wtorek, 27 sierpnia 2013

"Serce mroku" ~ Rozdział 14


W którym Cień dostarcza wiadomość...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Słone krople w zastraszających ilościach skapywały z oczu blondyna i lądowały na ramieniu Potomka Nocy. Pozostawiały na jego pobladłej, aksamitnej skórze cienkie strugi, które kończyły się na wysokości rozcięcia klatki piersiowej, gdzie to bandaż uniemożliwiał im dalsze, swobodne spływanie. Wkrótce krańce opatrunku wyglądały, jakby zostały nieznacznie zanurzone w wiadrze zimnej wody. Poszczególne warstwy materiału stawały się coraz cięższe, aż zaczynały się od siebie odczepiać, zahaczając przy tym o gojące się skaleczenie. Mimo pulsującego bólu, który nagle pojawił się w obrębie mostka, Sasuke jedynie mocniej zacisnął zęby i wtulił twarz w szyję lekarza. Choć to jego lament spowodował nawrót cierpienia, wampir nie miał nawet najmniejszego zamiaru odsunąć się od chłopaka. Sam nie rozumiał swojego zachowania - każdy wolałby uniknąć męki, lecz objęcia Naruto - w zagadkowy sposób - łagodziły wszelkie objawy. Nie dawały pełnego, fizycznego ukojenia, ale przynosiły psychiczną ulgę, a tej brunet potrzebował znacznie bardziej niż osłabienia odczuwania obrażeń.
          Powróciwszy pamięcią do dawnych wydarzeń, na nowo doznał emocji, które musiał znosić jako sześcioletni chłopiec. Ogrom wściekłości, nienawiści, przerażenia i bezradności odżył w jego sercu, wprowadzając je w nieprzyjemne drżenie. Wspomnienia raz po raz pojawiały się i znikały wewnątrz głowy Uchihy. Znów słyszał krzyki mordowanych osadników, brzdęk metalu pocieranego o metal oraz straszliwe ujadanie psów. Widział kałuże krwi, twarze mieszkańców oraz rodziców, kiedy ich ciałami posilały się bestie Łowców. Podświadomie wyczuwał duszący zapach dymu, przez co jego oddech przyspieszył i stał się przeraźliwie płytki. Każdy mięsień ciała był równie napięty jak w tamten jesienny dzień, który to wraz z Itachi'm spędził ukryty w gałęziach drzewa. Ogarniające go wycieńczenie było identycznym zmęczeniem jakie odczuwał, gdy w towarzystwie starszego brata pierwszy raz dotarł pod mury Kolonii. Miał wrażenie, że znowu jest dzieckiem rzuconym w centrum najazdu - malcem, który nie mógł zrobić nic, aby zapobiec tragedii. Na tę myśl doznał nieprzyjemnego ucisku w żołądku, wywołującego upiorne mdłości. Niepożądane reakcje organizmu w połączeniu z negatywnymi uczuciami, powolnie doprowadzały go do szaleństwa. Nie zdziwiłby się, gdyby nieświadomie zaczął wyrywać sobie włosy z głowy lub ponownie rozrywać usta wydłużonymi kłami, aby tylko uwolnić się od pamiętnych przeżyć.
          Nagle w jego nozdrza wdarł się różany zapach skóry Uzumaki'ego, który zdołał skutecznie ukoić rozjuszone nerwy. Kwiatowa woń przypominała mu leśne polany, gdzie, kiedy był mały, spędzał całe godziny na zabawie ze starszym bratem. Oparł policzek na ramieniu lekarza, a ciepło jego ciała niemal od razu rozgrzało zmarznięte członki wampira. Przymknąwszy powieki, wypełnił go błogi spokój, który potęgowały objęcia blondyna. Zapomniał o bólu porozcinanych warg oraz skaleczenia na piersiach. Nie czuł niczego oprócz bezpieczeństwa i troski, jakie zapewniał mu Naruto. Było to miłą odmianą od czasu, gdy złączyli swoje jaźnie, gdyż od pierwszej wizji Sasuke został przygnieciony ogromną ilością emocji. Czuł, jakby z jego barków ściągnięto wcześniejsze brzemię, dzięki czemu - choć na chwilę - zdołał zapomnieć o nurtujących problemach. Pragnął jedynie delektować się obecnością blondyna, który, po poznaniu jego przeszłości oraz towarzyszących jej doznań, stał się wyjątkowo bliski sercu Potomka Nocy. Zniknęła wcześniejsza niechęć wobec ludzkiej natury lekarza, a zastąpiło ją poczucie bezgranicznego zaufania oraz zamiłowania usposobieniem błękitnookiego. Uchiha, przez niecałe dwa dni, które spędził w posiadłości pół-wampira, doświadczył większej opiekuńczości i uczuciowości ze strony Naruto, niż kiedykolwiek otrzymał od swojej rasy. Tylko Itachi podchodził do niego z równie dużą emocjonalnością, której Sasuke najmocniej łaknął. Nie potrafił się do tego przyznać, ale brakowało mu bliskości innej istoty. Od kiedy został zmuszony do rozstania się ze starszym bratem, miał nadzieję, że spotka kogoś, kto doda mu sił i nadzieję do dalszej walki. Iskrą napędzającą go do działania okazał się przytulający go blondyn, który właśnie gładził dłońmi jego włosy. Delikatny dotyk lekarza napawał Potomka Nocy nieukrywaną radością i pociechą,  dzięki czemu zdołał odciąć się od ponurych wspomnień. Na dodatek, gdy odczuwał na swojej szyi gorący oddech blondyna, odnosił wrażenie, iż na dnie jego serca pojawiło się rozkoszne ciepło, które od środka wypełniało go nieuzasadnioną wesołością.
          Brunet chciał się przekonać czy także Naruto zauważył poprawę ich wzajemnych relacji. Otwierał już usta, aby zadać pytanie, kiedy reakcje ciała młodzieńca udzieliły mu wystarczającej odpowiedzi - przestał dygotać, a spod jego powiek nie wypływały świeże potoki łez. Lecz mimo przerwania płaczu, blondyn nie opuścił rąk i ciągle obejmował nimi sylwetkę wampira, od czasu do czasu przyciskając głowę do jego wystających obojczyków.
          Minęło wiele długich minut, aż Uzumaki odetchnął głęboko, po czym otarł twarz rękawem koszuli. Przelotnie musnął wargami policzek Uchihy i taktownie się od niego odsunął, szepcząc:
          - Sasuke, ja... - W tonie głosu blondyna, Potomek Nocy wyraźnie dosłyszał potężne, nerwowe drżenia. Był pewny, że chciał poruszyć temat złączenia umysłów lub użycia wampirzych zdolności, dlatego też z niecierpliwością oczekiwał dalszej części wypowiedzi lekarza. Może zmienił zdanie? Może wspomnienia przekonały go do wysłuchania moich próśb? Może... zgodzi się pomóc mnie i mojemu bratu?, myślał gorączkowo, jednocześnie z taką siłą zaciskając dłonie na udach, że aż zbielały mu knykcie. Czuł, iż jego oddech przyspiesza, a po plecach spływa zimny pot.
          Jednakże, gdy Naruto podniósł twarz, brunet wiedział już, że w najbliższym czasie nie usłyszy tego, co blondyn miał zamiar wypowiedzieć, gdyż chłopak zamknął usta i jedynie ze strachem przyglądał się sylwetce wampira - jego okrwawionym wargom oraz przecięciu klatki piersiowej, z której zupełnie zsunął się opatrunek. Wybrudzony bandaż zatrzymał się na kościach biodrowych, a rozwiązane końce niechlujnie opadły na marmurową posadzkę. 
          Gdy spojrzenia obu młodzieńców się skrzyżowały, blondyn niemalże od razu spuścił wzrok, a grzywka zdołała w całości zakryć jego oczy. Mimo że wpatrywali się w siebie zaledwie kilka sekund, Sasuke zdołał uważnie przyjrzeć się lekarzowi - przeraźliwie pobladłej cerze, zaczerwienionym, opuchniętym powiekom oraz malującym się wokół nich, sinym półksiężycom, które wskazywały, iż połączenie umysłów dogłębnie go wycieńczyło. Jednak najbardziej piorunujące wrażenie wywarły na nim tęczówki chłopaka - niegdyś o nieskalanie połyskującym, niebieskim kolorze, znacząco przygasły i nie można było w nich dojrzeć niczego prócz bólu oraz strachu.
          Trwali w zupełnej ciszy, którą przerywały jedynie wzburzone oddechy. W miarę upływu czasu atmosfera zaczęła się zagęszczać, a w Sasuke coraz mocniej narastał niepokój. Dlaczego Naruto się od niego mentalnie oddalał? Pomimo tego, iż fizycznie znajdowali się blisko siebie, Uchiha odczuwał, jakby lekarz duchowo się odsuwał. Zupełnie nie przypominał teraz chłopaka, który jeszcze przed chwilą otulał go swoimi ramionami i składał czułe pocałunki. Teraz, skulony, z nisko opuszczoną głową, wydawał mu się przerażająco obcy. Czyżby Uzumaki nie doznał więzi, jakiej doświadczył Potomek Nocy? Może tylko brunet żywił  uczucia wobec chłopaka, który ciągle obawiał się jego wampirzej natury? Ale, jeżeli by tak było, to nie traktowałbyś mnie z czułością, prawda Naruto?, pomyślał, aby dodać sobie otuchy. Niespodziewanie zauważył na twarzy blondyna mokry ślad, który pozostawił dawny płacz. Pod pretekstem starcia pozostałości łzy, zbliżył do niego rękę i ostrożnie ułożył dłoń na policzku. W rzeczywistości pragnął jedynie odczuć pod palcami dotyk jego ciepłej, jedwabistej skóry, który zdołał momentalnie obniżyć poziom poddenerwowania. Uśmiechnął się szeroko, kiedy zdał sobie sprawę, że lekarz nie zamierza go od siebie odepchnąć, dzięki czemu nie spełniły się największe obawy Uchihy - młodzieniec nie lękał się jego obecności. Jednakże radość Sasuke nie trwała zanadto długo, gdy wtem zauważył, iż podbródek Naruto gwałtownie zadrżał, a chłopak boleśnie zagryzł wargi.
