sobota, 20 października 2012

"Serce mroku"~Rozdział 2


W którym wampir staje się bardziej uczuciowy niż człowiek...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Dysząc ciężko, Itachi gwałtownie skręcił w głąb kolejnej alei. Krew spływająca z jego ran nad prawym okiem, ramieniu i biodrze mieszała się z ulewnym deszczem. Niesprzyjające warunki atmosferyczne coraz bardziej utrudniały mu ucieczkę, ponieważ mokre ubrania boleśnie przyklejały się do jego rozcięć, a wycieńczony organizm domagał się chwili odpoczynku. Nie mógł sobie na nią pozwolić, bo kilka metrów za nim biegł oddział Łowców bez przerwy atakujący go swoimi broniami. Liczył, że uda mu się dostać za granice Metrisundu, a tam wbiegnie do pierwszego lepszego lasu i zgubi wojowników w gęstwinie drzew.
          Gdy kraniec płaszcza zaczepił się o jego ranę na biodrze, chłopak głośno krzyknął. Jego kolana się ugięły, lecz zdołał chwycić się ściany pobliskiego budynku i utrzymać na nogach. Odetchnął głęboko przyciskając dłoń do obolałego miejsca, która po sekundzie zyskała czerwoną barwę. 
          Kiedy obok jego ucha śmignęła kolejna, metalowa dzida, Itachi odepchnął się od muru i znów zaczął biec przed siebie. Słyszał upiorne wrzaski Łowców, dochodzących już nie tylko zza jego pleców, lecz także po obu stronach głowy. Dodatkowe oddziały? rzucił w myślach. Jeśli się nie mylę, to biegną sąsiednimi ulicami.
          Co chwilę umykał broniom rzucanym przez wojowników, lecz czuł, że jego siły niebezpiecznie zbliżały się do dolnej granicy. Wampiry z natury były bardziej wytrzymałe i mniej podatne na cierpienie niż ludzie, ale z czasem i one osiągały swój limit. Itachi wyczuwał, że złapanie przez Łowców będzie tylko kwestią czasu, ale starał się ją odwlec tak długo, jak tylko mógł. Wiedział, na co się decyduje, gdy ukrył swojego młodszego brata, a sam odciągnął od niego oddziały wojowników. Zdawał sobie sprawę, że w pojedynku z tyloma barczystymi mężczyznami nie ma szans na zwycięstwo, lecz najważniejsze było dla niego to, że uratował przed śmiercią swoją ukochaną osobę. Nic nie miało dla niego większej wartości niż bezpieczeństwo Sasuke, które, jako starszy brat zdołał mu zapewnić. Wywiązał się z obietnicy, jaką złożył swoim rodzicom, lecz pozostała jeszcze jedna przysięga, której był zobowiązany dotrzymać - musiał przeżyć.
          Wbiegł w następną ulicę i zatrzymał się raptownie, a jego usta otworzyły się szeroko. Chciał krzyknąć, błagać Boga o pomoc, lecz z jego gardła wydobył się jedynie cichy świst. Dalszą drogę zagrodziły mu dziesiątki wojowników, mierzących w niego zaostrzonymi końcówkami dzid. Rozejrzał się nerwowo, poszukując ostatniej deski ratunku, ale ku jego nieszczęściu kolejny oddział zdążył już otoczyć go od tyłu. Łowcy zamknęli go wewnątrz koła utworzonego ze swoich ciał i zaśmiali się szyderczo, uśmiechając się przy tym triumfalnie. 
          - I co, wampirze? - spytał kpiąco długowłosy wojownik. - Zwie się was Drapieżnikami Nocy, a ty przypominasz mi jedynie bezbronną ofiarę, zamkniętą w klatce. 
          Oddział Łowców wybuchnął donośniejszym śmiechem.
