"Bezsilny" - część 1
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kiedy człowiekowi towarzyszy cierpienie, anioł śmierci staje za jego plecami. Rozłożywszy czarne skrzydła, przykłada ostrze kosy do jego gardła, czekając, aż sam pozwoli, by naciąć mu skórę. Jednakże, może zadecydować o własnym losie - zezwolić, aby dusza opuściła ciało lub prowadzić dalsze życie na Ziemi. Lecz, gdy wybierze drugie rozwiązanie, w osamotnieniu nie zdoła wyrwać się z objęć upiora. Istnieje siła, która potrafi pokonać zjawę z zaświatów, połamać jej broń, po czym chwycić dłonie ofiary i wyciągnąć ją z odmętów rozpaczy. Ta potęga to druga osoba, ofiarująca swoje serce, nie pozostające obojętne na cudzą mękę.
*******
Westchnąłem głęboko, opierając plecy o drewnianą ramę łóżka. Przyciągnąłem kolana do piersi i ułożywszy na nich podbródek, intensywnie wpatrywałem się w mrok, który skąpał moją sypialnię. Po dłuższej chwili dostrzegłem krańce skromnych mebli, obrazów, zdobiących ściany, aż moje spojrzenie padło na lekko przekrzywiony, elektryczny zegar zawieszony nad drzwiami.
- Dochodzi północ - mruknąłem, z trudem hamując potężne ziewnięcie. Szczerze powiedziawszy, byłem wykończony pięcioma dniami nauki, jednak wiedziałem, że tej nocy nie uda mi się zasnąć. Nie miałem sił, by wstać, rozebrać się, wziąć kąpiel i ponownie się położyć. Niespotykany paradoks - zbyt zmęczony, aby funkcjonować, ale równocześnie za bardzo zdenerwowany, żeby odpocząć...
Nie musiałem podchodzić do lustra, by wiedzieć, że wyglądem przypominam postać żywcem wyjętą z realiów horroru: z opuchniętymi, zaczerwienionymi oczami, popękanymi ustami, wilgotnymi policzkami i zmierzwionymi włosami, ubrany w wymięty, szkolny mundurek i niechlujnie otoczony wąskim, błękitnym kocem.
Z jednej strony cieszyłem się, że moi rodzice na kilka dni wyjechali i zostawili mnie samego w domu - nie chciałbym, aby kiedykolwiek zobaczyli swojego syna w stanie, w jakim aktualnie się znalazłem. Zaczęliby pytać, co się stało, czy coś mnie boli, ktoś może mnie skrzywdził... Martwiliby się i nie odpuściliby do czasu, aż bym im wszystko wyjaśnił. Mama pewnie by mnie przytulała, tata otaczałby ramieniem i oboje zapewnialiby, że mogę powiedzieć im o wszystkim, każdym problemie, jaki mam. Ufałem im - wiedziałem, iż bez względu na to, co bym przeskrobał wysłuchaliby mnie, a potem spróbowaliby pomóc, kiedy większość rodzicieli załatwiłoby sprawę krzykiem, przemową lub karą w stylu odebrania kieszonkowego albo ograniczenia czasu użytkowania komputera. Moi byli inni i dziękowałem losowi, że zesłał mi tych kochanych ludzi. Jednakże, dzisiaj nie miałem ochoty na zwierzenia - gdyby tylko mnie podpytali, dlaczego zachowuję się i wyglądam tak, a nie inaczej, z pewnością zaniósłbym się płaczem. Przy okazji śmiertelnie bym ich wystraszył, bo rzadko roniłem łzy - z reguły maskowałem ból uśmiechem. Tylko przy Sasuke naprawdę się otwierałem - chciałem, by mówił mi o swoich emocjach, więc sam dzieliłem się z nim własnymi uczuciami. Skoro oczekiwałem, że będzie ze mną szczery, także powinienem być uczciwy, prawda? W końcu zarówno przyjaźń, jak i miłość to relacje dwustronne - nie można tylko brać, ale również trzeba coś dawać. Przez wszystkie lata naszej znajomości, niczego od niego nie wymagałem - wychodziłem z założenia, że on bardziej mnie potrzebuje. W rzeczywistości tak było - opiekowałem się nim, troszczyłem, chroniłem, ponieważ wiedziałem, że ma w sobie więcej smutku i cierpienia niż cała moja rodzina razem wzięta. Robiłem wszystko, by móc oglądać jego uśmiech i sprawić, aby stał się szczęśliwy. Kochałem go i całkowicie mu się oddałem, ale teraz to ja go potrzebowałem. Jedyną rzeczą, jakiej pragnąłem, to zobaczyć go w tej chwili w swojej sypialni, móc dotknąć, poczuć jego obecność albo przynajmniej dostać SMS-a, dzięki któremu wiedziałbym, że żyje i nic mu nie grozi.
