poniedziałek, 30 grudnia 2013

One-shot Sasuke i Naruto


"Bezsilny" - część 1
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
         Kiedy człowiekowi towarzyszy cierpienie, anioł śmierci staje za jego plecami. Rozłożywszy czarne skrzydła, przykłada ostrze kosy do jego gardła, czekając, aż sam pozwoli, by naciąć mu skórę. Jednakże, może zadecydować o własnym losie - zezwolić, aby dusza opuściła ciało lub prowadzić dalsze życie na Ziemi. Lecz, gdy wybierze drugie rozwiązanie, w osamotnieniu nie zdoła wyrwać się z objęć upiora. Istnieje siła, która potrafi pokonać zjawę z zaświatów, połamać jej broń, po czym chwycić dłonie ofiary i wyciągnąć ją z odmętów rozpaczy. Ta potęga to druga osoba, ofiarująca swoje serce, nie pozostające obojętne na cudzą mękę.  
    
*******
         
          Westchnąłem głęboko, opierając plecy o drewnianą ramę łóżka. Przyciągnąłem kolana do piersi i ułożywszy na nich podbródek, intensywnie wpatrywałem się w mrok, który skąpał moją sypialnię. Po dłuższej chwili dostrzegłem krańce skromnych mebli, obrazów, zdobiących ściany, aż moje spojrzenie padło na lekko przekrzywiony, elektryczny zegar zawieszony nad drzwiami. 
           - Dochodzi północ - mruknąłem, z trudem hamując potężne ziewnięcie. Szczerze powiedziawszy, byłem wykończony pięcioma dniami nauki, jednak wiedziałem, że tej nocy nie uda mi się zasnąć. Nie miałem sił, by wstać, rozebrać się, wziąć kąpiel i ponownie się położyć. Niespotykany paradoks - zbyt zmęczony, aby funkcjonować, ale równocześnie za bardzo zdenerwowany, żeby odpocząć...
           Nie musiałem podchodzić do lustra, by wiedzieć, że wyglądem przypominam postać żywcem wyjętą z realiów horroru: z opuchniętymi, zaczerwienionymi oczami, popękanymi ustami, wilgotnymi policzkami i zmierzwionymi włosami, ubrany w wymięty, szkolny mundurek i niechlujnie otoczony wąskim, błękitnym kocem. 
          Z jednej strony cieszyłem się, że moi rodzice na kilka dni wyjechali i zostawili mnie samego w domu - nie chciałbym, aby kiedykolwiek zobaczyli swojego syna w stanie, w jakim aktualnie się znalazłem. Zaczęliby pytać, co się stało, czy coś mnie boli, ktoś może mnie skrzywdził... Martwiliby się i nie odpuściliby do czasu, aż bym im wszystko wyjaśnił. Mama pewnie by mnie przytulała, tata otaczałby ramieniem i oboje zapewnialiby, że mogę powiedzieć im o wszystkim, każdym problemie, jaki mam. Ufałem im - wiedziałem, iż bez względu na to, co bym przeskrobał wysłuchaliby mnie, a potem spróbowaliby pomóc, kiedy większość rodzicieli załatwiłoby sprawę krzykiem, przemową lub karą w stylu odebrania kieszonkowego albo ograniczenia czasu użytkowania komputera. Moi byli inni i dziękowałem losowi, że zesłał mi tych kochanych ludzi. Jednakże, dzisiaj nie miałem ochoty na zwierzenia - gdyby tylko mnie podpytali, dlaczego zachowuję się i wyglądam tak, a nie inaczej, z pewnością zaniósłbym się płaczem. Przy okazji śmiertelnie bym ich wystraszył, bo rzadko roniłem łzy - z reguły maskowałem ból uśmiechem. Tylko przy Sasuke naprawdę się otwierałem - chciałem, by mówił mi o swoich emocjach, więc sam dzieliłem się z nim własnymi uczuciami. Skoro oczekiwałem, że będzie ze mną szczery, także powinienem być uczciwy, prawda? W końcu zarówno przyjaźń, jak i miłość to relacje dwustronne - nie można tylko brać, ale również trzeba coś dawać. Przez wszystkie lata naszej znajomości, niczego od niego nie wymagałem - wychodziłem z założenia, że on bardziej mnie potrzebuje. W rzeczywistości tak było - opiekowałem się nim, troszczyłem, chroniłem, ponieważ wiedziałem, że ma w sobie więcej smutku i cierpienia niż cała moja rodzina razem wzięta. Robiłem wszystko, by móc oglądać jego uśmiech i sprawić, aby stał się szczęśliwy. Kochałem go i całkowicie mu się oddałem, ale teraz to ja go potrzebowałem. Jedyną rzeczą, jakiej pragnąłem, to zobaczyć go w tej chwili w swojej sypialni, móc dotknąć, poczuć jego obecność albo przynajmniej dostać SMS-a, dzięki któremu wiedziałbym, że żyje i nic mu nie grozi.
           Tymczasem byłem sam, pogrążony w nocnych ciemnościach. Do moich uszu nie dochodził żaden ludzki głos ani dzwonek telefonu - słyszałem jedynie wycie wiatru oraz szum gałęzi drzew. Zamiast trzymania w ramionach ciepłego ciała chłopaka, ściskałem krańce poduszki, z nadzieją wpatrując się w wyświetlacz komórki. Liczyłem, że może za chwile rozbłyśnie i odbiorę połączenie albo przynajmniej odczytam wiadomość, którą przesłał Sasuke. Niestety, im dłużej wpatrywałem się w ciemny element urządzenia, wiara zupełnie mnie opuszczała.
           Westchnąłem głęboko, przegryzając wargę.
          - Może warto spróbować jeszcze jeden raz - powiedziałem, by dodać sobie odwagi. Ku mojemu rozczarowaniu zabrzmiałem, jakbym nie wierzył, iż sytuacja, w której się znalazłem, może się jeszcze zmienić. 
          Jednak, mimo braku przekonania, sięgnąłem po telefon, który dotąd spokojnie spoczywał na blacie nocnej szafki. Przez drżenie dłoni z trudem go odblokowałem, po czym odnalazłem odpowiedni numer i z lękiem przystawiłem urządzenie do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Rozłączyłem się, kiedy ponownie połączyłem się z pocztą głosową. Cały dzień próbowałem się z nim skontaktować - dzwoniłem, pisałem - żadnej odpowiedzi.
          Odrzuciłem komórkę w dalszą część łóżka, czując, jak pod półprzymkniętymi powiekami ponownie zgromadziły się łzy. Błyskawicznie starłem je wierzchem dłoni. Nie chciałem więcej płakać. Miałem już wystarczająco wysoką gorączkę, a oczy bolały mnie, jakby ktoś z premedytacją nasypał w nie piasku. Jednak, mimo moich usilnych starań, krople potoczyły się po policzkach. Walka z własnymi odczuciami nie ma sensu - i tak się z nimi przegra, dlatego też poddałem się, schowałem twarz w dłoniach i pozwoliłem im swobodnie płynąć.
          Sasuke nie przyszedł dziś do szkoły. W jego przypadku opuszczanie zajęć było niespotykanym zjawiskiem. Robił to tylko wtedy, gdy pozostawał w szpitalu lub ojciec tak dotkliwie go pobił, że chłopak nie zdołał zakryć siniaków na twarzy - nie chciał pozwolić, by ktokolwiek z nauczycieli odkrył, co naprawdę dzieje się w jego domu. Wielokrotnie mu powtarzałem, iż powinien komuś o tym powiedzieć i poszukać pomocy u osób, które zajmują się przemocą w rodzinie. Mimo mojego namawiania, Sasuke sprzeciwiał się wyjawieniu prawdy dorosłym. Bał się, że mogliby rozdzielić go z Itachi'm, a także ze mną, gdyby został odebrany ojcu i trafił do ośrodka znajdującego się w innym mieście. Po części miał rację - Fugaku z pewnością trafiłby za kratki, a opieka nad Sasuke mogłaby nie zostać przyznana jego starszemu bratu - Itachi był dla niego wspaniałym, kochającym członkiem rodziny, ale ojciec także go maltretował. Sąd mógłby stwierdzić, że przez to może nie być zdolny do zajmowania się młodszym chłopakiem. Do tego miał niestabilną pracę - często zostawał po godzinach, a zarobek, który otrzymywał ledwo wystarczał na opłaty. Rozumiałem obawy Sasuke, ale obaj wiedzieliśmy, że bez pomocy z zewnątrz sytuacja obu braci się nie zmieni. Szanowałem jego decyzję i choć się z nią nie do końca zgadzałem, nie mogłem zmusić go do zwierzeń względem urzędników. Sam, kiedy znalazłbym się na jego miejscu, pewnie także bym się na to nie odważył  - gdybym miał zostać od niego odseparowany, wolałbym już znosić wiecznie pijanego ojca niż siedzieć w przytułku, gdzie nie miałbym nikogo bliskiego.
          Sasuke wielokrotnie powtarzał, że wysokie wyniki w nauce są jego jedyną szansą na opuszczenie domu i rozpoczęcie nowego, lepszego życia. Tylko dzięki nim mógłby dostać się na studia i zdobyć wymarzony zawód, ponieważ nie mógł sobie pozwolić na opłacanie uniwersytetu. Traktował oceny poważnie i każdego roku brał udział w licznych konkursach, w których sprawdzał swoje umiejętności, a jednocześnie wygrywał prestiżowe nagrody. Przez to miał telefon, a także komputer z dostępem do internetu. Inaczej byłby prawdopodobnie odcięty od elektroniki. Każdą swoją nieobecność traktował jak zagrożenie dla osiągnięcia celu i spełnienia marzeń.
       Chodziliśmy do tej samej klasy i grupy językowej, przez co zaczynaliśmy i kończyliśmy lekcje o identycznych godzinach. Rano spotykaliśmy się pod moim domem - przychodził po mnie i razem szliśmy do liceum. Byłem zszokowany, gdy dziś wyszedłem za bramę i... nigdzie go nie zobaczyłem. Stwierdziłem, że może się spóźni. Czekałem dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut... na próżno. Za każdym razem wysyłał wiadomość lub dzwonił, żebym na niego nie czekał. Tym razem... niczego nie dostałem. Miałem złe przeczucia. Zamiast na pierwszą lekcję, pobiegłem do jego domu. Pukałem w drzwi, okna, ściany... nikt nie otworzył. Zrezygnowany, powlokłem się do szkoły. Cały dzień się martwiłem. Dzwoniłem do niego na każdej przerwie... nie odbierał, a na wiadomości nie odpisywał. Po zajęciach znów odwiedziłem jego mieszkanie. Podobnie jak rano, w oknach było ciemno... nie zaproszono mnie do środka, bo budynek był opuszczony.
          Można by pomyśleć, że za bardzo dramatyzuję. Sam bym tak sądził, gdyby nie okoliczności, które wskazywały, iż musiało wydarzyć się coś złego. Miesiąc temu starszy brat Sasuke miał wypadek samochodowy. Jechał z trojgiem swoich kolegów, wśród których był pasażerem. Wracali z imprezy urodzinowej, jednak ich kierowca nie pił, pozostali byli zaledwie leciutko podchmieleni, a Itachi całkowicie trzeźwy - od kiedy jego ojciec stał się alkoholikiem, chłopak miał wewnętrzną odrazę do każdego rodzaju napojów wysokoprocentowych. Gdy tylko ktokolwiek proponował mu wypicie trunku, stanowczo odmawiał - nie chciał stać się takim potworem jakim został Fugaku. Tamtego dnia drogi były oblodzone, padał śnieg, który ograniczał widoczność. Wpadli w poślizg i uderzyli w pobliskie drzewo, które pod wpływem zderzenia złamało się i upadło na dach samochodu, doszczętnie go wgniatając. Wszyscy zginęli na miejscu z wyjątkiem Itachi'ego, który w krytycznym stanie trafił do szpitala. Od czasu wypadku, jego stan z dnia na dzień się pogarszał. Leżał w śpiączce i nic nie wskazywało na to, by mógł się wybudzić. Dodatkowo, stracił prawą nogę, która została całkowicie zmiażdżona. Lekarze musieli ją amputować, ponieważ obumarła kończyna groziła wdarciem się gangreny, która mogłaby przedostać się w dalsze części organizmu. Sądzili, że wtedy jego zdrowie ulegnie poprawie. Niestety, ich działania nie przyniosły pożądanych rezultatów - mimo zabiegu, chłopak słabnął. 
          Pamiętam zachowanie Sasuke, gdy dowiedział się o wypadku swojego starszego brata. Miał zamiar zostać na noc w moim mieszkaniu. Kiedy poprawialiśmy łóżko, by ułożyć się do snu, odebrał telefon ze szpitala. Po rozłączeniu, przez dłuższą chwilę stał w bezruchu. Gwałtownie pobladł, z trudem nabierając powietrze w płuca. Całe szczęście, że stałem blisko niego - zdążyłem go złapać, nim runął na posadzkę z powodu omdlenia. Gdy zdołał się ocknąć, był w szoku - wpatrywał się pustym wzrokiem w wyznaczony punkt na przeciwległej ścianie, a po jego policzkach bezgłośnie spływały łzy. Leżał skulony na materacu, wbijając paznokcie w przedramiona, na których pozostawały bladoróżowe oraz czerwone pręgi. Minął dłuższy okres czasu zanim zdołałem go uspokoić i wydobyć, co się wydarzyło. Kiedy dowiedziałem się o wypadku poczułem, jakby w serce wbiło się tysiące ostrych odłamów szkła, które rozrywały moją duszę na drobne kawałki. Nie znałem Itachi'ego tak dobrze, jakbym tego chciał. Spędzałem z nim niewiele czasu, a mimo to miałem wrażenie, że stałem się wrakiem człowieka - prawie nie jadłem, nie spałem, ciągle myślałem o nim i Sasuke. Skoro ja odchodziłem od zmysłów, choć Itachi był dla mnie zaledwie znajomym, kolegą, przez co musiał przechodzić jego młodszy brat? Nie mogłem sobie wyobrazić, jak musi się czuć mój przyjaciel. Życie wystarczająco go skrzywdziło śmiercią matki, maltretowaniem ze strony ojca i głodowaniem. Mimo to, Sasuke wcześniej potrafił się uśmiechać, cieszył się z najmniejszych rzeczy, drobnych gestów, na które inni ludzie nawet nie zwracają uwagi. Natomiast, po tym, jak Itachi trafił do szpitala, kąciki jego ust więcej się nie podniosły. Zamiast tego, oczy zaczęły wylewać morza łez. Stał się jeszcze szczuplejszy, mniejszy, przez co miałem wrażenie, że mógłbym go skrzywdzić najdelikatniejszym dotykiem. Fugaku, dowiedziawszy się o wypadku syna, zaczął pić jeszcze więcej. Zamiast opiekować się Sasuke, zrobił się agresywniejszy, znacznie bardziej niebezpieczny. Z tego powodu zaproponowałem mojemu przyjacielowi, by się do mnie przeprowadził. Nie mogłem pozwolić, by mieszkał pod jednym dachem z szaleńcem, psychopatą, który go w końcu zakatuje. Sasuke nie chciał przyjąć mojej pomocy. Ciągle mówił, że już za dużo dla niego zrobiłem, że nie chce mnie wyzyskiwać, bo czuje się, jakby na mnie żerował. Zapewniałem go, iż nie ma racji. Nigdy nie czułem się nim obciążony. Chciałem się o niego troszczyć z własnej woli. 
          Mimo moich próśb, nie przyjął propozycji, ale udało nam się pójść na kompromis - w swoim domu jedynie sypiał, natomiast u mnie spędzał pozostały czas. Dzięki temu bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Na początku, tuż po wypadku, miał myśli samobójcze. Taktownie zacząłem przekazywać mu więcej uczuć, czułości, których najmocniej potrzebował. Nieśmiało splatałem nasze dłonie w ciasny węzeł, delikatnie go przytulałem, aż odważyłem się także od czasu do czasu cmokać go w czoło lub we włosy. Gdy razem leżeliśmy na łóżku, wtulał twarz w moje serce, a ja otaczałem go ramionami, jakbym chciał być jego tarczą przed wszelkimi smutkami.   

