W którym wampir staje się bardziej uczuciowy niż człowiek...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dysząc ciężko, Itachi gwałtownie skręcił w głąb kolejnej alei. Krew spływająca z jego ran nad prawym okiem, ramieniu i biodrze mieszała się z ulewnym deszczem. Niesprzyjające warunki atmosferyczne coraz bardziej utrudniały mu ucieczkę, ponieważ mokre ubrania boleśnie przyklejały się do jego rozcięć, a wycieńczony organizm domagał się chwili odpoczynku. Nie mógł sobie na nią pozwolić, bo kilka metrów za nim biegł oddział Łowców bez przerwy atakujący go swoimi broniami. Liczył, że uda mu się dostać za granice Metrisundu, a tam wbiegnie do pierwszego lepszego lasu i zgubi wojowników w gęstwinie drzew.
Gdy kraniec płaszcza zaczepił się o jego ranę na biodrze, chłopak głośno krzyknął. Jego kolana się ugięły, lecz zdołał chwycić się ściany pobliskiego budynku i utrzymać na nogach. Odetchnął głęboko przyciskając dłoń do obolałego miejsca, która po sekundzie zyskała czerwoną barwę.
Kiedy obok jego ucha śmignęła kolejna, metalowa dzida, Itachi odepchnął się od muru i znów zaczął biec przed siebie. Słyszał upiorne wrzaski Łowców, dochodzących już nie tylko zza jego pleców, lecz także po obu stronach głowy. Dodatkowe oddziały? rzucił w myślach. Jeśli się nie mylę, to biegną sąsiednimi ulicami.
Co chwilę umykał broniom rzucanym przez wojowników, lecz czuł, że jego siły niebezpiecznie zbliżały się do dolnej granicy. Wampiry z natury były bardziej wytrzymałe i mniej podatne na cierpienie niż ludzie, ale z czasem i one osiągały swój limit. Itachi wyczuwał, że złapanie przez Łowców będzie tylko kwestią czasu, ale starał się ją odwlec tak długo, jak tylko mógł. Wiedział, na co się decyduje, gdy ukrył swojego młodszego brata, a sam odciągnął od niego oddziały wojowników. Zdawał sobie sprawę, że w pojedynku z tyloma barczystymi mężczyznami nie ma szans na zwycięstwo, lecz najważniejsze było dla niego to, że uratował przed śmiercią swoją ukochaną osobę. Nic nie miało dla niego większej wartości niż bezpieczeństwo Sasuke, które, jako starszy brat zdołał mu zapewnić. Wywiązał się z obietnicy, jaką złożył swoim rodzicom, lecz pozostała jeszcze jedna przysięga, której był zobowiązany dotrzymać - musiał przeżyć.
Wbiegł w następną ulicę i zatrzymał się raptownie, a jego usta otworzyły się szeroko. Chciał krzyknąć, błagać Boga o pomoc, lecz z jego gardła wydobył się jedynie cichy świst. Dalszą drogę zagrodziły mu dziesiątki wojowników, mierzących w niego zaostrzonymi końcówkami dzid. Rozejrzał się nerwowo, poszukując ostatniej deski ratunku, ale ku jego nieszczęściu kolejny oddział zdążył już otoczyć go od tyłu. Łowcy zamknęli go wewnątrz koła utworzonego ze swoich ciał i zaśmiali się szyderczo, uśmiechając się przy tym triumfalnie.
- I co, wampirze? - spytał kpiąco długowłosy wojownik. - Zwie się was Drapieżnikami Nocy, a ty przypominasz mi jedynie bezbronną ofiarę, zamkniętą w klatce.
Oddział Łowców wybuchnął donośniejszym śmiechem.
Itachi odczuł, jak jego oczy stają się mokre od łez, lecz zignorował słone kropelki i wściekle zacisnął pięści. Ostrzegawczo obnażył kły głośno sycząc, a jego oczy zabarwiły się szkarłatną barwą. Z twarzy wojowników prędko zniknęła radość, ustępując miejsca zdumieniu i pewnego rodzaju lękowi. Choć Potomek Nocy był ze wszelkich stron otoczony ludźmi, dalej mógł być śmiertelnie niebezpieczny. Z pewnością nie dałby rady tylu mężczyznom, ale, jeśli by się postarał to kilku z łatwością rozszarpałby tętnice szyjne.
- Masz rację - warknął młodzieniec. - Nazywa się nas Drapieżnikami Nocy. Jeśli chcesz, to mogę zaprezentować ci, czemu zawdzięczamy takie określenie.
Chłopak mocniej wyszczerzył kły, na co jego rozmówca z trudem przełknął ślinkę.
- Starasz się grać silnego i niewzruszonego, ale wszyscy doskonale wiemy, że trzęsiesz się ze strachu, jak małe szczenię - odezwał się kolejny Łowca. - Żałosna maskarada.