          Itachi odczuł, jak jego oczy stają się mokre od łez, lecz zignorował słone kropelki i wściekle zacisnął pięści. Ostrzegawczo obnażył kły głośno sycząc, a jego oczy zabarwiły się szkarłatną barwą. Z twarzy wojowników prędko zniknęła radość, ustępując miejsca zdumieniu i pewnego rodzaju lękowi. Choć Potomek Nocy był ze wszelkich stron otoczony ludźmi, dalej mógł być śmiertelnie niebezpieczny. Z pewnością nie dałby rady tylu mężczyznom, ale, jeśli by się postarał to kilku z łatwością rozszarpałby tętnice szyjne.  
          - Masz rację - warknął młodzieniec. - Nazywa się nas Drapieżnikami Nocy. Jeśli chcesz, to mogę zaprezentować ci, czemu zawdzięczamy takie określenie.
          Chłopak mocniej wyszczerzył kły, na co jego rozmówca z trudem przełknął ślinkę. 
          - Starasz się grać silnego i niewzruszonego, ale wszyscy doskonale wiemy, że trzęsiesz się ze strachu, jak małe szczenię - odezwał się kolejny Łowca. - Żałosna maskarada.
          W rzeczy samej...pomyślał Itachi, przegryzając wargę. Próbował udawać potężnego, nieustraszonego wampira, lecz jeszcze nigdy tak bardzo się nie bał, jak w tej chwili. Odetchnął głęboko, a jego pobladła twarz znów przybrała przerażający wyraz. 
          - I mówi mi to człowiek... - prychnął Potomek Nocy. - Denerwująca, strachliwa kreatura, która niszczy nie tylko własny gatunek, ale nawet świat, w jakim żyje. Wszyscy powinniście wyginąć!
          - Na kolana! - zagrzmiał następny wojownik. - Na kolana, szkodniku!
          - Po moim trupie. Nigdy się przed wami nie ukorzę!
          Nagle jeden z mężczyzn zamachnął się swoją bronią i perfekcyjnie wycelował nią w prawą łydkę Itachiego. Chłopak wrzasnął przeraźliwie, kiedy końcówka dzidy oderwała od jego nogi kawałek mięsa, barwiąc kostkę brukową świeżą krwią. Wampir zaniósł się płaczem i runął na kolana przed swoimi oprawcami, przykładając drżące dłonie do głębokiego rozcięcia. Raniący go Łowca strząsnął ze swojej dzidy cząstkę ciała Potomka Nocy, obserwując z obrzydzeniem, jak młodzieniec zwija się z bólu na środku ulicy.
          - I wy...nazywacie...siebie...ludźmi? - wyjąkał wampir. - Mordujecie...wszystkich. Kobiety...dzieci...starszych. Nic wam...nie zrobiliśmy. Niczym...nie zawiniliśmy...
          - Sam fakt, że żyjecie jest już wystarczającym powodem - odparł wojownik i z całej siły kopnął go w zranione biodro.
          Itachi wydał z siebie głośny krzyk, po czym upadł na prawy bok. Nie miał sił, aby bronić się przed uderzeniami Łowców, tak więc skulił się na ziemi i błagał w myślach, aby mężczyźni, jak najprędzej go zabili. Nie mógł już znosić dalszego bólu.
          - Wiesz... - powiedział przeciągle wojownik, przyklękając na jedno kolano obok zapłakanego chłopaka. - Mieliśmy zamiar prędko cię zabić, ale doszliśmy do wniosku, że zabierzemy cię na zamek. Tam będziesz torturowany przez wiele tygodni, a my wydobędziemy od ciebie wszystko, co wiesz na temat położenia Kolonii wampirów - Przeciągnął czubkiem dzidy po jego policzku, pozostawiając na nim czerwone znamię. - Szybka śmierć byłaby dla ciebie wybawieniem, ale jesteś zbyt hardy, aby tak po prostu przebić ci czymś serce. Będziesz umierał powolnie, w niewiarygodnych męczarniach, wampirze. 
          - Spotkamy się w piekle, sadysto - syknął Potomek Nocy.
          Rozwścieczony Łowca brutalnie złapał go za włosy i uderzył głową młodzieńca o twardą nawierzchnię. Ostatnią rzeczą, jaką zauważył Itachi przed utratą przytomności było ciemne niebo, z którego ciągle skapywały słone krople. Nawet chmury nad wami płaczą...pomyślał, a jego powieki bezwładnie się zamknęły.

