niedziela, 31 sierpnia 2014

Wrześniowe zmiany


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam Was serdecznie, kochani, w ostatniej notce przed końcem wakacji :)
Mam nadzieję, że odpoczęliście, zregenerowaliście siły i jesteście gotowi na nowy rok szkolny. Póki co, cieszcie się wolnym - jeśli macie ładną pogodę, to skorzystajcie z niej i spędźcie czas na świeżym powietrzu, a jeśli nie - zróbcie coś ciekawego w domu. Niech tegoroczne wakacje zostaną przez Was pięknie podsumowane, abyście mogli je dobrze wspominać przez kolejne miesiące. Z całego serca Wam tego życzę ^^

Kochani, pewnie spodziewaliście się, że nowym wpisem będzie czwarta część "Pechowej soboty". Natomiast pojawiła się notka informacyjna. Już spieszę z wyjaśnieniami. Niestety, nie znalazłam czasu, który mogłabym przeznaczyć na pracę nad opowiadaniem. Miałam strasznie zajęty tydzień - wypadały mi nieoczekiwane wyjazdy, a do tego doszedł niespodziewany remont oraz kilka spraw prywatnych. W międzyczasie starałam się dopisywać po dwa, trzy zdania i wczorajszego dnia miałam już połowę tekstu, ale... nie byłam z niego zadowolona. Sprawiał wrażenie "połatanego" - poszczególne akapity się ze sobą nie łączyły. Później zaczęłam pisać pod presją czasu - zależało mi, by ukończyć one-shot - i popełniałam masę błędów. Uważam, że zasługujecie na coś o niebo lepszego i postanowiłam, iż na spokojnie usiądę, bez pośpiechu stworzę nową wersję wpisu i opublikuję go we wrześniu. Przepraszam,  kochani. Bardzo mi przykro, że będziecie musieli dłużej czekać na rozwiązanie "Pechowej soboty". Sądzę, że tak będzie najlepiej, bo poprzedni tekst mnie nie usatysfakcjonował i mógł jedynie zaszkodzić całości opowiadania. Nic dobrego by z niego nie wynikło. Mam nadzieję, że się na mnie bardzo nie gniewacie. Postaram się Wam wynagrodzić dłuższe czekanie ^^

Kochani, wakacje dobiegają końca, a wraz z rozpoczęciem nauki na blogu zajdą pewne zmiany. Niestety, ten rok będzie dla mnie trudny - czeka mnie klasa maturalna. Nie będę mieć za wiele wolnego czasu, dlatego sądzę, że wpisy będą pojawiały się raz lub dwa w miesiącu. Oczywiście może się zdarzyć, iż będzie ich więcej - wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał mój plan. Zobaczymy w poniedziałek :) Pocieszające jest to, iż będę mieć zaledwie sześć przedmiotów (w tym wychowanie fizyczne), więc myślę, że powinnam znaleźć czas na pisanie. Notki, odpowiedzi na komentarze oraz własne opinie na innych blogach będę umieszczać głównie w weekendy. Kochani, wybaczcie mi, jeśli będę się z czymś spóźniać. Z pewnością nadrobię zaległości. Na okres samych matur blog zostanie najprawdopodobniej zawieszony. Gdy egzaminy się skończą, wznowię działalność. Jeśli z jakiegoś powodu będzie musiała nastąpić dłuższa przerwa pomiędzy publikacjami, poinformuję o tym na stronie głównej oraz przybliżę termin dodania wpisu. 
We wrześniu w pierwszej kolejności zostanie dodana "Pechowa sobota" (dwie notki), później "Bezsilny" (trzy wpisy, ale liczba może ulec zmianie), następnie wracamy do "Serca mroku" oraz "Sideł przeszłości", które będą pojawiać się zamiennie. Taki jest plan na dziś  :)

Przy okazji, pragnę gorąco powitać nowych obserwatorów. Mam nadzieję, że będziecie się tu dobrze bawić i miło spędzać czas przy moich opowiadaniach  ^^

Kochani, wybaczcie, że wpis jest tak chaotyczny - zmęczenie już troszeczkę daje mi się we znaki i nie do końca jeszcze ochłonęłam po rozpoczęciu mundialu siatkarskiego - od kilku godzin nieprzerwanie się cieszę ;D
Pozdrawiam serdecznie i do napisania ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 24 sierpnia 2014

Drobna informacja


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie, kochani :)

Chciałabym się z Wami podzielić kilkoma sprawami organizacyjnymi.

