piątek, 8 listopada 2013

One-shot Sasuke i Naruto


"Bezsilny" - wstęp
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Czasem, kiedy w nocy dopadała mnie bezsenność, układałem się na plecach i godzinami rozmyślałem. Nie o przeżyciach minionego dnia, ani też tego, co będzie czekało mnie w następnym. Ciągle w moich myślach pojawiały się trudniejsze tematy - życia i śmierci. Zadawałem sobie szeregi pytań, na które próbowałem odszukać odpowiedzi: czym jest istnienie człowieka? To dar, największy skarb, jaki otrzymujemy, a może możliwe jest wyznaczenie jego ceny? Dlaczego rodzimy się i umieramy? Nasze przyjście na świat ma konkretny cel czy jest kwestią przypadku, zrządzenia losu? Jednak moim najważniejszym dylematem pozostawała kwestia cierpienia. Zarówno fizycznego, jak i mentalnego. Zastanawiałem się, w jakim celu je odczuwamy. Doszedłem do wniosku, że ma ono pewne znaczenie - gdyby nie istniało, żaden człowiek nie doceniałby chwil szczęścia. Mimo to, nie potrafiłem zrozumieć jednej rzeczy - po co niektórych ludzi los doświadczył tak dużą ilością bólu?
          Zdaję sobie sprawę, że niewielu nastolatków snuje podobne refleksje, gdy ma problemy z zaśnięciem. Zdecydowana większość spędza ten czas słuchając muzyki, oglądając programy telewizyjne lub wpatrując się w ekran komputera. Czy w moim życiu miało miejsce wydarzenie, które zmusiło mnie do szybszego dorośnięcia i zapoczątkowało moje rozważania? Nie. Każdy, kto by na mnie spojrzał z pewnością by stwierdził, że jestem zwykłym, wesołym chłopakiem, bez grama zmartwień. Dawniej na pewno zgodziłbym się z tym zdaniem, bo czego brakowało mi do szczęścia? Mam kochającą rodzinę. Fakt, dosyć małą, w której skład wchodzą trzy osoby, ale bez wątpienia - dobrą. Zarówno mama, jak i tata zawsze się o mnie troszczyli i nigdy nie pozwalali bym czuł się samotny. Może nie jesteśmy najbogatsi - nie mamy samochodu, poruszamy się komunikacją miejską, nie wylatujemy na egzotyczne wakacje ani nie ubieramy się w markowych sklepach. Jednak mieszkamy we własnym, przytulnym domu, a na naszym stole zawsze znajduje się wystarczająco dużo jedzenia. Nigdy też nikogo nie utraciłem. Ani w sensie przenośnym, ani dosłownym. Nie miałem innych krewnych. Posiadałem tylko jednego, prawdziwego przyjaciela i to właśnie on, a raczej jego przeżycia sprawiły, że musiałem głębiej zastanowić się nad ludzkim bytem.
          Poznałem Sasuke, kiedy obaj byliśmy malutkimi dziećmi. Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Chociaż odbyło się wiele lat temu, ciągle mam je wyraźnie wyryte w pamięci, jakbyśmy natknęli się na siebie wczorajszego popołudnia. Był jesienny, słoneczny dzień, gdy wraz z rodzicami wybrałem się do pobliskiego parku połączonego z placem zabaw. Kilkakrotnie korzystałem ze wszystkich huśtawek i ślizgawek, aż nagle nabrałem ochoty na pobawienie się w piaskownicy. Właśnie tam po raz pierwszy zobaczyłem czarnowłosego chłopca, o roześmianych, ciemnych oczach i zaróżowionych policzkach. Towarzyszył mu jego starszy brat - Itachi, który bezustannie się uśmiechał. Początkowo byłem zawstydzony - odkąd pamiętam, nieśmiałość była moją największą wadą, która uniemożliwiała mi nawiązywanie nowych kontaktów. Bałem się, nie wiedziałem czy mogę do nich podejść. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy zawstydzony, z twarzą czerwoną jak burak stałem na krańcu piaskownicy, a Sasuke zaprosił mnie do wspólnej zabawy. Choć tamtego dnia połamałem mu kilka plastykowych foremek oraz łopatek (oczywiście - niezamierzenie), rozpoczęła się wtedy nasza przyjaźń.