W rzeczy samej...pomyślał Itachi, przegryzając wargę. Próbował udawać potężnego, nieustraszonego wampira, lecz jeszcze nigdy tak bardzo się nie bał, jak w tej chwili. Odetchnął głęboko, a jego pobladła twarz znów przybrała przerażający wyraz.
- I mówi mi to człowiek... - prychnął Potomek Nocy. - Denerwująca, strachliwa kreatura, która niszczy nie tylko własny gatunek, ale nawet świat, w jakim żyje. Wszyscy powinniście wyginąć!
- Na kolana! - zagrzmiał następny wojownik. - Na kolana, szkodniku!
- Po moim trupie. Nigdy się przed wami nie ukorzę!
Nagle jeden z mężczyzn zamachnął się swoją bronią i perfekcyjnie wycelował nią w prawą łydkę Itachiego. Chłopak wrzasnął przeraźliwie, kiedy końcówka dzidy oderwała od jego nogi kawałek mięsa, barwiąc kostkę brukową świeżą krwią. Wampir zaniósł się płaczem i runął na kolana przed swoimi oprawcami, przykładając drżące dłonie do głębokiego rozcięcia. Raniący go Łowca strząsnął ze swojej dzidy cząstkę ciała Potomka Nocy, obserwując z obrzydzeniem, jak młodzieniec zwija się z bólu na środku ulicy.
- I wy...nazywacie...siebie...ludźmi? - wyjąkał wampir. - Mordujecie...wszystkich. Kobiety...dzieci...starszych. Nic wam...nie zrobiliśmy. Niczym...nie zawiniliśmy...
- Sam fakt, że żyjecie jest już wystarczającym powodem - odparł wojownik i z całej siły kopnął go w zranione biodro.
Itachi wydał z siebie głośny krzyk, po czym upadł na prawy bok. Nie miał sił, aby bronić się przed uderzeniami Łowców, tak więc skulił się na ziemi i błagał w myślach, aby mężczyźni, jak najprędzej go zabili. Nie mógł już znosić dalszego bólu.
- Wiesz... - powiedział przeciągle wojownik, przyklękając na jedno kolano obok zapłakanego chłopaka. - Mieliśmy zamiar prędko cię zabić, ale doszliśmy do wniosku, że zabierzemy cię na zamek. Tam będziesz torturowany przez wiele tygodni, a my wydobędziemy od ciebie wszystko, co wiesz na temat położenia Kolonii wampirów - Przeciągnął czubkiem dzidy po jego policzku, pozostawiając na nim czerwone znamię. - Szybka śmierć byłaby dla ciebie wybawieniem, ale jesteś zbyt hardy, aby tak po prostu przebić ci czymś serce. Będziesz umierał powolnie, w niewiarygodnych męczarniach, wampirze.
- Spotkamy się w piekle, sadysto - syknął Potomek Nocy.
Rozwścieczony Łowca brutalnie złapał go za włosy i uderzył głową młodzieńca o twardą nawierzchnię. Ostatnią rzeczą, jaką zauważył Itachi przed utratą przytomności było ciemne niebo, z którego ciągle skapywały słone krople. Nawet chmury nad wami płaczą...pomyślał, a jego powieki bezwładnie się zamknęły.
*******
Naruto z trudem wciągnął bezwładne ciało do salonu. Nie spodziewał się, że ranny wampir może być tak straszliwie ciężki, dlatego też co chwilę robił krótkie postoje. Kiedy udało mu się dotrzeć do eleganckiej, białej sofy, ustawionej naprzeciw rozpalonego kominka spojrzał przez ramię na ślad krwi wijący się po marmurze. Mam nadzieję, że nikt nie zechce mnie teraz odwiedzić pomyślał. Gdyby ktokolwiek dowiedział się, że mam zamiar uratować wampira od razu zostałbym powieszony. Jednakże, mimo kary, jaka groziła mu za pomoc Potomkowi Nocy, blondyn był dumny ze swojej decyzji. Uważał, że nie reagując na zło tego świata człowiek staje się jego częścią, a on za wszelką cenę wolał mu się przeciwstawiać niż źle się czuć ze samym sobą, a tak byłoby napewno, gdyby zostawił nieznajomego na pastwę losu przed swoją posiadłością. Inni ludzie zapewne postąpiliby tak, jak głosi prawo - "Jeśli zobaczysz jakiegokolwiek wroga rasy ludzkiej natychmiast poinformuj o tym odpowiednie władze lub sam wymierz sprawiedliwość", co dla Naruto znaczyło "Jak zobaczysz wampira to poinformuj o tym Łowców, aby go zabili lub zrób to sam", ale on nie był taki, jak wszyscy. Był inny. W tak trudnych czasach, czasach nienawiści i pogardy dla życia, on wykazywał się empatią oraz współczuciem. Podejmując decyzję o wykonywaniu zawodu lekarza, postanowił ratować każde istnienie. Zarówno ludzkie, jak i wampirze.