W poprzednim poście zapowiadałam, iż następna część "Pechowej soboty" ukaże się na blogu do końca bieżącego tygodnia. Niestety, opublikuję notkę nieco później - w ciągu kilku najbliższych dni. Ostatnio miałam strasznie napięty grafik, przez co nie zdążyłam usiąść do pisania. Jednak od poniedziałku znów będę mieć czas wolny, więc żywo zabiorę się za opowiadanie, byście mogli je jak najprędzej przeczytać. Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewacie i jeszcze troszkę zaczekacie. Przed końcem wakacji planuję  zakończyć "Pechową sobotę", więc w przyszłym tygodniu pojawi się albo jeden długi tekst, albo dwa mniejsze. Postaram się wynagrodzić Wam czekanie :)

Z całego serca przepraszam autorów blogów, które stale czytam, za braki moich komentarzy. Kochani, niebawem odwiedzę Wasze projekty i dodam moje opinie. Wybaczcie, że się spóźniam. Przeczytałam większość tekstów, ale byłam tak zabiegana, iż nie pozostawiłam po sobie wpisów. Obiecuję, że niedługo nadrobię zaległości. W przyszłym tygodniu na pewno do Was zajrzę  ^^

Na osłodę dzisiejszej notki chciałam Was poinformować, kochani, że blog przekroczył ilość tysiąca komentarzy :) Bardzo dziękuję za każdy wpis, jaki po sobie pozostawiliście. Bez względu na to czy był on krótki, długi, pozytywny czy negatywny - wszystkie przysłużyły się do rozwoju mojego warsztatu pisarskiego. Nie raz podtrzymywaliście mnie nimi na duchu, motywowaliście i zachęcaliście do dalszej pracy. Cieszę się, iż się ujawniacie i  że zawsze mogę liczyć na Wasze rady oraz szczere opinie. Mam nadzieję, iż dalej będziecie mnie nimi wspierać, a tymczasem jeszcze raz Wam dziękuję.

Pozdrawiam serdecznie i do napisania w następnej notce ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 17 sierpnia 2014