*******
          Wyszedłem z kuchni mojego mieszkania, niosąc dwa, kolorowe kubki, wypełnione po brzegi gorącą, mleczną czekoladą. Starając się nie wylać napoju, ostrożnie przeszedłem korytarz, wspiąłem się po schodach na wyższe piętro domu,  po czym udałem się do sypialni.
          Gdy po wielu próbach wreszcie udało mi się otworzyć drzwi (do czego wykorzystałem pracę zębów, a następnie głowy), mój wzrok natychmiast podążył na obszar łóżka, gdzie zastałem Sasuke. Chłopak, otoczywszy swoje ciało bawełnianym kocem, przybrał pozycję tureckiego siadu. Pogrążony we własnych myślach, musiał nie zauważyć mojego powrotu, gdyż z boleśnie zaciśniętymi ustami przyglądał się swoim nadgarstkom - wychudzonym, poobijanym, na których widniały szramy, pozostawione przez żyletkę. Najwidoczniej sam, podobnie jak ja, dziwił się swojemu zachowaniu - przez wszystkie lata, ojciec - w przypływie "alkoholowej" agresji - urządzał awantury. Wielokrotnie obrażał, wyzywał i poniżał swoich synów, lecz nigdy wcześniej jego słowa tak bardzo nie zadziałały na Sasuke, by złapał za ostre narzędzie  i wyrządził sobie krzywdę. Wielokrotnie powtarzał, że cięcie się mu nie pomoże, bo dlaczego cierpienie za sprawą czyjejś głupoty miałoby komukolwiek ulżyć? Mówił, ìż nie posunie się do zniszczenia swojego ciała. Pod tym względem nie miałem powodu, by się o niego niepokoić - nawet nie przeszło mi przez myśl, by Sasuke mógł cokolwiek sobie zrobić. Niestety, po raz kolejny uległem złudzeniu własnych, naiwnych przekonań, które uśpiły moją czujność. Minęły trzy tygodnie od czasu wypadku Itachi'ego. Przez wiele dni, Sasuke się niemal nie odzywał, a ja nie przymuszałem go do rozmowy - wiedziałem, że nie ma na to ochoty i będąc w swoim towarzystwie, milczeliśmy. Ucieszyłem się, gdy po pewnym czasie znów do mnie mówił. Liczyłem, że ten pierwszy krok, który wykonał, poprawi jego samopoczucie i z godziny na godzinę było coraz lepiej. Dalej martwił się o swojego brata i wyglądał jak cień człowieka, ale przynajmniej znów był na mnie otwarty, a także zaczął ponownie angażować się w naukę. Choć było to trudne, starał się skupiać swoje myśli wokół informacji zawartych w podręcznikach i zeszytach - odrabianie lekcji odrobinę odciągało jego uwagę od ponurych przemyśleń. Nie dziwiłem się, że coraz częściej chował się wśród książek - potrzebował odpoczynku od rzeczywistości, a one mu ją dawały. Przeciętny człowiek pewnie by się rozzłościł, gdyby jego przyjaciel bezustannie czytał i oddawał się lekturze nawet podczas wspólnych spotkań. Lecz mnie to nie przeszkadzało - mogłem siedzieć i patrzeć, jak jego wzrok błądzi wśród kartek. Zawsze wtedy myślałem, że Sasuke powoli wraca do siebie - niewiele jadł, nie sypiał, ale starał się znaleźć jakieś zajęcie, a to naprawdę dużo, zważywszy na stan, w jakim się znalazł tuż po wypadku. Gładziłem jego włosy, szepcząc: "wszystko się ułoży". Obaj w to wierzyliśmy i wszystko wskazywało, że moje słowa się sprawdzą. Jednakże, mówi się, iż gdy w życiu idzie nam za dobrze, ostatecznie coś pójdzie nie tak, jakbyśmy tego chcieli. W przypadku Sasuke, katastrofą okazał się Fugaku. Wczorajszego wieczoru - jak codzień - wrócił nietrzeźwy do domu. Sasuke nie zdążył uciec do pokoju, nim ojciec wdarł się do mieszkania - przygotowywał kolację i nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi. Od progu, pijany mężczyzna rozpoczął swoją tyradę - rzucał obraźliwe określenia pod adresem młodszego syna, a gdy zastał go w sąsiednim pokoju powiedział coś, czego mój przyjaciel nie zdołał puścić w niepamięć - "szkoda, że razem z Itachi'm i jego koleżkami nie zdechłeś w samochodzie". Sasuke zalał się łzami i wybiegł z kuchni. Kiedy przedzierał się przez wyjście, zdołał jeszcze oberwać w plecy talerzem z kanapkami, które przygotowywał. Gdy znalazł się we własnym pomieszczeniu, zamknął drzwi na klucz, po czym chwycił za żyletkę.
          Zatrzymałem się w pół kroku, utkwiwszy wzrok w ranach chłopaka. Na szczęście ciął płytko - jedynie skaleczył skórę, która pobieżnie zdążyła się zasklepić. Jednak, bez względu na to czy zagrażały jego zdrowiu, czy też były zaledwie malutkimi rozcięciami, Sasuke - mój ukochany, a równocześnie najlepszy przyjaciel, zadał sobie ból przez zimnokrwiste bydlę, które sam z wielką przyjemnością zadusiłbym gołymi rękami. Patrząc na jego nadgarstki, nie mogłem znieść faktu, że do tego dopuściłem. Może, gdybym był ostrożniejszy, chłopak by nie ucierpiał. Teraz mogę tylko zgrzytać zębami z gniewu i pozwalać, by sumienie mnie gnębiło. Zasłużyłem.
          Westchnąłem głęboko, po czym wykonałem chwiejny krok do przodu. Nieświadomie postawiłem stopę na trzeszczącej desce podłogi, której pisk skutecznie wyrwał Sasuke ze snucia dalszych przemyśleń. Chłopak błyskawicznie wsunął dłonie pod koc, po czym przeniósł spojrzenie na moją twarz. Za każdym razem, gdy jego ciemne tęczówki się we mnie wpatrywały, miałem wrażenie, że niespodziewanie całe moje ciało ogarnia przyjemne ciepło. Szcerze mówiąc, uwielbiałem jego oczy - choć czarne, zawsze miały łagodny wyraz i tliły się w nich maleńkie, wesołe iskierki. Dodatkowej urody dodawała mu delikatna, kszkarłatna poświata, która odbijała się od kruczych kosmyków  - promienie zachodzącego słońca wpadały przez szybę okna i rzucały czerwone światło na głowę chłopaka. Uroku nie odejmował mu nawet bladofioletowy siniak, widniejący pod lewą powieką.
          Sasuke posłał w moją stronę czarujący uśmiech, który natychmiast dodał mi odwagi. Odwzajemniłem gest, po czym usiadłem przy jego boku - tak blisko, iż stykaliśmy się ze sobą ramionami i udami.
          - Proszę - powiedziałem, wręczając mu kubek napoju, który został ozdobiony różnorodnymi, jaskrawymi wzorkami. W internecie przeczytałem, że człowiek lepiej się czuje, gdy otaczają go kolory. Nie wiem czy to udowodniona prawda, ale postanowiłem spróbować, by go rozweselić.
          - Czekolada?
           Twierdząco pokiwałem głową. Z wielką radością przejął naczynie i wypił solidny łyk, po czym obdarzył mnie spojrzeniem, które sprawiło mi większą przyjemność niż gdyby podziękował słownym sposobem.
           - Słyszałem, że jest wspaniałym lekarstwem na smutki - wyjawiłem.
          Sasuke wyraźnie sposępniał, kiedy okrycie zsunęło się z jego rąk i ponownie ukazało zaczerwienione rozcięcia.
          - Nie mogę sobie wybaczyć, że... że cię przed tym nie uchroniłem - szepnąłem, spuszczając wzrok, który dotąd błądził po okaleczonej skórze chłopaka. - Gdybym lepiej nad tobą czuwał, nigdy by do tego nie doszło.
          - Naruto. - Chwycił moją dłoń, splatając nasze palce w ciasny węzeł. - Zbyt wiele od siebie oczekujesz. Zawsze, od momentu, gdy poznaliśmy się w piaskownicy, opiekowałeś się mną. Nigdy nie czułem się osamotniony, bo ciągle przy mnie byłeś jak prawdziwy anioł stróż. Jednak chronienie mnie przede mną samym, wykracza poza twoje możliwości i nie chcę, byś kiedykolwiek obwiniał się za rzeczy, które spowodowałem.
          - Zadałeś sobie ból, bo nie pomyślałem, że zechcesz zastąpić cierpienie psychiczne męką fizyczną.
          - Łudziłem się, że słowa ojca przestaną mnie ranić, kiedy krew popłynie po skórze. Liczyłem, iż odwróci moją uwagę i to zdanie nie będzie dźwięczeć mi w głowie. Niestety, jego nienawiść wobec mnie nie zelżeje nawet, gdy znajdę się cal od śmierci, prawda? Szkoda, że tak późno to zrozumiałem.
           Próbowałem sobie wyobrazić, jakbym się czuł, gdyby mój tata potraktował mnie w podobny sposób. Choć mam bujną wyobraźnię, nie potrafię ukształtować w głowie obrazu mężczyzny, który by na mnie krzyczał, bił i na każdym kroku udowadniał, iż mnie nie kocha. Wiem, że mój ojciec zasłoniłby mnie własnym ciałem przed niebezpieczeństwem i umarłby z uśmiechem na ustach, jeśli dzìęki temu zdołałby mnie ocalić. A rodzic Sasuke sam wepchnąłby go pod koła rozpędzonej ciężarówki. Aż się włos jeży na głowie.
          Przeniosłem wzrok na twarz chłopaka i dostrzegłem, że w kącikach jego oczu zgromadziły się łzy. Bez zastanowienia odłożyłem kubek na nocną szafkę, po czym otuliłem go ramionami i przytuliłem do swojej sylwetki. Sasuke ułożył głowę na moim ramieniu, zaciskając palce na materiale mojej koszuli. Nie upłynęła minuta, kiedy poczułem słone krople, które w zastraszającej szybkości moczyły moje ubranie, a obszar pokoju wypełnił cichy szloch.
          - Tylko ty trzymasz mnie jeszcze przy życiu - wyznał Sasuke, na co poczułem, że moje tęczówki zwilgotniały, a po policzku spłynęła samotna łza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Witajcie kochani :)

