środa, 30 stycznia 2013

"Serce mroku"~Rozdział 6


W którym odbywa się zebranie Rady Księżyca...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Naruto przez kilka minut wpatrywał się zszokowanym wzrokiem w twarz rozmówcy. Nie musiał usłyszeć odpowiedzi na swoje pytanie, gdyż delikatne skinienie głowy Sasuke potwierdziło jego przypuszczenia. Kruczowłosy okazał się pochodzić z królewskiego rodu wampirów, a co za tym szło był jednym z najbardziej poszukiwanych Potomków Nocy na całym obszarze królestwa Lenoi. Za udzielenie mu pomocy i ukrycie we własnym domu nie tylko blondyn odpowiedziałby własnym życiem, ale także wszystkie osoby, z którymi utrzymywał kontakt. Prawdopodobnym byłoby nawet to, że ludzcy władcy rozkazaliby  wymordowanie i spalenie domostw jego najbliższych sąsiadów, aby przestrzec mieszkańców, iż takie zachowania będą karane z najwyższą surowością. W czasach wojny pomoc wrogiej rasie równała się ze zdradą własnej populacji. Świat dzielił się tylko na dobrych i złych - ludzi oraz wampiry, a monarchowie nie uwzględniali odstępstw od tej zasady.
          Na samą myśl o konsekwencjach swojego czynu, skóra lekarza gwałtownie pobladła, niemal zlewając się kolorem z jego śnieżnobiałą koszulą. Oddech diametralnie przyspieszył, a serce biło tak prędko, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Na czole pojawiły się drobne kropelki potu, które spotęgowały dreszcze wstrząsające jego ciałem. 
          Ciemnooki widząc pogorszenie się stanu swojego wybawiciela, z lękiem ułożył dłoń na jego ramieniu, po czym spytał:
          - Naruto, dobrze się czujesz?
          - Słabo...mi - wydukał blondyn, opierając głowę na ramieniu Potomka Nocy. - Nie...mogę...oddychać...
          Wdechy oraz wydechy powietrza z każdą chwilą stawały się coraz niespokojniejsze, chaotyczne, jakby walczył o kolejne porcje tlenu. 
          To atak paniki pomyślał Sasuke. Informacja o pochodzeniu moim i mojego brata musiała przewyższyć jego możliwości. To zaskakujące, że ludzkie nerwy zdołały znieść tak wiele nowych informacji. Byłem pewny, że zostanie sparaliżowany strachem, kiedy tylko dowie się o swoich telepatycznych zdolnościach. Tymczasem osiągnął swój limit dopiero w tej chwili. Coraz bardziej mnie intrygujesz, Naruto.
          Potomek Nocy uśmiechnął się subtelnie i objął ramieniem sylwetkę chłopaka, aby ukoić drżenie jego ciała. Pod wpływem dotyku, oddech blondyna powolnie zaczął się stabilizować, aż stał się spokojniejszy, miarowy. Tylko od czasu do czasu można było usłyszeć przygłuszone świsty.
          Lekarz wyprostował dotąd skulone plecy, jednocześnie obrzucając Potomka Nocy zaszklonym wzrokiem, w którym można było zauważyć kumulacje wszelkich negatywnych doznań - bezsilności, przerażenia i nieskończonego żalu za własne działania.
          - Za pomoc zwykłemu Potomkowi Nocy grozi śmierć - szepnął. - Co się stanie ze mną, skoro pomogłem księciu? Zamordują mnie ze szczególnym okrucieństwem? A może ukarzą wszelkie osoby ze mną powiązane? 
          - Nie pozwolę, aby za moje życie odpowiedzieli niewinni - odparł poważnie Sasuke, wpatrując się krwistymi tęczówkami wprost w błękitne oczy blondyna. - Ze szczególnością nie dopuszczę do tego, aby ktokolwiek zagroził tobie. Ocaliłeś moje życie, więc jeśli będzie taka potrzeba, ja uratuje twoje. 
          - A w jaki sposób chcesz tego dokonać? - odparł ironicznie Naruto. - Jeśli królowa dowie się, że ukryłem w swojej posiadłości jednego ze spadkobierców wampirzego tronu, to nie będę miał nawet możliwości, aby oczyścić się z zarzutów. Przyśle po mnie oddział Łowców, przed którymi nie uda ci się mnie obronić. To urodzeni zabójcy, specjalnie szkoleni w sztuce mordowania. Jeden Potomek Nocy oraz pół-wampir to dla nich żadne wyzwanie. 
          - Doskonale znam możliwości Łowców. Wiem, że są zdolni do wykonywania straszliwych mordów. Z ich rąk zginęło wielu przedstawicieli mojej rasy. Jednakże nie sądzisz, że za bardzo wyolbrzymiasz całą tę sprawę? - Obdarzył swojego rozmówcę pytającym spojrzeniem. - Zapewne nikt nie dowiedział się jeszcze, że mnie ocaliłeś. I nikt nigdy się o tym nie dowie. Zadbam o to. Nie musisz od razu snuć czarnego scenariusza. 