One-shot Sasuke i Naruto


"Pechowa sobota" - część 3.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Bezsenna noc, wysypanie kilograma cukru na podłogę, sprzeczka z partnerem, oberwanie błotem po twarzy, a do tego tysiące dylematów kłębiących się w głowie... Ach, moje szczęście nie zna granic! Czy to naprawdę możliwe, by cały świat nagle zwrócił się przeciwko mnie? Rozumiem, że nie jestem święty, ale czy nie zostałem obdarzony zbyt wielkim pechem, jak na jednego człowieka? Czego bym nie zrobił, nie powiedział - wszystko kończy się katastrofą. A jak sam nie ściągnę na siebie kłopotów, to - przykładowo - taki oto kierowca je na mnie sprowadzi. Cholera, bardzo panu dziękuję za przysługę! Nie trzeba było się fatygować!
          - Zaserwował mi prysznic, psia mać - prychnąłem. - Wyglądam, jakbym się nie wykąpał, baranie?!
          Przeklinając pod nosem, odnalazłem w kieszeni spodni paczkę chusteczek higienicznych. Na szczęście nie zamokły. Stanąłem przy pobliskim, zaparkowanym aucie i przeglądając się w szybie ścierałem brud z czoła, policzków oraz płaszcza.
          - A dopiero co odebrałem go z pralni! - jęknąłem żałośnie, szorując materiał.
          W duchu dziękowałem, że ulica była opustoszała, dzięki czemu nikt nie mógł podziwiać moich poczynań. A mianowicie strzelania min do obcego samochodu i uporczywych prób starcia przysychającego błota. Musiałem prezentować się dość... osobliwie. Tylko tego jeszcze brakowało, aby spotkał mnie mój szef. Zamiast leczyć, sam musiałbym być leczony. W zakładzie psychiatrycznym, bo niewątpliwie wyglądałem i czułem się jak obłąkany!
          Jedynie pocieszał mnie fakt, że zdołałem się doczyścić. Dalej przypominałem siedem nieszczęść, ale przynajmniej nie byłem brudny. Chociaż tyle dobrego!
          Wyrzuciłem do kubła strzępki umorusanych chusteczek, po czym wznowiłem wędrówkę do stacji metra. Jednak tym razem trzymałem się z daleka od jezdni i gdy tylko coś nią przejeżdżało, umykałem w głąb chodnika. Kolejna kąpiel nie była mi potrzebna.
          - Chyba ktoś się na mnie uwziął - fuknąłem, wymownie spoglądając w stronę nieba. 
           Nareszcie, przemoczony i zziębnięty do szpiku kości dotarłem na miejsce. W podziemiach czekała mnie miła niespodzianka - linia metra, którą miałem dostać się na drugą stronę miasta, właśnie wjechała na stację. Nie musiałem długo czekać i szczekać zębami na mrozie. Uśmiechnąłem się, podchodząc do drzwi. Cieszyłem się na samą myśl, że za chwilę wsiądę do środka, gdzie będzie ciepło. Rozgrzeję skostniałe ciało, a może nawet mój płaszcz zdąży wyschnąć? W końcu to długa trasa, która niemiłosiernie się ciągnie.
          Wszedłem do wagonu. Zdębiałem. Pierwszą rzeczą, jaka wprawiła mnie w nieukrywane osłupienie, były dziesiątki wolnych miejsc - w pojeździe znajdowało się niewielu pasażerów. Niewiarygodne - mało ludzi, korzystających z komunikacji miejskiej! Wpaść na taką linię to jak wygrać bilet na loterii! Nie wytrzymałbym nerwowo, gdybym musiał jechać przyciśnięty do szyby jak glonojad, czując na sobie czyjś oddech i ciężar. W każdym razie, nie dzisiaj. Ale druga sprawa zaskoczyła mnie jeszcze bardziej. I nie była tak pozytywna jak poprzednia. Spodziewałem się, że wewnątrz będzie parno. Jak zazwyczaj narzekałem na gorąc, panujący w wagonach, tak tym razem nie powiedziałbym złego słowa na piekielne klimaty. A co się okazało? Temperatura w metrze dorównywała stopniom Celsjusza w kostnicy! Co oni wiozą? Mrożonki?!
          Miałem przemożną chęć, by siarczyście rzucić mięskiem, lecz zrezygnowałem z tego pomysłu, gdy napotkałem groźne spojrzenie pewnej staruszki, która bacznie mnie obserwowała zza połówek okularów. Sprawiała wrażenie, jakby tylko czekała na kogoś, kogo mogłaby uraczyć wyczerpującym wykładem na temat dobrego wychowania i zasad odpowiedniego zachowania w miejscach publicznych. Szczerze mówiąc, nie miałem najmniejszej ochoty tego wysłuchiwać. Jeszcze tylko brakowało mi pouczającej reprymendy. Wolałem uniknąć konfrontacji ze starszą damą, więc zamknąłem już rozchylone usta, przeszedłem dziarskim krokiem na koniec wagonu i naburmuszony zająłem wolne miejsce. 
           Wcześniej miałem cichą nadzieję, iż moja dzisiejsza eskapada zostanie podsumowana przeziębieniem. Teraz nie posiadałem już wątpliwości, że w niedalekiej przyszłości czeka mnie zapalenie płuc. Bomba.
          Spróbowałem szczelniej otulić się płaszczem, lecz był tak przemoknięty, iż bardziej chłodził niż rozgrzewał. Westchnąłem z rezygnacją.
          Po chwili pojazd gwałtownie szarpnął się i ruszył. 
          Błądziłem wzrokiem po wagonie, starając się znaleźć coś, na czym mógłbym zawiesić oczy. Nie lubiłem wyglądać przez okna w metrze. Zresztą, co ciekawego zobaczę za szybą? Ściany tunelu? 
          W pewnym momencie moją uwagę przykuła para zakochanych - młoda dziewczyna i chłopak w podobnym do niej wieku. Ona - blondynka, on - szatyn. Zwykli ludzie w normalnych ubraniach. Stali naprzeciwko mnie. Jednymi rękami trzymali się plastikowych poręczy, a drugimi się obejmowali. Rozmawiali, cicho się chichotali i delikatnie cmokali. Byli ostrożni, subtelni w okazywaniu czułości. Ich nieśmiałe całusy przypominały ten, który pierwszy raz złożyłem na wargach Naruto.      
          