Dziś prezentuję Wam pierwszą część one-shotu pt."Bezsilny". Według moich planów, będą jeszcze dwa wpisy, dotyczące tej historii, lecz ich ilość może się zwiększyć, ponieważ dochodzą mi nowe pomysły. Mam nadzieję, że najnowsza notka Wam się spodobała. Następna powinna się pojawić w pierwszych tygodniach stycznia i prawdopodobnie będzie to rozdział "Serca mroku".

W zakładce "Spis opowiadań" pojawiła się zapowiedź nowego opowiadania SasuNaru  pt."Sidła przeszłości". Wszystkich zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z opisem historii. Prolog ukaże się, kiedy "Bezsilny" zostanie zakończony.

Wszystkim czytelnikom oraz autorom blogów życzę udanego sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

czwartek, 19 grudnia 2013

"Serce mroku" ~ Rozdział 16


W którym płyną łzy Telepaty...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Sierp księżyca, widniejący na nocnym niebie, obrzucał bladym światłem niewielką posiadłość, której ściany przenikał przeraźliwy, dziecięcy krzyk. W sypialni, znajdującej się na drugim piętrze budynku, stała skromna, drewniana kołyska. Pod licznymi kocykami, leżał w niej mały, złotowłosy chłopczyk, którego kosmyki przyklejały się do zapłakanych policzków. Zmęczonymi, opuchniętymi oczami wpatrywał się w sufit, który - podobnie jak pozostały obszar pokoju - skąpany był w ciemnościach. Nerwowo wymachiwał nóżkami i rączkami, zrzucając przy tym chłodny opatrunek, leżący na jego czole i mający za zadanie obniżyć gorączkę.
         Minato stał pochylony nad rozpaczającym maluchem, wściekle zaciskając dłonie na barierkach kolebki. Podbródek i ramiona mężczyzny potężnie drżały, kiedy spod powiek ponownie wypłynęły łzy i potoczyły się wzdłuż twarzy. Gdy wrzask Naruto powtórnie odbił się od ścian komnaty, Namikaze osunął się na kolana, tracąc równowagę. Zaniósł się gwałtownym płaczem, przyciskając czoło do oparcia i czując, że opuszczają go dotychczasowe siły. Nie wiedział, co powinien zrobić, jak się zachować, kiedy jego syna pogrążała choroba. Był sam, opuszczony, w obcej osadzie pełnej nieznanych ludzi. Mieszkał w miasteczku od tygodnia, gdy to wycieńczony i zrozpaczony decyzją Rady Księżyca wyjechał z Kolonii, decydując się na wykorzystanie ostatniej deski ratunku - zwrócenia się o pomoc do swego przyjaciela, Sasori'ego, który mimo tego, iż był człowiekiem, wspierał wampiry. Kiedy czerwonowłosy ujrzał blondyna, z przemarzniętym i wygłodniałym dziecięciem na rękach, pozostawił mu dom, ale - by nie przykuwać uwagi miejscowej ludności - odszedł z Enduru. Z tego powodu, Minato czuł się opuszczony, co pogłębiał fakt, iż Łowcy, wyjątkowo dotknięci ucieczką Telepaty, wyznaczyli nagrodę za dostarczenie im jego głowy. Nie miał odwagi wyjść na ulicę - musiał zaczekać aż sprawa przycichnie, gdyż przypadkowy przechodzień mógłby go rozpoznać i doprowadzić do niego wojowników. Poprzednim razem utracił żonę, którą bestialsko zamordowali. Nie przeżyłby, gdyby także odebrali mu ukochanego synka. Przez to nie miał możliwości skorzystania z usług miejscowego lekarza - nie zdziwiłby się, gdyby medyk, który niegdyś przysięgał bronić życia, własnoręcznie zabiłby jego i Naruto tylko po to, by zyskać obiecane złoto. Dodatkowo, w posiadłości, mimo usilnych starań, Namikaze nie odnalazł lekarstw ani ziół, które ukróciłyby mękę dziecka. Jedyne, co mógł zrobić, to chłodne okłady, w zamierzeniu zbijające temperaturę oraz modlenie się do wszystkich, znanych bóstw - może choć jedno zdecydowałoby się wysłuchać jego próśb.
          - Rodzice nie powinni grzebać własnych dzieci - wyszeptał, ocierając rękawem koszuli zamglone tęczówki.
          Z trudem powstał z ziemi, wsłuchując się w rozdzierający głos chłopczyka. Gdy wyprostował obolałe plecy, przeniósł spojrzenie na twarz malca, przyglądając się jego błękitnym oczom - tak podobnym kolorem i kształtem do spojrzenia Telepaty, włosom o identycznym odcieniu, jakie posiadały kosmyki mężczyzny, zaciśniętym piąstkom, które Minato mógł schować we własnych dłoniach...
          Namikaze przeżył dwa stulecia. Pamiętał czasy, kiedy Potomkowie Nocy i ludzie żyli w harmonii. Jednak wcześniej, gdy miłość do człowieka nie była zagrożeniem, pomiędzy obiema rasami Minato nie odnalazł osoby, którą mógłby pokochać. Widział śmierć swoich dziadków, rodziców, braci i sióstr. Pozostał ostatnim przedstawicielem rodu aż nagle, niespodziewanie, na swojej drodze spotkał Kushinę. Dzięki niej, kobiecie o niebywałym temperamencie, a równocześnie delikatności i czułości, wampirza długowieczność przestała być dla blondyna przekleństwem, a stała się błogosławieństwem. Po wzięciu ślubu, który potajemnie odprawili w starodawnym obrzędzie Potomków Nocy, długi czas starali się o dziecko, mające być owocem ich wspólnej miłości. Pragnęli razem stać przy łóżeczku chłopczyka i trwając w swoich objęciach, wpatrywać się w jego uśmiechniętą buzię... A tymczasem Minato, w całkowitym osamotnieniu, czuwał przy kołysce swojego synka, którego usta wykrzywiały się w grymasie bólu.
          - Nasza przyszłość nie miała wyglądać w taki sposób, Naruto - stwierdził z goryczą, po czym uśmiechnął się ponuro. - Twoja mama odeszła, a obaj jej teraz potrzebujemy, ale wiesz - pogładził dłonią policzek chłopczyka, po czym złożył pocałunek na jego rozgorączkowanym czole. - Uczynię wszystko, aby ją zastąpić.
          Kiedy wargi mężczyzny odsunęły się od skóry dziecka, malec zaprzestał krzyku i płaczu - tylko wpatrywał się zaciekawionym spojrzeniem w twarz swojego taty, który otoczył go ramionami i wziął na swoje ręce. Naruto wtulił twarz w serce mężczyzny, przymykając powieki, jakby jego rytm kołysał go do snu. Nawet przez materiał bluzki, Minato odczuwał gorąc, jaki bił od czoła chłopczyka. Poczuł, że na myśl o chorobie malca, w kącikach oczu ponownie zgromadziły się łzy, lecz w porę zdołał nad nimi zapanować - zauważył bowiem, iż jego nastrój wyraźnie udziela się dziecku. Zamiast pozwoleniu łzom swobodnie płynąć, Namikaze nabrał w płuca okazałą ilość powietrza, po czym począł nucić starodawną kołysankę, jaką niegdyś wyśpiewywała mu jego matka. W pamięci mężczyzny zatarły się słowa pieśni - przypominał sobie, iż opowiadały historię ludzi oraz Potomków Nocy, nad których szczęściem i bezpieczeństwem czuwały gwiazdy, lecz nie potrafił dokładnie zrekonstruować tekstu utworu. Natomiast w jego głowie precyzyjnie zapisała się melodia - pełna głębokich, spokojnych dźwięków, która z łatwością potrafiła ukoić rozjuszone nerwy.
          Blondyn przechadzał się wzdłuż sypialni, z gracją wymijając zakończenia mebli, podczas gdy jego głos wypełniał obszar komnaty. Od czasu do czasu, kiedy malec niespodziewanie wykonał gwałtowniejszy ruch w jego ramionach, Minato przerywał pieśń, zastępując ją cichymi pocieszeniami oraz drobnymi pocałunkami. Zauważając, iż chłopczyk się uspokoił i ponownie przycisnął głowę do jego klatki piersiowej, mężczyzna wznawiał wyśpiewywanie kołysanki.
          Nagle zatrzymał się w pół kroku, przystając przed ubrudzoną szybą okna, na której zauważył zacieki pozostawione przez wczorajszy, rzęsisty deszcz. Dzięki swemu wyostrzonemu, wampirzemu spojrzeniu, mógł swobodnie przyglądać się nocnemu krajobrazowi - wysokim drzewom, które na tle granatowego nieba przypominały wyglądem nieruchomych wojowników, szykujących się do ataku, łagodnym wzniesieniom i opadaniom terenu, uśpionym domom miasteczka oraz opuszczonym ulicom. Cisza, jaka panowała wewnątrz osady wywoływała w nim niepokój - miał wrażenie, że przesadny spokój jest zapowiedzią rozpętania się chaosu. Wydawało mu się, iż za chwilę zjawi się szukający go oddział Łowców, który gwałtem wtargnie do budynków Enduru i przeszukawszy je od piwnicy po strych, odnajdzie go wraz z dzieckiem. "Z pewnością wyprowadziliby mnie na plac główny, odebrali syna i zamordowali na moich oczach, po czym dokonaliby mojej publicznej egzekucji" pomyślał, nerwowo zaciskając powieki.
          Kiedy komnatę wypełniła ostatnia nuta kołysanki, Minato z zaciekawieniem otworzył oczy, gdy do jego uszu dotarł dźwięk miarowego oddechu. Przeniósł wzrok na twarz Naruto z radością odkrywając, iż chłopiec zdołał zasnąć i od kilku minut musiał znajdować się świadomością w świecie dziecięcych marzeń. "Ciało najlepiej się regeneruje, podczas snu swego właściciela" rzekł w myślach mężczyzna, mając nadzieję, że po przebudzeniu stan chłopca się polepszy.
          Dopiero teraz, kiedy posiadłością nie wstrząsał już krzyk chłopczyka, Minato odczuł jak strasznie jest zmęczony - przenikliwy ból rozsadzał mu głowę, mięśnie dokuczały, jakby się poskręcały, ręce drżały, a nogi były ciężkie, jak gdyby wykonano je z ołowiu. Był wycieńczony psychicznie - męczyło go ciągłe ukrywanie swego istnienia i życia własnego syna, bezustannie egzystował w strachu - przed utratą Naruto, Łowcami, ponowną, desperacką ucieczką od śmierci. Nie wiedział czy dla niego oraz dziecka nadejdzie następny dzień - zawsze ktoś mógł włamać się do posiadłości i zamordować ich we śnie. Z tego powodu, Namikaze niemal nie sypiał - przymykał oczy na kilka minut, po czym podrywał się, biegł do okna i upewniał się, że alejami osady nie przechadzają się ludzcy wojownicy. Zdawał sobie sprawę, iż jego zachowanie jest bliskie histerii, jednak, gdy tylko spojrzał na swego synka, utwierdzał się w przekonaniu, że warto wykorzystać wszelkie możliwe środki ostrożności, aby móc zapewnić mu bezpieczeństwo.
          Mężczyzna oparł czoło o chłodną ścianę, której temperatura wpływała kojąco na nagły przypływ migreny.
          - Nie mam pojęcia, jak długo będę potrafił walczyć ze strachem - wyszeptał bezdźwięcznie, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.