          Blondyn gwałtownie zacisnął pięści, a jego twarz przybrała rozwścieczony wyraz.
          - Więc według ciebie powinienem być spokojny i cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń?! Jestem lekarzem, Sasuke. Niemal codziennie spotykam się z dziesiątkami ludzi, aby ulżyć im w bólu. Oni wszyscy mogą być teraz zagrożeni. Jeśli władcy dowiedzą się o moim występku, pacjenci będą mogli zapłacić za nie własnym życiem tylko dlatego, że mieli ze mną kontakt! Teraz rozumiesz powagę sytuacji?! W śmiertelnym niebezpieczeństwie znalazły się setki istnień! A ty masz czelność mówić mi, że dramatyzuję?!
          - Na pewno mogę stwierdzić, że stanowczo za dużo krzyczysz - odrzekł Potomek Nocy mrużąc oczy, jakby straszliwie zabolały go uszy. - Nie zapominaj, że mam wyostrzony słuch i słyszę twoje wrzaski z o wiele większym natężeniem - po dłuższej chwili milczenia dodał  - rozumiem, że się boisz, ale wiesz, ja całe życie spędzam w ciągłym strachu.  Kiedy tylko układam się do snu zastanawiam się, czy jeszcze zdołam się obudzić. Każdy dzień jest dla mnie walką o przetrwanie. Czasem mam nawet wrażenie, że czuję na sobie oddech śmierci. Bezustannie ją widzę. Byłem świadkiem odejścia do wieczności setek Potomków Nocy i pół-wampirów. Między innymi na własne oczy zobaczyłem śmierć moich rodziców, przyjaciół, znajomych. Może już tak bardzo przyzwyczaiłem się do lęku, że zaczynam go nie odczuwać. Tylko w skrajnych przypadkach tracę nad sobą kontrolę. Stałem się przez to bardziej opanowany. Do wielu zagrożeń podchodzę z większym dystansem - Westchnął ciężko. - Nie powinienem oczekiwać tego samego od ciebie. 
          Twarz Naruto złagodniała, a spięte ciało się rozluźniło. 
          - Nie jestem tak odważny, jak ty - przyznał zawiedzionym tonem. 
          - Nie, nie jesteś tak odważny, jak ja. Jesteś o wiele dzielniejszy ode mnie.
          Błękitnooki spojrzał z zaciekawieniem na swojego rozmówcę, który obdarzył go nikłym uśmiechem.
          - Choć jesteś pół-wampirem, zostałeś wychowany, jako człowiek - wyjaśnił Sasuke. - Twój ojciec, będący Potomkiem Nocy przekazał ci największe życiowe wartości. Potwierdzasz, że w dzisiejszych czasach istnieje empatia i bezinteresowna dobroć. Zdawałeś sobie sprawę, że ratując moje życie narażasz własne. Mimo tego zaopiekowałeś się mną. Nie sądzę, że jakikolwiek inny człowiek zrobiłby to samo, co ty. Czy nie jest to oznaka ogromnej odwagi?
          - Zawsze sądziłem, że odwaga to nieodczuwanie strachu, a ja nie należę do osób nieustraszonych - stwierdził lekarz, opuszczając głowę.
          - Odwaga to stawienie czoła własnym lękom, Naruto. Nie ich całkowite wykluczenie. Jestem pewny, że gdy zobaczyłeś mnie nieprzytomnego na progu swojego domu zostałeś początkowo sparaliżowany strachem. Jednakże nie pozwoliłeś, aby przerażenie wzięło nad tobą górę. Choć zdawałeś sobie sprawę, że uratowanie mnie może ci przysporzyć wiele problemów, to i tak mnie ocaliłeś. W porównaniu z tobą, moja odwaga jest minimalna. 
          - Więc mój strach jest uzasadniony?
          - Jak najbardziej. Byłbym zdziwiony, gdybyś zupełnie się niczego nie obawiał - Odetchnął głęboko. - Nie będę cię okłamywał i wmawiał ci, że nie jesteś w niebezpieczeństwie. Znalazłeś się w nim z chwilą, kiedy mi pomogłeś. Jednak pragnę abyś wiedział, że dopóki ja żyję nie pozwolę wyrządzić ci żadnej krzywdy. Jestem twoim dłużnikiem, Naruto i nie dopuszczę, aby ktokolwiek ci zagroził. Masz moje słowo, a wampiry, gdy coś komuś obiecują to zawsze swojego słowa dotrzymują. 
          Blondyn uśmiechnął się szeroko. Przysięga Potomka Nocy sprawiła, że jego serce zdołało odzyskać umiarkowany rytm. Choć setki ponurych myśli odbijały się w głowie, łagodny wzrok Sasuke skutecznie koił jego nerwy. Nawet ciągle krwiste tęczówki przestały już przerażać lekarza. Na pierwszy rzut oka wydawały się być agresywne, pełne nienawiści, żądzy krwi. Jednak, kiedy Naruto uważniej się im przyjrzał, dojrzał w nich małe płomyki radości i życzliwości. Tak ciepłego spojrzenia nie widział od czasu, gdy spoglądał w oczy swojego ojca.