*****

          Powolnie, noga za nogą, przechadzaliśmy się ścieżką parku. Był to niewielki obszar, położony na obrzeżach miasta, pozbawiony dodatkowych atrakcji - bez placów zabaw czy ścieżek rowerowych. Stała tu jedynie jedna, drewniana ławka, całkowicie pokryta lodem, a także rosło wiele gatunków drzew, których gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu. Urodziwe miejsce - niemal nietknięte ręką człowieka, gdzie naprawdę można było poczuć bliskość natury. Może dlatego nikt go nie odwiedzał - ludzie są tak przyzwyczajeni do huku oraz zanieczyszczonego powietrza centrum, iż nie potrafią wytrzymać w parku, w którym panuje cisza i można odetchnąć pełną piersią. Czasem mam wrażenie, że powiew świeżości zabiłby ich prędzej niż szkodliwe gazy. Albo zanadto się spieszą, by choć raz się zatrzymać i poświęcić minutę, aby dostrzec, jak bardzo świat może być piękny. 
          Pamiętałem to miejsce z dzieciństwa. Przychodziłem tu z bratem. Wraz z Itachim puszczaliśmy latawce z łagodnych wzgórz, które otaczały park. Lubiłem go odwiedzać. Był tak spokojny, harmonijny. Gdy tylko się do niego wchodziło, miało się wrażenie, iż czas stawał w miejscu. Kiedy w późniejszych latach potrzebowałem samotności, właśnie tam się udawałem. Wtedy negatywne emocje mnie opuszczały. Odzyskiwałem czysty, wolny umysł, niczym nie zmącony. Zanim spotkałem Naruto w kawiarni, tę część miasta kochałem najmocniej. Postanowiłem pokazać ją blondynowi i miałem nadzieję, że również będzie nią zachwycony.
           Potrzebowaliśmy takiego skrawka Ziemi, gdzie moglibyśmy się ukryć. Centrum nie było dobrym miejscem na randki osób tej samej płci. Oczywiście, dało radę się tam widywać, ale... niemożliwym było ukazywanie sobie uczuć. A miłosne spotkania bez czułości brzmią tak samo idiotycznie jak komedia pozbawiona żartów. Dwóch chłopaków trzymających się za ręce budziło kontrowersje - przechodnie się oglądali, szeptali między sobą z ożywieniem, inni bez krępacji wyśmiewali. Wolałem nie myśleć, jak by zareagowali, gdybyśmy się pocałowali. Niestety, smutna prawda jest taka, iż zawsze znajdą się ludzie tolerancyjni i tacy, którzy będą pluli w naszą stronę jadem. Taka jest nieunikniona kolej rzeczy. Trzeba się z tym pogodzić, oswoić, przyzwyczaić, a wtedy żadne słowo czy gest nie zdołają nas zranić. Nabrałem dystansu do takich... nieprzyjemnych sytuacji, jednak obawiałem się, jak zareaguje na nie Naruto. Nie chciałem przysparzać mu więcej problemów. Dlatego ten park wydawał mi się najlepszym miejscem, jakie moglibyśmy wybrać na nasze spotkania - nikt nas nie widział. Bylibyśmy sami, dzięki czemu swobodnie cieszylibyśmy się swoją obecnością. Ku mojej radości, blondyn zakochał się w parku i od tego czasu nasze schadzki przebiegały wobec podobnego schematu - spotykaliśmy się w kawiarni, a później odwiedzaliśmy nasz mały, prywatny azyl.
          Śnieg skrzypiał pod naszymi stopami, gdy niespiesznie stawialiśmy kolejne kroki. Nie lubiłem grubo się ubierać - w zimie szczytem moich możliwości było założenie płaszcza lub kurtki. Abyśmy mogli trzymać się za ręce, Naruto pożyczył mi swoją rękawiczkę - choć była na mnie trochę za mała, udało mi się wcisnąć ją na lewą dłoń. Nawet przez puchaty materiał czułem ciepło skóry blondyna, które biło od jego palców. Chłopak szedł tak blisko mnie, że stykaliśmy się ramionami. Czasem opierał na moim swoją głowę i lekko przymykał oczy. Dzięki temu, że był ode mnie znacznie niższy, mogłem wtedy bez problemu podziwiać jego rumieńce i uniesione kąciki warg. Był szczęśliwy, a przez to jeszcze bardziej uroczy. 
          Trwaliśmy w milczeniu. Jednak nie była to przytłaczająca cisza, lecz taka, którą się cieszyliśmy. Nie musieliśmy nic mówić. Nie było takiej potrzeby. Żywo trajkotaliśmy w kawiarni, podczas podróży do parku, ale teraz woleliśmy zamknąć usta, aby słowa nie zagłuszały tego, co obaj czuliśmy - miłości, do której jeszcze nie mieliśmy odwagi się przyznać. 
          Zbliżał się wieczór. Niebo coraz bardziej szarzało, wskazując, że niebawem będziemy musieli się rozstać. Wiedziałem, iż następnego dnia znów go zobaczę, a mimo to nie chciałem go opuszczać. Każde pożegnanie bolało mnie tak, jakbyśmy nie mieli już nigdy więcej na siebie spojrzeć. Może podchodzi to pod schorzenie psychiczne, ale gdybym tylko mógł, ciągle bym przy nim był. Nie w celu kontrolowania go i zatruwania mu życia, lecz by go chronić. Ktoś powinien dać mu troskę, jakiej nie miał okazji wcześniej doświadczyć. 
          Gdy mieliśmy już zawracać przy samotnej ławce i skierować się w stronę stacji metra, zachowanie Naruto uległo zmianie. Chłopak nieśmiało posyłał mi ukradkowe spojrzenia, na zmianę otwierając i zamykając usta, przy czym jego twarz przypominała barwą soczystego buraka. Bacznie go obserwowałem. Chciał coś powiedzieć, jednak nie wiedział, w jaki sposób zacząć. Stwierdziłem, że nie będę go poganiał i cierpliwie zaczekam. Oczywiście udając, iż niczego nie zauważyłem i wcale nie jestem ciekaw, co ma zamiar mi przekazać. 
          Blondyn wziął głęboki, uspokajający oddech, po czym pierwszy raz przerwał panującą między nami ciszę:
          - Sasuke?
           Zwróciłem głowę w jego stronę, dając mu znak, że uważnie go słucham.
          - Mógłbym cię o coś zapytać?