          - Dobrze się czujesz? - zapytał Potomek Nocy czując, jakby do żołądka wpadła mu ogromna bryła lodu. 
          Blondyn nerwowo pokiwał głową.
          - Zajmę się twoimi ranami - Prędko zmienił temat, aby umknąć przed następnymi pytaniami. - Pójdę po narzędzia - dodał szybko, jakby przeczuwał, że Sasuke nie da tak łatwo za wygraną i dalej będzie się starał poznać powód jego nagłej zmiany zachowania.
          W istocie, intuicja Naruto zupełnie go nie zawiodła, gdyż wampir natychmiastowo otworzył usta, a na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości, kiedy to Uzumaki błyskawicznie powstał z posadzki, nie zaszczycając go przy tym nawet najlichszym spojrzeniem. Z gniewnie zmarszczonymi brwiami obserwował, jak blondyn wykonywał chwiejne, drobne kroki, aż zdołał wyjść z salonu i zniknął mu z oczu w głębi korytarza posiadłości.
          Uchiha nabrał w płuca okazałą ilość powietrza, następnie głośno wypuszczając ją nozdrzami. Nie rozumiał postępowania chłopaka, uciekającego od przeprowadzenia rozmowy. Dlaczego, kiedy miał ku temu okazję, nie powiedział, co spowodowało przemianę jego poczynań? Dlaczego chłopak, który jeszcze niedawno otulał go swoimi ramionami, teraz bał się na niego popatrzeć? Dlaczego, pod pretekstem przyniesienia opatrunków, uciekł i nie wysłuchał, co miał mu do powiedzenia?
          Sasuke opuścił rękę, którą dotąd trzymał wyciągniętą w miejscu, gdzie do niedawna znajdowała się twarz Naruto, po czym westchnął głośno. W jego głowie na nowo pojawił się mętlik myśli, a każda z nich wywoływała coraz silniejszą irytację, którą wkrótce zastąpiło nieokiełznane rozwścieczenie. Uderzył pięścią w podłogę, zdzierając przy tym kostki dłoni, kiedy zaczął rozpatrywać, że może Uzumaki chce odmówić jego prośbom, ale nie wie, jakich słów powinien do tego użyć. 
          - Mogłem się tego spodziewać - mruknął pod nosem. - Czego oczekiwałem? Iż moja żałosna przeszłość w jakikolwiek sposób wpłynie na jego decyzję? Niepotrzebnie się łudziłem i trudziłem. Powinienem był od razu po przebudzeniu odejść z jego posiadłości, a nie marnować cenny czas na łączenie umysłów, które i tak nie przyniosło pożądanych rezultatów. Zamiast siedzieć bezczynnie, mogłem już dawno zacząć szukać Itachi'ego na własną odpowiedzialność! Ale zamiast tego, wolałem naiwnie wierzyć, że otrzymam pomoc od człowieka! 
          Wściekle pokręcił głową, gdy nagle kątem oka zauważył postać stojącą w wejściu do komnaty. Naruto, z zaszklonymi tęczówkami, trzymał w drżących rękach miednicę wypełnioną wodą, a pod pachami niósł zapakowane opatrunki. Sasuke, poddając się całkowicie swoim nerwom nie usłyszał kroków chłopaka, który najwidoczniej musiał przysłuchiwać się pełnemu monologowi, gdyż na jego twarzy pojawił się wyraz ogromnego żalu i rozczarowania.
          Przez chwilę Uchiha miał wrażenie, że po policzkach lekarza spłyną świeże łzy, ale blondyn tylko cicho odchrząknął i bez słowa ruszył w stronę bruneta. Nie chciał dać po sobie poznać, że słowa Potomka Nocy niewiarygodnie go poruszyły - poczuł się jak narzędzie, przedmiot, który wykorzystuje się wtedy, gdy jest potrzebny, a potem odrzuca w kąt, aby nikomu nie zawadzał.
          Kiedy Uzumaki uklęknął obok wampira i zaczął przygotowywać się do opatrywania obrażeń, Sasuke nigdy wcześniej nie odczuł tak wielkiego zmieszania i zawstydzenia. Nie musiał spoglądać w lustro, by wiedzieć, że cała jego twarz, łącznie z uszami przybrała krwisto czerwoną barwę jednocześnie powodując, iż na jego czole gromadziły się kropelki potu. Przyjrzał się badawczo sylwetce młodzieńca i w jednej chwili cała wściekłość, rozdrażnienie wcześniejszym zachowaniem Naruto, opuściły ciało oraz umysł Potomka Nocy. Zamiast nich, Sasuke odczuwał straszliwe wyrzuty sumienia, jakby odważył się skrzywdzić osobę, którą ze wzajemnością darzył uczuciami. Uratował twoje życie, draniu, a ty, zamiast być mu wdzięcznym, jeszcze masz czelność obwiniać go o własne niepowodzenia, zganił siebie w myślach. Nie wybaczyłby samemu sobie, gdyby przez kilka nieprzemyślanych zdań i poddaniu się emocjom, utraciłby szansę przebywania u boku blondyna. Pierwszy raz doświadczał słabości wobec innej istoty i miał nieodparte wrażenie, że teraz jedynie Uzumaki sprawia, iż ma chęci, by dalej oddychać. Muszę naprawić to, co własnoręcznie zniszczyłem, stwierdził z goryczą, po czym znacząco odkaszlnął.
          - Naruto - zaczął nieśmiało. Chłopak ponownie na niego nie spojrzał, ale kiwnął głową na znak, że z uwagą oczekuje dalszej części wypowiedzi. Kiedy blondyn włożył jedwabną chustę do naczynia z wodą, Sasuke kontynuował: - Pragnę cię przeprosić za moje niedorzeczne zachowanie. Nie zastanowiłem się nad swoimi słowami i niepotrzebnie je wypowiedziałem. Ocaliłeś moje istnienie, a ja, wykazując się bezczelnością wręcz kolosalnych rozmiarów, odważyłem się wyciągnąć pochopne wnioski z twojego postępowania. Na moje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że byłem straszliwie zdenerwowany, a w głowie pojawił się natłok... - Głos Uchihy raptownie się załamał. - Przerażających myśli - dodał pospiesznie, spuszczając wzrok.
          Lekarz delikatnie wykręcił zmoczony materiał i na klęczkach zbliżył się do zasmuconego Potomka Nocy. Ułożył wilgotną dłoń na policzku Uchihy, którego ciało, pod wpływem ciepłego dotyku, rozkosznie się napięło. Niespodziewanie przesunął rękę na wysokość podbródka wampira, po czym subtelnym ruchem zmusił go do uniesienia oczu. Kiedy ich spojrzenia znalazły się na tej samej wysokości, Sasuke niczym zaczarowany wpatrywał się w hipnotyzujące, niebieskie tęczówki, które odzyskały dawny błysk.
          - Nie gniewam się - powiedział łagodnie Naruto. - Choć nie ukrywam, że w pierwszej chwili poczułem się...
          - Zraniony? - podsunął Potomek Nocy.
          Blondyn pokręcił przecząco głową.
          - Nie tyle skrzywdzony, co... wykorzystany - wyjawił, zaczynając ścierać chustą zastygłe strużki krwi, które zdobiły twarz, szyję oraz klatkę piersiową bruneta.
          - Wiem, że zabrzmiało to, jakbym traktował cię instrumentalnie. - Westchnął ciężko. - Jednakże nie myślałem wtedy racjonalnie. Możliwe, że moje nagłe zmiany nastrojów są spowodowane zakończeniem złączenia naszych jaźni. Ale, Naruto. - Przykrył ręką dłoń lekarza, która aktualnie znajdowała się na jego lewej piersi. - Nie żywię uczuć do rzeczy. Może jedynie pewnego rodzaju sentymenty, kiedy to dane przedmioty przywodzą na myśl szczęśliwe chwile mojego życia. Emocje kieruję wyłącznie w stronę żywych istot, a ty jesteś osobą, którą jak najbardziej chcę nimi obdarowywać. Spoglądam na ciebie w taki sposób, jakim sam chciałbym być widziany w oczach innych.
          Naruto wielokrotnie zakasłał, aby ukryć rumieńce, które niespodziewanie wypłynęły na policzki. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
          - Zawsze podziwiałem wampiry za ich zaskakujący, wrodzony dar szczerości - przyznał, wrzucając zabrudzoną chustę do miednicy.
          - Osobiście sądzę, że niektóre sprawy wymagają odrobiny bezpośredniości. - Kąciki ust Uchihy wysoko się uniosły.
          Sasuke, widząc poprawę nastroju towarzysza odczuł, jakby całe jego ciało ogarniała fala radości. Znów wypełnił go upragniony spokój, dzięki któremu rytm serca się ustabilizował, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w spowolnionym tempie.
          Blondyn odwiązał zabrudzony bandaż i niedbale zrzucił go na podłogę, po czym przystąpił do opatrywania rozcięcia na piersiach bruneta.
          - Wiesz - szepnął, uważnie przypatrując się ranie - od razu można poznać, iż jesteś przedstawicielem Potomków Nocy.
          Wampir uniósł brew w geście zaciekawienia i kiedy miał już poprosić o dalsze wyjaśnienia, Naruto dopowiedział:
          - Nie mam na myśli twojego charakterystycznego wyglądu, ale sposób, w jaki postępujesz. Potrafisz przyznać się do błędu i w przeciwieństwie do ludzi, których spotykałem, tłumaczysz je wyłącznie swoim zachowaniem. A co najważniejsze. - Uśmiechnął się. - Umiesz przepraszać i nie obawiasz się tego dokonywać.
          - Rozumuję, że zdołałeś mi wybaczyć ten niekontrolowany wybuch wściekłości - odparł kruczowłosy, a w jego głosie można było wyczuć zadowolone pomruki.