          Przez te rozmyślenia nawet nie zauważył, że przez wiele minut wpatrywał się prosto w tęczówki czarnowłosego. Speszony Sasuke odwrócił głowę w przeciwną stronę, a na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
          - Dlaczego tak bacznie mnie obserwujesz? - spytał zawstydzony.
          Niebieskooki zaśmiał się cicho.
          - Wybacz. Twoje spojrzenie bardzo przypomina mi wzrok mojego taty. Z tego powodu tak bardzo się w nie zapatrzyłem. 
          Kruczowłosy pokiwał głową w zrozumieniu. Rozchylał już usta, aby coś powiedzieć, kiedy nagle położył dłoń na klatce piersiowej, gdzie pod grubym opatrunkiem znajdowało się zaszyte skaleczenie. Przegryzł wargę, z której skapnęła kropla krwi, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
          Naruto natychmiast troskliwie ułożył dłoń między jego łopatkami, pytając:
          - Rana ci dokucza?
          - Tak - potwierdził Potomek Nocy. - W przeciwieństwie do ludzi, wampiry mają dar szybszej samoregeneracji. Nasze rany prędzej się goją, ale kiedy to się dzieje łącząca się skóra sprawia nam odrobinę cierpienia. 
          - Powinieneś się przespać. Sen jest najlepszym uzdrowicielem. Wydajesz mi się być bardzo przemęczony, a teraz przede wszystkim powinieneś oszczędzać siły. Pomogę ci się położyć. 
          Sasuke posłusznie skinął głową i nie protestował, gdy blondyn wstał z sofy. Z minimalną pomocą kruczowłosego zdołał ułożyć go na kanapie w wygodnej pozycji, po czym okrył całe jego posiniaczone ciało ciepłym, bawełnianym kocem. 
          - Zostanę z tobą - oznajmił Naruto, siadając na posadzce obok twarzy wampira. Usadowił się tak blisko niego, że odczuwał na szyi powiew zimnego oddechu.
          - Nie kładziesz się spać? - spytał Potomek Nocy. - Jesteś wycieńczony.
          - Czuję, że już nie zasnę. Zbyt wiele spraw mnie męczy, a noc to idealny czas na przemyślenia. 
          Kruczowłosy obdarzył go troskliwym spojrzeniem.
          - Nie zaprzątaj sobie głowy ponurymi myślami - szepnął.
          - Postaram się - Usta Naruto wygięły się w półuśmiechu.
          Sasuke powolnie zamknął opuchnięte powieki. Nie minęło nawet kilka sekund, gdy do uszu blondyna doszedł cichy, miarowy oddech. Obrócił twarz w stronę kruczowłosego i zdał sobie sprawę, że chłopak zapadł w głęboki sen. W czasach wojny zaśnięcie jest jedyną ucieczką od brutalnego świata pomyślał. Przyciągnął kolana do piersi i oparł na nich głowę, a blask pełnego księżyca przebił się przez szyby okien, oblewając swoim blaskiem twarze obu młodzieńców. 

*******
          Cały obszar królestwa Lenoi od tysiącleci porastały bujne, gęste lasy. Oprócz bycia zbiorowiskiem różnorodnych drzew czy zapewnianiu naturalnego środowiska dzikim zwierzętom, miały one inne zastosowanie. W najbardziej skrytych częściach puszcz, gdzie rzeki, urwiska oraz skały gwarantowały pierwotną ochronę zostały utworzone wampirze miasta oraz osady. Kiedy Północny Kontynent pochłonęła wojna, Potomkowie Nocy zamieszkali w utworzonych przez siebie koloniach. Wiele z nich zostało odkrytych przez ludzi i spalonych, a ich mieszkańcy na miejscu byli mordowani. Jednakże niektóre, skryte gałęziami drzew pozostały nietknięte, a swoją wielkością i wspaniałością dorównywały nawet Metrisundowi - stolicy królestwa ludzi. Jednym z takich wampirzych metropolii była Kolonia - teraźniejsza siedziba monarchów.
          Od kilku dni krętymi, leśnymi ścieżkami, pod osłoną nocy kierował się tam wysoki mężczyzna, odziany w długi, śnieżnobiały płaszcz. Z pod jego zaciągniętego kaptura wystawały nieliczne, złote kosmyki, a błękitne oczy błyszczały się w blasku księżyca, który był jego stałym towarzyszem wędrówek. Na wszelki wypadek do jego pasa przyczepiona była bogato zdobiona, złota pochwa, w której krył się wyjątkowo smukły, długi miecz. Przy boku blondyna majestatycznym, dumnym krokiem maszerowała popielata wilczyca, której jedynie grzbiet zdobił biały kolor. Zwierze zawsze podążało równym krokiem ze swoim panem, spoglądając granatowymi tęczówkami to na drogę, to na twarz mężczyzny, jakby chciała się upewnić, że jej właściciel jest bezpieczny.