          - Oczywiście - odparłem, szeroko się przy tym uśmiechając. Widziałem, że chłopak jest zestresowany, więc chciałem dodać mu otuchy. - O co tylko zechcesz. Na wszystko odpowiem.
          Obdarzył mnie czarującym spojrzeniem, jakby chciał podziękować za to, iż chcę go wysłuchać. Trochę się uspokoił, bo znów się do mnie przytulił i przestał wykonywać nerwowe ruchy.
          - Wiesz, ta sprawa intryguje mnie odkąd się poznaliśmy - wyjawił. Wbił wzrok w czubki butów, przygryzając wargę. - Dlaczego się mną zainteresowałeś? Musiałeś mieć jakiś powód. Jesteś atrakcyjnym mężczyzną z ciekawą osobowością. Pochodzisz z dobrze usytuowanej rodziny. Masz wysokie wykształcenie. Po ukończeniu studiów bez problemu znajdziesz pracę, zarobisz masę pieniędzy. Czeka cię... świetlana przyszłość. Dlaczego ktoś taki, jak ty zwrócił swoją uwagę na kogoś takiego, jak ja? Jestem tylko... ubogą sierotą. Nie mam krewnych, pieniędzy, a nawet szkoły, która zapewniłaby mi zawód i miejsce na rynku pracy. Sprzedaję rysunki, by mieć za co jeść. Żyję na granicy nędzy. Wiesz, że tak jest. - Z trudem powstrzymywał łzy. - Sasuke, nie mogę ci niczego dać. Niczego. Oprócz siebie.
          - To mi wystarczy.
           Zatrzymaliśmy się. Stanąłem naprzeciwko Naruto. Puściłem jego rękę i ułożyłem dłonie na policzkach blondyna. Subtelnie zmusiłem go do podniesienia głowy. Chciałem, by na mnie patrzył. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, sam miałem ochotę się rozkleić widząc, jak jego tęczówki mocniej się zaszkliły. 
          - Posłuchaj. - Mój głos był łagodny, choć gardło się ściskało, a serce łopotało w piersi. - Jesteś dla siebie zbyt surowy. Wszystko, co cię spotkało nie zdarzyło się z twojej winy, Naruto. Przestań brutalnie się osądzać. To, jak potoczyło się twoje życie nie było w głównej mierze zależne od ciebie, rozumiesz? Zrobiłeś tyle, ile byłeś w stanie. Podziwiam cię za to, że się nie poddałeś i o siebie walczyłeś. Nie uważaj się za gorszego ode mnie, bo nawet nie wiesz, jak wysoko mnie przerastasz. To, że wychowywałeś się w domu dziecka, nie masz dużych zarobków ani stałej pracy, nic mnie nie obchodzi. Liczysz się dla mnie tylko ty, Naruto, a ja zrobię wszystko, byś był szczęśliwy. Przecież razem sobie poradzimy.
           - M-Mówisz poważnie?
           Chłopak wpatrywał się we mnie jak zaczarowany, a łzy płynęły wzdłuż jego policzków. Starałem się ścierać je palcami, ale było ich tak dużo, że nie nadążałem.
          - Jak najbardziej - potwierdziłem. - Byłeś ciekawy, dlaczego się tobą zainteresowałem, tak?
          Przytaknął.
          Ująłem kosmyk jego włosów i zacząłem obracać go w dłoni.
           - Najpierw oczarowałeś mnie swoim uśmiechem - przyznałem. - Byłem wściekły, a gdy mnie nim obdarzyłeś, od razu się uspokoiłem. Poczułem się... szczęśliwy. Zauroczyłeś mnie. Jednym gestem. Później codziennie przychodziłem do kawiarni, by móc cię zobaczyć. Kiedy pierwszy raz z tobą rozmawiałem, już wiedziałem, iż nie jestem zaślepiony, lecz... że cię pokochałem. Naprawdę. Wszystko w tobie kocham, Naruto. Całego ciebie.
          Nie zdawałem sobie sprawy, że stać mnie na taką szczerość. Nie raz układałem tę przemowę w głowie, a mimo to słowa same się ze mnie wylały. Nie myślałem. Mówiłem wszystko, co w nagłym przypływie odwagi nasunęło mi się na język. Jedyne, co mogłem w tym wypadku zrobić to ze wstrzymanym oddechem czekać na reakcję blondyna.
         Przez dłuższą chwilę Naruto uporczywie się we mnie wpatrywał, z szeroko otwartymi ustami, których w tym momencie nie potrafił zamknąć.
          Nagle w jego oczach pojawiły się iskierki, których dotąd nie miałem okazji w nich zobaczyć. Choć łzy dalej toczyły się po jego twarzy, odzyskał wesołe spojrzenie. Roześmiał się, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Mimowolnie do niego dołączyłem, wysoko unosząc kąciki ust.
          Naruto zarzucił ręce na moją szyję i splątał dłonie na wysokości karku, po czym z radosnym okrzykiem wskoczył w moje ramiona. Był lekki, więc bez problemu go utrzymałem, gdy oplątywał mój pas nogami.
           - Ja również cię kocham, Sasuke - wyszeptał do mojego ucha.
          Nawet nie wiedziałem, kiedy z przypływu szczęścia moje nogi się ugięły. Upadłem na plecy, a blondyn wylądował okrakiem na moim brzuchu. Na szczęście śnieg zamortyzował upadek, chociaż wydaje mi się, że byłem tak rozanielony, iż nawet nie poczułbym ewentualnego bólu. Śmialiśmy się głośno, wpatrując się w swoje twarze.
          Kiedy zdołaliśmy ochłonąć, przeniosłem dłonie na biodra Naruto. Przysunąłem go bliżej mojej twarzy, chwyciłem za dłonie i pozwoliłem, by chłopak wykonał następny ruch. Blondyn, z krwistoczerwonymi wypiekami na twarzy, ułożył nasze ręce po bokach mojej głowy i pochylił się tak nisko, że czułem na wargach jego gorący, niespokojny oddech. Zamknął oczy. Teraz moja kolej. Lekko uniosłem tułów i złączyłem nasze usta w pocałunku - nie w namiętnym tańcu języków, lecz długim, czułym muśnięciu. Było nam dobrze. Cholernie dobrze. I nie ma w tym żadnych seksualnych podtekstów. Nasze serca biły jednym rytmem, usta idealnie dopasowywały się do warg partnera, a dłonie splątały się tak, jakby nigdy więcej nie miały się rozdzielić. Myślałem, że szczęście rozsadzi mnie od środka.
          - Więc to się czuje, gdy całuje się człowieka, którego się kocha - szepnąłem, gdy się od siebie odsunęliśmy.