*******    
         
          Gniewnym chodem, Minato przemierzał korytarze kryształowej twierdzy. Błyskawicznie pokonywał poszczególne zakręty i zręcznie przeskakiwał rzędy schodów, lecz od kiedy opuścił salę obrad stał się rozwścieczony i rozkojarzony, przez co nie potrafił odnaleźć drogi prowadzącej w stronę głównej bramy Emiburu. Niczym w labiryncie, błądził przejściami twierdzy, jednocześnie narzucając tempo, dzięki któremu Pełnia z trudem dotrzymywała kroku swemu panu. Wilczyca, wywieszając język, prędko dreptała przy nogach blondyna, od czasu do czasu zerkając granatowymi tęczówkami na twarz mężczyzny. Oczy Potomka Nocy na zmianę przybierały błękitny i szkarłatny odcień. Kiedy pod powiekami ponownie błysnął krwisty kolor, zwierzę z lękiem spuszczało wzrok, bowiem Minato nie należał do osób, które łatwo poddają się wpływowi gniewu. Spotkanie z Radą Księżyca musiało doszczętnie rozjuszyć jego nerwy, skoro wewnętrzna złość przekładała się na zewnętrzny wygląd. Pełnia nie lękała się swojego właściciela - od momentu, w którym zdecydował się nią zaopiekować, dobrze ją traktował - otaczał miłością i troską. Dbał, by nigdy nie zabrakło jej pożywienia. Pielęgnował futro, pazury i zęby wilczycy, a także twierdził, iż jest członkiem jego rodziny. Zwierzę, przyglądając się zachowaniu blondyna, martwiło się aspektem jego postępowania - gdy targały nim silne emocje, stawał się nierozważny. Podejmował pochopne decyzje, nie analizując ich prawdopodobnych skutków. Teraz, kiedy okazało się, że członkowie Rady Księżyca planowali wyciągnąć swoje szpony w stronę Naruto i zaangażować go w udział w między-rasowej wojnie, a Minato miał za zadanie dostarczenie Księgi Prawdy, musiał wystrzegać się lekkomyślnych postanowień i dokładnie przemyśleć najdrobniejszy szczegół własnych działań.
          Namikaze zacisnął pięści i nagle syknął z bólu, kiedy przypomniał sobie, iż kilka minut wcześniej, przy uderzeniu w kryształowy stół, dotkliwie zdarł skórę z palców dłoni. Świeże rany powtórnie się otworzyły, sprawiając, iż wzdłuż ręki Telepaty spłynęły cienkie strużki krwi. Na moment przystanął, po czym oparłszy plecy o ścianę, wciągnął w płuca okazałą ilość powietrza, następnie z głośnym świstem wypuszczając je nozdrzami. Zacisnął powieki, jednocześnie starając się opanować drżenie kolan, które niespodziewanie się pod nim ugięły. Runął na posadzkę, gryząc usta z cierpienia, jakiego dostarczały mu skaleczenia.
          Kiedy z ran przestała sączyć się szkarłatna ciecz, mężczyzna westchnął głęboko, pozwalając wilczycy troskliwie polizać się po twarzy. W podziękowaniu delikatnie się uśmiechnął i posłał Pełni uspokajające spojrzenie, na które odpowiedziała radosnym ruchem ogona.
          Minato gwałtownie spoważniał, gdy powrócił pamięcią do przebiegu obrad Rady Księżyca. W jego głowie odbijały się echem wypowiedzi członków zgromadzenia, ich sarkastyczne śmiechy i uwagi. Oczyma wyobraźni widział twarze Potomków Nocy, wykrzywione w pogardliwym grymasie, jakby za wszelką cenę próbowali mu udowodnić, że jest zaledwie figurą w grze, jaką prowadzą - nic nie wartą, którą mogą utracić i w żaden sposób nie zostaną dotknięci jej brakiem.
          - Jadowite żmije - mruknął pod nosem. - Każde wasze słowo jest przepełnione trucizną.
          Pokręcił głową z niedowierzaniem, przypominając sobie fragment spotkania, w którym wampiry poruszyły temat wykorzystania syna Telepaty do osiągnięcia własnych korzyści. Nie mógł uwierzyć, że tyle lat spędzonych na odizolowaniu od Naruto, by zagwarantować mu bezpieczeństwo, mogło pójść na marne przez zgraje rozkapryszonych urzędników. Celowo nie informował własnego dziecka o tym, że zdołał wydostać się z ludzkiej twierdzy i utrzymać się przy życiu. Choć ból rozrywał mu serce, gdy z ukrycia przypatrywał się jego błękitnym tęczówkom i czarującemu uśmiechowi, nie mógł się do niego zbliżyć - od dłuższego czasu czuł się obserwowany. Początkowo sądził, iż Łowcy wznowili swoje poszukiwania, ale po dzisiejszych obradach ma wrażenie, że to członkowie Rady Księżyca poruszali się jego śladami. Zawsze pragnęli go kontrolować, więc nie poczułby się zdziwiony, gdyby przypuszczenia okazałyby się mieć potwierdzenie w rzeczywistości. Lecz, jeżeli moje założenia są słuszne może to oznaczać, iż sam naprowadziłem ich na trop mojego dziecka, pomyślał z lękiem, głośno zgrzytając zębami. Coraz bardziej przekonany do prawdziwości swojej dedukcji, zmarszczył brwi. Jego kły gwałtownie się wydłużyły, a tęczówki wypełnił bordowy odcień. Odczuł, że robi mu się straszliwie gorąco, jakby powietrze wyraźnie zgęstniało i znacząco podniosło temperaturę. Na jego policzkach pojawiły się różane wykwity. Nie mógł złapać tchu - klatka piersiowa unosiła się i opadała w zabójczym rytmie, choć nie pobierała tlenu. Potrzebował wiatru, który owionąłby jego twarz i wypełniłby płuca.
           Z trudem powstał z posadzki, po czym puścił się biegiem wzdłuż korytarza. Zdezorientowana Pełnia przez kilka sekund wpatrywała się w miejsce, gdzie przed sekundą siedział jej pan, po czym głucho kłapnęła szczękami i popędziła za blondynem. Minato mknął przejściami Emiburu, obijając się o ściany i filary. Przez przyspieszony, płytki oddech, który dostarczał zbyt małą ilość tlenu, jego organizm prędko się męczył, o czym świadczyły kropelki potu występujące na czole mężczyzny. Zręcznie przeskoczył kolejne półpiętro schodów i pokonał ogromną, otwartą salę o kolistym kształcie, którą zdobiły rzeźby wampirów - wielkich odkrywców, uczonych i artystów. Po drugiej stronie komnaty dostrzegł pięć wejść do osobnych korytarzy, prowadzących w różne miejsca kryształowego pałacu. Zrozpaczony, nie wiedząc którą drogę powinien wybrać, by wydostać się na zewnątrz, miał ochotę wyskoczyć przez okno - byle tylko zaczerpnąć świeżego powietrza i odegnać od siebie natłok przerażających myśli. W głowie bezustannie powtarzał imię swojego syna, jakby miał nadzieję, że usłyszy jego odpowiedź. Niestety, nikt nie odpowiadał. 
          - Naruto - powiedział na głos, który odbił się echem od ścian pomieszczenia.
          Przez chwilę stał w miejscu, mając nieodparte wrażenie, że za chwilę się udusi. Pchany przeczuciem, ponowił bieg, kierując się w środkowe wejście. Początkowo gnał wąskim przejściem, przytłoczony blaskiem śnieżnobiałych ścian, aż nagle znalazł się w kolejnym pomieszczeniu - tym razem mniejszym, pozbawionym ozdób, zbudowanym na planie prostokąta. Kąciki ust mężczyzny nieznacznie się uniosły, gdy po przeciwległej stronie dostrzegł cel swojej wędrówki - główne wrota, których lewe skrzydło było uchylone i przebijał się przez nie blask promieni słonecznych.
          Ostatni raz przyspieszył, dorównując prędkością specjalnie szkolonym koniom wyścigowym. Naruto, pięć kroków do wyjścia. Naruto, cztery. Naruto, trzy. Naruto, dwa. Naruto!
          Przeskoczył przez wąską szczelinę, przedzierając się na otwarte powietrze, które natychmiast wciągnął w płuca. Gdy po ciele mężczyzny przebiegły straszliwe dreszcze zmęczenia, opadł na kolana, podpierając się rękoma, by nie runąć na twarz. Oddychał głęboko, rozkoszując się zapachem trawy, który niósł wiatr. Uśmiechnął się w stronę nieba, gdy odczuł na karku przyjemny, słoneczny dotyk, po czym zmierzwił sierść wilczycy, która merdając ogonem radośnie lizała go po policzkach. Pełnia wesoło przechadzała się wokół blondyna, od czasu do czasu przypatrując się jego oczom - przybrały przenikliwą, niebieską barwę. W istocie, kiedy tylko opuścił mury Emiburu, Minato odzyskał jasność myślenia, jednocześnie stwierdzając, że niepotrzebnie poddał się wpływom gwałtownych przeżyć - był pewny, że członkom Rady Księżyca zależało na tym, by złamać w nim ducha. Postawił im trudne warunki, z których musieli się wywiązać, jeśli chcieliby odzyskać Księgę Prawdy. Gdyby udało im się go wyniszczyć mentalnie, przestałby być dla nich zagrożeniem. Tak, to było ich zamierzenie, pomyślał, uśmiechając się triumfalnie. Nagle gwałtownie spoważniał, po kolei przypominając sobie poszczególnych członków Rady Księżyca oraz ich osobliwych umiejętności. Wściekle przegryzł wargę, odkrywając powód swoich nagłych duszności i podwyższonego niepokoju. Urok, mruknął posępnie wewnątrz swojej głowy. Kilkoro z nich posiada niespotykane cechy umysłowe, które pozwalają im - podobnie jak Telepatom - panować nad cudzymi myślami, wywoływać wizje, a nawet zmieniać funkcjonowanie mózgu. Ktoś musiał włamać się do mojej jaźni i użyć swoich mocy. Na szczęście, w przeciwieństwie do mnie, ich potęga ma ograniczony zasięg - funkcjonowała wyłącznie wewnątrz Emiburu, a także posiada ograniczony czas działania. Jak mogłem być tak nieostrożny, by pozwolić im przejąć nade mną kontrolę?!
          - Trzeba być potworem, by zniżać się do wykorzystywania metod nadzorowania myśli - syknął, powstając z ziemi.
          Zignorował niezrozumiałe spojrzenia strażników twierdzy, którzy wzruszyli ramionami, nie rozumiejąc zmiennej nastrojowości Telepaty.
          - Musimy jak najprędzej się stąd oddalić - oznajmił Minato, obrzucając wilczycę stalowym spojrzeniem. - To niebezpieczne miejsce, nad którym rządy sprawuje plugawe robactwo.
          Pełnia ze zrozumieniem skinęła łbem. Gdy oboje obrócili się na piętach, mając zamiar skierować się w stronę wyjścia z Kolonii, do uszu Namikaze dotarł znajomy głos, który w jego mniemaniu zabrzmiał równie nieprzyjemnie jak drapanie pazurów o metal:
          - Panie Minato! Proszę zaczekać!
           Dłoń blondyna wślizgnęła się pod płaszcz i chwyciła rękojeść miecza, następnie wysuwając długą, błyszczącą klingę, odbijającą oślepiające, słoneczne światło. Krokiem wykwintnego tancerza wykonał zgrabny obrót, po czym wymierzył ostrze w klatkę piersiową przywódcy zgromadzenia Rady Księżyca. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Bardzo się cieszę, że nareszcie mogę do Was powrócić, a także wznowić prowadzenie bloga i pisania opowiadań. Szczerze powiedziawszy, stęskniłam się za tym zajęciem. Moja długa nieobecność była spowodowana dużym natłokiem nauki, a także kilkoma sprawami prywatnymi, które ograniczały moje możliwości częstszego używania internetu. Jednak mam nadzieję, że od dzisiejszego dnia wpisy będą pojawiały się w krótszych odstępach czasu. Dziś prezentuję Wam 16 rozdział "Serca mroku". Mam wobec niego odrobinkę mieszane uczucia, ponieważ ostatni raz zaglądałam do wampirzej historii dwa miesiące temu. Ta dłuższa przerwa sprawiła, że miałam problem z wpasowaniem się w dalszy ciąg opowiadania. Będę cierpliwie czekać na Wasze opinie, ale mam nadzieję, że mimo moich obaw, notka Wam się spodobała, a jeśli nie to spróbuję się zrekompensować następnymi publikacjami :)

Teraz parę spraw organizacyjnych.