          Dzisiejsza noc nie stanowiła wyjątku - blondyn oraz jego towarzyszka przemykali się niczym cienie między drzewami. Z łatwością pokonywali wszelkie przeszkody - głazy, wyrwy oraz śliskie zakamarki. Sprawiali wrażenie, jakby doskonale znali każdy zakątek lasu. 
          W pewnym momencie natrafili na równą ścieżkę, okrytą upadłymi, kolorowymi liśćmi. Przyspieszyli kroku, gdy gałęzie drzew stały się nagie, a blask pełnego księżyca oświetlił ich drogę.
          - Jesteśmy już niedaleko, Pełnio - rzekł mężczyzna śpiewnym głosem. - Niedługo trafimy do Kolonii. 
          Wilczyca mruknęła z zadowoleniem, ocierając łeb o dłoń swojego pana. Blondyn uśmiechnął się szeroko i uniósł głowę w stronę nieba. Blask gwiazd oświetlił jego twarz, ukazując łagodne, wampirze rysy oraz krwiste tęczówki. 
          - W oddali można już zobaczyć, że niebo zmienia barwy - szepnął. - Niedługo nadejdzie świt, a wtedy rozpocznie się zebranie Rady Księżyca. Myślisz, że zdążymy na czas?
          Zwierzę twierdząco pokiwało łbem. 
          - Pewnie masz rację. Wybrałem najłatwiejsze, południowe wejście. Będziemy musieli tylko pokonać rzekę i przejść podziemnym tunelem. Ciekawi mnie tyko jedna rzecz - właściwie czego może ode mnie chcieć zgromadzenie najważniejszych Potomków Nocy?
          Pełnia obdarzyła swojego towarzysza pytającym spojrzeniem, po czym czule otarła się o jego nogę. Blondyn ponownie się uśmiechnął.
          - Słusznie, moja droga. Lepiej nie martwić się na zapas i zaczekać na rozwój wydarzeń.
           Po pewnym czasie znaleźli się na brzegu rwącej rzeki. Niebo powolnie się rozjaśniało, a księżyc zaczął ustępować miejsca słońcu.
          - Musimy się pospieszyć - rzekł mężczyzna. - Nie możemy się spóźnić. Nie damy im powodu, aby na wstępie zrobili nam wykład o naszym "lekceważeniu ich próśb", prawda?
          Wilczyca radośnie kłapnęła szczękami, zgadzając się ze zdaniem swojego towarzysza.
          Pośrodku szerokiego pasa wody, oba brzegi łączyły płaskie, małe kamienie, będące jedyną drogą na przeciwległe strony lasu. Największym problemem była jednak głębokość rzeki oraz jej potężny nurt - jeśli tylko któreś z nich by się poślizgnęło nie miałoby szans na ratunek. Na dodatek głazy rozstawione były co niemal metr. Jedynym sposobem na ich pokonanie były stanowcze skoki.
          Blondyn bacznie przyjrzał się nieprzekonującemu przejściu, po czym spojrzał na Pełnię.
          - Wampiry wiedzą, jak zabezpieczyć swoje miasta - Westchnął głęboko. - Nawet pełnokrwisty Potomek Nocy ma problem z pułapkami i przejściami. Myślisz, że sobie poradzimy? 
          Zwierzę twierdząco kiwnęło głową.
          - Twoja odwaga jest większa niż moja - Uśmiechnął się. - Ruszajmy.
          Wilczyca posłusznie przystanęła na brzegu rzeki, szykując się do skoku. Napięła mięśnie i jednym susem znalazła się na pierwszym kamieniu. Kiedy wskoczyła na kolejny, jej właściciel miał za sobą już początkowy głaz, na którym bez problemu stabilnie wylądował. Razem pokonywali dalsze odcinki drogi, lecz kamienie stawały się coraz mniejsze i bardziej śliskie. Nie raz ledwo zdołali utrzymać równowagę, ale po paru minutach bezpiecznie znaleźli się na drugim brzegu rzeki. Przez chwilę dyszeli ciężko, spoglądając na przebytą drogę. 
          - Wcale nie było tak ciężko - zaśmiał się mężczyzna.
          Pełnia zmierzyła go wątpliwym wzrokiem.
          Kiedy minął czas na odpoczynek, wędrowcy ruszyli w głąb lasu, gdzie między bujnymi krzewami odnaleźli kamienne schody prowadzące do głębi podziemnego tunelu. Ostrożnie stąpali po nierównych stopniach, aż znaleźli się w przejściu - wydrążonym w ziemi korytarzu, w którego ścianach znajdowały się rozżarzone pochodnie. Dym, wydobywający się z płomieni łączył się zapachem z nutą stęchlizny, która sprawiała, że zarówno wilczyca, jak i jej pan pragnęli prędko opuścić to miejsce. Ich czułe nosy łaknęły odrobinę świeżego powietrza.