***** 
            
          Uśmiechnąłem się. Uwielbiałem to wspomnienie. Było jednym z moich ulubionych. Często wracałem do niego myślami i za każdym razem doświadczałem dreszczyku emocji podobnego do tego, który towarzyszył mi podczas pamiętnego spaceru. Nieważne, że na drugi dzień obaj zachorowaliśmy przez turlanie się w śniegu i leżenie na lodzie. Było warto! 
          W przypadku moich wcześniejszych związków, często już na pierwszej randce namiętnie całowałem się z moimi partnerkami lub partnerami . Jednak nie było w tych pocałunkach niczego... magicznego. Ot, gesty pozbawione uczuć... Wyuczone, dopracowane, ale bez duszy. Z Naruto było inaczej. Muskaliśmy ustami nasze policzki na przywitanie i pożegnanie, ale nie spieszyliśmy się z połączeniem naszych warg. Czekaliśmy na idealny moment. I go otrzymaliśmy. Nie ma nic piękniejszego od powiedzenia komuś "kocham cię", a później potwierdzenia tych słów całusem. Niesamowite przeżycie.
          Zrobiło mi się cieplej. Zawsze, gdy o tym myślałem, moje serce przyspieszało. Zapomniałem o pechu. Uspokoiłem się i nawet nie przeszkadzał mi krzyk dziecka, które płakało przez całą trasę, próbując wyrwać się z ramion sfrustrowanej mamy. W normalnych okolicznościach miałbym ochotę strzelić sobie w głowę lub wysiąść z metra i iść na piechotę. A tym razem nie aktywowało to u mnie wścieklizny. Przeciwnie - uśmiechnąłem się do zasmarkanego brzdąca. 
          Wprawiłem się w tak dobry nastrój, że podróż minęła mi szybciej i przyjemniej niż się tego spodziewałem. 
          Wysiadłem na odpowiedniej stacji, po czym udałem się schodami na powierzchnię. Blok, w którym mieszkał mój brat, znajdował się niedaleko, dzięki czemu błyskawicznie pokonałem odległość. W końcu im szybciej szedłem, tym bardziej się rozgrzewałem i mniej mokłem. 
          Wspiąłem się na drugie piętro odrapanego budynku i przycisnąłem dzwonek drzwi opatrzonych startym, niewyraźnym numerem dziesięć. Oczywiście musiałem czekać wieki, nim usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka. Itachi nigdy się nie spieszył. Zawsze na wszystko miał czas i nie martwił się, że jego goście marzną na obskurnym korytarzu! 
          Nareszcie, po kilku minutach, mój łaskawca otworzył wrota. Gdy go zobaczyłem, nie miałem już ochoty się na niego wściekać za skazywanie mnie na koczowanie pod wejściem do mieszkania - chłopak szeroko się uśmiechał i darzył mnie ciepłym spojrzeniem, przepełnionym braterską miłością. Zawsze tak na mnie patrzył - kiedy byłem kochanym dzieckiem, upierdliwym nastolatkiem czy poważnym panem doktorem. Łagodny z niego człowiek, choć wygląd temu przeczy - długie, rozpuszczone włosy, koszulka z jakimś rockowym zespołem, o którym w życiu nie słyszałem i czarne, porozdzierane spodnie. Z zewnątrz - twardy facet, ale w środku ma dobre i wrażliwe serce.
         - Braciszku - wykrzyknął, po czym niespodziewanie wziął mnie w ramiona. - Strasznie się za tobą stęskniłem!
          Fakt, nie widzieliśmy się od tygodni. 
         - Ja też, ale... dusisz mnie!
          Moje rozpaczliwe wyznanie nie zrobiło na Itachim większego wrażenia. Dalej mnie przytulał, lecz jego chwyt lekko zelżał. Dobrze, że się całkowicie nie odsunął. Potrzebowałem takiego dotyku. Bałem się, iż zaraz się rozpłaczę, bo wszystkie dzisiejsze pechowe sytuacje oraz dylematy znowu do mnie wróciły. Obecność brata pomagała. Czułem się lepiej, kiedy jego ręce mnie oplatały - pamiętałem, jak dawniej mnie na nich nosił. Budziły szczęśliwe wspomnienia. 