Kochani, serdecznie dziękuję za opinie w sprawie dodania nowych opowiadań pod poprzednim postem. Przeczytałam wszystkie komentarze(na niektóre nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć, ale obiecuję to zrobić w ciągu kilku najbliższych dni) i dzięki nim postanowiłam opublikować na blogu zarówno nową historię SasuNaru, jak i opowiadania o Lokim oraz Thorze. Zaczną się one pojawiać po zakończeniu one-shota pt."Bezsilny" oraz kilku najbliższych rozdziałach "Serca mroku".
Ze względu na to, że od jutra zaczynają się ferie świąteczne, postaram się w czasie ich trwania dodać kilka notek. Planuję zakończyć one-shot i jeśli mi się uda, to przed wigilią spróbuję jeszcze dodać jakąś króciutką, świąteczną historyjkę ;)

Wszystkie blogi, które obserwuję i na jakich pojawiły się nowe posty, niebawem odwiedzę, przeczytam publikacje i pozostawię swoje opinie.

Serdecznie pozdrawiam i do następnego wpisu :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 7 grudnia 2013

Notka informacyjna

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie kochani :)

Na wstępie chciałabym Was bardzo przeprosić za tak długi okres niedodawania postów na blogu. Tym razem moja nieobecność była spowodowana wyłącznie dużą ilością nauki, która zupełnie odbierała mi czas wolny. Zbliża się wystawienie ocen semestralnych, dlatego też nauczyciele organizują ostatnie sprawdziany i kartkówki z dużych ilości materiału. W przyszłym tygodniu mam jeszcze troszkę pracy, ale od następnego sytuacja się rozpręża, dlatego też mam nadzieję, że po tym okresie notki zaczną pojawiać się częściej.

Rozpoczęłam pracę nad 16 rozdziałem "Serca mroku", ale niestety, dziś nie zdołam go opublikować, a jutro muszę zająć się odrabianiem lekcji. Z tego powodu najbliższy wpis pojawi się do 15 grudnia. Mam nadzieję, że jeszcze chwilkę zaczekacie na nową publikację, a także, że będzie się Wam podobała :)

Edycja 15.12.13r.

Kochani, nowy wpis pojawi się w przeciągu kilku następnych dni. Z powodu nieoczekiwanych spraw prywatnych nie zdołałam dokończyć notki. Bardzo Was za to przepraszam i mam nadzieję, że jeszcze troszkę na mnie zaczekacie.

Chciałabym zadać pewne dwa pytania odnośnie dalszego prowadzenia bloga. Zastanawiam się nad publikacją nowego opowiadania SasuNaru, które byłoby przeplatane z rozdziałami "Serca mroku". Prawdopodobnie składałoby się z około dziesięciu części, więc zakończyłoby się prędzej od wampirzej historii. Czy bylibyście zainteresowani takim układem? Nie chciałabym, aby dwie historie Wam się myliły, dlatego też będę czekać na Wasze opinie. Moje drugie pytanie odnosi się do one-shotów. Od pewnego czasu jestem zakochana w mitologii normańskiej. Zamiłowanie to zbudziła we mnie lekcja historii na temat wikingów, a także film pt. "Thor", gdzie niewiarygodnie spodobało mi się połączenie głównego bohatera z Lokim Laufeyson'em. W mojej głowie zrodziło się kilka one-shotów dotyczącej tej pary i zastanawiam się nad ich opublikowaniem. Czy chcielibyście, aby ukazały się na blogu? Historie nie będą odnosiły się bezpośrednio do komiksu czy filmu, dlatego też wydaję mi się, że ktoś kto nie spotkał się z "Thorem" nie będzie miał problemu ze zrozumieniem opowiadań.

Poniżej, jeśli macie ochotę możecie posłuchać piosenki, która w większości zainspirowała mnie do napisania opowiadań z Thorem i Lokim. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Miłego słuchania i do następnego wpisu :)


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

piątek, 8 listopada 2013

One-shot Sasuke i Naruto


"Bezsilny" - wstęp
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Czasem, kiedy w nocy dopadała mnie bezsenność, układałem się na plecach i godzinami rozmyślałem. Nie o przeżyciach minionego dnia, ani też tego, co będzie czekało mnie w następnym. Ciągle w moich myślach pojawiały się trudniejsze tematy - życia i śmierci. Zadawałem sobie szeregi pytań, na które próbowałem odszukać odpowiedzi: czym jest istnienie człowieka? To dar, największy skarb, jaki otrzymujemy, a może możliwe jest wyznaczenie jego ceny? Dlaczego rodzimy się i umieramy? Nasze przyjście na świat ma konkretny cel czy jest kwestią przypadku, zrządzenia losu? Jednak moim najważniejszym dylematem pozostawała kwestia cierpienia. Zarówno fizycznego, jak i mentalnego. Zastanawiałem się, w jakim celu je odczuwamy. Doszedłem do wniosku, że ma ono pewne znaczenie - gdyby nie istniało, żaden człowiek nie doceniałby chwil szczęścia. Mimo to, nie potrafiłem zrozumieć jednej rzeczy - po co niektórych ludzi los doświadczył tak dużą ilością bólu?
          Zdaję sobie sprawę, że niewielu nastolatków snuje podobne refleksje, gdy ma problemy z zaśnięciem. Zdecydowana większość spędza ten czas słuchając muzyki, oglądając programy telewizyjne lub wpatrując się w ekran komputera. Czy w moim życiu miało miejsce wydarzenie, które zmusiło mnie do szybszego dorośnięcia i zapoczątkowało moje rozważania? Nie. Każdy, kto by na mnie spojrzał z pewnością by stwierdził, że jestem zwykłym, wesołym chłopakiem, bez grama zmartwień. Dawniej na pewno zgodziłbym się z tym zdaniem, bo czego brakowało mi do szczęścia? Mam kochającą rodzinę. Fakt, dosyć małą, w której skład wchodzą trzy osoby, ale bez wątpienia - dobrą. Zarówno mama, jak i tata zawsze się o mnie troszczyli i nigdy nie pozwalali bym czuł się samotny. Może nie jesteśmy najbogatsi - nie mamy samochodu, poruszamy się komunikacją miejską, nie wylatujemy na egzotyczne wakacje ani nie ubieramy się w markowych sklepach. Jednak mieszkamy we własnym, przytulnym domu, a na naszym stole zawsze znajduje się wystarczająco dużo jedzenia. Nigdy też nikogo nie utraciłem. Ani w sensie przenośnym, ani dosłownym. Nie miałem innych krewnych. Posiadałem tylko jednego, prawdziwego przyjaciela i to właśnie on, a raczej jego przeżycia sprawiły, że musiałem głębiej zastanowić się nad ludzkim bytem.
          Poznałem Sasuke, kiedy obaj byliśmy malutkimi dziećmi. Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Chociaż odbyło się wiele lat temu, ciągle mam je wyraźnie wyryte w pamięci, jakbyśmy natknęli się na siebie wczorajszego popołudnia. Był jesienny, słoneczny dzień, gdy wraz z rodzicami wybrałem się do pobliskiego parku połączonego z placem zabaw. Kilkakrotnie korzystałem ze wszystkich huśtawek i ślizgawek, aż nagle nabrałem ochoty na pobawienie się w piaskownicy. Właśnie tam po raz pierwszy zobaczyłem czarnowłosego chłopca, o roześmianych, ciemnych oczach i zaróżowionych policzkach. Towarzyszył mu jego starszy brat - Itachi, który bezustannie się uśmiechał. Początkowo byłem zawstydzony - odkąd pamiętam, nieśmiałość była moją największą wadą, która uniemożliwiała mi nawiązywanie nowych kontaktów. Bałem się, nie wiedziałem czy mogę do nich podejść. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy zawstydzony, z twarzą czerwoną jak burak stałem na krańcu piaskownicy, a Sasuke zaprosił mnie do wspólnej zabawy. Choć tamtego dnia połamałem mu kilka plastykowych foremek oraz łopatek (oczywiście - niezamierzenie), rozpoczęła się wtedy nasza przyjaźń.
          Od czasu pamiętnego popołudnia w parku, przez szkołę podstawową, gimnazjum i liceum, byliśmy razem. Nasza relacja układała się na zasadzie przeciwieństw - nie tylko różniliśmy się z wyglądu, ale także z cech charakteru: ja - blondyn o niebieskich tęczówkach, gadatliwy, nie potrafiący słuchać, łatwo ulegający emocjom, nie dający rady usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż przez pięć sekund, on - brunet o czarnych oczach, wrażliwy, delikatny, małomówny, umiejący pocieszać, doradzać, rzadko ukazujący własne uczucia, podchodzący do większości spraw z niemal stoickim spokojem.
          Wielu ludzi twierdziło, że nasza przyjaźń prędzej czy później się rozpadnie, że jesteśmy jak ogień i woda - z pewnością kiedyś wzajemnie się unicestwimy. Muszę przyznać, że czerpałem cholerną satysfakcję z sytuacji, kiedy ja i Sasuke gdzieś razem szliśmy i akurat napotykaliśmy osoby z takimi twierdzeniami. Wyraz ich twarzy, gdy dowiadywali się, iż bezustannie się kolegujemy, był bezcenny - oczy przybierały rozmiary pomarańczy, a usta rozchylały się w zdziwieniu. Rzecz jasna, od czasu do czasu się kłóciliśmy, lecz nasze obrazy nigdy nie trwały dłużej niż jeden dzień. Zawsze któryś z nas się łamał i - w taki czy inny sposób - przepraszał.
          Jakby na to nie spojrzeć, kochałem go. Początkowo miłością braterską, ale z czasem zauważyłem, że uczucie, które do niego żywiłem przybrało inną formę - zacząłem zwracać uwagę na to, iż kiedy tylko mnie dotknął, po moim ciele przechodziły przyjemne dreszcze. Uwielbiałem go rozśmieszać, widzieć jego uśmiech. Kiedy przez dłuższy czas nie miałem okazji go zobaczyć, niesamowicie tęskniłem. Na dodatek, Sasuke był osobą, która akceptowała wszystkie moje wady, nie próbował na siłę mnie zmieniać, po prostu - tolerował dziwactwa , a wierzcie mi - miałem ich sporo. To znaczy, iż musiał być wyjątkowy, prawda? Miał w sobie ogromne pokłady wyrozumiałości, dzięki czemu wiedziałem, iż nawet jeśli wyznałbym mu, co do niego czuję, nie wyśmiałby mnie. Mógł jedynie odwzajemnić moje odczucia lub dać mi do zrozumienia, że możemy być przyjaciółmi, nie partnerami - wóz albo przewóz. Jednak ja - ku mojemu rozczarowaniu - należę do rodzaju tchórzy. Choć wielokrotnie miałem okazję, nigdy nie powiedziałem mu prawdy. Bałem się. Nie odrzucenia, ale jego utraty. Stwierdziłem, że nie zaryzykuję stratą najbliższej mi osoby - wolałem, by Sasuke pozostał moim przyjacielem, bratem. Tym bardziej, że wcześniej nie poruszyłem z nim tematu jego orientacji. To, co bym mu powiedział, mogłoby ochłodzić nasze stosunki, a - szczerze powiedziawszy - tego bym sobie nie wybaczył. Wiedziałem, że mogę w inny sposób zrealizować miłość, którą do niego żywiłem - kochać drugiego człowieka to znaczy dbać o jego szczęście bardziej niż o własne. Postanowiłem, iż zawsze będę się o niego troszczył i nie pozwolę, by cokolwiek lub ktokolwiek spróbował wyrządzić mu najmniejszą krzywdę. Myślałem, że uda mi się spełnić tę przysięgę, którą złożyłem we własnych myślach, jednak... nie przewidziałem, iż życie potrafi być okrutniejsze od najbrutalniejszych tortur.
          Sasuke był dobrym człowiekiem. Nie bez powodu mówiłem mu, że ma nadwrażliwe serce, które wszyscy wykorzystują. Nigdy nie zrozumiem przeklętego prawa, jakie rządzi naszym światem - urodzeni psychopaci opływają w bogactwa, natomiast empatyczne osoby takie, jak mój przyjaciel dotykają prawdziwe tragedie. W wieku ośmiu lat, w wypadku samochodowym, zginęła jego mama. Po jej śmierci ojciec popadł w alkoholizm, a przyszłość obu synów skupiła się w rękach Itachi'ego. Do pewnego czasu, Fugaku pracował. Przynosił pieniądze do domu, dzięki czemu rodzeństwo miało fundusze na kupno jedzenia. Ale, upijając się w podrzędnych barach, coraz później wracał do domu i nie dawał rady wytrzeźwieć do rana, by iść do biura. Zarówno ja, jak i Sasuke czy Itachi nie byliśmy zdziwieni, gdy otrzymał wypowiedzenie. Wtedy, bracia Uchiha ledwo zaczęli wiązać koniec z końcem - nie raz chodzili głodni, a najgorsze było to, że nie mieli odwagi poprosić o pomoc. Na ojca nie mogli już liczyć. Zapomniał o swojej rodzinie i utopił jej przyszłość w kieliszku wódki.
          Pewnego dnia zauważyłem, że Sasuke strasznie schudł - jego żebra przebijały się przez materiał koszulek, policzki się zapadły, a nogi były równie szczupłe jak moje przedramiona. Dopiero wtedy powiedział mi o swojej sytuacji. Kiedy zobaczyłem jego wychudzone ciało, miałem ochotę chwycić za nóż i złożyć niemiłą wizytę Fugaku. Rozumiem - stracił żonę, wpadł w depresję, ale do cholery - jego synowie ciągle żyli i potrzebowali ojca, a nie pijaka, który wracał do mieszkania na czworakach - brudny, śmierdzący i agresywny. Nie raz podnosił ręce na obu braci - wielokrotnie widziałem siniaki na ich twarzach, plecach i brzuchach. Przyglądając się obrażeniom Sasuke, czułem, jakby opuściły mnie wszystkie dotychczasowe siły. Nie wiedziałem, co mogę zrobić, w jaki sposób mu pomóc. Bez przerwy się nad tym zastanawiałem, a ciężar w moim sercu przybierał na wadze. Bezsilność nieustannie wiązała moje ręce, sprawiała, że nie miałem sił by oddychać.  W końcu się odważyłem i zapytałem, czego ode mnie oczekuje. "Bądź", odpowiedział. To wystarczyło, by zmotywować mnie do działania. Zacząłem oddawać mu swoje pieniądze, szykować potrawy. Jak najczęściej zapraszałem obu braci na wspólne posiłki, które sam gotowałem. Jednakże, mimo moich usilnych starań, Itachi bardzo szybko musiał iść do pracy. Rano - szkoła, popołudniami - pomaganie w miejscowej restauracji. Choćby chciał, nie mógł poświęcać swojemu młodszemu bratu zbyt wiele czasu. Z tego powodu, Sasuke spędzał całe dnie w moim mieszkaniu. Stał się częścią rodziny Uzumaki - mama i tata go uwielbiali, czym zupełnie nie byłem zdziwiony. Cieszyłem się, że mogliśmy dać mu choć namiastkę prawdziwej, szczęśliwej rodziny.   
          Gdyby tego wszystkiego było mało, Sasuke miał wątłe zdrowie. Często chorował i co najmniej raz w miesiącu trafiał do szpitala.
          Jestem pewny, że niewielu ludzi dałoby sobie radę z podobnymi przeżyciami. Śmierć Mikoto, załamanie nerwowe i alkoholizm ojca, przemoc, głodowanie... Szczerze powiedziawszy, gdybym ja znalazł się na jego miejscu, rzuciłbym się z mostu wprost do rwącej rzeki. A on, mimo swojej bolesnej przeszłości, dalej potrafił się uśmiechać i cieszyć z najdrobniejszych rzeczy. Może, dzięki temu, że wiele utracił, bardziej doceniał własne życie. Bez wątpienia, był moim autorytetem. Za każdym razem, kiedy przydarzało mi się coś złego, myślałem o Sasuke. Chciałem być kiedyś równie potężny i umieć mierzyć się z przeciwnościami, a nie się przed nimi chować lub uciekać.
          Sądziłem, że wystarczająco się nacierpiał i - jeśli jakiś Bóg faktycznie istnieje - jest mu winny podarowania choć odrobiny szczęścia. Jak bardzo się myliłem! Los po raz kolejny postanowił sobie z niego zadrwić, wyszukując dla Sasuke następny, życiowy dramat. Po tym wydarzeniu, brunet został pozbawiony wcześniejszej radości - kąciki jego ust już się nie unosiły, oczy ciągle wypełniały łzy, aż one także się skończyły.
          Dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie jemu? Czy czymś zawinił? Z jakiego powodu znosił te męki? Gdybym tylko mógł, z wielką chęcią wziąłbym je na własne barki, by tylko móc zobaczyć ulgę na jego twarzy.
          Istnieją tacy, którzy wierzą w niebo i piekło. Każdy z nich inaczej wyobraża sobie te miejsca, bo dla różnych ludzi istnieją zróżnicowane krainy szczęścia i cierpienia. Są też tacy, którzy nie uznają bytności obu biblijnych zakątków - twierdzą, że jest tylko tu i teraz, że to świat i życie doczesne powinno być dla nas ważne. Natomiast ja uważam, że prawdziwe piekło znajduje się na Ziemi - gdzie nie popatrzymy, wszędzie śmierć, okrucieństwa, kłamstwa i obłuda. Jednak my ludzie mamy w sobie na tyle sił, by sprzeciwić się temu ustalonemu porządkowi świata. Jak? Odpowiedź jest prosta - znajdź coś, co pokochasz, zechcesz ochronić, otoczyć opieką, a potem nie pozwól by uległo zniszczeniu. Tak jak ja odnalazłem Sasuke i postanowiłem zadbać o jego serce. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Na wstępie pragnę Was przeprosić za tak długą przerwę w dodawaniu postów na blogu. Publikując ubiegły wpis, którym był 15 rozdział "Serca mroku", miałam pewność, iż notki zaczną pojawiać się w krótszych odstępach czasu. Niestety, choć faktycznie zyskałam więcej wolnego czasu, moja wena - jak na złość - postanowiła mnie opuścić. Kilkakrotnie siadałam przed komputerem i rozpoczynałam pracę nad kilkoma wpisami, ale mimo posiadania pomysłów na opowiadania, nie mogłam znaleźć odpowiednich słów do ich opisania. Stwierdziłam, że nie warto pisać na siłę i postanowiłam zrobić sobie krótszą przerwę. Okazało się to być dobrą decyzją, ponieważ natchnienie wróciło i mogę już swobodnie zajmować się blogiem. Wierzę, że od dzisiaj notki zaczną pojawiać się częściej, ale wydaję mi się, iż przez natłok nauki dam radę je dodawać co dwa-trzy tygodnie. Mam nadzieję, że mimo mojej nieobecności ciągle będziecie mi towarzyszyć tak, jak robiliście to dotychczas :)