          Nagle piaskowa ścieżka zaczęła się przeobrażać w wyłożoną brukową kostką, równą drogę, a sufit tunelu stawał się wyższy. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, kiedy zauważył tuż przed nimi wyjście z przejścia. Gdy tylko je przekroczyli nabrali w płuca okazałą ilość tlenu. 
          Kilkadziesiąt metrów dalej ich oczom ukazały się ogromne mury obronne, na których przesiadywały setki wampirzych łuczników. Pośrodku zabezpieczeń znajdowały się zamknięte drzwi, prowadzące do wnętrza miasta.
          - Jesteśmy, Pełnio - oświadczył mężczyzna. - Dotarliśmy do Kolonii. 
          Wilczyca z zadowoleniem kiwnęła łbem.
          Gdy zbliżali się do bramy miasta, łucznicy wyjątkowo się ożywili. Choć granice osady były przysłonięte przez korony drzew blondyn zdawał sobie sprawę, że patrzący na niego wojownicy to nawet nie połowa wszystkich Potomków Nocy obecnych na murach. Zabezpieczenia miały po kilkanaście kilometrów długości, dlatego jedynie nieliczni mogli go zauważyć. Musiał być ostrożny, aby któryś z wojowników przed przypadek nie wziął go za wroga i nie zaatakował. 
          Spokojnym krokiem pokonywał odległość, oddzielającą go od bram Kolonii, kiedy nagle ujrzał przy drzwiach znajomego Potomka Nocy, oczekującego jego przybycia. Wysoki młodzieniec, o przeraźliwie bladej skórze, krwawych oczach oraz krótkich, czarnych włosach spoglądał na niego z nieukrywaną radością. Jego czarna, długa szata zaszeleściła niespokojnie, gdy uklęknął na jedno kolano i wykonał głęboki pokłon przed wędrowcem. 
          - Witam, panie Minato - przywitał się brunet. 
          - Witaj, Sai - odparł blondyn, zrzucając z głowy kaptur, spod którego uwolniły się jego błyszczące, złote kosmyki.
          Gdy ciemnowłosy wstał z ziemi i obdarzył przybyłego szerokim uśmiechem, słońce wychyliło się z nad horyzontu. Dotąd czerwone tęczówki blondyna wypełniły się głębokim, niebieskim kolorem, a oczy jego rozmówcy spowiła czarna barwa. 
          - Rada Księżyca nas oczekuje - rzekł Sai. - Ruszajmy. Nie każmy im na siebie czekać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani:)
Po dłuższej przerwie od pisania "Serca mroku" udało mi się dziś opublikować wpis. Mam nadzieję, że Wam się spodobał, ponieważ przyznam się szczerze, że miałam sporo problemów z jego napisaniem, gdyż nie pamiętałam, co wydarzyło się we wcześniejszych notkach xD Wiele rzeczy musiałam doczytywać, ale rozdział jest już gotowy. Czekam na Wasze opinie i wrażenia. 

Ze względu na to, że mam teraz ferie zimowe następny wpis powinien pojawić się za kilka dni. Będzie to 7 rozdział opowiadania, ale mam jeszcze w planach kilka one-shotów, a także ulepszenie szablonu. Nie jestem pewna, czy dam radę zrealizować moje zamierzenia, ale na pewno się postaram.

W ciągu kilku najbliższych dni odwiedzę także wszystkie obserwowane blogi, na których pojawiły się nowe wpisy.

Życzę Wam miłego czytania i do następnego razu:)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 19 stycznia 2013

One-shot Sasuke i Naruto


"Niezapomniany" cz.2
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Choć powolnie zbliżał się koniec wiosny, a letnia temperatura coraz częściej dawała mi się we znaki, dzisiejszy dzień był wyjątkowo chłodny i pochmurny. Od samego ranka za oknami rozciągała się charakterystyczna szarówkarzucająca na budynki nieprzyjemny półcień. Gdyby tylko zaczął jeszcze padać deszcz, to pogoda idealnie odzwierciedlałaby mój nastrój. Właśnie tak się czułem - jakby kawałek mojego serca został wydarty i zastąpiła go bryła lodu, która od wewnątrz zamrażała moje wszelkie, pozytywne odczucia. Pozostały mi tylko negatywne emocje - strach, ból, tęsknota, ale przede wszystkim poczucie straty, towarzyszącej wyrzutom sumienia. Pustka przez nie wytworzona jest tak ogromna, iż czasami miewam wrażenie, że już nawet nie ma we mnie duszy. Przypominam wrak statku, który bezwładnie opadł na dno oceanu i nie ma nikogo, kto by mnie z niego wyciągnął. Właśnie tak czuje się człowiek, tracący sens swojego istnienia. Kiedy przyjrzymy mu się z bliska wygląda na normalną, zadbaną osobę w wyprasowanych ubraniach, z ułożoną fryzurą i zapachem perfum. Lecz, gdy zajrzymy w głębie jego oczu dostrzeżemy, że są one wypełnione obojętnością. Nie spoglądają na nikogo i na nic z czułością, a wszelkie czynności wykonują z przyzwyczajenia bądź obowiązku. Nie przykładają do niczego wartości, ponieważ ich dusze już umarły, a jedynie ciała pozostały żywe. Właśnie kogoś takiego widzę w lustrze - chłopaka, który nie ma już ochoty, aby oddychać.