Blondyn mocniej chwycił czarnowłosego i z wielkim wysiłkiem ułożył go na sofie. Następnie przyniósł do salonu rozpalony świecznik, który tak, jak i apteczkę oraz naczynie z czystą wodą ułożył na szklanej ławie, stojącej nieopodal kanapy. Usiadł na taborecie i przystąpił do opatrywania ran wampira. Nim jednak zaczął ściągać z niego podarte ubrania, przyjrzał się twarzy Potomka Nocy, którą oblewał ciepły blask świec. W ich świetle wyblakły kolor skóry chłopaka stał się ciemniejszy, upodabniając go tym do człowieka, a na poobijanych policzkach pojawiły się subtelne rumieńce. Naruto przyłożył dłoń do jego czoła i szepnął z niesmakiem.
- Masz gorączkę...Obyś nie dostał zapalenia płuc.
Prędko odpiął guziki jego płaszcza i delikatnie ściągnął przemoczone ubranie z ciała Potomka Nocy. Sprawdził wszystkie kieszenie, aby przez przypadek nie wyrzucić jakiś wartościowych przedmiotów i nagle natrafił w jednej z nich na zagadkową, giętką rzecz. Naruto z zaciekawieniem wyjął ją z zagłębienia. Okazała się to być czarno - biała fotografia, przedstawiająca kruczowłosego oraz chłopaka, zaskakująco do niego podobnego. Obaj młodzieńcy uśmiechali się szeroko i obejmowali w ramionach, na tle gęstego lasu.
- Bracia? - myślał na głos Naruto, po czym odłożył zdjęcie na ławę.
Kiedy rozebrał go do naga, wszystkie ubrania wrzucił w ogień kominka i przyjrzał się poranionemu ciału swojego podopiecznego. Dziesiątki ran i siniaków widniały na rękach, nogach, brzuchu oraz klatce piersiowej Potomka Nocy. Wyglądał on tak, jakby ktoś katował go bez przerwy przez wiele godzin, nie oszczędzając ani jednej części jego organizmu - nawet krocze wampira wydawało się być nienaturalnie opuchnięte. Blondyn przymknął nerwowo powieki i wziął uspokajający oddech w płuca. Nawet, jako lekarz nie zdołał się jeszcze przyzwyczaić do widoku czyjegoś cierpienia. Często jego znajomi powtarzali mu, że jest zbyt wrażliwy na taką pracę, lecz Naruto był innego zdania - twierdził, że rozumienie bólu i współodczuwanie go ze swoim pacjentem to najlepsza forma pomocy psychicznej. Nie raz był jedyną osobą towarzyszącą swoim podopiecznym w ostatnich sekundach ich życia. Zawsze ronił nad nimi łzy i trzymał ich dłonie, kiedy oczy na zawsze się zamykały.
Gdy zdołał się uspokoić, ponaglił się na głos.
- Do roboty, Naruto.
Oczyścił rany czarnowłosego i zaczął precyzyjnie je zaszywać, następnie zakładając na nie dodatkowe opatrunki.
Kiedy miał już zająć się rozcięciem na klatce piersiowej wampira, Naruto rzucił spojrzenie na jego twarz i zamarł, widząc czarne tęczówki, wpatrujące się wprost w jego oczy. Nie miał pojęcia, że Potomek Nocy już się obudził, dlatego jego powrót przytomności zupełnie go sparaliżował. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo niebezpieczne mogą być wampiry, gdy obudzą się w nieznanym miejscu, w towarzystwie jakiegoś człowieka, dlatego starał się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, choć jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w zabójczym rytmie.
Czarnowłosy przez kilka sekund przyglądał mu się otępiałym spojrzeniem, aż w jednej chwili jego oczy zapłonęły krwistą czerwienią, a kły wysunęły się z ust. Blondyn zdążył jedynie krzyknąć, kiedy wampir złapał go za szyję i zrzucił z taboretu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział tym razem jest dosyć krótki, ale mam nadzieję, że mimo tego Wam się spodobał:)
Następny na pewno będzie dłuższy i pojawi się za tydzień lub za dwa tygodnie.
Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze pod wcześniejszym postem. Większości z Was przypadł do gustu pomysł z galerią, dlatego też czasem będą pojawiały się wpisy z moimi wierszami i rysunkami. Nie będzie ich zbyt wiele, ponieważ mam teraz bardzo mało czasu na malowanie, ale postaram się dodawać takie wpisy raz na kilka tygodni lub częściej.
Tak więc jeszcze raz bardzo Wam wszystkim dziękuje i do następnego wpisu:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~