          Od czasu pamiętnego popołudnia w parku, przez szkołę podstawową, gimnazjum i liceum, byliśmy razem. Nasza relacja układała się na zasadzie przeciwieństw - nie tylko różniliśmy się z wyglądu, ale także z cech charakteru: ja - blondyn o niebieskich tęczówkach, gadatliwy, nie potrafiący słuchać, łatwo ulegający emocjom, nie dający rady usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż przez pięć sekund, on - brunet o czarnych oczach, wrażliwy, delikatny, małomówny, umiejący pocieszać, doradzać, rzadko ukazujący własne uczucia, podchodzący do większości spraw z niemal stoickim spokojem.
          Wielu ludzi twierdziło, że nasza przyjaźń prędzej czy później się rozpadnie, że jesteśmy jak ogień i woda - z pewnością kiedyś wzajemnie się unicestwimy. Muszę przyznać, że czerpałem cholerną satysfakcję z sytuacji, kiedy ja i Sasuke gdzieś razem szliśmy i akurat napotykaliśmy osoby z takimi twierdzeniami. Wyraz ich twarzy, gdy dowiadywali się, iż bezustannie się kolegujemy, był bezcenny - oczy przybierały rozmiary pomarańczy, a usta rozchylały się w zdziwieniu. Rzecz jasna, od czasu do czasu się kłóciliśmy, lecz nasze obrazy nigdy nie trwały dłużej niż jeden dzień. Zawsze któryś z nas się łamał i - w taki czy inny sposób - przepraszał.
          Jakby na to nie spojrzeć, kochałem go. Początkowo miłością braterską, ale z czasem zauważyłem, że uczucie, które do niego żywiłem przybrało inną formę - zacząłem zwracać uwagę na to, iż kiedy tylko mnie dotknął, po moim ciele przechodziły przyjemne dreszcze. Uwielbiałem go rozśmieszać, widzieć jego uśmiech. Kiedy przez dłuższy czas nie miałem okazji go zobaczyć, niesamowicie tęskniłem. Na dodatek, Sasuke był osobą, która akceptowała wszystkie moje wady, nie próbował na siłę mnie zmieniać, po prostu - tolerował dziwactwa , a wierzcie mi - miałem ich sporo. To znaczy, iż musiał być wyjątkowy, prawda? Miał w sobie ogromne pokłady wyrozumiałości, dzięki czemu wiedziałem, iż nawet jeśli wyznałbym mu, co do niego czuję, nie wyśmiałby mnie. Mógł jedynie odwzajemnić moje odczucia lub dać mi do zrozumienia, że możemy być przyjaciółmi, nie partnerami - wóz albo przewóz. Jednak ja - ku mojemu rozczarowaniu - należę do rodzaju tchórzy. Choć wielokrotnie miałem okazję, nigdy nie powiedziałem mu prawdy. Bałem się. Nie odrzucenia, ale jego utraty. Stwierdziłem, że nie zaryzykuję stratą najbliższej mi osoby - wolałem, by Sasuke pozostał moim przyjacielem, bratem. Tym bardziej, że wcześniej nie poruszyłem z nim tematu jego orientacji. To, co bym mu powiedział, mogłoby ochłodzić nasze stosunki, a - szczerze powiedziawszy - tego bym sobie nie wybaczył. Wiedziałem, że mogę w inny sposób zrealizować miłość, którą do niego żywiłem - kochać drugiego człowieka to znaczy dbać o jego szczęście bardziej niż o własne. Postanowiłem, iż zawsze będę się o niego troszczył i nie pozwolę, by cokolwiek lub ktokolwiek spróbował wyrządzić mu najmniejszą krzywdę. Myślałem, że uda mi się spełnić tę przysięgę, którą złożyłem we własnych myślach, jednak... nie przewidziałem, iż życie potrafi być okrutniejsze od najbrutalniejszych tortur.