          Dziś pierwszy raz od dłuższego czasu wyszedłem z domu. Ubrałem czarną marynarkę, koszulę, spodnie oraz buty w tym samym kolorze. Uczesałem włosy i przez wiele minut starałem się doprowadzić do porządku, gdyż moje zimne, zmęczone oczy okalały sine półksiężyce, a zapadnięte policzki zdobiły strugi łez. W tym jednym dniu chciałem prezentować się należycie. Nie po to, by zrobić na kimś wrażenie, ale po to, by z szacunkiem uczcić pamięć jedynej osoby, którą szczerze kochałem, kocham i będę kochał dalej.
          Większość ludzi tuż po pogrzebie rozchodzi się do domów lub wraz z najbliższą rodziną udaje się w ustalone miejsce, aby wspominać zmarłego. Poważnie odstaję od tej tradycji, ponieważ uroczystość zakończyła się już trzy godziny wcześniej, a ja dalej siedzę na drewnianej ławce, otoczony przez setki grobów, płaczące wierzby oraz krzewy. Dzięki temu, że cmentarz jest oddalony od centrum miasta, do moich uszu nie dochodziły żadne inne odgłosy oprócz wycia wiatru i cichych głosów nielicznych ptaków. Byłem zupełnie sam. Nikt i nic mnie nie rozpraszało, tak więc skupiałem całą swoją uwagę na nowym grobie, położonym naprzeciwko mnie. Na czarnej tabliczce, tymczasowo ustawionej zamiast marmurowego pomnika, znajdowały się wyrzeźbione, złote litery układające się w dwa wyrazy: "Uzumaki Naruto". Resztę słów zasłaniały dziesiątki bukietów kwiatów oraz zapalone znicze, ułożone na świeżo zakopanym dole. 
*******

          Krople deszczu rozbijały się o szpitalne szyby sali numer 22. Przez to, że zbliżał się zmierzch w pokoju panował gęsty półmrok, który rozpraszała jedynie elektryczna lampka ustawiona na nocnym stoliku. Jej ciepłe, pomarańczowe światło rzucało blask na łóżko, w którym leżałem wraz z wtulonym we mnie blondynem. Czule obejmowałem jego drżące, osłabione ciało, a on oparł głowę na mojej klatce piersiowej. Uwielbiał wsłuchiwać się w rytm mojego serca i choć biło przerażającym, niespokojnym rytmem, Naruto rozkoszował się tym niepowtarzalnym dźwiękiem. Od czasu do czasu wyczuwałem krople łez, skapującym z jego oczu podobnie, jak z moich - mokre strugi toczyły się po policzkach, spadając na śnieżnobiałą pościel.
          Kilka minut wcześniej jego stan raptownie się pogorszył. Oddechy z każdą chwilą stawały się płytsze, serce spowalniało i ciągle opuszczały go siły. Z przerażeniem delikatnie ściskał moją dłoń, łkając ze strachu. Obaj wiedzieliśmy, co się za chwilę wydarzy, dlatego odczuwaliśmy tą samą niemoc, to samo cierpienie. Za wszelką cenę starałem się uspokoić nerwy, aby zbędnie nie martwić Naruto, lecz moje dłonie mimowolnie drżały, a łzy wypływały z oczu. Obiecałem mu, że będę przy nim w jego ostatnich sekundach życia. Przysiągłem, iż pomogę mu przejść przez śmierć i choćby miało mi to przysporzyć cierpienia na resztę lat, za wszelką cenę musiałem mu pomóc. Nie dlatego, że złożyłem mu obietnice. Nie dlatego, że nie łamałem słowa. Chciałem to zrobić, bo jego szczęście liczyło się dla mnie bardziej niż własne.  Moja miłość do niego była silniejsza niż ból, który z nim dzieliłem.
          Trwaliśmy w zupełnym milczeniu, dlatego też od razu usłyszałem zmianę jego oddechu - stał się szybszy, jakby walczył o każdą kolejną porcję tlenu.
          - Naruto, co się dzieję? - spytałem, mocniej otulając ramionami jego sylwetkę. 
          - Słabnę... - wyszeptał niemal niedosłyszalnie. - Ja...zaraz...
          Przycisnąłem jego głowę do swojej klatki piersiowej. Nie byłem jeszcze gotowy na pożegnanie, jednakże zdawałem sobie sprawę, że Naruto jest zmęczony. Nie chciałem zmuszać go do dłuższej bitwy o powietrze, dlatego mocno wtuliłem się w jego ciało i odparłem:
          - Rozumiem. Spokojnie, kochanie. Zamknij już oczy.
          Blondyn posłusznie wykonał moje polecenie.