          - Szczerze powiedziawszy, nie miałem czego przebaczać. - Spoważniał. - Poznałem twoje wspomnienia i doznałem twoich przeżyć. Dzięki temu wiem, jak wiele uczuć się w tobie kłębi, Sasuke. Każde z nich sprzecza się z drugim - negatywne konkurują z pozytywnymi. Nie jest dla mnie zaskoczeniem to, że czasem osiągają apogeum, a ty musisz przez to dać upust emocjom. Rozumiem, iż niekiedy nie masz wpływu na swoje nerwy. Chyba nie sądziłeś, że przez kilka niepotrzebnych słów wyrzucę cię na ulicę? - Puścił oko w stronę Uchihy.
          Brunet zaśmiał się nerwowo i z zawstydzeniem podrapał się po karku.
          - Sadziłem, że możesz mnie po tym... znienawidzić. Wykazałem wobec ciebie zupełny brak szacunku.
          - Jesteś dla siebie zbyt surowy - odparł Naruto, zawiązując nowy, śnieżnobiały bandaż. - Ale za to bardzo dobrze wychowany.
          - To zasługa mojego brata. - Gwałtownie spuścił wzrok, kiedy odczuł ukłucie w sercu. - Po śmierci moich rodziców, on sprawował nade mną pieczę.
           Blondyn pokiwał głową ze zrozumieniem.
          - Może być z siebie dumny, bo przekazał ci największe wartości.
           Sasuke odczuł, że na wspomnienie Itachi'ego w kącikach oczu zgromadziły się łzy. Naruto, zauważając stan wampira, prędko zmienił temat rozmowy:
          - Kiedy odnalazłem cię na progu mojej posiadłości, zdecydowałem się tobą zaopiekować. Tym samym wziąłem za ciebie odpowiedzialność. Czułbym się winny, gdybym teraz skazał cię na samotność i pozostawił na pastwę losu. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale, gdy zakończyliśmy złączenie naszych umysłów, poczułem, że jesteś mi... drogi. Jakbyśmy byli wieloletnimi przyjaciółmi, choć w rzeczywistości poznaliśmy się ubiegłego wieczoru.
          - Byłem ciekaw czy także to zauważyłeś - przyznał Potomek Nocy, ciepło się uśmiechając.
          - Tak, niemal od razu doznałem tej więzi, a także przyszło mi na myśl, iż nareszcie mam dla kogo żyć. - Głośno przełknął ślinę, jakby zawstydził się swoją śmiałością względem Uchihy. - Dlatego też nie zamierzam cię opuścić, ani tym bardziej znienawidzić, wręcz przeciwnie - podziwiam cię, Sasuke.
          - Podziwiasz? - wybełkotał ciemnooki, nie kryjąc zaszokowania wyznaniem blondyna.
          - Jesteś tak młody, a przeżyłeś więcej niż niejeden starzec. Widziałeś śmierć osób, które kochałeś i zagładę wioski, w jakiej mieszkałeś. Mimo swojej przerażającej przeszłości, dalej masz wrażliwe serce. Gdybym był na twoim miejscu... moje byłoby twarde jak kamień.
          Wampir kilkakrotnie zamrugał powiekami. Kiedy zrozumiał sens słów chłopaka, poczuł się miło połechtany i na znak podziękowania posłał w stronę Naruto czarujący uśmiech.
          Uzumaki zakończył opatrywanie klatki piersiowej Sasuke, po czym przybliżył się do jego twarzy.
          - Proszę, abyś przez chwilę niczego nie mówił - powiedział, wpatrując się w usta Uchihy. - Zajmę się skaleczeniami na twoich wargach.
          Potomek Nocy posłusznie skinął głową.
          Blondyn przystąpił do ostrożnego oczyszczania rozcięć, starając się jak najdelikatniej przyciskać waciki. Mimo jego usilnych starań, kruczowłosy syczał wściekle, odczuwając nieznośne pieczenie. Aby odwrócić swoją uwagę od bólu, Sasuke skierował wzrok w stronę oczu lekarza - za każdym razem, gdy wpatrywał się w błękitne tęczówki, doświadczał nagłego przypływu spokoju. Ku swemu rozczarowaniu zauważył, iż Naruto znów ucieka przed jego spojrzeniem - celowo opuszcza głowę, by kosmyki zakryły powieki.
          - Dlaczego nie pozwalasz mi spoglądać w swoją twarz? - zapytał, kiedy Uzumaki odłożył narzędzia i przyglądał się zaczerwienionym kostkom jego dłoni.
          - Opatrunek nie jest potrzebny - powiedział lekarz, jakby nie usłyszał pytania wampira. - Na szczęście w żaden sposób nie uszkodziłeś ręki. Naskórek prędko się zregeneruje, ponieważ zdarłeś jedynie wierzchnią warstwę. - Westchnął głęboko widząc, iż Sasuke z niecierpliwością oczekuje odpowiedzi. - Gdy milczymy, cisza powoduje, że zaczynam myśleć. O twoich wspomnieniach. Przeżyciach. Wtedy staję się... zawstydzony. Dlatego unikam twojego spojrzenia.
          - Zawstydzony? - Brunet zmarszczył brwi. - Z jakiego powodu?
          - Ponieważ byłem wobec ciebie okrutny. - Z trudem przełknął ślinę. - Pozostawałem głuchy na prośby i dopiero po poznaniu twojej przeszłości, rozpatrzyłem swoje zachowanie. Dotarło do mnie, że niszczyłem twoje nadzieje na odzyskanie brata, Sasuke, a tym samym... popierałem brutalność wojny.
          - Bo mi odmawiałeś?
          - Nie. - Pokręcił przecząco głową. - Przez to, że byłem obojętny wobec cierpienia. Kiedy przymykamy oko na bestialstwo, sami bierzemy w nim udział. Ten, kto odmawia pomocy niczym nie różni się od Łowcy - także morduje, ale w bierny sposób. Sam nie pozbawia życia wampira, ale godzi się, by pozbawili go inni. Jeśli dalej będą istnieć ludzie tacy jak ja, którzy przez własny strach i bezsilność nie będą robili nic, by zapobiec rzezi, między-rasowa wojna nigdy nie dobiegnie końca. Jestem lekarzem. Powinienem ratować każde istnienie, a tymczasem nie zgadzałem się, by nieść pomoc twojemu bratu. Dlaczego? Ponieważ byłem przerażony. Po utracie taty, ułożyłem sobie spokojne życie, bez grama ryzyka. Każdy mój dzień był podobny jak setki innych, które spędziłem w tej posiadłości. Teraz, nagle wszystko miało ulec zmianie. Złamanie przysięgi wobec ojca, wkroczenie do wampirzego świata i ciągłe odczuwanie niebezpieczeństwa... mnie trwożyło. Jednakże widzę, iż moje zdolności mogą służyć większemu dobru. Może dzięki mnie żaden inny sześcioletni chłopiec nie musiałby przeżyć tego, przez co ty przeszedłeś, Sasuke? Może udałoby mi się sprowadzić Itachi'ego do domu? Może w jakikolwiek sposób mógłbym wpłynąć na losy bitwy i ocalić tysiące Potomków Nocy, ale wolałem bezczynnie siedzieć i liczyć, że wojna sama się rozwiąże! Nie! My musimy to zrobić! My musimy zaprowadzić pokój! Każdy ma w sobie siłę, ale tylko od nas zależy czy zechcemy po nią sięgnąć. Ja podjąłem swoją decyzję. Dla odmiany chcę kogoś uratować i ochronić, a nie liczyć, że każdy wiecznie będzie poświęcał dla mnie swoje życie. Mama... tata... oni uchronili mnie przed śmiercią. Teraz ja zrobię to samo dla ciebie i twojego brata, Sasuke!
          Kiedy Naruto ukończył swoją wypowiedź, po jego policzkach spłynęły łzy, ale spojrzenie nie wyrażało smutku - w tęczówkach czaiły się ogromne pokłady determinacji i pewności swoich przekonań. Z przyspieszonym oddechem oraz prędko bijącym sercem przyglądał się twarzy Uchihy, która zastygła w wyrazie osłupienia. Blondyn miał wrażenie, że szeroko otwarte oczy wampira za chwilę wyskoczą mu z orbit, a nisko opuszczona szczęka nie zdoła się już wyprostować. Nawet skóra Potomka Nocy zauważalnie pobladła i dorównywała barwą świeżym płatkom śniegu. O tym, iż Sasuke nie jest nieruchomym posągiem świadczyły jedynie drżące dłonie, potężnie zaciśnięte na materiale spodni oraz unosząca się klatka piersiowa.
          - Więc... decydujesz się... nam... pomóc? - wydukał Potomek Nocy, nie dowierzając w to, co usłyszał.
          Uzumaki stanowczo pokiwał głową.
          - Tak. Sądzę, że nie bez powodu spotkałem cię na swojej drodze. Może to właśnie ty miałeś mnie odmienić? Od kiedy utraciłem mojego tatę, czułem się, jakbym był żywym trupem - niby oddychałem, wykonywałem codzienne czynności, ale nie posiadałem znaczącego sensu swojego istnienia. Chyba jedynym powodem, dla którego nie rzuciłem się z okna był fakt, iż moi rodzice poświęcili siebie, bym ja mógł żyć. Nie chciałem, aby ich ofiara poszła na marne. - Uśmiechnął się szeroko. - Nareszcie czuję, że moje serce nie jest już puste, bo zdobyłem przyjaciela.
          Blondyn nawet nie zdążył zareagować, gdy ciało otuliły ramiona kruczowłosego. Potomek Nocy wcisnął twarz w szyję chłopaka, delektując się zapachem jego skóry. Mocno zacisnął ręce na materiale koszuli i raptownie wybuchnął płaczem, przez co jego sylwetką raz po raz wstrząsały upiorne dreszcze. Naruto, początkowo zaskoczony śmiałym gestem Uchihy, pozwolił sobie otoczyć go rękami. Kojąco wodził dłońmi po jego karku, po czym wplątał palce w ciemne kosmyki. 