Teraz czas na kilka słów odnośnie dzisiejszej publikacji.
One-shot pt."Bezsilny" niedawno zrodził się w mojej głowie. Stwierdziłam, że już dawno nie publikowałam niczego, co odbiegałoby od głównego opowiadania bloga, dlatego też pomyślałam, że fajnie byłoby napisać coś zupełnie innego, nowego. Opowiadanie będzie prawdopodobnie składało się z trzech części - pierwsza to wstęp, czyli dzisiejszy monolog Naruto. Pierwotnie miał on zająć... dwa, krótkie akapity. Jednak zdarzyło się tak, iż za bardzo się rozpisałam, więc postanowiłam podzielić one-shot na kilka wpisów ;D Szczerze powiedziawszy, odrobinkę się obawiam, jak zostanie odebrany przez czytelników, gdyż zupełnie odbiega od mojego zwykłego stylu i tematyki. Mimo to, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Będę cierpliwie czekała na Wasze opinie odnośnie wstępu "Bezsilnego". 

Poniżej znajduje się piosenka zespołu Linkin Park pt."Powerless", która zainspirowała mnie do napisania one-shota. Jeśli macie ochotę, możecie sobie jej posłuchać i mam nadzieję, że się Wam spodoba. Pochodzi z filmu "Abraham Lincoln: Łowca wampirów". Jeśli nie mieliście jeszcze okazji obejrzeć, to gorąco polecam.



Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu :) 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 12 października 2013