Tymczasem byłem sam, pogrążony w nocnych ciemnościach. Do moich uszu nie dochodził żaden ludzki głos ani dzwonek telefonu - słyszałem jedynie wycie wiatru oraz szum gałęzi drzew. Zamiast trzymania w ramionach ciepłego ciała chłopaka, ściskałem krańce poduszki, z nadzieją wpatrując się w wyświetlacz komórki. Liczyłem, że może za chwile rozbłyśnie i odbiorę połączenie albo przynajmniej odczytam wiadomość, którą przesłał Sasuke. Niestety, im dłużej wpatrywałem się w ciemny element urządzenia, wiara zupełnie mnie opuszczała.
Westchnąłem głęboko, przegryzając wargę.
- Może warto spróbować jeszcze jeden raz - powiedziałem, by dodać sobie odwagi. Ku mojemu rozczarowaniu zabrzmiałem, jakbym nie wierzył, iż sytuacja, w której się znalazłem, może się jeszcze zmienić.
Jednak, mimo braku przekonania, sięgnąłem po telefon, który dotąd spokojnie spoczywał na blacie nocnej szafki. Przez drżenie dłoni z trudem go odblokowałem, po czym odnalazłem odpowiedni numer i z lękiem przystawiłem urządzenie do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Rozłączyłem się, kiedy ponownie połączyłem się z pocztą głosową. Cały dzień próbowałem się z nim skontaktować - dzwoniłem, pisałem - żadnej odpowiedzi.
Odrzuciłem komórkę w dalszą część łóżka, czując, jak pod półprzymkniętymi powiekami ponownie zgromadziły się łzy. Błyskawicznie starłem je wierzchem dłoni. Nie chciałem więcej płakać. Miałem już wystarczająco wysoką gorączkę, a oczy bolały mnie, jakby ktoś z premedytacją nasypał w nie piasku. Jednak, mimo moich usilnych starań, krople potoczyły się po policzkach. Walka z własnymi odczuciami nie ma sensu - i tak się z nimi przegra, dlatego też poddałem się, schowałem twarz w dłoniach i pozwoliłem im swobodnie płynąć.
Sasuke nie przyszedł dziś do szkoły. W jego przypadku opuszczanie zajęć było niespotykanym zjawiskiem. Robił to tylko wtedy, gdy pozostawał w szpitalu lub ojciec tak dotkliwie go pobił, że chłopak nie zdołał zakryć siniaków na twarzy - nie chciał pozwolić, by ktokolwiek z nauczycieli odkrył, co naprawdę dzieje się w jego domu. Wielokrotnie mu powtarzałem, iż powinien komuś o tym powiedzieć i poszukać pomocy u osób, które zajmują się przemocą w rodzinie. Mimo mojego namawiania, Sasuke sprzeciwiał się wyjawieniu prawdy dorosłym. Bał się, że mogliby rozdzielić go z Itachi'm, a także ze mną, gdyby został odebrany ojcu i trafił do ośrodka znajdującego się w innym mieście. Po części miał rację - Fugaku z pewnością trafiłby za kratki, a opieka nad Sasuke mogłaby nie zostać przyznana jego starszemu bratu - Itachi był dla niego wspaniałym, kochającym członkiem rodziny, ale ojciec także go maltretował. Sąd mógłby stwierdzić, że przez to może nie być zdolny do zajmowania się młodszym chłopakiem. Do tego miał niestabilną pracę - często zostawał po godzinach, a zarobek, który otrzymywał ledwo wystarczał na opłaty. Rozumiałem obawy Sasuke, ale obaj wiedzieliśmy, że bez pomocy z zewnątrz sytuacja obu braci się nie zmieni. Szanowałem jego decyzję i choć się z nią nie do końca zgadzałem, nie mogłem zmusić go do zwierzeń względem urzędników. Sam, kiedy znalazłbym się na jego miejscu, pewnie także bym się na to nie odważył - gdybym miał zostać od niego odseparowany, wolałbym już znosić wiecznie pijanego ojca niż siedzieć w przytułku, gdzie nie miałbym nikogo bliskiego.