          - Dziękuję, dziękuję - powtarzał Sasuke, mocniej przyciskając do siebie blondyna. - Tak bardzo ci dziękuję. Już na zawsze będę twoim dłużnikiem.
          Uzumaki przymknął powieki i oparł podbródek na ramieniu wampira. Korzystając z okazji, złożył krótki pocałunek we włosy chłopaka, który zdołał uśmiechnąć się przez łzy.
          Nagle do uszu młodzieńców dotarły tajemnicze, ciche stuknięcia. Przypominały uderzanie paznokciem o kraniec szklanego przedmiotu.
          - Słyszałeś? - zapytał Naruto, marszcząc czoło.
          - Tak - mruknął zaniepokojony Sasuke, który momentalnie zdołał się uspokoić i nieznacznie odsunął się od chłopaka, aby móc swobodnie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
          Kiedy dźwięki gwałtownie się wznowiły, obaj zastygli w bezruchu, przysłuchując się melodii. Zgodnie obrócili głowy w stronę okien, gdzie dostrzegli źródło odgłosów - na parapecie siedział czarny ptak, natarczywie uderzający dziobem o szybę.
          - Cień? - szepnął Uchiha, wytężając wzrok. - Cień!
          Ku głębokiemu zaskoczeniu Naruto, Potomek Nocy poderwał się z podłogi i błyskawicznie znalazł się przy przeciwległej ścianie. Przez drżenie rąk z wielką trudnością przyszło mu chwycenie klamki i nieznaczne uchylenie okna. Zwierzę, nie czekając na zaproszenie, przecisnęło się przez szczelinę, po czym wzbiło się w powietrze. Z gracją okrążyło salon i miękko opadło na ławę, gdzie paciorkowatymi oczami przyglądało się zszokowanemu blondynowi.
          - Co... to... ma.... znaczyć? - zapytał, kładąc ogromny nacisk na każde, wypowiedziane słowo.
          - To kruk należący do mojego brata - wyjaśnił Sasuke, zbliżając się do siedziska ptaka. - Wampiry potrafią zaskakująco szybko nawiązać więź ze zwierzętami i oswoić najdziksze bestie. Itachi zawsze miewał słabość do skrzydlatych stworzeń. Pewnego dnia znalazł Cienia rannego, leżącego wśród zarośli. Zaopiekował się nim. W zamian kruk stał mu się bezgranicznie oddany.
          Uzumaki podniósł się z posadzki i usiadł na skraju sofy, ciągle z fascynacją przyglądając się przybyszowi - połyskującym, czarnym piórom oraz ciemnym oczom, które iskrzyły się w świetle słońca niczym dwa, małe węgliki.
          - Jest przepiękny - wyszeptał z zachwytem blondyn.
          - Tylko z wyglądu - mruknął Sasuke, zajmując miejsce przy boku lekarza. Widząc zaskoczenie Naruto, dodał: - Ma paskudne usposobienie. Tylko wobec mojego brata wykazuje się uczuciami. Innych traktuje z wyraźną wrogością - szczypie i drapie pazurami. Mnie szczególnie nienawidzi. Nie ukrywam, że ze wzajemnością.
          Ptak wydał z siebie obrażony, gardłowy okrzyk. Wycelował uderzenie dzioba w rękę Potomka Nocy, którą ten zdążył cofnąć przed ciosem.
          - A nie mówiłem?! - syknął Uchiha. - Opierzony potwór! Już od dawna mam ochotę oddać go ludziom, aby przerobili go na rosół!
          Błękitnooki wiedział, że powinien zachować powagę, ale spoglądając na rozwścieczoną twarz Potomka Nocy oraz przysłuchując się gniewnym pohukiwaniom kruka, nie zdołał się powstrzymać - wybuchnął nagłym śmiechem, który nieudolnie próbował zamaskować kaszlem.
          - Co cię tak bawi?! - syknął wampir, z oburzeniem przyglądając się rozbawionemu blondynowi.
          - Nic takiego - odparł Uzumaki, zakrywając dłonią obnażone zęby. - Wiesz, nie gotujemy rosołu z kruka. Do tego używamy mięsa kur, kaczek lub gęsi.
          Sasuke wymamrotał odpowiedź pod nosem, lecz wypowiadał słowa tak cicho, iż Naruto nie zdołał ich od siebie odróżnić. Jednakże po tonie poznał, że Uchiha nie był zadowolony zwróceniem mu uwagi, co jedynie wywołało potężniejszą wesołość lekarza. Przyglądając się stanowi chłopaka, Potomek Nocy pokręcił głową z dezaprobatą, lecz po chwili jego rysy twarzy się rozluźniły, a kąciki ust nieznacznie uniosły.
          Nagle wampir znacząco spoważniał. Na ten widok Uzumaki natychmiastowo się uspokoił i z lękiem obserwował zmieniający się nastrój przyjaciela - w oczach Sasuke na nowo zagościł niepokój.
          - Mimo tego, iż za nim nie przepadam, Cień jest łącznikiem między mną i Itachi'm - wyszeptał kruczowłosy. - Na polecenie mojego brata, dostarcza informacje. 
          Uchiha odetchnął głęboko, zaciskając dłonie na materiale kanapy. Przez kilka sekund wpatrywał się w oczy zwierzęcia, nie mając dostatecznej odwagi, by zadać nurtujące pytanie. Niespodziewanie odczuł na swoim ramieniu ciepły dotyk, który z łatwością dodał mu otuchy. Palce Naruto kojąco pieściły jego skórę, napawając go ogromną ilością nadziei.
          - Masz od niego wiadomość? - wyszeptał Sasuke, zwracając się w stronę kruka. 
          Ptak energicznie pokiwał głową.
          - Mógłbyś przynieść kawałek pergaminu oraz kałamarz? - zapytał wampir, z napięciem wpatrując się w tęczówki chłopaka.
          - O-Oczywiście - wydukał blondyn i choć nie rozumiał prośby Potomka Nocy, prędko wybiegł z pomieszczenia.
          Nie minęła nawet minuta, kiedy Naruto powrócił do salonu, niosąc mały, niebieski flakonik oraz urywek pożółkłej karty. Ułożył przedmioty na blacie, po czym z przyspieszonym oddechem usiadł obok nieruchomego Uchihy. W geście podziękowania, Sasuke obdarzył go nieznacznym uśmiechem, ale w jego oczach blondyn nie dostrzegł niczego oprócz ogromu przerażenia.
          Obaj utkwili spojrzenia w Cieniu, który - ku zdumieniu lekarza - zamoczył nogę w atramencie. Ptak przysunął dziobem skrawek pergaminu i z pełną gracją, zaczął wodzić po nim pazurem. 
          - Potrafi... pisać? - pisnął pobladły Uzumaki.
          - Tak. - Ciemnowłosy pokiwał twierdząco głową. - Do dziś się zastanawiam, jak mój brat zdołał go tego nauczyć.
          Naruto pochylił się nad ławą, aby lepiej móc obserwować poczynania zwierzęcia. Zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł tajemnicze, kręte znaki, pomiędzy którymi znajdowały się liczne falowane oraz pionowe linie. Nigdy wcześniej nie widziałem podobnego sposobu zapisywania liter, pomyślał.
          Sasuke, jakby przeczuwając nadchodzące pytanie, wyjaśnił drżącym głosem:
          - To szyfr. Potomkowie Nocy posługują się nim od czasu wybuchu wojny. Zapewnia bezpieczeństwo naszym wiadomościom, bo nawet jeśli ludzie przejmą nasze listy, nie będą w stanie ich odczytać.
          Blondyn pokiwał głową ze zrozumieniem i niczym urzeczony wpatrywał się w przemyślane ruchy kruka. Niestety, jego zafascynowanie błyskawicznie ustąpiło miejsca lękowi, gdy spojrzał w twarz Potomka Nocy - zaszklone tęczówki oraz pobladła skóra, która z każdym napisanym wyrazem, stawała się o odcień jaśniejsza.
          Kiedy Cień zakończył pisanie wiadomości, popchnął pergamin w stronę Sasuke, po czym otarł wybrudzoną nogę o kraniec kałamarza.
          Uchiha wpatrywał się otępiałym wzrokiem w granatowe symbole, przy czym boleśnie wbijał wydłużone paznokcie w skórę przedramion, pozostawiając krwistoczerwone pręgi.
          - Jestem w północnej wieży twierdzy. Łowcy mnie torturują - przeczytał kruczowłosy, a w jego głosie wyczuwalne były zrozpaczone pobrzękiwania. - Za miesiąc chcą mnie stracić, ale mogą zabić mnie o wiele szybciej. Jeśli nie uda ci się mnie uratować to chcę, abyś wiedział, że bardzo cię kocham i że na zawsze będziesz moim kintano. Moim księciem. Itachi.
          W salonie zapanowała straszliwa cisza, którą przerywał jedynie świszczący oddech Sasuke. Nerwowo przymknął powieki czując, iż w kącikach oczu gromadzą się łzy, a ciałem wstrząsają dreszcze.
          - Mamy niecały miesiąc - wyszeptał, kręcąc głową. - Łowcy chcą wydobyć informacje, dlatego będą go torturować, nie pozwalając mu umrzeć.
          - To dużo czasu - odparł Naruto starając się, aby jego ton zabrzmiał optymistycznie, choć był nie mniej zmartwiony od Potomka Nocy.
          - Wcale nie. Zupełnie nie potrafisz używać swoich zdolności. Prawie niczego nie wiesz o świecie wampirów. Co zdołamy zdziałać w ciągu kilku tygodni? - mówił gorączkowo Uchiha. - Nie jestem Telepatą. Nie wiem, w jaki sposób mógłbym ci pomóc. Myślałem, że zdążymy udać się do Kolonii, gdzie znajdują się księgi opisujące twoje możliwości i sposób ich wykorzystywania. Jednak nie damy rady się tam dostać i wrócić w ciągu jednego miesiąca.