           Oparłem czoło o jego klatkę piersiową i pozwoliłem sobie objąć go powyżej pasa. Nie musiałem na niego patrzeć, by wiedzieć, że szczerzył zęby. Zresztą, też unosiłem kąciki ust. Cholera, fajnie tak czasem poczuć się znowu jak dzieciak. 
           Gdy się od siebie odsunęliśmy, uśmiech zniknął z twarzy mojego brata, a zastąpiło go zdziwienie pomieszane z przerażeniem. Złapał mnie za ramiona i zmierzył moją sylwetkę badawczym spojrzeniem.
          - Wyglądasz fatalnie - stwierdził, cmokając.
          - Ach, potrafisz pocieszyć człowieka - mruknąłem. - Powinieneś robić to zawodowo. Z pewnością zostałbyś milionerem.
          - Do tego jesteś przemarznięty i przemoczony! Wejdź. Dam ci suche ubrania, a te rozwieszę, żeby wyschły. Ogrzejesz się pod kocem i napijesz się czegoś ciepłego.
          Z Itachim nie można było dyskutować. Jeśli coś postanowił, trzeba było pogodzić się z jego decyzją, bo i tak by jej nie zmienił. Więc nie protestowałem, gdy wciągnął mnie do swojej kawalerki, na której widok zamarłem w bezruchu. Było to małe, skromne pomieszczenie - białe ściany, podłoga wyłożona panelami, kilka drewnianych szafek, rozkładana sofa, fotel, ława, telewizor, parę półek z książkami,  aneks kuchenny i równie niewielka łazienka ukryta za prostymi drzwiami. W gruncie rzeczy, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie jeden wielki burdel panujący w mieszkaniu. Wszędzie walały się ubrania, brudne naczynia, gazety, a elektryczna gitara leżała na środku pokoju, smętnie okryta jakimś podkoszulkiem, który pewnie wylądował na niej przez przypadek. 
          - No, trochę ogarnąłem zanim przyszedłeś - oświadczył Itachi podczas grzebania w szafie.
          Myślałem, że oczy za chwilę wyjdą mi z orbit.
          - Chcesz powiedzieć, że był tu jeszcze większy syf?
          Mój brat wysunął głowę z wnętrza mebla i spojrzał na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem.
           - O co ci chodzi? - Zmarszczył brwi. - Przecież posprzątałem.
          Wzruszył ramionami i wrócił do szukania ubrań. Skoro teraz było według niego czysto, to nawet nie chciałem wiedzieć jakby musiało być, aby stwierdził, że jest brudno. A Naruto potrafił wszcząć wojnę, gdy gdzieś zostawiłem jeden nieumyty kubek... Gdyby tu wszedł, popadłby w depresję. Roześmiałem się. Chyba bałaganiarstwo mamy we krwi.
          Nawet się nie obejrzałem, kiedy moje przemoczone ciuchy wylądowały na kaloryferze, a ja zostałem przymuszony do założenia znacznie za dużych, szarych, dresowych spodni i takiej samej koszulki. Następnie Itachi rozkazał mi, abym położył się na sofie. Niechętnie wykonałem zalecenie, a brat szczelnie otulił mnie bawełnianym kocem. To akurat mi się spodobało. Przyjemnie było poczuć, że ktoś się o mnie troszczy. Potem chłopak powędrował do prowizorycznej kuchni i po chwili wrócił z dwoma kubkami parującej, malinowej herbaty.
          - Pij póki gorące - powiedział, wręczając mi napój.
          Uśmiechnąłem się w podziękowaniu. Itachi odwzajemnił gest i usiadł na pobliskim fotelu. Zarzucił nogę na nogę, po czym spojrzał prosto w moje oczy.
          - Więc, Sasu, o czym chciałeś porozmawiać?
           Z lękiem przełknąłem ślinkę, spoglądając na brata, który przypominał pozą, mimiką i wyglądem profesjonalnego psychologa. Myślałem, że wezmę udział w braterskiej pogawędce, a tu najwidoczniej czeka mnie leżenie na kozetce i spowiadanie się ze swoich wewnętrznych rozterek. Cholera, niewątpliwie czeka mnie szalenie ciekawa sesja! 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, kochani :)