Sasuke wielokrotnie powtarzał, że wysokie wyniki w nauce są jego jedyną szansą na opuszczenie domu i rozpoczęcie nowego, lepszego życia. Tylko dzięki nim mógłby dostać się na studia i zdobyć wymarzony zawód, ponieważ nie mógł sobie pozwolić na opłacanie uniwersytetu. Traktował oceny poważnie i każdego roku brał udział w licznych konkursach, w których sprawdzał swoje umiejętności, a jednocześnie wygrywał prestiżowe nagrody. Przez to miał telefon, a także komputer z dostępem do internetu. Inaczej byłby prawdopodobnie odcięty od elektroniki. Każdą swoją nieobecność traktował jak zagrożenie dla osiągnięcia celu i spełnienia marzeń.
Chodziliśmy do tej samej klasy i grupy językowej, przez co zaczynaliśmy i kończyliśmy lekcje o identycznych godzinach. Rano spotykaliśmy się pod moim domem - przychodził po mnie i razem szliśmy do liceum. Byłem zszokowany, gdy dziś wyszedłem za bramę i... nigdzie go nie zobaczyłem. Stwierdziłem, że może się spóźni. Czekałem dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut... na próżno. Za każdym razem wysyłał wiadomość lub dzwonił, żebym na niego nie czekał. Tym razem... niczego nie dostałem. Miałem złe przeczucia. Zamiast na pierwszą lekcję, pobiegłem do jego domu. Pukałem w drzwi, okna, ściany... nikt nie otworzył. Zrezygnowany, powlokłem się do szkoły. Cały dzień się martwiłem. Dzwoniłem do niego na każdej przerwie... nie odbierał, a na wiadomości nie odpisywał. Po zajęciach znów odwiedziłem jego mieszkanie. Podobnie jak rano, w oknach było ciemno... nie zaproszono mnie do środka, bo budynek był opuszczony.
Z jednej strony cieszyłem się, że moi rodzice na kilka dni wyjechali i zostawili mnie samego w domu - nie chciałbym, aby kiedykolwiek zobaczyli swojego syna w stanie, w jakim aktualnie się znalazłem. Zaczęliby pytać, co się stało, czy coś mnie boli, ktoś może mnie skrzywdził... Martwiliby się i nie odpuściliby do czasu, aż bym im wszystko wyjaśnił. Mama pewnie by mnie przytulała, tata otaczałby ramieniem i oboje zapewnialiby, że mogę powiedzieć im o wszystkim, każdym problemie, jaki mam. Ufałem im - wiedziałem, iż bez względu na to, co bym przeskrobał wysłuchaliby mnie, a potem spróbowaliby pomóc, kiedy większość rodzicieli załatwiłoby sprawę krzykiem, przemową lub karą w stylu odebrania kieszonkowego albo ograniczenia czasu użytkowania komputera. Moi byli inni i dziękowałem losowi, że zesłał mi tych kochanych ludzi. Jednakże, dzisiaj nie miałem ochoty na zwierzenia - gdyby tylko mnie podpytali, dlaczego zachowuję się i wyglądam tak, a nie inaczej, z pewnością zaniósłbym się płaczem. Przy okazji śmiertelnie bym ich wystraszył, bo rzadko roniłem łzy - z reguły maskowałem ból uśmiechem. Tylko przy Sasuke naprawdę się otwierałem - chciałem, by mówił mi o swoich emocjach, więc sam dzieliłem się z nim własnymi uczuciami. Skoro oczekiwałem, że będzie ze mną szczery, także powinienem być uczciwy, prawda? W końcu zarówno przyjaźń, jak i miłość to relacje dwustronne - nie można tylko brać, ale również trzeba coś dawać. Przez wszystkie lata naszej znajomości, niczego od niego nie wymagałem - wychodziłem z założenia, że on bardziej mnie potrzebuje. W rzeczywistości tak było - opiekowałem się nim, troszczyłem, chroniłem, ponieważ wiedziałem, że ma w sobie więcej smutku i cierpienia niż cała moja rodzina razem wzięta. Robiłem wszystko, by móc oglądać jego uśmiech i sprawić, aby stał się szczęśliwy. Kochałem go i całkowicie mu się oddałem, ale teraz to ja go potrzebowałem. Jedyną rzeczą, jakiej pragnąłem, to zobaczyć go w tej chwili w swojej sypialni, móc dotknąć, poczuć jego obecność albo przynajmniej dostać SMS-a, dzięki któremu wiedziałbym, że żyje i nic mu nie grozi.
Tymczasem byłem sam, pogrążony w nocnych ciemnościach. Do moich uszu nie dochodził żaden ludzki głos ani dzwonek telefonu - słyszałem jedynie wycie wiatru oraz szum gałęzi drzew. Zamiast trzymania w ramionach ciepłego ciała chłopaka, ściskałem krańce poduszki, z nadzieją wpatrując się w wyświetlacz komórki. Liczyłem, że może za chwile rozbłyśnie i odbiorę połączenie albo przynajmniej odczytam wiadomość, którą przesłał Sasuke. Niestety, im dłużej wpatrywałem się w ciemny element urządzenia, wiara zupełnie mnie opuszczała.