          - Posłuchaj. - Troskliwie otoczył ramieniem ciało bruneta. - Może aktualnie nie znam swojej drugiej natury, ale wiesz, jestem kompetentnym uczniem.
          Sasuke uniósł głowę i wbił przenikliwe spojrzenie w twarz chłopaka. Nagle jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, na co Naruto w niezrozumieniu uniósł brew.
          - Mam pomysł - oświadczył ciemnooki. - Każdy uczeń musi posiadać nauczyciela, a ja znam osobę, która mogłaby udzielić ci nauk. Także jest Telepatą, ale jego zdolności zostały przytępione, kiedy zginął Potomek Nocy, którego darzył uczuciem. Przez to nie może nam bezpośrednio pomóc w ocaleniu Itachi'ego, ale jestem pewny, że zdołałby cię wyszkolić. Naruto, mógłbyś przynieść pióro i dodatkowy kawałek pergaminu? Muszę jak najprędzej napisać list do Deidary. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Na wstępie pragnę Was przeprosić za to, że musieliście dłużej czekać na publikację nowego wpisu. Niestety, mój stan zdrowotny nie pozwalał mi wcześniej zabrać się za pisanie notki - najpierw przeziębienie, a potem nieznośne zapalenie ucha. Jednak już czuję się lepiej, dlatego też prezentuję Wam dzisiaj 14 rozdział "Serca mroku". Mam nadzieję, że Wam się spodobał :)

Do końca wakacji prawdopodobnie nie uda mi się już dodać kolejnego wpisu, dlatego też chciałabym Was poinformować, jak będą wyglądały publikacje w czasie trwania roku szkolnego. Będę się starała jak najczęściej dodawać notki, ale wydaję mi się, że wpisy będą pojawiać się co 2-3 tygodnie, jednak nie wykluczam, że mogą być dodawane w krótszych odstępach czasu. Wszystko zależy od mojego planu zajęć, ale jestem dobrej myśli, bo w zeszłym roku miałam 18 przedmiotów, a w tym jedynie 9, z czego jeden jest językiem dodatkowym. Jeśli będzie miała nastąpić dłuższa przerwa w publikacjach, dodam wtedy notkę informacyjną i określę, kiedy mniej więcej będzie można się spodziewać nowego rozdziału.

Wszystkie blogi, na których pojawiły się posty, odwiedzę jutrzejszego dnia i dodam swoje komentarze.

Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~  

piątek, 9 sierpnia 2013

"Serce mroku" ~ Rozdział 13


W którym zostaje złożony pocałunek nadziei...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Usta Itachi'ego zastygły w niemym krzyku. Zamiast wrzasku, z jego ściśniętego gardła wydobyły się jedynie ciche, pojedyncze świsty. W kącikach opuchniętych oczu pojawiły się łzy, które już po chwili spływały pobladłymi policzkami. Słone krople skapywały z drżącego podbródka i lądowały na pozdzieranych kolanach. Gdyby nie cierpienie oparzonego oraz okaleczonego ciała, długowłosy z pewnością pomyślałby, że musiał znaleźć się świadomością w centrum wydarzeń kolejnego, sennego koszmaru. Jednakże ból pękającej i porozcinanej skóry upewniał go, iż to, co widzi dzieje się w rzeczywistości. Choć marzył, aby okazało się, że uległ wybrykom wybujałej wyobraźni, szaleńczy rytm serca, gwałtowne mdłości oraz problemy z oddychaniem nie pozostawiały mu cienia wątpliwości - nie śnił. Naprawdę znajdował się przed zawalonym wejściem swojego płonącego domu i obserwował najazd ludzkich wojsk na osadę Sandimel. Przerażenie otępiło jego zmysły, dzięki czemu przez moment nie słyszał żadnego dźwięku ani też nie wyczuwał zapachu dymu. Tylko patrzył, a z każdą kolejną minutą kontury miasta coraz bardziej się rozmazywały. Balansował na granicy omdlenia, aż nagle zdołał przywrócić trzeźwość umysłu, kiedy to wsunął palce w przerwy brukowej kostki i z głośnym chrzęstem połamał wszystkie, wydłużone paznokcie. Nerwowo pokręcił głową, po czym zdołał spojrzeć na Sasuke. Stojący obok niego sześciolatek z trudem utrzymywał równowagę, ponieważ jego kolana raz po raz się uginały. Trzęsąc się ze strachu, skrzyżował ręce na piersiach i boleśnie drapał przedramiona, jakby próbował skupić swoją uwagę na skaleczeniach, a nie na rzeczach, które miały wokół niego miejsce. Początkowo wodził rozszerzonymi źrenicami po poszczególnych obszarach osady, aż raptownie wybuchnął płaczem. Upadł na ulice i zwinął się w kłębek, bezustannie powtarzając półszeptem: " boję się, boję się".
          Starszy brat obrzucił malca zrozpaczonym spojrzeniem. Był pewny, że kiedy tylko wyniesie go z płomieni, Sasuke będzie bezpieczny. Poświęcił własny organizm, aby ocalić go od poparzeń, a tymczasem obaj znaleźli się w centrum kolejnego zagrożenia. W jego świetle pożar posiadłości okazał się być niewinną igraszką z żywiołem. Tutaj czekała ich trudniejsza walka o przetrwanie, a Itachi, ze swoimi obrażeniami, nie mógł ochronić chłopca równie skutecznie jak zrobił to podczas ucieczki z budynku. Teraz czuł się zupełnie bezsilny i zawiedziony, ale patrząc na łzy młodszego brata obiecał w duchu, że nie pozwoli, aby jakikolwiek człowiek chociażby spróbował go dotknąć. "Jeśli będę zmuszony poświęcę siebie, aby ratować ciebie, Sasuke", pomyślał. Przegryzł wargę, gdy wyciągnął obolałe ramiona w stronę sześciolatka, który badawczo przyjrzał się jego ranom. Dzięki swemu wyjątkowemu darowi - nadzwyczajnej witalności, uszkodzenia ciała długowłosego goiły się w zabójczo szybkim tempie. Niektóre draśnięcia już zaczynały się zasklepiać, a oparzenia na klatce piersiowej się rozjaśniały. Korzystając z okazji, malec wtulił się w szyję brata, który objął go rękami i szeptał mu do ucha uspokajające słowa. 
          Oddziały Łowców z łatwością przedzierały się przez główną, zrujnowaną bramę osady. Niczym morska fala wypływały z czeluści lasów i wpadały do serca miasteczka. Towarzyszyły im ogromne, popielate psy, niemal dorównujące wielkościom dorosłym ogierom. Świdrowały otoczenie zimnymi, szarymi oczami, które odbijały blask księżyca. Z każdym krokiem pozostawiały za sobą ślady masywnych łap oraz kałuże śliny, spływającej z otwartych pysków.
          Siedząc na czarnych, umięśnionych koniach, wojownicy podpalali posiadłości rozjarzonymi pochodniami. Strawione ogniem budynki jeden po drugim się zawalały, czemu towarzyszyły pojedyncze, donośne huki. Porywisty wiatr unosił pył rozsypując go na ulicach, które wkrótce wyglądały, jakby zostały przyprószone śniegiem. Niektóre elementy upadłych domów, zajęte płomieniami, wypadały na chodniki powodując, że pożar błyskawicznie obejmował kolejne tereny, aż także zapłonęły pobliskie, leśne drzewa. Cały obszar wampirzej miejscowości przypominał wielkie palenisko, którego gęsty dym zatruwał pozostałości świeżego powietrza. 
          Kiedy Łowcy upewnili się, że w Sandimel nie ostało się żadne, nienaruszone zabudowanie, przystąpili do rozprawienia się z mieszkańcami. Swoimi broniami, wśród których Itachi rozpoznał miecze, metalowe dzidy, łuki oraz sztylety, rozszarpywali ciała napotkanych Potomków Nocy. Zdezorientowane wampiry wylegały na chodniki miasteczka i natychmiast wpadały w ręce oprawców, gdyż nie istniało już miejsce, gdzie mogłyby się schronić - wszystkie budynki błyskawicznie obracały się w ruiny. Ludzcy wojownicy nie wykazywali najmniejszych oznak litości - każdy osadnik, którego zauważyli musiał zginąć, lecz nie lekką, szybką śmiercią. Z premedytacją zadawali rany tak, aby ofiary powolnie się wykrwawiały, dzięki czemu wkrótce przepływały ulicami rzeki krwi. Zanosząc się zimnym, okrutnym śmiechem, wpatrywali się w twarze konających dzieci, kobiet, mężczyzn i starców. Nie raz tratowali ich kopytami swoich wierzchowców, kiedy to umierający Potomek Nocy odważył się błagać o skrócenie męki. Gdy jakikolwiek wampir zdołał umknąć danemu Łowcy, w pogoń ruszały psy. Dzięki swym sprężystym, długim nogom bez większego problemu doganiały uciekinierów i rozrywały szczękami ich gardła. Niekiedy zadanie jednego ciosu im nie wystarczało i choć dany mieszkaniec już nie żył, bestie odgryzały jeszcze ręce lub nogi. Te bardziej wychudzone nawet pożerały martwe ciała, nie pozostawiając najmniejszej kości. Krzyki mordowanych wampirów wypełniały cały obszar upadłego miasta i niosły się w głąb lasów, wypłaszając z zarośli dzikie, zlęknione zwierzęta.
          Mimo że losy osady zostały przesądzone w chwili, kiedy ludzkie wojska do niej wkroczyły, ostatki wampirzych sił zbrojnych starały się odeprzeć napaść agresorów. Liczba Łowców oraz towarzyszących im psów - wyszkolonych morderców - znacząco przewyższała jednostki Potomków Nocy, dlatego też liczyli się z faktem, iż nie mają szans na wygraną. Walczyli tylko po to, aby odwrócić uwagę wojowników od cywilów, którzy starali się umknąć w czeluści lasów. Tylko przedostanie się między drzewa dawało jeszcze szansę na przetrwanie, lecz wyminięcie płonących elementów budynków, Łowców i psów wydawało się równie nierealne jak natychmiastowe przybycie wybawicieli. Jednakże większość mieszkańców wolało zaryzykować i zginąć z honorem niż bezczynnie czekać na przyjście śmierci. Do wampirzych wojowników dołączali także pojedynczy mężczyźni i kobiety, którzy poprzez swoje poświęcenie pragnęli uratować rodziny oraz ukochanych. Wiedzieli, że nawet jeśli rozedrą tętnice kilku ludziom, kolejni ich osaczą i rozerwą ciała broniami. Ale pocieszali się myślą, że zginą ratując tych, których darzą miłością.