*******

          Naruto z trudem wciągnął bezwładne ciało do salonu. Nie spodziewał się, że ranny wampir może być tak straszliwie ciężki, dlatego też co chwilę robił krótkie postoje. Kiedy udało mu się dotrzeć do eleganckiej, białej sofy, ustawionej naprzeciw rozpalonego kominka spojrzał przez ramię na ślad krwi wijący się po marmurze. Mam nadzieję, że nikt nie zechce mnie teraz odwiedzić pomyślał. Gdyby ktokolwiek dowiedział się, że mam zamiar uratować wampira od razu zostałbym powieszony. Jednakże, mimo kary, jaka groziła mu za pomoc Potomkowi Nocy, blondyn był dumny ze swojej decyzji. Uważał, że nie reagując na zło tego świata człowiek staje się jego częścią, a on za wszelką cenę wolał mu się przeciwstawiać niż źle się czuć ze samym sobą, a tak byłoby napewno, gdyby zostawił nieznajomego na pastwę losu przed swoją posiadłością. Inni ludzie zapewne postąpiliby tak, jak głosi prawo - "Jeśli zobaczysz jakiegokolwiek wroga rasy ludzkiej natychmiast poinformuj o tym odpowiednie władze lub sam wymierz sprawiedliwość", co dla Naruto znaczyło "Jak zobaczysz wampira to poinformuj o tym Łowców, aby go zabili lub zrób to sam", ale on nie był taki, jak wszyscy. Był inny. W tak trudnych czasach, czasach nienawiści i pogardy dla życia, on wykazywał się empatią oraz współczuciem. Podejmując decyzję o wykonywaniu zawodu lekarza, postanowił ratować każde istnienie. Zarówno ludzkie, jak i wampirze.
          Blondyn mocniej chwycił czarnowłosego i z wielkim wysiłkiem ułożył go na sofie. Następnie przyniósł do salonu rozpalony świecznik, który tak, jak i apteczkę oraz naczynie z czystą wodą ułożył na szklanej ławie, stojącej nieopodal kanapy. Usiadł na taborecie i przystąpił do opatrywania ran wampira. Nim jednak zaczął ściągać z niego podarte ubrania, przyjrzał się twarzy Potomka Nocy, którą oblewał ciepły blask świec. W ich świetle wyblakły kolor skóry chłopaka stał się ciemniejszy, upodabniając go tym do człowieka, a na poobijanych policzkach pojawiły się subtelne rumieńce. Naruto przyłożył dłoń do jego czoła i szepnął z niesmakiem.
          - Masz gorączkę...Obyś nie dostał zapalenia płuc.
          Prędko odpiął guziki jego płaszcza i delikatnie ściągnął przemoczone ubranie z ciała Potomka Nocy. Sprawdził wszystkie kieszenie, aby przez przypadek nie wyrzucić jakiś wartościowych przedmiotów i nagle natrafił w jednej z nich na zagadkową, giętką rzecz. Naruto z zaciekawieniem wyjął ją z zagłębienia. Okazała się to być czarno - biała fotografia, przedstawiająca kruczowłosego oraz chłopaka, zaskakująco do niego podobnego. Obaj młodzieńcy uśmiechali się szeroko i obejmowali w ramionach, na tle gęstego lasu.
          - Bracia? - myślał na głos Naruto, po czym odłożył zdjęcie na ławę.
          Kiedy rozebrał go do naga, wszystkie ubrania wrzucił w ogień kominka i przyjrzał się poranionemu ciału swojego podopiecznego. Dziesiątki ran i siniaków widniały na rękach, nogach, brzuchu oraz klatce piersiowej Potomka Nocy. Wyglądał on tak, jakby ktoś katował go bez przerwy przez wiele godzin, nie oszczędzając ani jednej części jego organizmu - nawet krocze wampira wydawało się być nienaturalnie opuchnięte. Blondyn przymknął nerwowo powieki i wziął uspokajający oddech w płuca. Nawet, jako lekarz nie zdołał się jeszcze przyzwyczaić do widoku czyjegoś cierpienia. Często jego znajomi powtarzali mu, że jest zbyt wrażliwy na taką pracę, lecz Naruto był innego zdania - twierdził, że rozumienie bólu i współodczuwanie go ze swoim pacjentem to najlepsza forma pomocy psychicznej. Nie raz był jedyną osobą towarzyszącą swoim podopiecznym w ostatnich sekundach ich życia. Zawsze ronił nad nimi łzy i trzymał ich dłonie, kiedy oczy na zawsze się zamykały. 
          Gdy zdołał się uspokoić, ponaglił się na głos.
          - Do roboty, Naruto.
          Oczyścił rany czarnowłosego i zaczął precyzyjnie je zaszywać, następnie zakładając na nie dodatkowe opatrunki. 
          Kiedy miał już zająć się rozcięciem na klatce piersiowej wampira, Naruto rzucił spojrzenie na jego twarz i zamarł, widząc czarne tęczówki, wpatrujące się wprost w jego oczy. Nie miał pojęcia, że Potomek Nocy już się obudził, dlatego jego powrót przytomności zupełnie go sparaliżował. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo niebezpieczne mogą być wampiry, gdy obudzą się w nieznanym miejscu, w towarzystwie jakiegoś człowieka, dlatego starał się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, choć jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w zabójczym rytmie. 
          Czarnowłosy przez kilka sekund przyglądał mu się otępiałym spojrzeniem, aż w jednej chwili jego oczy zapłonęły krwistą czerwienią, a kły wysunęły się z ust. Blondyn zdążył jedynie krzyknąć, kiedy wampir złapał go za szyję i zrzucił z taboretu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział tym razem jest dosyć krótki, ale mam nadzieję, że mimo tego Wam się spodobał:)
Następny na pewno będzie dłuższy i pojawi się za tydzień lub za dwa tygodnie. 

Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze pod wcześniejszym postem. Większości z Was przypadł do gustu pomysł z galerią, dlatego też czasem będą pojawiały się wpisy z moimi wierszami i rysunkami. Nie będzie ich zbyt wiele, ponieważ mam teraz bardzo mało czasu na malowanie, ale postaram się dodawać takie wpisy raz na kilka tygodni lub częściej. 