Westchnąłem głęboko, przegryzając wargę.
- Może warto spróbować jeszcze jeden raz - powiedziałem, by dodać sobie odwagi. Ku mojemu rozczarowaniu zabrzmiałem, jakbym nie wierzył, iż sytuacja, w której się znalazłem, może się jeszcze zmienić.
Jednak, mimo braku przekonania, sięgnąłem po telefon, który dotąd spokojnie spoczywał na blacie nocnej szafki. Przez drżenie dłoni z trudem go odblokowałem, po czym odnalazłem odpowiedni numer i z lękiem przystawiłem urządzenie do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Rozłączyłem się, kiedy ponownie połączyłem się z pocztą głosową. Cały dzień próbowałem się z nim skontaktować - dzwoniłem, pisałem - żadnej odpowiedzi.
Odrzuciłem komórkę w dalszą część łóżka, czując, jak pod półprzymkniętymi powiekami ponownie zgromadziły się łzy. Błyskawicznie starłem je wierzchem dłoni. Nie chciałem więcej płakać. Miałem już wystarczająco wysoką gorączkę, a oczy bolały mnie, jakby ktoś z premedytacją nasypał w nie piasku. Jednak, mimo moich usilnych starań, krople potoczyły się po policzkach. Walka z własnymi odczuciami nie ma sensu - i tak się z nimi przegra, dlatego też poddałem się, schowałem twarz w dłoniach i pozwoliłem im swobodnie płynąć.
Sasuke nie przyszedł dziś do szkoły. W jego przypadku opuszczanie zajęć było niespotykanym zjawiskiem. Robił to tylko wtedy, gdy pozostawał w szpitalu lub ojciec tak dotkliwie go pobił, że chłopak nie zdołał zakryć siniaków na twarzy - nie chciał pozwolić, by ktokolwiek z nauczycieli odkrył, co naprawdę dzieje się w jego domu. Wielokrotnie mu powtarzałem, iż powinien komuś o tym powiedzieć i poszukać pomocy u osób, które zajmują się przemocą w rodzinie. Mimo mojego namawiania, Sasuke sprzeciwiał się wyjawieniu prawdy dorosłym. Bał się, że mogliby rozdzielić go z Itachi'm, a także ze mną, gdyby został odebrany ojcu i trafił do ośrodka znajdującego się w innym mieście. Po części miał rację - Fugaku z pewnością trafiłby za kratki, a opieka nad Sasuke mogłaby nie zostać przyznana jego starszemu bratu - Itachi był dla niego wspaniałym, kochającym członkiem rodziny, ale ojciec także go maltretował. Sąd mógłby stwierdzić, że przez to może nie być zdolny do zajmowania się młodszym chłopakiem. Do tego miał niestabilną pracę - często zostawał po godzinach, a zarobek, który otrzymywał ledwo wystarczał na opłaty. Rozumiałem obawy Sasuke, ale obaj wiedzieliśmy, że bez pomocy z zewnątrz sytuacja obu braci się nie zmieni. Szanowałem jego decyzję i choć się z nią nie do końca zgadzałem, nie mogłem zmusić go do zwierzeń względem urzędników. Sam, kiedy znalazłbym się na jego miejscu, pewnie także bym się na to nie odważył - gdybym miał zostać od niego odseparowany, wolałbym już znosić wiecznie pijanego ojca niż siedzieć w przytułku, gdzie nie miałbym nikogo bliskiego.
Sasuke wielokrotnie powtarzał, że wysokie wyniki w nauce są jego jedyną szansą na opuszczenie domu i rozpoczęcie nowego, lepszego życia. Tylko dzięki nim mógłby dostać się na studia i zdobyć wymarzony zawód, ponieważ nie mógł sobie pozwolić na opłacanie uniwersytetu. Traktował oceny poważnie i każdego roku brał udział w licznych konkursach, w których sprawdzał swoje umiejętności, a jednocześnie wygrywał prestiżowe nagrody. Przez to miał telefon, a także komputer z dostępem do internetu. Inaczej byłby prawdopodobnie odcięty od elektroniki. Każdą swoją nieobecność traktował jak zagrożenie dla osiągnięcia celu i spełnienia marzeń.