          Nagle bracia Uchiha odczuli drżenie ziemi, a następnie do ich uszu doszedł przeraźliwy łoskot. Itachi jęknął cicho, gdy nagły podmuch wiatru smagnął jego plecy niczym batem, po czym doświadczył uderzeń twardych, drobnych przedmiotów. Nie musiał się nawet obracać, aby wiedzieć, że ich dom - azyl, miejsce, w którym żyli od kiedy się urodzili - właśnie się zawalił. W innych okolicznościach z pewnością by się tym przejął, bo był bardzo przywiązany do budynku, w którym się wychował. Właśnie tam spędził mnóstwo wspaniałych chwil w towarzystwie swojej rodziny, lecz teraz miał większy problem niż upadek posiadłości - przez upiorny hałas pewien Łowca zwrócił twarz w stronę tulącego się rodzeństwa. Wcześniej ludzcy wojownicy ich nie zauważyli, a przez potężny hałas przykuli uwagę przypadkowego, czarnowłosego mężczyzny, obok którego gniewnie powarkiwał kulejący pies. Łowca zaśmiał się szyderczo i wycelował zakrwawiony miecz w drżących chłopców. Kiedy popędził konia, Itachi widział jego ruchy niczym w zwolnionym tempie. Nie słyszał już nieustających wrzasków, lecz jedynie przeraźliwe bicie serca, które omal nie wyskoczyło z jego piersi. Zdawał sobie sprawę, że nie zdąży umknąć jeźdźcowi, dlatego też prędko schował sześciolatka za swoimi plecami, zerwał się na równe nogi, wysunął kły i wściekle zasyczał. Zapomniał o obolałym ciele. Teraz liczyło się jedynie pokonanie wojownika, który zagrażał bezpieczeństwu malca."Jeśli chcesz nas zabić, nie poddamy się bez walki!", pomyślał. Miał już przygotować się do skoku, w którym zdołałby rozedrzeć tętnice Łowcy, kiedy usłyszał za sobą pisk Sasuke, a obok jego policzka przeleciała samotna strzała. Z głośnym świstem przecięła powietrze i wbiła grot między oczy wojownika, który potężnie się zachwiał i już martwy zsunął się z wierzchowca. 
          Długowłosy, oddychając niespokojnie, obrócił się na pięcie i dostrzegł sylwetki swoich rodziców. Na ich twarzach nie malowało się już przerażenie i choć dalej mieli pobladłą skórę, wyglądali na rozwścieczonych, a nie wystraszonych. Ostra, rozeźlona mimika zupełnie nie pasowała do matki rodzeństwa, która stanowczo trzymała w dłoniach kruczoczarny łuk. Kobieta syknęła gniewnie, wpatrując się stalowym spojrzeniem w ciało wojownika.
          - Nikomu z was nie pozwolę tknąć moich dzieci! - warknęła.
          Mikoto od lat uznawana była za najzdolniejszą łuczniczkę w osadzie Sandimel. Zdecydowanie naciągała strzały i zawsze trafiała w upatrzony cel, nigdy przy tym nie chybiając. Natomiast stojący obok niej Fugaku dzierżył w dłoni długi, wyszczerbiony miecz, który niespodziewanie podniósł nad głowę i poderwał się do biegu. Wyminął swoje dzieci i z całej siły wbił ostrze w głowę psa, który już szykował się do ugryzienia Itachi'ego. "Mimo swojej zadziwiającej wielkości, poruszał się bezszelestnie. Moje uszy nie wychwyciły nawet najcichszego kroku łap", pomyślał zszokowany długowłosy, spoglądając na bestię leżącą u swoich stóp. Jego rozedrgany wzrok padł na jej martwe, otwarte ślepia, których wyraz z łatwością zjeżył maleńkie włoski na karku.  
          Gdy mężczyzna wyszarpywał z czaszki swoją broń, Sasuke wtulił się w nogi starszego brata, roniąc przy tym pojedynczą łzę. Niespodziewanie poczuł na swojej głowie przyjemny, delikatny dotyk. Był pewny, że zagadkowa dłoń należy do Itachi'ego i przeżył prawdziwy szok, kiedy obrócił się i zauważył, iż to palce ojca wplątują się w jego włosy. Fugaku obejmował drugim ramieniem sylwetkę długowłosego, który pozwolił sobie oprzeć czoło o klatkę piersiową Potomka Nocy. Sześciolatek dojrzał wtedy w wyrazie twarzy mężczyzny coś, czego nie miał okazji zauważyć od czasu zaostrzenia między-rasowej wojny - radość z posiadania rodziny. Malec na nowo zobaczył łagodną stronę charakteru swojego taty - tą, którą kochał i jakiej nie widział przez ubiegłe lata. Zupełnie nie przypominał teraz wampira, który kilka godzin temu wyładowywał złość na swoim dziecku. Nawet zakrwawiony miecz, leżący u stóp mężczyzny nie odebrał rodzeństwu nagłego wzrostu poczucia bezpieczeństwa, kiedy także Mikoto ułożyła dłonie na ramionach swoich synów. Obdarowała ich krótkimi, urywanymi pocałunkami, po czym uśmiechnęła się serdecznie. Nagle spoważniała, poprawiając łuk oraz kołczan, które tymczasowo zawiesiła na szyi.
          - Musimy uciekać - powiedziała, omiatając wzrokiem zniszczoną okolicę miasteczka. - Nie możemy zostać tu ani sekundy dłużej. Wkrótce większa ilość Łowców się nami zainteresuje i nie uda nam się umknąć, jeśli rzucą się na nas dziesiątki wojowników.
          Fugaku pokiwał twierdząco głową, jakby chciał podkreślić słuszność słów swojej żony, po czym zwrócił się w stronę wystraszonego rodzeństwa.
          - Nie martwcie się - szepnął. - Będziemy was osłaniać. Nie rozglądajcie się na boki. Patrzcie tylko przed siebie i nie zatrzymujcie się, dopóki nie powiemy, abyście to zrobili. Biegnijcie za mamą, która będzie nas ubezpieczać od przodu. Ja zajmę się tyłem i bokami.
          Kobieta mruknęła pod nosem tak cichą odpowiedź, że nikt nie zrozumiał, co chciała im przekazać. Jednak po tonie jej głosu poznali, iż wyraziła zgodę na zrealizowanie planu swojego męża. Sasuke oraz Itachi nie ośmielili się wypowiedzieć słowa. Tylko bladzi i drżący ze strachu chwycili się za dłonie obserwując, jak rodzice zajmują swój szyk, jednocześnie przygotowując bronie.
          - Gotowi? - Usłyszeli za sobą głos mężczyzny.
          Długowłosy nieznacznie kiwnął głową, głośno przełykając przy tym ślinę. Zdołał jedynie rzucić przelotne spojrzenie na swojego młodszego brata, po którego policzkach toczyły się łzy przerażenia, zanim cała rodzina Uchiha poderwała się do biegu. W zabójczej prędkości przemykali okrwawionymi ulicami, starając się wymijać ciała wampirów oraz płonące elementy budynków. Niestety, przez dym, który gryzł w oczy, często nie zauważali twardych lub ostrych przedmiotów pokrywających ścieżki. Ciągle się o nie uderzali, dzięki czemu wkrótce ich nagie stopy pokryte były głębokimi skaleczeniami. Jednak ani Sasuke, ani Itachi, Mikoto czy też Fugaku nie zwracali uwagi na ból nóg, gdyż od prędkości biegu zależało dotarcie do lasu i spróbowanie ukrycia się wśród drzew. Gdyby tylko na chwilę zwolnili, mogliby zwrócić na siebie uwagę ludzkich wojowników oraz psów, którzy - ku radości rodziny - nie zdołali ich jeszcze zauważyć. Poruszali się niemal bezszelestnie, przypominając cztery cienie, które coraz zwinniej pokonywały kolejne przeszkody. Ale szczęście ich opuściło, kiedy to wyminęli pierwszy zakręt i wpadli pomiędzy zbiorowisko Łowców oraz psów, którzy przyjęli ich pojawienie się z wyraźnym zadowoleniem. Natychmiast starali się zaatakować rodzinę, lecz Mikoto błyskawicznie naciągała strzały, które przeszywały głowy wojowników. Gdy ona usuwała przeciwników z drogi, Fugaku atakował popielate bestie oraz ostatki Łowców, próbujących dosięgnąć chłopców. Krew ludzi i zwierząt tryskała ze wszystkich stron, brudząc nocne koszule Itachi'ego i Sasuke. Chociaż raz po raz wydawali z siebie stłumione krzyki, nie odważyli się obracać głów i spoglądać na swoich przeciwników. Woleli wbijać spojrzenia w plecy mamy, której zranione ramię obficie krwawiło, lecz pomimo bólu, kobieta ani razu nie opuściła łuku. 