          - Wyobraź sobie, że...że siedzisz... na huśtawce... - ciągnąłem z trudem, co chwilę przerywając, ponieważ łzy skutecznie tamowały potok słów. - A ja...huśtam cię coraz wyżej i wyżej. Czujesz...na twarzy powiew wiatru...Z góry...budynki są coraz mniejsze...a ty sięgasz wyżej. Coraz wyżej, aż do...gwiazd.
          Nagle ręka Naruto przestała uciskać moją dłoń. Jego oddech stał się niewyczuwalny, a serce się zatrzymało, o czym świadczył piskliwy dźwięk aparatury. 
          - Nie...nie...nie - szeptałem, potrząsając w panice jego ciałem. - Nie...skarbie...nie...Nie zostawiaj mnie...
          Z przerażeniem przyglądałem się jego twarzy, ułożonej na mojej piersi - zamkniętym oczom, nie poruszającym się ustom. Nie mogłem uwierzyć, że ostatni raz widziałem blask jego tęczówek. Wierzyłem, że za chwilę rozchyli powieki, że usłyszę jego głos. Jednakże nic takiego nie nadchodziło. Trzymałem w ramionach jego martwe, bezwładne ciało. 
          Kiedy ocknąłem się z szoku, z całej siły przytuliłem się do sylwetki Naruto, płacząc najgłośniej i najrzewniej w życiu, a z mojego gardła wydobył się straszliwy krzyk, który przeszył cały szpital.
*******
          Na to wspomnienie gwałtownie zamknąłem oczy, a moje ciało przeszył silny dreszcz. Kiedy uniosłem powieki, po moim prawym policzku potoczyła się samotna łza. Ponownie spojrzałem na stos kwiatów, wśród których zauważyłem bukiet białych róż - ulubionych roślin blondyna. 
          - Wiesz - powiedziałem. - Przypominasz mi te róże, Naruto. Są tak samo piękne, czyste i niewinne, jak ty. 
          Wyciągnąłem z pod koszuli niebieski kryształ górski, który był medalikiem łańcuszka, zdobiącego moją szyję. Niegdyś należał do mojego kochanka, lecz podarował mi go kilka dni przed swoją śmiercią. Pragnął, abym oprócz zdjęć miał zawsze przy sobie coś, co będzie sprawiać, że będę czuł jego obecność. Ten naszyjnik, będący dla Naruto jedyną pamiątką po jego zmarłych rodzicach był przesiąknięty jego niepowtarzalnym, różanym zapachem.
          Ułożyłem na rozpostartej dłoni szlachetny kamień, którego kolor tak bardzo przypominał mi jego błękitne tęczówki. Wpatrywałem się w niego, niczym zaczarowany. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje powieki wypuściły kolejne fale łez. Duże krople skapywały z podbródka, prosto na kryształ. Od kiedy utraciłem Naruto każde wspomnienie, każda rzecz, która mi go przypominała doprowadzała mnie do płaczu. Nigdy wcześniej tak często nie roniłem łez, lecz czy jest w tym coś złego? Płacz nie świadczy o ludzkiej bezsilności, lecz o tym, że mamy uczucia. Nawet te złe świadczą o naszym człowieczeństwie. 
          Odgłos mojego szlochu niósł się po całym cmentarzu, aż nagle poczułem na swoim ramieniu delikatny, troskliwy dotyk. Wzdrygnąłem się gwałtownie i w pośpiechu zacząłem osuszać policzki rękawem marynarki. Nie musiałem odwracać wzroku, aby wiedzieć do kogo należy zagadkowa ręka. Znałem jej właściciela niemal na pamięć.
          - Myślałem, że pojechałeś już do domu, Itachi - burknąłem zirytowany. - Przestraszyłeś mnie.
          Dopiero teraz obróciłem głowę w jego stronę. Mój starszy brat obdarzył mnie czułym spojrzeniem ciemnych oczu. Jego rozpuszczone, długie włosy rozwiewał wiatr, a poły rozpiętego, czarnego płaszcza głośno szumiały. 
          - Przepraszam - odparł. - Byłem pewny, że mnie usłyszysz.
          Westchnąłem głęboko. Nie miałem ochoty się z nim sprzeczać, dlatego puściłem to zdanie mimo uszu i spytałem.
          - Właściwie dlaczego zostałeś? Od razu po pogrzebie miałeś wrócić do mieszkania.
          - Faktycznie chciałem tak zrobić, ale pomyślałem, że zostanę. Przez cały ten czas siedziałem w samochodzie i czekałem na ciebie. 
          - Na mnie? - Uniosłem brew. - Po cholerę.
          - Stwierdziłem, że wrócimy razem.
          - Nie potrzebuję niańki - warknąłem.
          - Nie, nie potrzebujesz - Usiadł obok mnie na ławce, po czym spojrzał głęboko w moje oczy. - Ale potrzebujesz teraz przyjaciela. Oprócz bycia twoim bratem, jestem przede wszystkim twoim przyjacielem, Sasuke. 