Chodziliśmy do tej samej klasy i grupy językowej, przez co zaczynaliśmy i kończyliśmy lekcje o identycznych godzinach. Rano spotykaliśmy się pod moim domem - przychodził po mnie i razem szliśmy do liceum. Byłem zszokowany, gdy dziś wyszedłem za bramę i... nigdzie go nie zobaczyłem. Stwierdziłem, że może się spóźni. Czekałem dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut... na próżno. Za każdym razem wysyłał wiadomość lub dzwonił, żebym na niego nie czekał. Tym razem... niczego nie dostałem. Miałem złe przeczucia. Zamiast na pierwszą lekcję, pobiegłem do jego domu. Pukałem w drzwi, okna, ściany... nikt nie otworzył. Zrezygnowany, powlokłem się do szkoły. Cały dzień się martwiłem. Dzwoniłem do niego na każdej przerwie... nie odbierał, a na wiadomości nie odpisywał. Po zajęciach znów odwiedziłem jego mieszkanie. Podobnie jak rano, w oknach było ciemno... nie zaproszono mnie do środka, bo budynek był opuszczony.
Można by pomyśleć, że za bardzo dramatyzuję. Sam bym tak
sądził, gdyby nie okoliczności, które wskazywały, iż musiało wydarzyć się coś
złego. Miesiąc temu starszy brat Sasuke miał wypadek samochodowy. Jechał z
trojgiem swoich kolegów, wśród których był pasażerem. Wracali z imprezy
urodzinowej, jednak ich kierowca nie pił, pozostali byli zaledwie leciutko podchmieleni, a
Itachi całkowicie trzeźwy - od kiedy jego ojciec stał się alkoholikiem, chłopak
miał wewnętrzną odrazę do każdego rodzaju napojów wysokoprocentowych. Gdy tylko ktokolwiek proponował mu wypicie trunku, stanowczo odmawiał - nie chciał stać się takim potworem jakim został Fugaku. Tamtego
dnia drogi były oblodzone, padał śnieg, który ograniczał widoczność. Wpadli w
poślizg i uderzyli w pobliskie drzewo, które pod wpływem zderzenia złamało się i upadło na dach samochodu, doszczętnie go wgniatając. Wszyscy zginęli na miejscu z wyjątkiem
Itachi'ego, który w krytycznym stanie trafił do szpitala. Od czasu wypadku,
jego stan z dnia na dzień się pogarszał. Leżał w śpiączce i nic nie wskazywało
na to, by mógł się wybudzić. Dodatkowo, stracił prawą nogę, która została
całkowicie zmiażdżona. Lekarze musieli ją amputować, ponieważ obumarła kończyna groziła wdarciem się gangreny, która mogłaby przedostać się w dalsze części organizmu. Sądzili, że wtedy jego
zdrowie ulegnie poprawie. Niestety, ich działania nie przyniosły pożądanych
rezultatów - mimo zabiegu, chłopak słabnął.
Pamiętam zachowanie Sasuke, gdy dowiedział się o wypadku swojego starszego brata. Miał zamiar zostać na noc w moim mieszkaniu. Kiedy poprawialiśmy łóżko, by ułożyć się do snu, odebrał telefon ze szpitala. Po rozłączeniu, przez dłuższą chwilę stał w bezruchu. Gwałtownie pobladł, z trudem nabierając powietrze w płuca. Całe szczęście, że stałem blisko niego - zdążyłem go złapać, nim runął na posadzkę z powodu omdlenia. Gdy zdołał się ocknąć, był w szoku - wpatrywał się pustym wzrokiem w wyznaczony punkt na przeciwległej ścianie, a po jego policzkach bezgłośnie spływały łzy. Leżał skulony na materacu, wbijając paznokcie w przedramiona, na których pozostawały bladoróżowe oraz czerwone pręgi. Minął dłuższy okres czasu zanim zdołałem go uspokoić i wydobyć, co się wydarzyło. Kiedy dowiedziałem się o wypadku poczułem, jakby w serce wbiło się tysiące ostrych
odłamów szkła, które rozrywały moją duszę na drobne kawałki. Nie znałem
Itachi'ego tak dobrze, jakbym tego chciał. Spędzałem z nim niewiele czasu, a
mimo to miałem wrażenie, że stałem się wrakiem człowieka - prawie nie jadłem,
nie spałem, ciągle myślałem o nim i Sasuke. Skoro ja odchodziłem od zmysłów,
choć Itachi był dla mnie zaledwie znajomym, kolegą, przez co musiał przechodzić
jego młodszy brat? Nie mogłem sobie wyobrazić, jak musi się czuć mój
przyjaciel. Życie wystarczająco go skrzywdziło śmiercią matki, maltretowaniem
ze strony ojca i głodowaniem. Mimo to, Sasuke wcześniej potrafił się uśmiechać, cieszył się z najmniejszych rzeczy, drobnych gestów, na które inni ludzie nawet
nie zwracają uwagi. Natomiast, po tym, jak Itachi trafił do szpitala, kąciki
jego ust więcej się nie podniosły. Zamiast tego, oczy zaczęły wylewać morza
łez. Stał się jeszcze szczuplejszy, mniejszy, przez co miałem wrażenie, że
mógłbym go skrzywdzić najdelikatniejszym dotykiem. Fugaku, dowiedziawszy się o
wypadku syna, zaczął pić jeszcze więcej. Zamiast opiekować się Sasuke, zrobił
się agresywniejszy, znacznie bardziej niebezpieczny. Z tego powodu
zaproponowałem mojemu przyjacielowi, by się do mnie przeprowadził. Nie mogłem
pozwolić, by mieszkał pod jednym dachem z szaleńcem, psychopatą, który go w
końcu zakatuje. Sasuke nie chciał przyjąć mojej pomocy. Ciągle mówił, że już za
dużo dla niego zrobiłem, że nie chce mnie wyzyskiwać, bo czuje się, jakby na
mnie żerował. Zapewniałem go, iż nie ma racji. Nigdy nie czułem się nim
obciążony. Chciałem się o niego troszczyć z własnej woli.