"Serce mroku" ~ Rozdział 15


W którym zostaje powierzone zadanie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Krzesło z głośnym piskiem przesunęło się po posadzce i z hukiem runęło na podłogę, kiedy Minato poderwał się z siedzenia. Z groźnie zmarszczonymi brwiami, zaciśniętymi zębami oraz pięściami, powiódł wzrokiem po twarzach członków Rady Księżyca, na których malowało się głębokie zdziwienie pomieszane z przerażeniem. Nie spodziewali się, że niepozornie wyglądający blondyn może poddać się wpływowi gwałtownych emocji, wywołując w nich najprawdziwszy strach - choć nie posiadali wobec niego szacunku i traktowali go jak wroga zgromadzenia, ciągle pozostawał Telepatą - potężną istotą, która za pomocą swojego umysłu, potrafiłaby w jednej chwili pozbawić ich życia. Zdając sobie sprawę z zagrożenia, Potomkowie Nocy skulili się na swoich miejscach, wbijając spojrzenia w wyznaczone punkty na kryształowym blacie stołu. Jedynie Kakashi, którego kolana raz po raz się zginały, utrzymywał oczy na wysokości tęczówek Minato, aż ugiął się pod ich bezlitosnym, zimnym wyrazem i opuścił wzrok czując, że po plecach spłynął mu zimny pot. 
          Blondyn nabrał w płuca okazałą ilość powietrza, po czym głośno wypuścił ją nozdrzami. Wyraźnie zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi, wyprostował swoją sylwetkę i warknął ponaglającym tonem:
          - Zadałem pytanie - do czego chcecie wykorzystać Księgę Prawdy?
          W komnacie rozległy się stłumione szepty, lecz żaden głos nie raczył wyjaśnić dalszych planów Rady, co wzmogło irytację Minato, który boleśnie przegryzł wargi. Wilczyca, dotąd spokojnie siedząca przy nogach swojego pana, widząc frustrację mężczyzny, przybrała postawę obronną, jeżąc przy tym sierść oraz obnażając kły.
          Gdy w sali zapanowała głęboka cisza, którą przerywały jedynie pomrukiwania Pełni, blondyn utracił resztki cierpliwości - gromadząc całą swoją siłę w prawej dłoni, uderzył pięścią w kraniec stołu,  dotkliwie zdzierając skórę palców, z których spłynęły strużki krwi. Początkowo zabytkowy mebel nieznacznie się zatrząsł, ale po upływie dłuższej chwili, w miejscu zadania ciosu, zaczęły tworzyć się płytkie pęknięcia, które w zawrotnym tempie się pogłębiały. Wkrótce kryształowy blat przypominał wyglądem rozległą pajęczynę, którą wystarczyło delikatnie dotknąć, by uległa zniszczeniu. W obawie przed runięciem stołu, wampiry prędko się od niego odsunęły zabierając swoje kielichy oraz wygłaszając niepochlebne określenia pod adresem rozdrażnionego Telepaty. Wyłącznie Sai oraz szarowłosy przywódca zgromadzenia nie wykonali najmniejszego ruchu, lecz ich klatki piersiowe unosiły się i opadały w zabójczym tempie, a rytmy serc gwałtownie przyspieszyły. 
          - Jeśli nie chcecie, by wasze czaszki pokryły podobne szczeliny, radzę udzielić odpowiedzi - mruknął Minato, silnie akcentując poszczególne sylaby. - Nie należę do osób, które posiadają niewyczerpalne pokłady wyrozumiałości.
          Słysząc groźbę blondyna, kilkoro Potomków Nocy gwałtownie się wzdrygnęło, podczas czego nieliczni członkowie Rady odważyli się wysunąć kły i skierować w stronę mężczyzny parę siarczystych przekleństw, co Telepata skwitował teatralnym wywrotem oczu.
          Niespodziewanie, Kakashi zmierzył upiornym wzrokiem uczestników zgromadzenia, jednocześnie ruchem dłoni nakazując milczenie zbulwersowanym wampirom. Następnie odetchnął głęboko, krzyżując ręce na piersiach oraz przenosząc wzrok na twarz Minato, z której natychmiastowo zniknął wyraz rozwścieczenia, a napięte mięśnie się rozluźniły. Bowiem w głębi tęczówek przywódcy Rady Księżyca, blondyn dostrzegł poczucie winy, skrywane w odmętach duszy, jakby dawne wyrzuty sumienia na nowo odżyły - oczy wysyłały w kierunku Telepaty rozpaczliwą wiadomość - "żałuję swojej decyzji". Obserwując zachowanie Potomka Nocy, Minato wyraźnie złagodniał, decydując się na uważne wysłuchanie zgromadzenia, lecz pragnął, by to właśnie Kakashi przedstawił jego plany - blondyn wierzył, że tylko szarowłosy pozostanie szczery i - w przeciwieństwie do pozostałych członków Rady - przedstawi mu wyłącznie prawdziwe zamiary.
          Kakashi otworzył usta, by zabrać głos, lecz z gardła mężczyzny wydobył się jedynie cichy świst. Obecność blondyna sprawiała, że w jego głowie pojawiał się natłok sprzecznych myśli, a błękitne tęczówki Telepaty zdawały się nie spoglądać w twarz przywódcy zgromadzenia, lecz na wskroś prześwietlać zakamarki duszy. By ukryć zmieszanie, szarowłosy powstał z miejsca, po czym powolnie rozpoczął przechadzanie się wokół popękanego stołu, skutecznie unikając stalowego spojrzenia Namikaze. 
          - Księga Prawdy - przemówił Kakashi, w którego głosie Minato wyraźnie wyczuł nerwowe drżenia. - Przedmiot powstały za czasów pierwszego pokolenia wampirów, utworzony przez nasze pramatki oraz praojców. Jedyna spuścizna dawnych generacji, najcenniejszy zabytek, jaki posiadamy. Okładka stworzona ze skór demonów Zakazanego Miasta, która wraz z zamkiem, jaki może otworzyć wyłącznie Strażnik, kryje tajemnice naszej rasy. Na pierwszy rzut oka, setki stronic pozostają niezapisane - nie ma na nich nawet grama atramentu. Jednakże wystarczy, by Strażnik własnoręcznie poświęcił jedną kroplę swojej krwi, wypowiedział starożytną formułę, a litery ukażą się wewnątrz Księgi. Słowa opisują najważniejsze wydarzenia, które wywarły szczególny wpływ na świat Potomków Nocy. Gdy dotknie się dłonią poszczególnych zdań, można przenieść się świadomością w ubiegłe lata lub wieki i na własne oczy zobaczyć poszczególne zdarzenia. Od zarania dziejów, Księga Prawdy -  jako magiczny przedmiot - sama wybiera klan Strażników, którzy mają za zadanie strzec jej bezpieczeństwa, a także umieszczać kolejne opisy. Jednakże ten, który spróbuje zapisać nieprawdę, sfałszować przekazy, doświadczy straszliwej kary - zostanie ukarany śmiercią. Bez wątpienia, Księga Prawdy to potężny przedmiot, zawierający najprawdziwsze informacje, ale także posiadający druzgocącą moc i potrafiący zniszczyć tych, którzy mu zagrażają.
          Blondyn syknął gniewnie, gdy nieświadomie rozprostował okaleczoną dłoń i doznał nieznośnego pieczenia otwartych ran. Choć były to płytkie rozcięcia, przez jego wyostrzony zmysł dotyku każde, nawet najmniejsze zadrapania odczuwał boleśniej niż przeciętny Potomek Nocy. Skaleczenia widniejące na jego skórze goiły się znacznie wolniej, nie szczędząc przy tym zbędnej męki, gdyż często się zdarzało, iż w rany wkradały się zakażenia. Z tego powodu, Minato wystrzegał się ronienia najdrobniejszych kropel krwi. Zganił się w myślach, kiedy zrozumiał, że niepotrzebnie posunął się do zdarcia palców ręki, która - pod wpływem bólu - nieubłaganie drżała. Wzmocniona umiejętność czucia to niepotrzebny i najbardziej krzywdzący dar, jaki otrzymałem, stwierdził w myślach, gorzko się przy tym uśmiechając. Nagle spoważniał, gdy zauważył, że członkowie zgromadzenia bacznie mu się przyglądają. Ich ostre, przenikliwe spojrzenia sprawiały, iż Namikaze czuł się jak wycieńczona antylopa rzucona pośród stado wygłodniałych lwic tylko czyhających, aby rzucić się do ataku. W celu uniemożliwienia członkom Rady poznania słabości Telepaty, blondyn z trudem przełknął ślinę i przybrał wyprostowaną postawę, wyzbywając się grymasu boleści, który błądził po jego twarzy. Mimo że dłoń, którą schował za swoimi plecami nieznacznie krwawiła, mimika nie wyrażała żadnych emocji - w nieruchomej pozie przypominał marmurowy posąg. Jednakże w głębi serca kłębiło się wiele sprzecznych uczuć, które powolnie doprowadzały go do skraju psychicznej wytrzymałości. Ogrom niepewności, rozdrażnienia i nienawiści względem zgromadzenia, utworzyły wspólną, upiorną mieszankę, która pozbawiała go opanowania.
          Aby nie doprowadzić do kolejnego aktu autodestrukcji, Minato odetchnął głęboko, po czym przeniósł spojrzenie na postać przywódcy zgromadzenia. Spodziewał się dojrzeć ten sam wyraz twarzy, który przybrały pozostałe wampiry - po domyśleniu się, jaki wyostrzony zmysł posiada blondyn, zagościło na nich zlekceważenie Telepaty, a u niektórych wręcz sarkastyczne wyśmianie potęgi mężczyzny. Natomiast oczy Kakashi'ego przepełnione były współczuciem oraz ogromną ilością szacunku, na co powieki Namikaze rozchyliły się w osłupieniu. Kiedy zdołał ocknąć się z chwilowego transu, znacząco odkaszlnął i wbił spojrzenie w blat stołu - miejsce, gdzie zbiegały się pojedyncze pęknięcia.
          - Doskonale znam zasady funkcjonowania Księgi Prawdy, a także jej historię oraz zastosowanie - stwierdził Minato, starając się, by w tonie głosu wyczuwalne było wyraźne opanowanie. - Od zarania dziejów, moi przodkowie ochraniali przedmiot, jednocześnie dodając fragmenty tekstów. Teraz, gdy poprzedni Strażnicy pomarli, przejąłem ich obowiązki. - Zaśmiał się nerwowo pod nosem i z niedowierzaniem pokręcił głową. - Już rozumiem, dlaczego zdecydowaliście się zaprosić mnie do Kolonii - tylko ja, będąc wybranym obrońcą, mogę otworzyć Księgę Prawdy, a także ją wam dostarczyć, ponieważ jestem jedyną osobą, która wie, gdzie aktualnie się znajduje.
          - Nie do końca ma pan rację - oznajmił Shikamaru, na co Namikaze uniósł wzrok i wbił stalowe spojrzenie w twarz młodzieńca. - Księga Prawdy, od momentu swojego stworzenia, zawsze wybierała Strażnika w obrębie pańskiego klanu - najstarszego rodu Telepatów. Z pokolenia na pokolenie przechodziły wyjątkowe zdolności i pewnym jest, że pański syn także musi je posiadać, a co za tym idzie - jego krew oraz umiejętności umysłu mogą odpowiadać Księdze Prawdy. Niestety, są to tylko spekulacje. - Szeroko rozłożył ręce. - Początkowo chcieliśmy odnaleźć pańskiego potomka i zwrócić się do niego z prośbą o odnalezienie przedmiotu. Jednakże nie wiemy, gdzie przebywa ani czy potrafi korzystać ze swoich wampirzych zdolności. Gdyby okazało się, iż nawet nie jest uświadomiony, jakie posiada możliwości, jego poszukiwania byłyby dla nas zaledwie stratą cennego czasu, a on sam stałby się dla nas całkowicie zbędnym balastem.
          Blondyn gniewnie zacisnął pięści, dzięki czemu z ran prawej dłoni spłynęły strumyki krwi. Dotąd błękitne tęczówki wypełniła szkarłatna barwa, która w połączeniu z wysuniętymi, wydłużonymi kłami, nadawała mu przerażającego, demonicznego wyglądu. Dygocąc z rozwścieczenia, Minato przypominał monstrum, które opuściło dno piekieł, by siać zniszczenie. Pełnia, obserwując zachowanie swojego pana, zjeżyła grzbiet, obnażyła zęby i wydała z siebie kilka ostrzegawczych warknięć, które stopniowo przemieniły się w straszliwe ujadanie.
          - Gdy przybyłem do Kolonii, Rada Księżyca skazała mnie i moje dziecko na pewną śmierć - syknął Namikaze, a każde wypowiedziane słowo przesiąknięte było jadowitym wydźwiękiem. - Gdyby nie łaskawość mojego przyjaciela, Naruto skonałby z głodu w moich ramionach, a ja nie mógłbym uczynić nic, by go ocalić. Jedyne, co byłbym w stanie wtedy zrobić, to umrzeć wraz z nim. Jednakże na przekór wam, przetrwaliśmy. Jak możecie żyć z faktem, że omal nas nie zamordowaliście?! Tłumaczycie swoje postępowanie chęcią ratowania rasy wampirów, ale sami, własnymi rękoma ją wyniszczacie! Niczym nie różnicie się od Łowców, a nawet, kiedy na was patrzę, widzę podobizny ludzkiej królowej! Jesteście zaledwie sadystycznymi, brudnymi ścierwami! - Odetchnął głęboko. - Nie pozwolę wam, abyście kiedykolwiek zbliżyli się do mojego syna i zagrozili jego bezpieczeństwu. Przez was zostałem z nim rozdzielony, ale nie zmienia to faktu, że ciągle go kocham i ciągle go chronię. Każdy, kto spróbuje go wykorzystać, zranić i wciągnąć w niebezpieczeństwo, zostanie przeze mnie ukarany. Nie będę zważał czy będzie członkiem Rady Księżyca, czy też zwykłym człowiekiem lub Potomkiem Nocy - nie zazna żadnej litości! A póki co, to wy plasujecie się na pierwszym miejscu listy osób, którym mam ochotę rozerwać tętnice!
          Przenikliwy głos blondyna, który od czasu do czasu dopełniało pomrukiwanie wilczycy, niósł się echem po sali obrad. Przez kilka sekund odbijał się od ścian sprawiając, iż atmosfera w komnacie wyraźnie zgęstniała - siedzące na krzesłach wampiry wcisnęły plecy w oparcia, zaciskając dłonie na kielichach, a stojący Kakashi musiał chwycić się pobliskiej kolumny, by nie runąć na posadzkę.
