania dzisiejszej notki. To utwór pt."ATWA", zespołu System of a down. Raczej przypadnie do gustów fanom ostrzejszego brzmienia, ale może także spodoba się innym czytelnikom, czego bardzo Wam życzę :)


          Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

środa, 19 marca 2014

Notka informacyjna


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie kochani :)

Dziś ma dla Was kilka informacji na temat dalszego prowadzenia bloga oraz publikowania opowiadań.

Na początku chciałabym Was przeprosić za dłuższą przerwę w dodawaniu wpisów. W czasie ferii zimowych obiecywałam, że notki zaczną pojawiać się częściej, dlatego też uważam, iż należą Wam się wyjaśnienia, dlaczego nie zdołałam wywiązać się z wcześniejszych planów.

Powodem mojej nieobecności były sprawy prywatne. Można powiedzieć, że świat zwalił mi się na głowę i potrzebowałam czasu, by się spod niego uwolnić. Pragnęłam odpoczynku, dzięki któremu mogłabym zregenerować siły. Widzę już rezultaty i powolutku zaczynam wracać do kontynuowania opowiadań oraz prowadzenia projektu. 

Rozpoczęłam pracę nad prologiem opowiadania pt."Sidła przeszłości", a także kolejnymi częściami one-shotu "Bezsilny". W ciągu kilku najbliższych dni planuję dodać jedną z rozpoczętych notek :)

Kochani, mam nadzieję, że rozumiecie powody, przez które zawiesiłam działalność blogową, a także, iż się na mnie nie gniewacie i jeszcze chwilkę poczekacie na nową publikację. 

Poniżej znajdziecie piosenkę, którą serdecznie chciałabym Wam polecić. Jest to utwór "A day in December" zespołu Diary of Dreams. Niedawno się na niego natknęłam i zakochałam się w jego twórczości. Mam nadzieję, że troszeczkę osłodzi Wam czekanie na następny wpis, a może także zachęci kogoś do bliższego przyjrzenia się ich dyskografii.

Życzę miłego słuchania i do napisania niebawem w kolejnej publikacji :) 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~