Tak więc jeszcze raz bardzo Wam wszystkim dziękuje i do następnego wpisu:)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 13 października 2012

"Danse macabre"

Nie jest to nowy rozdział opowiadania "Serce mroku", lecz mam nadzieję, że ta notka także Was zaciekawi.

Malowanie jest moją ogromną pasją. 
Już jako mała dziewczynka bawiłam się kredkami, flamastrami czy farbami, lecz teraz, gdy dorosłam staram się uczyć coraz to nowszych stylów i technik. Od trzech lat szkolę się w rysowaniu mangi i chciałabym podzielić się z Wami moimi pracami. W tym celu utworzyłam specjalną zakładkę "Galeria", w której będą dodawane wpisy z rysunkami. Każda notka będzie zawierała skan mojej pracy, jej tytuł oraz opis, a także wiersz mojego autorstwa. 

Bardzo chciałabym usłyszeć Wasze opinie na temat moich rysunków, dlatego też zapraszam Was do oglądania i komentowania mojego pierwszego projektu, który znajdziecie poniżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Taniec śmierci"

Ty i ja
Biel i czerń
Dwa przeciwieństwa
Których serca przeszywa ostry cierń
Ty i ja
Tańce dwa
Pragnące tak
Wzlecieć jak jeden ptak
Ty i ja
Ogień i woda
Przynoszący zniszczenia
Oraz niosąca ukojenia
Ty i ja
Światy dwa
Dusze spętane
W ciasnej klatce
Ty i ja
Brutalna prawda
I słodkie kłamstwo
Miłość między nami zakazana
Ty i ja
Śmierć i życie
Odwieczne tańce
Śmiertelnikom przeznaczone

Nie jestem zbyt dobra w układaniu wierszy, ale mam nadzieję, że pasuje on klimatycznie do rysunku.

"Danse macabre" z języka francuskiego oznacza "taniec śmierci". Pojęcie to powstało w średniowieczu i miało przypominać ludziom o tym, że bez względu na to, kim są, co robią i ile mają, dosięgnie ich śmierć. Choć nie wiem, jak bardzo staraliby się od niej uciec, ona zawsze by ich dogoniła. Dlatego też na Ziemi mieli za zadanie dbać o swoją duszę, aby później trafić do biblijnego raju. 

Rysunek ten przedstawia Undertakera z anime "Kuroshitsuji". Niektórzy z czytelników mogli już się z nim spotkać na moim wcześniejszym blogu, gdzie podałam do niego link w komentarzach. Robiłam tę pracę kilka tygodni, lecz sądzę, że dałabym radę namalować ją lepiej. Ciągle mam wrażenie, że mogłam dodać kilka detali, ale najbardziej ciekawią mnie Wasze opinie na ten temat.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ze względu na to, że miałam bardzo ciężki tydzień, nowy rozdział "Serca mroku" pojawi się w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że rysunek Wam się spodobał i do następnego razu:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