Mimo moich próśb, nie przyjął propozycji, ale udało nam się pójść na kompromis - w swoim domu jedynie sypiał, natomiast u mnie spędzał pozostały czas. Dzięki temu bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Na początku, tuż po wypadku, miał myśli samobójcze. Taktownie zacząłem przekazywać mu więcej uczuć, czułości, których najmocniej potrzebował. Nieśmiało splatałem nasze dłonie w ciasny węzeł, delikatnie go przytulałem, aż odważyłem się także od czasu do czasu cmokać go w czoło lub we włosy. Gdy razem leżeliśmy na łóżku, wtulał twarz w moje serce, a ja otaczałem go ramionami, jakbym chciał być jego tarczą przed wszelkimi smutkami.
Mimo moich próśb, nie przyjął propozycji, ale udało nam się pójść na kompromis - w swoim domu jedynie sypiał, natomiast u mnie spędzał pozostały czas. Dzięki temu bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Na początku, tuż po wypadku, miał myśli samobójcze. Taktownie zacząłem przekazywać mu więcej uczuć, czułości, których najmocniej potrzebował. Nieśmiało splatałem nasze dłonie w ciasny węzeł, delikatnie go przytulałem, aż odważyłem się także od czasu do czasu cmokać go w czoło lub we włosy. Gdy razem leżeliśmy na łóżku, wtulał twarz w moje serce, a ja otaczałem go ramionami, jakbym chciał być jego tarczą przed wszelkimi smutkami.
*******
Wyszedłem z kuchni mojego mieszkania, niosąc dwa, kolorowe kubki, wypełnione po brzegi gorącą, mleczną czekoladą. Starając się nie wylać napoju, ostrożnie przeszedłem korytarz, wspiąłem się po schodach na wyższe piętro domu, po czym udałem się do sypialni.
Gdy po wielu próbach wreszcie udało mi się otworzyć drzwi (do czego wykorzystałem pracę zębów, a następnie głowy), mój wzrok natychmiast podążył na obszar łóżka, gdzie zastałem Sasuke. Chłopak, otoczywszy swoje ciało bawełnianym kocem, przybrał pozycję tureckiego siadu. Pogrążony we własnych myślach, musiał nie zauważyć mojego powrotu, gdyż z boleśnie zaciśniętymi ustami przyglądał się swoim nadgarstkom - wychudzonym, poobijanym, na których widniały szramy, pozostawione przez żyletkę. Najwidoczniej sam, podobnie jak ja, dziwił się swojemu zachowaniu - przez wszystkie lata, ojciec - w przypływie "alkoholowej" agresji - urządzał awantury. Wielokrotnie obrażał, wyzywał i poniżał swoich synów, lecz nigdy wcześniej jego słowa tak bardzo nie zadziałały na Sasuke, by złapał za ostre narzędzie i wyrządził sobie krzywdę. Wielokrotnie powtarzał, że cięcie się mu nie pomoże, bo dlaczego cierpienie za sprawą czyjejś głupoty miałoby komukolwiek ulżyć? Mówił, ìż nie posunie się do zniszczenia swojego ciała. Pod tym względem nie miałem powodu, by się o niego niepokoić - nawet nie przeszło mi przez myśl, by Sasuke mógł cokolwiek sobie zrobić. Niestety, po raz kolejny uległem złudzeniu własnych, naiwnych przekonań, które uśpiły moją czujność. Minęły trzy tygodnie od czasu wypadku Itachi'ego. Przez wiele dni, Sasuke się niemal nie odzywał, a ja nie przymuszałem go do rozmowy - wiedziałem, że nie ma na to ochoty i będąc w swoim towarzystwie, milczeliśmy. Ucieszyłem się, gdy po pewnym czasie znów do mnie mówił. Liczyłem, że ten pierwszy krok, który wykonał, poprawi jego samopoczucie i z godziny na godzinę było coraz lepiej. Dalej martwił się o swojego brata i wyglądał jak cień człowieka, ale przynajmniej znów był na mnie otwarty, a