          Po zaciętej walce udało im się dotrzeć do przerwy w murze, znajdującej się po przeciwległej stronie osady. Było to wąskie przejście, ukryte wśród wysokich krzewów na wypadek nagłej ewakuacji. Jednak w przypływie paniki niewielu mieszkańców o nim pamiętało i zamiast z niego skorzystać - pod wpływem strachu - kierowało się w stronę głównej bramy. Tam czekała na nich jedynie śmierć z ręki czyhających Łowców. Natomiast tutaj członkowie rodziny nie dojrzeli żadnego, ludzkiego strażnika, na co czworo wampirów odetchnęło z wyraźną ulgą. Ale nie mieli czasu na odpoczynek - musieli jak najprędzej opuścić ruiny Sandimel, dlatego też prędko przystąpili do przedzierania się przez rośliny. Boleśnie drapiąc sobie gałęziami ręce i twarze, zdołali dotrzeć do wyrwy pomiędzy kamieniami. Ze swoją wspólną pomocą przecisnęli się przez przejście i znaleźli się poza obrębem osady. Natychmiast rzucili się do ucieczki. Nie czuli już pod stopami elementów dawnych budynków, lecz miękką, leśną ściółkę, która okazała się balsamem na ich poranioną skórę. Wymijali kolejne drzewa, wystrzegając się ustalonych szlaków, którymi mogliby poruszać się Łowcy. Robiło się coraz ciemniej, a krzyki dochodzące z miasteczka znacząco cichły. W powietrzu nie wyczuwali już zapachu dymu, który zastąpiła woń gnijących, jesiennych liści. Od czasu do czasu włosy Potomków Nocy rozwiewał przyjemny wiatr, który w przeciwieństwie do wichru na terenie osady, nie powodował bólu, a przynosił ukojenie umęczonym, spoconym ciałom. Rozkoszując się tym uczuciem, mimowolnie na ich twarze wkradły się subtelne uśmiechy. Im dalej zagłębiali się w las, tym bardziej utrwalali się w przekonaniu, że ich życia przestały być zagrożone. Nie musieli się już obawiać Łowców ani ich psów, ponieważ pozostawili katów za swoimi plecami. Teraz mogli się jedynie niepokoić wygłodniałymi zwierzętami, które w porównaniu do morderców osadników wydawały im się równie szkodliwe jak pluszowe zabawki.
          Nagle ujrzeli w oddali dziesiątki miniaturowych świateł, przypominających wyglądem maleńkie punkty. Unosiły się kilka metrów nad ziemią, od czasu do czasu drgając lub zmieniając położenie.
          Na znak dłoni Mikoto, rodzina gwałtownie się zatrzymała i schroniła za pniem klonu. Z uwagą obserwowali jasnopomarańczowe plamy, które wkrótce okazały się do nich zbliżać z każdej, możliwej strony. Im zagadkowy blask zaczął się coraz bardziej powiększać zrozumieli, iż należy on do rozjarzonych pochodni, które trzymali w dłoniach przedstawiciele nadchodzącego oddziału Łowców. Po chwili dostrzegli zarysy sylwetek mocarnych mężczyzn, a także psy, które energicznie węszyły w powietrzu. Musiały zwietrzyć trop wampirzej rodziny, ponieważ utkwiły oczy w miejscu, w którym stali i przeraźliwie zaszczekały.
          - Wyczuły nas - wyszeptał przerażony sześciolatek, który na zmianę szarpał krańce ubrań członków swojej rodziny. - Musimy coś zrobić! - dodał podniesionym głosem, kiedy zauważył, że nikt nie zwrócił na niego swojej uwagi.
          Donośniejsze słowa malca sprawiły, że Fugaku najpierw przelotnie przyjrzał się jego twarzy, po czym zaczął nerwowo się rozglądać, jakby rozpaczliwie poszukiwał drogi ucieczki. Niespodziewanie rozedrgany wzrok mężczyzny padł na koronę klonu, która wyjątkowo posiadała jeszcze mnóstwo szerokich, kolorowych liści. "Gałęzie nadają się do wspinaczki", pomyślał. " Są odpowiednio rozstawione, lecz drzewo jest jeszcze zbyt młode i nie utrzyma ciężaru dorosłego wampira". Z rezygnacją spojrzał na Mikoto, wskazując drzewo ruchem dłoni. Podbródek kobiety potężnie zadrżał, ale rozumiejąc aluzję męża, twierdząco kiwnęła głową. Wiedziała, że tylko Sasuke oraz Itachi zdołają ukryć się pomiędzy gałęziami, a oni pozostaną na ziemi i odwrócą uwagę Łowców od schronienia rodzeństwa.
          - Musicie wejść na drzewo - poleciła Potomkini Nocy, zwracając się w stronę swoich dzieci. - Ukryjcie się pomiędzy najbujniejszymi liśćmi, w najwyższych partiach klonu. Pozostańcie tam przez kilka godzin i skierujcie się do Kolonii. Tam otrzymacie pomoc. Opowiedzcie członkom Rady Księżyca, co zaszło w osadzie Sandimel. 
          - Ruszajcie! Natychmiast! - wykrzyczał mężczyzna, kiedy psy Łowców popędziły w ich kierunku, a za nimi galopowały wierzchowce wojowników.
          Fugaku oraz Mikoto błyskawicznie podsadzili malca na najniższą gałąź. Sześciolatek od razu rozpoczął wspinaczkę, nie zważając na krwawiące rany stóp. Z zaskakującą prędkością pokonywał kolejne wysokości, płynnie przechodząc pomiędzy odgałęzieniami rośliny. Tuż za nim ruszył Itachi, lecz gdy chwycił się następnej gałęzi, do jego ucha doszedł jeszcze drżący głos ojca: "proszę, opiekuj się Sasuke". Długowłosy chciał się obrócić i spojrzeć w oczy mężczyzny, ale słyszał już coraz głośniejsze ujadania bestii, więc bez zastanowienia rzucił się do ucieczki. W przeciwieństwie do sześciolatka, wchodzenie na drzewo przychodziło mu z niemałą trudnością - kiedy spróbował wykonać szybszy ruch, jego świeżo zasklepione rany się otwierały, powodując nagłe przypływy cierpienia. Z licznych skaleczeń leniwie wypływała krew, która brudziła korę drzewa. Dodatkowo, przez swój lęk wysokości zbierało mu się na mdłości, przy czym wielokrotnie omal się nie ześlizgnął z gałęzi. Przegryzając wargę, zdołał spojrzeć w górę i dojrzał swojego młodszego brata, który wyciągał ku niemu dłonie. Zdawał sobie sprawę, że malec nie zdoła go utrzymać, dlatego też wbił kły w usta, aby nie krzyknąć i ostatni raz podciągnął się na rękach. Usiadł ciężko obok Sasuke i oparł głowę o konar drzewa, starając się uspokoić wzburzony oddech. 
          - Ale...gdzie mama? - zapytał sześciolatek, wpatrując się z napięciem w twarz starszego brata. - Gdzie tata?
          Itachi rozejrzał się nerwowo, lecz mimo usilnych starań, nie zauważył rodziców na żadnej gałęzi drzewa. Z trudem odważył się wyjrzeć znad liści i dostrzegł Potomków Nocy, stojących obok pnia klonu. Z przygotowanymi broniami czekali na nadejście przeciwników, których ujadania oraz krzyki niosły się echem po obszarze lasu. W tym momencie długowłosy zrozumiał słowa Fugaku - mężczyzna błagał go, aby troszczył się o malca, bo ani on, ani matka, nie będą mogli już trzymać nad nim pieczy. Poświęcą swoje istnienia, by ocalić dzieci - ukochane istoty, ale także następców wampirzego tronu.
          Długowłosy głośno przełknął ślinę, a po policzkach spłynęły łzy. Spojrzał w oczy malca, wyczekującego odpowiedzi, ale żadne słowa nie przeszły mu przez gardło. Jednakże jego reakcja musiała wystarczyć, aby sześciolatek domyślił się powodu, dla którego rodzice do nich nie dołączyli, bo po ciele Sasuke raz po raz przechodziły gwałtowne dreszcze.
          - Nie...nie...nie... - powtarzał, wybuchając płaczem. - Nie! Musimy im pomóc!
          Bracia usłyszeli donośny brzdęk metalu, świsty strzał oraz straszliwe warczenie bestii. Sześciolatek chciał się już wychylić i spojrzeć na walkę, która rozegrała się pod ich stopami, lecz Itachi w porę go do siebie przyciągnął, wtulił w swoją klatkę piersiową i nie pozwolił, by malec obserwował kolejny rozlew krwi. Choć Sasuke starał się wyrwać z uścisku brata, zdołał jedynie przecisnąć głowę pod jego ramieniem. Długowłosy jeszcze przez chwilę zakrywał mu dłonią oczy, ale dał za wygraną, kiedy sześciolatek ponownie go odepchnął. Obaj, zaszklonym wzrokiem obserwowali, jak ich rodzice walczą z atakującymi ich psami oraz Łowcami. Przez moment dawali radę odeprzeć natarcie, ale liczebność przeciwników ich przytłoczyła, przez co pewnemu wojownikowi udało się wedrzeć między ciała wampirów i wbić ostrze w serce Potomka Nocy. Fugaku zachłysnął się krwią i runął na ziemię, kiedy człowiek wyszarpnął oręż z jego klatki piersiowej. Powietrze wypełnił śmiech Łowców oraz krzyk rozpaczającej kobiety. Sasuke także pragnął wydać z siebie przeraźliwy wrzask, ale Itachi zatkał mu usta ręką, drugą czule go otulając. Mikoto zażarcie się broniła, ciskając dziesiątki strzał, lecz popielata bestia chwyciła za jej gardło, powaliła na ziemię i rozdarła szczękami szyję.
          Kiedy wojownicy upewnili się, że z ciał wampirów ulotniło się życie, jeden z Łowców, wyraźnie najstarszy z oddziału, spojrzał na dwa, wychudzone psy.
          - Posprzątajcie - polecił zwierzętom ochrypłym głosem.
          Drapieżniki łapczywie się oblizały, po czym rzuciły się na martwych Potomków Nocy. Z niewiarygodną szybkością odrywały kawały mięsa i pożerały elementy organizmów. Radziły sobie nawet z grubymi kośćmi, które przegryzały niczym wiotkie gałązki.
          Długowłosy wtulił twarz w ramię malca i przyciągnął jego głowę do swojej klatki piersiowej. Obaj przymknęli powieki, aby nie patrzeć, jak bestie posilają się ciałami matki i ojca. Jednakże ich mlaskanie wystarczało, by oczyma wyobraźni widzieli, co dzieje się kilkadziesiąt metrów pod nimi.