piątek, 5 października 2012

"Serce mroku"~Rozdział 1



W którym więzy przeznaczenia zostają utkane...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Na niebie zgromadziły się pierzaste chmury, które skutecznie zakryły świecące słońce. Ich ciemne kolory sprawiły, że nad Lenoią zapanował nieprzyjemny półcień, a dotąd spokojny wiatr gwałtownie przybrał na sile. Późnymi popołudniami większość mieszkańców Metrisundu przesiadywała we własnych domach lub pubach, popijając rozgrzewające napoje, dlatego też wszystkich zdziwił gwar panujący na obrzeżach miasta. Ludzie z zaciekawieniem podchodzili do okien i z lękiem przypatrywali się oddziałowi Łowców, którzy w zawrotnej szybkości pokonywali kolejne ulice. Wojownicy trzymali nad głowami swoje metalowe dzidy, podnosząc coraz to głośniejsze okrzyki "Wampir!", "Łapać wampira!". Kilkadziesiąt metrów przed nimi biegły dwie, zakapturzone postacie, ubrane w identyczne, czarne płaszcze, które głośno łopotały połami na silnym wietrze. Budowy ich ciał wskazywały, iż byli młodymi mężczyznami o niebywałej szybkości oraz zwinności. Przemykali alejami miasta, niczym cienie wijące się wieczorami po ścianach budynków, a wśród zabudowanego terenu nie można było dosłyszeć odgłosów ich stóp. Obecność obu młodzieńców zdradzały jedynie ich głośne, niespokojne oddechy oraz wrzaski goniących ich wojowników. 
          - Szybciej, Sasuke! - wydyszał wyższy z uciekinierów, którego długie, związane włosy wypadały z kaptura. - Jeśli się nie pospieszymy, to Łowcy z pewnością nad dopadną!
          - To nie t-takie proste, I-Itachi - wychrypiał drugi. - Ucieczka z r-raną klatki...piersiowej t-to żadna p-przyjemność...
          Przyłożył otwartą dłoń do poziomego rozcięcia, z którego ciągle sączyła się krew. Czerwona ciecz spływała po jego palcach skapując na brukowaną kostkę. Jęknął przez nagłe ukłucie bólu i powolnie wytracał prędkość, aż jego bieg przemienił się w mozolny trucht. Płuca paliły go żywym ogniem, a rana nie pozwalała mu nawet spróbować zaczerpnięcia głębszego oddechu. Coraz bardziej zostawał w tyle za swoim towarzyszem, który w akcie desperacji złapał go za nadgarstek i wciągnął do sąsiedniej alejki. Przywitała ich potężnym powiewem wichru, który z łatwością strącił kaptury z głów uciekinierów ukazując ich poobijane, podobne twarze, niemal identyczne, czarne oczy oraz blade cery. Nie mieli czasu, by poprawić swoje stroje, gdyż Łowcy zbliżyli się do nich na niebezpieczną odległość i rozpoczęli atak swoimi broniami-metalowe dzidy co chwilę przemykały między sylwetkami wampirów, poszukujących ostatniej deski ratunku. 
          Gdy Potomków Nocy i wojowników dzieliło zaledwie kilka metrów, Itachi i Sasuke raptownie skręcili w wąską uliczkę, gdzie wyższy z młodzieńców dostrzegł ciasną szparę między budynkami. Bez chwili zastanowienia ukrył się w szczelinie, pociągając za sobą rannego chłopca. Wtulili się w swoje ciała i z przerażeniem spoglądali na ulicę, którą za chwilę mieli przebiegać Łowcy. Liczyli, iż mocarni mężczyźni nie dostrzegą ich w mroku rzucanym przez mury budowli, dlatego na wszelki wypadek wyciszyli swoje oddechy i szczelnie otulili się płaszczami. 
          Kiedy oddział wojowników zbliżał się do ich kryjówki, Itachi i Sasuke troskliwie otulili się ramionami, wciskając twarze w swoje szyje. Z trudem opanowywali nerwowy płacz oraz krzyki przerażenia, które niemal wyrywały się z ich gardeł. Śmierć od lat gościła w życiach wampirów, jako temat powszedni. Wraz z wybuchem wojny nie raz musieli spoglądać na czyjeś odejście, jednak umieranie nigdy nie było dla nich rzeczą, z którą powinni się godzić. Zawsze budziło w nich pierwotny strach przed nieznanym. Przed bólem, cierpieniem i świadomością, że po drugiej stronie może nie być biblijnego raju, lecz jedynie wszechobecna nicość.
          Nagle zastępy Łowców w zastraszającym tempie zaczęły przemykać obok szpary, gdzie dwoje wampirów wstrzymało oddech, a jedyne, co słyszeli to przeraźliwy wrzask własnych serc. Widzieli każdego z mocarnych mężczyzn, niczym na zwolnionym filmie-dokładnie reflektowali każdy ich ruch, a nawet najmniejszy grymas na twarzy. W momencie, gdy miał już przebiec ostatni, dwunasty wojownik, Łowca niespodziewanie zatrzymał się przy kryjówce Potomków Nocy. Trzymając srebrzystą broń w dłoni, bacznie przyjrzał się ciemnemu zakamarkowi, spoglądając wprost w przerażone oczy Sasuke. Itachi w porę zakrył dłonią usta rannego chłopca, aby ten nie pisnął ze strachu i obnażył dłuższe kły, przygotowując się do walki.
          W momencie, gdy wrogi mężczyzna coraz dłużej świdrował tęczówkami schronienie Potomków Nocy, a długowłosy szukał dogodnej chwili do ataku, z ulicy dobiegł ich niski, zniecierpliwiony ton.
          - Znalazłeś tam coś?!
          - Nie! - odkrzyknął niemal natychmiast podejrzliwy Łowca. - Zdawało mi się, że coś widziałem w tej szczelinie, ale to chyba przywidzenia.
          - To na cholerę tam tyle stoisz?! Rusz się, bo uciekną nam sprzed nosa i nie zaznamy dzisiaj żadnej rozrywki!
          - Idę, idę... - mruknął pod nosem wojownik i z rozwścieczoną miną pobiegł w ślad za swoim oddziałem.