          Sasuke był dobrym człowiekiem. Nie bez powodu mówiłem mu, że ma nadwrażliwe serce, które wszyscy wykorzystują. Nigdy nie zrozumiem przeklętego prawa, jakie rządzi naszym światem - urodzeni psychopaci opływają w bogactwa, natomiast empatyczne osoby takie, jak mój przyjaciel dotykają prawdziwe tragedie. W wieku ośmiu lat, w wypadku samochodowym, zginęła jego mama. Po jej śmierci ojciec popadł w alkoholizm, a przyszłość obu synów skupiła się w rękach Itachi'ego. Do pewnego czasu, Fugaku pracował. Przynosił pieniądze do domu, dzięki czemu rodzeństwo miało fundusze na kupno jedzenia. Ale, upijając się w podrzędnych barach, coraz później wracał do domu i nie dawał rady wytrzeźwieć do rana, by iść do biura. Zarówno ja, jak i Sasuke czy Itachi nie byliśmy zdziwieni, gdy otrzymał wypowiedzenie. Wtedy, bracia Uchiha ledwo zaczęli wiązać koniec z końcem - nie raz chodzili głodni, a najgorsze było to, że nie mieli odwagi poprosić o pomoc. Na ojca nie mogli już liczyć. Zapomniał o swojej rodzinie i utopił jej przyszłość w kieliszku wódki.
          Pewnego dnia zauważyłem, że Sasuke strasznie schudł - jego żebra przebijały się przez materiał koszulek, policzki się zapadły, a nogi były równie szczupłe jak moje przedramiona. Dopiero wtedy powiedział mi o swojej sytuacji. Kiedy zobaczyłem jego wychudzone ciało, miałem ochotę chwycić za nóż i złożyć niemiłą wizytę Fugaku. Rozumiem - stracił żonę, wpadł w depresję, ale do cholery - jego synowie ciągle żyli i potrzebowali ojca, a nie pijaka, który wracał do mieszkania na czworakach - brudny, śmierdzący i agresywny. Nie raz podnosił ręce na obu braci - wielokrotnie widziałem siniaki na ich twarzach, plecach i brzuchach. Przyglądając się obrażeniom Sasuke, czułem, jakby opuściły mnie wszystkie dotychczasowe siły. Nie wiedziałem, co mogę zrobić, w jaki sposób mu pomóc. Bez przerwy się nad tym zastanawiałem, a ciężar w moim sercu przybierał na wadze. Bezsilność nieustannie wiązała moje ręce, sprawiała, że nie miałem sił by oddychać.  W końcu się odważyłem i zapytałem, czego ode mnie oczekuje. "Bądź", odpowiedział. To wystarczyło, by zmotywować mnie do działania. Zacząłem oddawać mu swoje pieniądze, szykować potrawy. Jak najczęściej zapraszałem obu braci na wspólne posiłki, które sam gotowałem. Jednakże, mimo moich usilnych starań, Itachi bardzo szybko musiał iść do pracy. Rano - szkoła, popołudniami - pomaganie w miejscowej restauracji. Choćby chciał, nie mógł poświęcać swojemu młodszemu bratu zbyt wiele czasu. Z tego powodu, Sasuke spędzał całe dnie w moim mieszkaniu. Stał się częścią rodziny Uzumaki - mama i tata go uwielbiali, czym zupełnie nie byłem zdziwiony. Cieszyłem się, że mogliśmy dać mu choć namiastkę prawdziwej, szczęśliwej rodziny.   
          Gdyby tego wszystkiego było mało, Sasuke miał wątłe zdrowie. Często chorował i co najmniej raz w miesiącu trafiał do szpitala.
          Jestem pewny, że niewielu ludzi dałoby sobie radę z podobnymi przeżyciami. Śmierć Mikoto, załamanie nerwowe i alkoholizm ojca, przemoc, głodowanie... Szczerze powiedziawszy, gdybym ja znalazł się na jego miejscu, rzuciłbym się z mostu wprost do rwącej rzeki. A on, mimo swojej bolesnej przeszłości, dalej potrafił się uśmiechać i cieszyć z najdrobniejszych rzeczy. Może, dzięki temu, że wiele utracił, bardziej doceniał własne życie. Bez wątpienia, był moim autorytetem. Za każdym razem, kiedy przydarzało mi się coś złego, myślałem o Sasuke. Chciałem być kiedyś równie potężny i umieć mierzyć się z przeciwnościami, a nie się przed nimi chować lub uciekać.