          Opuściłem głowę i wbiłem puste spojrzenie w wyznaczony punkt na ziemi. Od czasu śmierci Naruto z nikim nie zamieniłem ani jednego słowa. Zamknąłem się na klucz w swoim pokoju. Pragnąłem być zupełnie sam. Teraz zrozumiałem, jak bardzo brakowało mi obecności Itachi'ego. Choć jest najbardziej denerwującym starszym bratem na świecie to jednak, jako jedyny zawsze mnie wspierał. Opiekował się mną i akceptował takim, jakim jestem. Nie próbował mnie zmienić i jako jeden z nielicznych uszanował mój związek z Naruto. Nawet, kiedy ich sobie przedstawiłem bardzo go polubił. Choć rodzeństwo często potrafi być nieznośne, to jednak życie bez brata czy siostry traci swój urok. Z nim mogłem szczerze porozmawiać o swoich uczuciach i nie musiałem się obawiać wyśmiania. Szkoda, że aby zrozumieć tak proste rzeczy musiałem utracić coś, co było mi drogie. Dopiero teraz zacząłem dostrzegać tak drobne sprawy. 
          - Przykro mi, Sasuke - odezwał się po dłuższej chwili. - Tak młode osoby nie powinny umierać. Wiesz, bardzo go lubiłem. Miał ciężką przeszłość, a mimo tego cieszył się każdym dniem. Chciałbym mieć kiedykolwiek tyle radości, ile on miał w sobie. 
          - Chyba jako jedyny to dostrzegasz - odparłem ponuro.
          - Co masz na myśli?
          - A jak sądzisz?! - Rzuciłem mu upiorne spojrzenie. - Wszyscy pomiatali zarówno nim, jak i mną tylko dlatego, że mieliśmy tą samą płeć i się w sobie zakochaliśmy! A dzisiaj ci wszyscy skurwiele przyszli na jego pogrzeb, rozumiesz?! Ci, którzy nas wyzywali, ci którzy życzyli nam śmierci! Całe pieprzone liceum się tu zjawiło! A czy był w nim ktokolwiek, kto widział w nas ludzi, a nie pedałów?! Nawet nasi rodzice go nienawidzili!
          Kiedy skończyłem wylewać swoje żale, a z mojej twarzy zniknął wyraz wściekłości, Itachi troskliwie otulił mnie ramionami. Choć początkowo byłem zaskoczony jego gestem, sam wcisnąłem twarz w jego klatkę piersiową. Mój brat czule głaskał moje czarne włosy, pozwalając mi się uspokoić w swoich objęciach.
          - Sasuke - szepnął. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie ważne jest to, że ludzie was nie akceptowali. Najważniejsze jest to, że się naprawdę kochaliście, bo czy w miłości płeć ma jakiekolwiek znaczenie? Mimo ciągłych szyderstw, wyzwisk zostaliście ze sobą aż do końca. Pomogłeś mu przejść przez śmierć, a to prawdziwa oznaka szczerości twoich uczuć. Jeśli byś go nie kochał, a wasz związek byłby tylko jakimś przejściowym romansem, to z pewnością rozeszlibyście się pod naporem kolegów ze szkoły czy naszych rodziców. Nie zrobiliście tego.
          - Bo się kochaliśmy - odparłem drżącym głosem. - A ja kocham go dalej.
          - On ciebie też. Jestem tego pewny. Może właśnie w tej chwili stoi obok nas, a może sam cię przytula? Kto wie...Jednak jedno jest pewne - za jakiś czas się spotkacie.
          - Na razie muszę spełnić obietnicę, którą mu dałem. Będę się uśmiechał, kochał i na zawsze o nim pamiętał.
*******
          Kiedy wracaliśmy samochodem w stronę naszego domu, o szyby auta zaczęły uderzać krople deszczu. O tej samej godzinie, przy takiej samej pogodzie utraciłem człowieka, którego kochałem. Chłopaka, który zmienił mnie i moje życie. Byłem nierozważny. Nie potrafiłem darzyć ludzi uczuciami, a po odejściu Naruto nie doceniałem własnego życia, będącego największym darem, jaki otrzymaliśmy. Nie rozumiałem słów mojego partnera. Nie miałem pojęcia, jak po jego śmierci mógłbym być radosny i zakochać się ponownie. Teraz już rozumiem. Ci, których kochamy na zawsze pozostają przy nas. Pragną naszego szczęścia i będą nas wspierać tak, jak Naruto wspierał mnie. Obserwują nas, towarzyszą, ochraniają. Wystarczy tylko raz poczuć smak miłości, aby to zauważyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to kochani, oddaję w Wasze ręce drugą część "Niezapomnianego". Przyznam się szczerze, że bardzo opornie szło mi pisanie dzisiejszej notki. Nie wiem dlaczego, ale mam co do niej duże wątpliwości. Tak więc z niecierpliwością czekam na Wasze opinie. 

Za tydzień zaczynają się moje ferie zimowe, dlatego też niebawem pojawią się kolejne rozdziały "Serca mroku":)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~