          Para wampirów jeszcze przez dłuższy czas trwała w zupełnym milczeniu, aż po kilku minutach, gdy ustały odgłosy odchodzącego oddziału Łowców, pozwolili sobie na głębsze oddechy. Dyszeli ciężko, ściskając swoje dłonie i wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał barczysty mężczyzna.
          - Jak to możliwe, że nas nie zauważył? - wyszeptał niewyraźnie Sasuke. 
          - Kolory naszych płaszczy zlały się z mrokiem - wyjaśnił Itachi. - Na szczęście nie świeci słońce, więc w ciemnościach nie miał szansy nas dostrzec. Zresztą wbrew pozorom, Łowcy to mało inteligentne stworzenia. Polegają jedynie na sile mięśni, ale, jeśli mamy wziąć pod uwagę ich potęgę umysłową to utrzymuje się ona na bardzo niskim poziomie.
          - W twoich ustach nawet obelga brzmi, jak komplement, braciszku - uśmiechnął się krótkowłosy i zachichotał cicho, zupełnie zapominając o swojej krwawiącej ranie.
          Z rozciętego miejsca na jego piersiach ponownie wypłynął strumień czerwonej cieczy, która z pluskiem wylała się na ulice. Sasuke krzyknął z bólu i odczuł, jak jego kolana odmawiają mu posłuszeństwa. Itachi w porę zainterweniował łapiąc go w pasie, nim ten zdążył runąć na ziemię.
          - W porządku? - spytał troskliwie długowłosy, gdy jego towarzysz odzyskał równowagę.
          Niższy z wampirów nieznacznie pokiwał głową.
          - P-Poradzę sobie.
          - Kłamiesz. Już doszczętnie opadłeś z sił. Musimy się stąd jak najszybciej wydostać i oddać cię w ręce naszych uzdrowicieli.
          Sasuke nie protestował, kiedy jego brat wziął go na ręce i pozwolił mu oprzeć głowę na swoim ramieniu. Przez głębokie rozcięcie, a także mniejsze, liczne rany oraz siniaki jego energia malała w zastraszającym tempie. Obawiał się, że jeśli będzie szedł na własnych nogach mógłby utracić przytomność, a wtedy ich ucieczka stałaby się jeszcze trudniejsza do zrealizowania.
          - Nie jestem dla ciebie za ciężki? - szepnął krótkowłosy, gdy wraz ze swoim bratem opuścił kryjówkę i znalazł się ponownie na głównej ulicy.
          Itachi uśmiechnął się pocieszająco.
          - Jesteś lekki, jak piórko. Już niczym się nie przejmuj. Zabiorę nas do domu.
          - Dobrze, że wampiry nie są podatne na zapach krwi innych Potomków Nocy. Gdyby tak nie było to...
          - Nigdy bym cię nie ugryzł! - warknął gniewnie starszy z rodzeństwa. - Nawet, jeśli twoja krew pachniałaby najpiękniej na świecie nie ośmieliłbym się jej tknąć! 
          - Nie unoś się tak. Nie chciałem cię urazić...
          Itachi tylko mruknął coś w odpowiedzi i w milczeniu szedł wzdłuż alei, gdy nagle do uszu obu młodzieńców doszły głośne, nieprzyjemne dźwięki przypominające warczenie jakiś dzikich, niebezpiecznych zwierząt. Głosy bestii mieszały się ze sobą i przeplatały, tworząc kakofonię różnorodnego ujadania.
          - Psy Łowców! - wykrzyknął przerażony Sasuke. - Dojdą do nas po zapachu mojej krwi i twoich śladów!
          Długowłosy nerwowo przegryzł wargę zadając sobie pytanie: I co teraz? Przez chwilę trwał w bezruchu, przysłuchując się odgłosom wydawanym przez czworonogi, po czym poderwał się do biegu. W zawrotnym tempie pokonywał kolejne części Metrisundu, aż gwałtownie przystanął przed tylnym wejściem do pewnego pubu, obok którego stały puste beczki po winie.
          - Ukryjesz się tu - zarządził Itachi i posadził swojego brata między pojemnikami.
          - Zaraz...Co?! - oburzył się chłopak, opierając się plecami o jedną z baryłek.- Znajdą nas tutaj! Musimy uciekać!
          -Nie, Sasuke. W tej chwili ucieczka jest już niemożliwa. Mamy tylko jedno wyjście.
          Długowłosy uklęknął przed rannym wampirem i rzucił mu przerażone, niespokojne spojrzenie. 
          - Odciągnę Łowców od ciebie - rzekł hardo. - Razem nie zdołamy im umknąć. Spróbuje zagnać ich w dalsze części miasta. Zapowiada się na deszcz, więc kiedy tylko zacznie padać, uciekaj. Krople zmyją twoje ślady i zamaskują zapach. Biegnij wprost do Kolonii. Uzdrowiciele ci pomogą.
          Krótkowłosy rozdziawił usta, a jego oczy przybrały wyraz dorodnych pomarańczy. Wpatrywał się w zdecydowaną twarz swojego brata, na której oprócz zdeterminowania dostrzegł także nutę strachu.
          - Nie...Ita...nie... - powtarzał Sasuke, łapiąc dłonie swojego towarzysza. - Nie pozwolę ci. Nie...
          - Po śmierci naszych rodziców obiecałem ci, że zawsze będę cię chronił - odparł jego rozmówca. - Teraz wywiążę się z tej przysięgi - Uśmiechnął się i położył rękę na policzku chłopca, ścierając z niego samotną kropelkę. - Nie płacz, mój mały kintano. 
          Na dźwięk ostatniego słowa, młodszy przedstawiciel rodzeństwa wybuchł donośnym lamentem. Itachi ucałował jego rozgrzane czoło, po czym wziął go w ramiona, roniąc przy tym pojedynczą łzę.
          - Obiecuję, że przeżyję - szepnął. - Odnajdę cię i razem wrócimy do naszego świata, braciszku. Czekaj na moją wiadomość.
          Długowłosy błyskawicznie powstał z ziemi i rzucił rannemu chłopcu uspokajające spojrzenie. Gdy odwrócił się na pięcie, Sasuke starał się pochwycić kraniec jego płaszcza, jednak materiał jedynie musnął jego palce. 
          Kiedy Itachi znalazł się na skrzyżowaniu kilku alei, posłał swojemu bratu szeroki uśmiech i zniknął w cieniach budynków.