          - Proponuję, byśmy wszyscy się uspokoili - powiedział szarowłosy, kiedy zdołał nabrać w płuca okazałą ilość powietrza i następnie wypuścić ją nozdrzami. - Nie zebraliśmy się w Emiburze po to, by bezustannie wylewać wzajemne żale, lecz aby dojść do pożądanego porozumienia.
            Minato skierował spojrzenie na pobladłą twarz przywódcy zgromadzenia, którego gardło gwałtownie się ścisnęło, gdy ujrzał krwistoczerwone tęczówki blondyna. Telepata otwierał już usta w celu zabrania głosu, lecz Kakashi, jakby wyczuwając nadejście kolejnych oskarżeń dotyczących postępowania Rady, błyskawicznie zmienił temat rozmowy:
          - W Metrisundzie, wewnątrz twierdzy ludzkich władców, kilkoro naszych szpiegów przeniknęło do oddziałów Łowców, a zdobyte przez nich informacje potwierdziły nasze przypuszczenia.
          - Przypuszczenia? - mruknął Namikaze, którego oczy niespodziewanie odzyskały głęboką, błękitną barwę. W niezrozumieniu zmarszczył czoło, jednocześnie chowając kły i rozluźniając napięte mięśnie. 
          Kakashi, widząc zmianę zachowania Telepaty, odetchnął z wyraźną ulgą i pierwszy raz od kilku minut odważył się odejść od kolumny, na nowo rozpoczynając przechadzanie się po pomieszczeniu. Także Pełnia znacząco się uspokoiła, gdyż zaprzestała warczenia - zamknęła dotąd rozchylony pysk i usiadła obok stóp blondyna, czule ocierając łeb o kolana mężczyzny, który obdarzył wilczycę nieznacznym uśmiechem.  
           - Mąż Tsunade - Jiraiya, prawowity, ludzki władca wywodzi się z wampirzego rodu - oznajmił przewodniczący Rady Księżyca. - Większość przedstawicieli jego rodziny była Potomkami Nocy podobnie, jak matka. Przed rozpoczęciem wojny nigdy nie wydawał się wrogo nastawiony w stosunku do naszej rasy, a nawet traktował ją na równi z ludzką. Czy nie wydaje się panu dziwne, że nagle wybuchnęła bitwa, w której wampiry są brutalnie mordowane? Dlaczego król, którego krewni byli Potomkami Nocy, zezwala na naszą mękę? A także. - Przeniósł spojrzenie na twarz blondyna. - Z jakiego powodu nigdzie go nie widujemy? Od wielu lat Jiraiya nie pokazuje się publicznie, chociaż przed wybuchem wojny brał aktywny udział w życiu społecznym.
          Minato odczuł, jak po ciele przebiega gwałtowny dreszcz, który z łatwością zjeżył maleńkie włoski na karku mężczyzny. 
          - To niemożliwe... - wyszeptał bezdźwięcznie czując, że kolana uginają się pod jego ciężarem.
          Kakashi powolnie pokiwał głową, po czym odparł:
          - Jiraiya, wraz ze swoimi wiernymi oddziałami wojska, został wtrącony do lochów rozciągających się w podziemiach stolicy królestwa. Za prześladowanie Potomków Nocy odpowiedzialna jest wyłącznie królowa oraz jej bliski pomocnik - Orochimaru, który okazał się zdradzić rasę wampirów kilkanaście lat temu, a nie tak, jak przypuszczaliśmy - gdy został pojmamy przez oddział Łowców. Od długiego czasu pozostawał w tajnym pakcie z Tsunade, a jego uprowadzenie było jedynie oszustwem, w które mieliśmy uwierzyć. W rzeczywistości został eskortowany do twierdzy w Metrisundzie, aby żaden Potomek Nocy własnoręcznie nie wymierzył mu sprawiedliwości, gdy wyszło na jaw, że nas zwiódł. 
          - W takim razie, Jiraiya jest uwięziony, ponieważ sprzeciwił się władczyni - stwierdził Namikaze, którego ramiona nieubłaganie drżały. - Jeżeli zdołamy uwolnić ludzkiego króla oraz jego podwładnych, będzie mógł wkroczyć do stolicy, ukarać Tsunade i Orochimaru, dzięki czemu zapanowałby pokój.
          - Tak, ale dokonanie przewrotu, zepchnięcie z tronu władczyni i unieszkodliwienie podległego jej Telepaty nie jest możliwe bez odpowiedniej ilości wojska i poparcia społeczeństwa. Jiraiya dysponuje małą armią, ponieważ większość wojowników - w pogoni za obiecaną "chwałą i bogactwem" - stała się Łowcami. Nawet, jeśli siły ludzkie połączą się z wampirzymi, nie będziemy mieli wystarczającej liczebności bojowników . Nie możemy walczyć mieczami - musimy zakończyć wojnę słowami i popierającymi je dowodami.
          Blondyn uśmiechnął się cierpko, po czym skrzyżował ręce na piersiach.
          - Do tego potrzebujecie Księgi Prawdy - mruknął Minato, na którego twarzy ponownie pojawił się gniewny grymas. - Ocalicie ludzkiego władcę oraz jego wojowników. Przyprowadzicie ich do Kolonii, wręczycie magiczny przedmiot i rozkażecie, by udali się do Metrisundu, aby ukazać mieszkańcom prawdziwy powód wojny. Ludzie kochali Jiraiyę - często nazywali go swoim ojcem lub "królem nad królami", ale zdajecie sobie sprawę, że w tej sytuacji - przy ciągłej indoktrynacji ze strony Tsunade - mogą nie uwierzyć w jego przemowy, jednakże z pewnością zrozumieją, gdy za pomocą Księgi Prawdy ujrzą poszczególne wydarzenia na własne oczy. We wsiach i miastach pojawią się buntownicze odzewy społeczeństwa, aż ludzie sami chwycą za bronie, stając ramię w ramię z Potomkami Nocy. Czując się oszukanymi, sami pozbędą się wrogów naszej rasy. Zapanuje pokój i dobrobyt, a wampiry będą żyły w spokoju i harmonii z ludźmi. Na trony wrócą prawowici władcy. Lenoia podźwignie się z kryzysu. Piękna wizja, ale czy możliwa do zrealizowania?
          Usta członków zgromadzenia rozchyliły się w niemym zdziwieniu, kiedy zgodnie zdali sobie sprawę, że Minato, za pomocą swojej niezwykłej dedukcji, perfekcyjnie odczytał zamierzenia Rady. Kakashi kilkakrotnie zamrugał powiekami, jakby to, co Telepata przed chwilą wypowiedział nie dotarło do jego uszu, choć w rzeczywistości odbijało się echem wewnątrz głowy. Pustym wzrokiem wpatrywał się w oczy Namikaze, którego chłodne spojrzenie niemal odczuwał poprzez zimno, jakie nagle okryło jego skórę.
          - Plan, który opracowaliśmy, z pewnością jest ryzykowny - rzekł szarowłosy, kiedy zdołał spowolnić przyspieszony oddech. - Jego powodzenie zależy od tysiąca czynników, natomiast każdy z nich nie jest nam podległy i nie możemy nad nim zapanować. Nie wiemy, w jaki sposób ludzie zareagują na powrót władcy, ukazanie prawdy ani czy zechcą walczyć o wolność wraz z wampirami. Nasza koncepcja może zwrócić spokój całemu królestwu, ale także przynieść rychłą śmierć wszystkim Potomkom Nocy.
          - Nie to miałem na myśli - zauważył zgryźliwie Minato. - Ciekawi mnie od jakiego czasu Rada Księżyca jest niechętna przelewaniu ludzkiej krwi. "Musimy zakończyć wojnę słowami i popierającymi je dowodami", tak? - Roześmiał się ironicznie, po czym gwałtownie spoważniał. - Najpierw próbujecie mi wpajać, że ludzie są bestiami, które widzą sens swojego życia w mordowaniu wampirów. Następnie pragniecie ich wykorzystać do własnych celów w taki sposób, by nie pobrudzić własnych rąk, które pokrywa już wiele szkarłatnych plam. Myślicie, że nie wiem? Doskonale znam "metody" działania Rady Księżyca. Władcy karzą zdobyć wam informacje. Jesteście zbyt rozleniwieni, by snuć wnioski z obserwacji. Łatwiej jest pojmać samotnie podróżującego człowieka, sprowadzić go do Kolonii i torturować, aby wydobyć potrzebne wieści. Potem wypróżnicie go z krwi, pozbędziecie się ciała i sądzicie, że nic się nie wydarzyło, bo "ludzie zabijają, więc my także możemy". Mój syn ma w połowie ludzką naturę. Skąd mogę mieć pewność, że nie padnie waszą ofiarą? Dlaczego miałbym podarować Księgę Prawdy, skoro nie jestem wam niczego dłużny?
          Kakashi chwycił się pobliskiej kolumny, gdy odczuł, że traci władzę nad swoimi nogami. Z głośnym świstem nabrał w płuca okazałą ilość powietrza, po czym gwałtownie wypuścił ją nozdrzami.
          - N-Nie m-mam p-pojęcia, o c-czym pan mówi - wyjąkał z trudem czując, iż po twarzy spływają mu strugi zimnego potu. - Rozumiem, że żywi pan niechęć do Rady Księżyca, ale czy nie rozsądnym by było odłożenie na bok wzajemnej antypatii i zadziałanie dla dobra rasy Potomków Nocy?
           - Szczerze powiedziawszy, z rasą wampirów niewiele mnie łączy - prychnął Minato. - W życiu o wiele więcej życzliwości zyskałem ze strony ludzi niż od własnych pobratymców, dla których moja śmierć byłaby szczególnie na rękę. - Powiódł wzrokiem po zmieszanych twarzach członków zgromadzenia. - Jednakże, mój syn jest przedstawicielem pół-wampirów. Dzięki temu, że został wychowany jako człowiek, aktualnie nie grozi mu niebezpieczeństwo, ale kiedyś może nadejść dzień, gdy ktoś rozpozna w nim Potomka Nocy. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby w jakikolwiek sposób został skrzywdzony, dlatego też odnajdę Księgę Prawdy i dostarczę ją do Kolonii. Pragnę, by w przyszłości moje dziecko nie musiało obawiać się o to czy nadejdzie dla niego następny poranek, ale mam swoje żądania, które musicie spełnić.
          - Jakie? - wyszeptał przerażony Kakashi.
          - Po pierwsze macie zagwarantować, że nigdy nie spróbujecie skontaktować się z Naruto. Choćby świat Potomków Nocy stał nad krańcem przepaści, nie możecie się z nim porozumieć i wykorzystać jego umiejętności na własną korzyść. Wszyscy, bez względu na cenę, będziecie go chronić - bezustannie stać na straży życia mojego syna.
          Szarowłosy przywódca zgromadzenia runął na kolana, po czym przyłożył dłoń do piersi, mówiąc:
          - Przyrzekamy.
          - To nie wszystko - syknął Namikaze. - Kiedy dotrę z Księgą Prawdy, stanę się waszym nadzorcą. Będę pilnował i kontrolował poczynania Rady Księżyca, a także. - Zaśmiał się szyderczo. - Pokieruję waszym planem, abyście ponownie nie przelali niewinnej krwi.
          Po komnacie rozległy się stłumione, zbulwersowane głosy członków zgromadzenia, jednak przez szepty przebiło się jedno, stanowcze słowo przywódcy:
          - Przyrzekamy.
          Minato nieznacznie pokiwał głową i wraz z towarzyszącą mu wilczycą, skierował się w stronę wyjścia. Kiedy rozchylił drzwi pomieszczenia, obrócił głowę w stronę kryształowego stołu, gniewnie marszcząc czoło.
          - A i jeszcze jedna sprawa - mruknął. - Ani wampir, ani człowiek nie jest do końca zły lub dobry. W każdym znajdują się kontrastujące ze sobą cechy. Jednak tylko od nas zależy, które wybierzemy. Radziłbym, byście się nad tym zastanowili.
           Nagle zabytkowy mebel gwałtownie zadrżał, a jego blat z hukiem rozpadł się na tysiące drobnych, kryształowych kawałków, które wystrzeliły w powietrze i rozsypały się po posadzce. Członkowie Rady Księżyca błyskawicznie schowali się pod swoimi krzesłami, chroniąc głowy przed szybującymi, ostrymi kawałkami. Tylko szarowłosy, po którego policzkach spłynęły łzy wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Telepata. Teraz, Minato ze spacerującą przy swoim boku wilczycą, przemierzał korytarze pałacu, szeleszcząc połami śnieżnobiałego płaszcza i pogrążając się w ponurych, przygnębiających przemyśleniach. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Na wstępie pragnę Was najmocniej przeprosić za tak długi czas niedodawania postów na blogu. Niestety, wrzesień był dla mnie trudnym miesiącem i nie posiadałam wystarczająco czasu wolnego, aby kontynuować pisanie opowiadań. Na szczęście wszystko się już ułożyło i mogę spokojnie powrócić do prowadzenia projektu. Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewaliście i dalej będziecie mi towarzyszyć. Od dzisiejszego dnia, publikacje powinny pojawiać się częściej i z całych sił będę się starać dodawać notki kilka razy w każdym miesiącu.

W 15 rozdziale "Serca mroku" postanowiłam skupić się na postaci Minato. Od dłuższego czasu opisywałam relacje Sasuke oraz Naruto, dlatego też pomyślałam, że fajnie by było zastosować drobną odmianę. Szczerze mówiąc, jestem bardzo niepewna opublikowanej notki. Przez dłuższą przerwę w pisaniu wypadłam ze swojego rytmu i mam dość mieszane uczucia do rozdziału opowiadania, jednakże pozostawiam czytelnikom ocenienie mojej pracy. Będę cierpliwie czekać na Wasze opinie i mimo moich wątpliwości, mam nadzieję, że wpis Wam się spodobał, a jeśli nie, to postaram się poprawić następną notką :) 


Także pragnę przeprosić wszystkich autorów blogów, które czytam za moją nieobecność i brak komentarzy. W ciągu kilku najbliższych dni obiecuję odwiedzić Wasze projekty i opublikować moje zaległe opinie.

Niebawem na blogu pojawi się kolejny post i prawdopodobnie będzie to one-shot, który niedawno zrodził się w mojej głowie. Na razie kwestię pairingu pozostawię w tajemnicy - chciałabym Was troszeczkę zaskoczyć ;D 

Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~