Na początku chciałabym Wam serdecznie podziękować za życzenia, jakie umieściliście pod poprzednim wpisem. Zrobiło mi się niesamowicie miło, gdy je przeczytałam. Skutecznie poskutkowały - pogoda była cudowna, a cały wyjazd bardzo udany. Odpoczęłam, nabrałam nowych sił i wracam z masą energii, motywacji, natchnienia i pomysłów. 

Dziś prezentuję Wam trzecią część "Pechowej soboty". Przepraszam, że wpis ukazał się tak późno - planowałam dodać go na początku tygodnia, a tymczasem pojawił się pod koniec. Niestety, podczas pracy nad notką dopadł mnie równie duży pech, jaki spotyka w opowiadaniu Sasuke ;D Ciągle działo się coś, co nie pozwalało mi jej dokończyć - zarówno tablet, jak i komputer zmówiły się przeciwko mnie i wszczęły bunt. Na szczęście, opanowałam sytuację i zdołałam dopisać resztę tekstu. Mam nadzieję, że publikacja Wam się spodobała :) Będę cierpliwie czekać na Wasze opinie. Ta część opowiadania jest dla mnie szczególnym eksperymentem i jestem szalenie ciekawa, co o niej sądzicie.

Kochani, możliwe, że "Pechowa sobota"  wydłuży się o jedną notkę. Myślałam, iż zamknę się w czterech częściach, ale przybyło kilka nowych pomysłów, które chciałabym użyć w opowiadaniu. Niebawem rozpocznę pracę nad kolejnym wpisem i planuję dodać go pod koniec następnego tygodnia.

Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałabym wyjaśnić. Kochani, pytacie mnie, kiedy wznowię "Serce mroku". Niestety, opowiadanie zacznie pojawiać się na blogu dopiero we wrześniu lub październiku. Na razie planuję ukończyć wszystkie one-shoty, czyli "Pechową sobotę"  oraz "Bezsilnego". Przyznam szczerze, że muszę dokładnie przypomnieć sobie fabułę "Serca mroku" - potrzebuję na to troszkę więcej czasu, a kiedy będę to robić, dokończę pozostałe opowiadania. Gdy zrealizuję ten plan, "Serce mroku" zacznie być publikowane normalnie, na zmianę z "Sidłami przeszłości" :)

Witam serdecznie nowych obserwatorów ^^ Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić na moim blogu.

Pozdrawiam cieplutko i do napisania w następnej notce :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

wtorek, 5 sierpnia 2014

Krótka przerwa


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Spokojnie, kochani - dzisiejszy wpis nie jest żadną złą wiadomością :)

Chciałam Was poinformować, że od jutrzejszego dnia do końca bieżącego tygodnia nastąpi przerwa w mojej działalności blogowej. Będę niedostępna, ponieważ wyjeżdżam na wakacje. Bardzo się cieszę na tę wycieczkę i podczas pobytu nad morzem nie chcę korzystać z internetu - pragnę odpocząć, nacieszyć się ostatnim czasem wolnym od szkoły, a przede wszystkim dobrze się bawić. 

Z tego powodu, nowy wpis ukaże się po moim powrocie. Na wszelkie komentarze odpowiem, gdy wrócę. Także odwiedzę wtedy czytane przeze mnie blogi i zamieszczę swoje opinie. Przepraszam autorów, że nie zrobiłam tego wcześniej - wczoraj się dowiedziałam, iż wyjazd dojdzie do skutku i nie miałam chwilki, by zajrzeć na Wasze projekty. Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewacie i wybaczycie mi drobne opóźnienie ^^

Kochani, gdy przyjadę do domu od razu zabiorę się za pisanie trzeciej części "Pechowej soboty". Planuję również dodanie opowiadania z innym pairingiem niż SasuNaru. Na razie nie zdradzę, kim będą jego bohaterowie - chcę byście mieli niespodziankę. Mam już pewien zarys historii, który dopracuję podczas podróży - czeka mnie dziesięć godzin jazdy pociągiem, więc wszystko zdążę dokładniej ułożyć w głowie ;D

Na kilka dni się z Wami żegnam, kochani i zapraszam Was do czytania poprzedniego postu, a także innych opowiadań zamieszczonych na blogu.

Pozdrawiam serdecznie i do napisania w kolejnej notce ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~