*******


          Naruto wszedł do wnętrza swojej posiadłości, w której panował wszechobecny przepych-podłogi wszystkich pomieszczeń znajdujących się na pierwszym oraz drugim piętrze wyłożone były białym marmurem. Na ścianach, utrzymanych w kolorze kości słoniowej, znajdowały się liczne obrazy zróżnicowane tematycznie. Natomiast sufit zdobiły kolorowe fragmenty szkła, układające się w migoczącą mozaikę. Każdy pokój posiadał kilka podobnych cech-wszędzie stały szykowne meble z prawdziwego drewna, niekiedy ozdobione dekoracyjnymi szybami, a także znajdowały się tam liczne rośliny doniczkowe, kadzidła oraz świeczniki. 
          Blondyn ruszył w głąb korytarza i wspiął się po dębowych schodach na wyższe piętro. W mgnieniu oka odnalazł drzwi do swojej sypialni, którą od pozostałych pokojów odróżniało wielkie łoże z baldachimem oraz zaskakująca ilość światła, gdyż prawa ściana była w całości oszklona. Naruto uwielbiał widok rozciągający się za oknami-rozległe, wiecznie zielone lasy, nad którymi wstawało oraz chowało się słońce. Kochał patrzeć, jak promienie przecinają niebo, a wiatr przepycha się z chmurami. Pejzaż ten pomagał mu   oderwać się od realiów życia. Pozwalał na krótki czas zapomnieć o zmartwieniach i zatracić się w swoim własnym, małym świecie. Dlatego też niemal cały swój wolny czas, blondyn spędzał na obserwowaniu natury, lecz dzisiejszy wieczór stanowił dla niego wyjątek. Był zmuszony wypisać dokumenty swoich pacjentów, którzy w ostatnim czasie opuścili szpital. Aby jak najprędzej uwinąć się z pracą, młodzieniec przebrał się w swoje dzienne ubranie, na które składały się krótkie, czarne spodnie, jasno niebieskie buty z wysokimi cholewkami oraz bogato zdobiony frak, po czym zbiegł na parter, gdzie odnalazł bibliotekę. 
          Na szerokim biurku, ustawionym na środku pomieszczenia znajdowały się stosy papierów, na których widok Naruto głośno jęknął. Dzięki temu, że słońce jeszcze nie do końca schowało się za horyzontem, chłopak zdecydował, że na razie podaruje sobie odnalezienie świec i powolnym krokiem skierował się w stronę krzesła.
          - Bez pracy nie ma kołaczy - Westchnął i usiadł przy biurku, maczając pióro w kałamarzu.
          Wziął do ręki pierwszy plik kartek i rozpoczął wypisywanie dokumentów.
          Kiedy odkładał na bok kolejne partie swoich notatek, w pokoju zapanował gęsty półcień, a o szyby zaczęły się rozbijać krople deszczu. Zwrócił twarz w stronę ciemnego nieba i z zamkniętymi oczami wsłuchiwał się w uspokajające odgłosy natury.