          Sądziłem, że wystarczająco się nacierpiał i - jeśli jakiś Bóg faktycznie istnieje - jest mu winny podarowania choć odrobiny szczęścia. Jak bardzo się myliłem! Los po raz kolejny postanowił sobie z niego zadrwić, wyszukując dla Sasuke następny, życiowy dramat. Po tym wydarzeniu, brunet został pozbawiony wcześniejszej radości - kąciki jego ust już się nie unosiły, oczy ciągle wypełniały łzy, aż one także się skończyły.
          Dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie jemu? Czy czymś zawinił? Z jakiego powodu znosił te męki? Gdybym tylko mógł, z wielką chęcią wziąłbym je na własne barki, by tylko móc zobaczyć ulgę na jego twarzy.
          Istnieją tacy, którzy wierzą w niebo i piekło. Każdy z nich inaczej wyobraża sobie te miejsca, bo dla różnych ludzi istnieją zróżnicowane krainy szczęścia i cierpienia. Są też tacy, którzy nie uznają bytności obu biblijnych zakątków - twierdzą, że jest tylko tu i teraz, że to świat i życie doczesne powinno być dla nas ważne. Natomiast ja uważam, że prawdziwe piekło znajduje się na Ziemi - gdzie nie popatrzymy, wszędzie śmierć, okrucieństwa, kłamstwa i obłuda. Jednak my ludzie mamy w sobie na tyle sił, by sprzeciwić się temu ustalonemu porządkowi świata. Jak? Odpowiedź jest prosta - znajdź coś, co pokochasz, zechcesz ochronić, otoczyć opieką, a potem nie pozwól by uległo zniszczeniu. Tak jak ja odnalazłem Sasuke i postanowiłem zadbać o jego serce. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Na wstępie pragnę Was przeprosić za tak długą przerwę w dodawaniu postów na blogu. Publikując ubiegły wpis, którym był 15 rozdział "Serca mroku", miałam pewność, iż notki zaczną pojawiać się w krótszych odstępach czasu. Niestety, choć faktycznie zyskałam więcej wolnego czasu, moja wena - jak na złość - postanowiła mnie opuścić. Kilkakrotnie siadałam przed komputerem i rozpoczynałam pracę nad kilkoma wpisami, ale mimo posiadania pomysłów na opowiadania, nie mogłam znaleźć odpowiednich słów do ich opisania. Stwierdziłam, że nie warto pisać na siłę i postanowiłam zrobić sobie krótszą przerwę. Okazało się to być dobrą decyzją, ponieważ natchnienie wróciło i mogę już swobodnie zajmować się blogiem. Wierzę, że od dzisiaj notki zaczną pojawiać się częściej, ale wydaję mi się, iż przez natłok nauki dam radę je dodawać co dwa-trzy tygodnie. Mam nadzieję, że mimo mojej nieobecności ciągle będziecie mi towarzyszyć tak, jak robiliście to dotychczas :)

Teraz czas na kilka słów odnośnie dzisiejszej publikacji.
One-shot pt."Bezsilny" niedawno zrodził się w mojej głowie. Stwierdziłam, że już dawno nie publikowałam niczego, co odbiegałoby od głównego opowiadania bloga, dlatego też pomyślałam, że fajnie byłoby napisać coś zupełnie innego, nowego. Opowiadanie będzie prawdopodobnie składało się z trzech części - pierwsza to wstęp, czyli dzisiejszy monolog Naruto. Pierwotnie miał on zająć... dwa, krótkie akapity. Jednak zdarzyło się tak, iż za bardzo się rozpisałam, więc postanowiłam podzielić one-shot na kilka wpisów ;D Szczerze powiedziawszy, odrobinkę się obawiam, jak zostanie odebrany przez czytelników, gdyż zupełnie odbiega od mojego zwykłego stylu i tematyki. Mimo to, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Będę cierpliwie czekała na Wasze opinie odnośnie wstępu "Bezsilnego". 

Poniżej znajduje się piosenka zespołu Linkin Park pt."Powerless", która zainspirowała mnie do napisania one-shota. Jeśli macie ochotę, możecie sobie jej posłuchać i mam nadzieję, że się Wam spodoba. Pochodzi z filmu "Abraham Lincoln: Łowca wampirów". Jeśli nie mieliście jeszcze okazji obejrzeć, to gorąco polecam.



Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu :) 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~