także zaczął ponownie angażować się w naukę. Choć było to trudne, starał się skupiać swoje myśli wokół informacji zawartych w podręcznikach i zeszytach - odrabianie lekcji odrobinę odciągało jego uwagę od ponurych przemyśleń. Nie dziwiłem się, że coraz częściej chował się wśród książek - potrzebował odpoczynku od rzeczywistości, a one mu ją dawały. Przeciętny człowiek pewnie by się rozzłościł, gdyby jego przyjaciel bezustannie czytał i oddawał się lekturze nawet podczas wspólnych spotkań. Lecz mnie to nie przeszkadzało - mogłem siedzieć i patrzeć, jak jego wzrok błądzi wśród kartek. Zawsze wtedy myślałem, że Sasuke powoli wraca do siebie - niewiele jadł, nie sypiał, ale starał się znaleźć jakieś zajęcie, a to naprawdę dużo, zważywszy na stan, w jakim się znalazł tuż po wypadku. Gładziłem jego włosy, szepcząc: "wszystko się ułoży". Obaj w to wierzyliśmy i wszystko wskazywało, że moje słowa się sprawdzą. Jednakże, mówi się, iż gdy w życiu idzie nam za dobrze, ostatecznie coś pójdzie nie tak, jakbyśmy tego chcieli. W przypadku Sasuke, katastrofą okazał się Fugaku. Wczorajszego wieczoru - jak codzień - wrócił nietrzeźwy do domu. Sasuke nie zdążył uciec do pokoju, nim ojciec wdarł się do mieszkania - przygotowywał kolację i nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi. Od progu, pijany mężczyzna rozpoczął swoją tyradę - rzucał obraźliwe określenia pod adresem młodszego syna, a gdy zastał go w sąsiednim pokoju powiedział coś, czego mój przyjaciel nie zdołał puścić w niepamięć - "szkoda, że razem z Itachi'm i jego koleżkami nie zdechłeś w samochodzie". Sasuke zalał się łzami i wybiegł z kuchni. Kiedy przedzierał się przez wyjście, zdołał jeszcze oberwać w plecy talerzem z kanapkami, które przygotowywał. Gdy znalazł się we własnym pomieszczeniu, zamknął drzwi na klucz, po czym chwycił za żyletkę.
Zatrzymałem się w pół kroku, utkwiwszy wzrok w ranach chłopaka. Na szczęście ciął płytko - jedynie skaleczył skórę, która pobieżnie zdążyła się zasklepić. Jednak, bez względu na to czy zagrażały jego zdrowiu, czy też były zaledwie malutkimi rozcięciami, Sasuke - mój ukochany, a równocześnie najlepszy przyjaciel, zadał sobie ból przez zimnokrwiste bydlę, które sam z wielką przyjemnością zadusiłbym gołymi rękami. Patrząc na jego nadgarstki, nie mogłem znieść faktu, że do tego dopuściłem. Może, gdybym był ostrożniejszy, chłopak by nie ucierpiał. Teraz mogę tylko zgrzytać zębami z gniewu i pozwalać, by sumienie mnie gnębiło. Zasłużyłem.
Westchnąłem głęboko, po czym wykonałem chwiejny krok do przodu. Nieświadomie postawiłem stopę na trzeszczącej desce podłogi, której pisk skutecznie wyrwał Sasuke ze snucia dalszych przemyśleń. Chłopak błyskawicznie wsunął dłonie pod koc, po czym przeniósł spojrzenie na moją twarz. Za każdym razem, gdy jego ciemne tęczówki się we mnie wpatrywały, miałem wrażenie, że niespodziewanie całe moje ciało ogarnia przyjemne ciepło. Szcerze mówiąc, uwielbiałem jego oczy - choć czarne, zawsze miały łagodny wyraz i tliły się w nich maleńkie, wesołe iskierki. Dodatkowej urody dodawała mu delikatna, kszkarłatna poświata, która odbijała się od kruczych kosmyków - promienie zachodzącego słońca wpadały przez szybę okna i rzucały czerwone światło na głowę chłopaka. Uroku nie odejmował mu nawet bladofioletowy siniak, widniejący pod lewą powieką.