*******


          Gdy Sasuke odczuł na swojej twarzy pierwsze krople deszczu, oderwał pusty wzrok od miejsca, w którym przed kilkoma minutami stał jeszcze jego brat i rozejrzał się dookoła. Świadomość, że oprócz niego na ulicach nie ma żywej duszy tylko spotęgowała odczucie samotności. On i Itachi zawsze trzymali się razem. Byli rodzeństwem, które nie rozstawało się na krok i szło ze sobą ramię w ramię. Troszczyli się o siebie, pomagali sobie nawzajem, a jeśli byłaby taka potrzeba to z pewnością oddaliby za siebie życie. Teraz to właśnie długowłosy postanowił zaryzykować własnym, aby ochronić chłopca, przez co Sasuke został zupełnie sam, poraniony, w nieznanym mieście pełnym wrogich ludzi. Nie miał innego wyboru, jak tylko zastosować się do poleceń swojego brata i jak najszybciej dotrzeć do Kolonii.
          Kruczowłosy z trudem powstał z mokrej ziemi i w deszczu ruszył przed siebie. Nie było dla niego ważne, że włosy przyklejały mu się do twarzy, a padająca woda oblewała jego ubrania mieszając je z krwią wypływającą z rozcięcia. Nie zważał na ból fizyczny, lecz zakrzątał sobie głowę wspomnieniem Itachiego, rzucającego mu ostatni uśmiech. Gwałtownie zacisnął zęby i przycisnął dłoń do piersi, aby zatamować krwotok oraz jednocześnie dać upust emocjom.
          Nie znał rozkładu dróg stolicy Lenoi, lecz stwierdził, że gdy dostanie się do najbliższego lasu to z łatwością odnajdzie drogę powrotną. Na szczęście nie wypatrzył żadnego mieszkańca Metrisundu, więc nieuważnie pokonywał kolejne ulice, aż z zamyślenia wyrwał go donośny ryk, który zjeżył mu najmniejsze włoski na karku.
          - Psy Łowców! - pisnął, zatrzymując się gwałtownie.
          Z każdą chwilą ujadanie zwierząt było coraz głośniejsze i agresywniejsze, co świadczyło o tym, że zwęszyły trop wampira. Potomek Nocy bez zastanowienia rzucił się do ucieczki, podczas której jego rana coraz bardziej się otwierała, a krew litrami wylewała się na mokrą ziemię. Potężnie zaciskał wargi, aby nie krzyknąć z bólu, lecz kilka pojedynczych wrzasków wydobyło się z jego gardła. Odczuwał, że opuszczają go siły, a bieg z każdą chwilą staje się wolniejszy. Wiedział, że musi szybko odnaleźć bezpieczną kryjówkę i odczekać w niej kilka godzin, aż wojownicy odpuszczą sobie dalsze poszukiwania. Dostrzegł na  skraju alei uchyloną, żelazną bramę prowadzącą do pewnej posiadłości. Podbiegł w jej stronę i przecisnął się przez szczelinę, następnie chwiejnym krokiem pokonując ogród. Liczył, że pośród wielu wysokich, liściastych drzew Łowcy nie dostrzegą jego sylwetki, dlatego też wspiął się na schodki budynku i zatrzymał się przed drzwiami. Zakładał, że jakiś czas tam posiedzi, a później ruszy w dalszą drogę, lecz nagle jego kolana się ugięły, a on z łoskotem upadł na próg mieszkania, tracąc przytomność.


*******

          Naruto wstał od biurka i gdy kierował się w stronę szafki, aby wydobyć z niej świecznik usłyszał za drzwiami głośne uderzenie.
          - Co to było u diabła? - mruknął pod nosem.
          Przez dłuższą chwilę wpatrywał się z zaniepokojeniem w dwuskrzydłowe wrota, aż w końcu wyciągnął z szuflady błyszczący sztylet i ruszył w stronę wyjścia z posiadłości. W czasach wojny nie mógł sobie pozwolić na brak uzbrojenia, więc uniósł nóż nad głowę, po czym delikatnie uchylił drzwi. Widok, który za nimi ujrzał skutecznie go sparaliżował, a broń wypadła z jego dłoni. Na progu leżał nieprzytomny, czarnowłosy młodzieniec, na którego twarzy widniały pojedyncze rozcięcia oraz siniaki. 
          Blondyn przyjrzał się jego rozchylonym wargom, w których dojrzał dłuższe, zaostrzone kły.
          - Wampir... - wyszeptał przerażony, po czym zwrócił głowę w stronę ulicy, z której dobiegły go krzyki Łowców oraz ujadania ich psów.
          Złotowłosy spoglądał to na rannego Potomka Nocy, to na dalsze części miasta zastanawiając się, co powinien począć w takiej sytuacji. Z jednej strony mógł wydać wampira wojownikom, lecz z drugiej mógł udzielić mu schronienia, a tym samym narazić siebie na niebezpieczeństwo. Tata zawsze mówił mi, aby kierować się głosem serca, nie rozsądku pomyślał i uklęknął obok kruczowłosego, odruchowo kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. Kiedy ją od niego oderwał, na jego palcach znalazła się czerwona ciecz, mieszająca się z padającym deszczem. Jest ciężko ranny...z tą myślą złapał czarnowłosego pod boki i z trudem wciągnął go do korytarza, zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na spust.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na wstępie bardzo Was przepraszam, że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział, lecz niestety nie miałam czasu go napisać. Dopiero dziś udało mi się go dokończyć, ale mam nadzieję, że nie sprawiło to Wam problemu.

Bardzo dziękuje za tak wiele komentarzy pod prologiem "Serca mroku". Jestem strasznie szczęśliwa, że opowiadanie spotkało się z takim zainteresowaniem i bardzo się ciekawie, jak spodobał Wam się pierwszy rozdział, tak więc śmiało wyrażajcie swoje opinie i do następnego razu:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~