piątek, 10 października 2014

Ważna informacja


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam serdecznie, kochani :)

Z góry pragnę Was przeprosić za chaotyczność mojego wpisu - jestem odrobinę zmęczona, ale zależy mi, by jeszcze dzisiaj przekazać Wam wiadomości. Niestety, nie są pozytywne, ale zacznijmy od rzeczy przyjemniejszych - chciałabym gorąco podziękować za komentarze, jakie pojawiły się pod poprzednimi postami w czasie mojej kilkutygodniowej nieobecności. Jeszcze nie zdołałam na nie odpowiedzieć, ale wszystkie przeczytałam - bardzo mnie one ucieszyły. Niebawem postaram się odpisać na Wasze opinie. Wybaczcie mi moje zaległości - mam nadzieję, że nie pogniewaliście się na brak odzewu z mojej strony. 

Teraz musimy przejść do tej bardziej negatywnej części notki.
Kochani, wiem, iż Was zawiodłam - w poprzednim poście obiecywałam, że ciąg dalszy "Pechowej soboty" zostanie opublikowany pod koniec września. Podobnie z czytanymi przeze mnie blogami - miałam je odwiedzić i umieścić swoje komentarze w zeszłym miesiącu. Tymczasem z niczego nie zdołałam się wywiązać, czego strasznie żałuję - nie cierpię nie dotrzymywać obietnic. Było to spowodowane natłokiem nauki. Myślałam, iż ten rok będzie lżejszy - fakt, klasa maturalna, ale z zaledwie kilkoma przedmiotami. Liczyłam się z tym, że czeka mnie dużo pracy, jednak miałam przeświadczenie, iż mimo wszystko uda mi się znaleźć czas dla siebie. Rzeczywistość okazała się inna - nie mam go zupełnie. Od rana do późnego popołudnia przesiaduję w szkole. Gdy wracam, jem szybko obiad i siadam do zadań domowych. Zanim je ukończę jest już noc. Tak wygląda każdy mój dzień. Łącznie z sobotami i niedzielami. Można powiedzieć, że wybrałam dość... pechowe rozszerzenia na maturę - język polski i historię, dzięki czemu co kilka dni muszę napisać: pracę badawczą, esej bądź rozprawkę. Nie wspominając o lekturach i pozostałych przedmiotach. Wybaczcie, iż tak smęcę, ale nie ukrywam, że jestem aktualnie niewiarygodnie sfrustrowana. Nie takiego życia chciałam - robienia od świtu do zmierzchu rzeczy, które ani trochę mnie nie interesują i by nie mieć nawet czasu, by zjeść w spokoju. Najchętniej bym się teraz spakowała, wyjechała wysoko w góry, zamieszkała w małej chatce i z pewnością byłabym szczęśliwsza niż w tej chwili. Czuję się, jakbym marnowała moje najlepsze lata na coś, co nigdy mi się nie przyda. Przepraszam, że skazuję Was na czytanie moich wewnętrznych żali. Szczerze mówiąc, potrzebowałam to z siebie wyrzucić. Może moja złość i niezadowolenie z życia wynika z wpadnięcia w rutynę, "wypalenia się". Wierzę, że to minie, ale na razie... jest naprawdę ciężko. Nie będę tego przed Wami ukrywać - zasługujecie na szczerą prawdę. 

Ze względu na to, iż moja aktualna sytuacja jest, jaka jest, nie potrafię określić, kiedy na blogu znów zaczną pojawiać się posty. Choć bardzo chciałabym pisać, nie mam takiej możliwości. Nie chcę zawieszać bloga. Umówmy się, że opublikuję wpisy wtedy, gdy mi się uda. Na pewno do końca października nic się nie ukaże - mam tyle sprawdzianów, że nie wiem, w co ręce włożyć. Przepraszam, kochani. Będę się starać, ale pewnie sami czujecie, jak wielkie jest teraz moje zniechęcenie i wymęczenie. Podobnie postąpię z blogami, które czytam - opublikuję komentarze wtedy, gdy dam radę to zrobić. Mam nadzieję, że autorzy mi to wybaczą - wszyscy jesteście cudowni i wiele bym oddała, by móc dalej śledzić Wasze działalności.

Kochani, jeszcze raz Was przepraszam. Chciałabym Was o coś poprosić - abyście dali znak, że dalej tu jesteście - komentarzem, wiadomością prywatną, czymkolwiek... Nie musi to być długi wpis - wystarczy parę słów, abym odczuła Waszą obecność. Naprawdę Was teraz potrzebuję. Tylko Wy możecie sprawić, że odzyskam sens prowadzenia bloga i kontynuowania tego, co dotąd robiłam.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~