Sasuke posłał w moją stronę czarujący uśmiech, który natychmiast dodał mi odwagi. Odwzajemniłem gest, po czym usiadłem przy jego boku - tak blisko, iż stykaliśmy się ze sobą ramionami i udami.
- Proszę - powiedziałem, wręczając mu kubek napoju, który został ozdobiony różnorodnymi, jaskrawymi wzorkami. W internecie przeczytałem, że człowiek lepiej się czuje, gdy otaczają go kolory. Nie wiem czy to udowodniona prawda, ale postanowiłem spróbować, by go rozweselić.
- Czekolada?
Twierdząco pokiwałem głową. Z wielką radością przejął naczynie i wypił solidny łyk, po czym obdarzył mnie spojrzeniem, które sprawiło mi większą przyjemność niż gdyby podziękował słownym sposobem.
- Słyszałem, że jest wspaniałym lekarstwem na smutki - wyjawiłem.
Sasuke wyraźnie sposępniał, kiedy okrycie zsunęło się z jego rąk i ponownie ukazało zaczerwienione rozcięcia.
- Nie mogę sobie wybaczyć, że... że cię przed tym nie uchroniłem - szepnąłem, spuszczając wzrok, który dotąd błądził po okaleczonej skórze chłopaka. - Gdybym lepiej nad tobą czuwał, nigdy by do tego nie doszło.
- Naruto. - Chwycił moją dłoń, splatając nasze palce w ciasny węzeł. - Zbyt wiele od siebie oczekujesz. Zawsze, od momentu, gdy poznaliśmy się w piaskownicy, opiekowałeś się mną. Nigdy nie czułem się osamotniony, bo ciągle przy mnie byłeś jak prawdziwy anioł stróż. Jednak chronienie mnie przede mną samym, wykracza poza twoje możliwości i nie chcę, byś kiedykolwiek obwiniał się za rzeczy, które spowodowałem.
- Zadałeś sobie ból, bo nie pomyślałem, że zechcesz zastąpić cierpienie psychiczne męką fizyczną.
- Łudziłem się, że słowa ojca przestaną mnie ranić, kiedy krew popłynie po skórze. Liczyłem, iż odwróci moją uwagę i to zdanie nie będzie dźwięczeć mi w głowie. Niestety, jego nienawiść wobec mnie nie zelżeje nawet, gdy znajdę się cal od śmierci, prawda? Szkoda, że tak późno to zrozumiałem.
Próbowałem sobie wyobrazić, jakbym się czuł, gdyby mój tata potraktował mnie w podobny sposób. Choć mam bujną wyobraźnię, nie potrafię ukształtować w głowie obrazu mężczyzny, który by na mnie krzyczał, bił i na każdym kroku udowadniał, iż mnie nie kocha. Wiem, że mój ojciec zasłoniłby mnie własnym ciałem przed niebezpieczeństwem i umarłby z uśmiechem na ustach, jeśli dzìęki temu zdołałby mnie ocalić. A rodzic Sasuke sam wepchnąłby go pod koła rozpędzonej ciężarówki. Aż się włos jeży na głowie.
Przeniosłem wzrok na twarz chłopaka i dostrzegłem, że w kącikach jego oczu zgromadziły się łzy. Bez zastanowienia odłożyłem kubek na nocną szafkę, po czym otuliłem go ramionami i przytuliłem do swojej sylwetki. Sasuke ułożył głowę na moim ramieniu, zaciskając palce na materiale mojej koszuli. Nie upłynęła minuta, kiedy poczułem słone krople, które w zastraszającej szybkości moczyły moje ubranie, a obszar pokoju wypełnił cichy szloch.
- Tylko ty trzymasz mnie jeszcze przy życiu - wyznał Sasuke, na co poczułem, że moje tęczówki zwilgotniały, a po policzku spłynęła samotna łza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)
Dziś prezentuję Wam pierwszą część one-shotu pt."Bezsilny". Według moich planów, będą jeszcze dwa wpisy, dotyczące tej historii, lecz ich ilość może się zwiększyć, ponieważ dochodzą mi nowe pomysły. Mam nadzieję, że najnowsza notka Wam się spodobała. Następna powinna się pojawić w pierwszych tygodniach stycznia i prawdopodobnie będzie to rozdział "Serca mroku".
W zakładce "Spis opowiadań" pojawiła się zapowiedź nowego opowiadania SasuNaru pt."Sidła przeszłości". Wszystkich zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z opisem historii. Prolog ukaże się, kiedy "Bezsilny" zostanie zakończony.
Wszystkim czytelnikom oraz autorom blogów życzę udanego sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~