          Gdy dźwięki ustały i zastąpił je tętent kopyt, Itachi podniósł wzrok. Oddział Łowców ruszył w stronę osady Sandimel, pozostawiając za sobą ogromną kałużę krwi. Psy nie oszczędziły chociażby jednej chrząstki - pochłonęły wszystko i z pewnością posiliłyby się jeszcze większą ilością ciał, lecz zapach szkarłatnej substancji musiał otępić ich zmysły - nie wyczuły braci kryjących się w koronie klonu. Nie węszyły, ani tym bardziej nie spojrzały w stronę gałęzi, wśród których ukrywały się jeszcze dwa wampiry. Tylko potulnie podreptały za wojownikami nie wiedząc, że po korze drzewa spływały teraz łzy osieroconych dzieci. 

*******


          Naruto krzyczał głośno, a jego przejmujący głos odbijał się od ścian posiadłości. Natężenie wrzasku było tak ogromne, iż z łatwością docierał do najdalszych pokoi i wprawiał w drganie szklane przedmioty. Kiedy jego gardło raptownie się ścieśniło, wydał z siebie zduszony jęk, który wkrótce zastąpiło rozpaczliwe łkanie. Słone krople wypływały strumieniami spod zaciśniętych powiek i moczyły dłonie Potomka Nocy. Niektórym udawało się przedrzeć przez palce Sasuke, po czym z cichym pluskiem skapywały na posadzkę lub lądowały na kolanach blondyna. Po upływie kilku sekund płaczu, twarz lekarza wyglądała, jakby dopiero wyszedł z kąpieli - do mokrych, zaczerwienionych policzków przyklejały się złote kosmyki. Napięte mięśnie nieubłaganie buzowały pod pobladłą skórą, raz po raz wywołując upiorne skurcze. Drżące ręce sprawiały, iż z wielkim trudem utrzymywał je na twarzy wampira - ciągle się ześlizgiwały. Nie miał w sobie na tyle odwagi, by mocniej przycisnąć opuszki do policzków Uchihy, ponieważ kruczowłosy wydawał mu się teraz delikatny, jakby został stworzony z porcelany. Był pewny, że jedno, małe pękniecie wystarczyłoby, aby pojawiły się następne uszkodzenia, aż dusza chłopaka na nowo by się roztrzaskała. Tworzyły ją setki rys, które pozostawiły wydarzenia z przeszłości i drobny impuls zdołałby teraz ponownie otworzyć każdą, dawną ranę. Naruto miał nawet wrażenie, że serce Sasuke, przy ukazaniu mu swojej przeszłości, zaczęło obficie krwawić. 
   
*******

          Przez wiele długich, nużących godzin, które mijały straszliwie wolnym tempem, bracia Uchiha nie ośmielili się zmienić swoich pozycji. Trwali w zupełnym bezruchu, wtulając się w swoje ciała i nie wydając nawet najcichszego dźwięku. Dopiero, kiedy na niebie pojawiła się pierwsza, różowa smuga, Itachi nieznacznie uniósł głowę. Był pewny, że Sasuke, znużony płaczem, musiał zasnąć i przeżył nieukrywany szok, gdy zauważył, iż oczy malca są szeroko otwarte. Jednakże jego spojrzenie było puste i otępiałe, wbite w wyznaczony punkt na korze klonu. Długowłosy otwierał już usta, by zapytać sześciolatka czy dobrze się czuje, ale w ostatniej chwili zrezygnował i głośno przełknął ślinę. Bowiem z własnego doświadczenia wiedział, jaka będzie odpowiedź - obaj czuli się fatalnie, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Całe ciała bolały ich tak, jakby ktoś obił ich skórę ciężkim przedmiotem. Bezustannie w uszach dzwoniły im skomlenia psów, kiedy bestie posilały się ich martwymi rodzicami, a przed oczyma mieli kałużę krwi, która - już zastygła - rozciągała się pod ich stopami. Dodatkowo, Itachi ciągle się obawiał, że w pobliżu mogą czaić się Łowcy, którzy z Sandimel będą wracali leśnymi ścieżkami do twierdzy w Metrisundzie. Gdyby teraz jakikolwiek, ludzki wojownik ich zauważył i zaatakował, starszy przedstawiciel rodzeństwa nie poradziłby sobie z ochroną młodszego brata. Nawet jeśli dopisałby mu łut szczęścia i udałoby mu się pokonać napastnika, sam z pewnością utraciłby życie. Czuł się wycieńczony i miał wrażenie, że nawet najmniejsza rana zdołałaby go zabić. A gdyby odszedł, malec zostałby zupełnie sam, zdany na łaskę losu, który zupełnie im nie dopisywał. "Jeśli bym umarł, Sasuke by sobie nie poradził", pomyślał Itachi, gładząc dłonią kosmyki chłopca. "Nie zna drogi do Kolonii, ani do żadnego innego, wampirzego miasta. Tułałby się po lasach, aż padłby ofiarą głodu, dzikich zwierząt lub - co gorsza - wrogo nastawionych ludzi. Nie, nie możemy jeszcze ruszać. Musimy poczekać".
          Nadszedł świt, a słońce zawisło wysoko nad koronami drzew. Jego ciepłe promienie przebijały się przez gałęzie i oświetlały gęstwiny lasu, które skąpane w blasku, zupełnie nie przypominały wcześniejszych, mrocznych zarośli. Liczne ptaki, zachęcone błękitem nieba, wyleciały ze swoich kryjówek i przycupnęły na gałązkach krzewów, wyśpiewując piękne, urzekające melodie. Ktoś, kto spacerowałby tymi zakątkami nigdy by nie przypuścił, że kawałek dalej, dosłownie kilka godzin temu, doszło do rzezi mieszkańców osady, a niewinna krew spłynęła strumieniami.
          Długowłosy nerwowo kręcił głową, starając się uciec od promienia słońca, które padało na jego twarz. Błyskawicznie pozostawiało na wampirzej skórze czerwone, piekące pręgi, zwiększające cierpienie umęczonego ciała. "Jeżeli jeszcze chwilę tu zostaniemy, nabawimy się oparzeń", pomyślał. Niepewnie odchrząknął, po czym szepnął:
          - Sasuke, powinniśmy ruszać. Im dłużej tu zostaniemy, światło zacznie nam zagrażać.
          Malec wyprostował swoją sylwetkę i spojrzał w oczy Itachi'ego. Po chwili namysłu, tylko kiwnął głową i przystąpił do schodzenia z drzewa. Zaskoczony długowłosy nie miał innego wyjścia, jak ruszenie w ślad za malcem. Jednak, przez swoje poważniejsze obrażenia, nawet opuszczenie korony klonu było dla niego trudnym zadaniem - pełnym zbędnego cierpienia. Kiedy po licznych przekleństwach udało mu się stanąć na ziemi, Sasuke już od wielu minut trwał oparty o pień drzewa i wpatrywał się w ślady szkarłatnej substancji. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji - przypominała posąg zastygły w jednej pozycji. Itachi podążył za spojrzeniem sześciolatka i przez kilka sekund nie potrafił ruszyć się z miejsca, gdy w jego pamięci na nowo pojawiło się wspomnienie rodziców. Przegryzł wargę i na ciężkich, obolałych nogach zbliżył się w stronę chłopca.
          - Chodź, skarbie - powiedział, chwytając go za dłoń.
          Bez słowa ruszyli w drogę. Szli powolnym chodem, podczas którego długowłosy bacznie obserwował okolicę. Na wszelki wypadek nauczył się różnorodnych dróg do Kolonii, dlatego bez większej trudności odnalazł ukrytą ścieżkę, lecz większym problemem było dla niego wypatrzenie ewentualnych zagrożeń. Ze swoim wyostrzonym zmysłem węchu, ciężko było mu odróżnić poszczególne zapachy, których w lesie były setki - zmieszanych ze sobą i nieznośnie wzmocnionych. Potężny słuch Sasuke mógł o niebo lepiej przydać się w wyszukiwaniu wrogów, ale chłopiec, będąc w ciężkim szoku, nie mógł korzystać ze swoich zdolności. Nie potrafił skupić na niczym swojej uwagi i tylko posłusznie dreptał przy boku brata, dlatego też Itachi - nie mając wobec niego żalu - musiał mieć oczy dookoła głowy.
          Nagle do ich uszu doszedł znajomy tętent końskich kopyt. W popłochu ukryli się pomiędzy wysokimi drzewami, kiedy zza dębu wyskoczył przerażony, czarny wierzchowiec. Ogier, pozbawiony jeźdźca rżał niespokojnie, a na jego boku, tuż przy siodle, znajdowała się zaschnięta krew. Lecz nie należała do zwierzęcia, a do Łowcy, który najwidoczniej musiał zginąć podczas walki w osadzie.
          Ośmielone rodzeństwo powolnie wyszło z ukrycia, starając się nie spłoszyć zwierzęcia, gdyż mogło stanowić transport, którym udałoby się im dotrzeć do Kolonii. Itachi ostrożnie wyciągnął rękę w stronę konia, chwytając go za lejce i kojąco głaszcząc po głowie. Gdy rumak się uspokoił i radośnie ocierał łeb o dłoń młodzieńca, długowłosy nieznacznie się uśmiechnął.
          - Ty nie jesteś niebezpieczny - szepnął. - W przeciwieństwie do tych, których nosiłeś na grzbiecie.
          Upewniwszy się, że ogier pozwoli się dosiąść, bracia usiedli w szerokim siodle. Sasuke otulił ramionami biodra długowłosego i oparł głowę o plecy chłopaka. Zanim jego powieki się zamknęły, usłyszał, iż Itachi popędził konia i pognali, a odgłos kopyt ukołysał go do snu. 
           Wieczorem, wycieńczeni i zlani potem, dostrzegli mury Kolonii. Kiedy zbliżyli się do bramy, natychmiast poderwały się dziesiątki strażników i ruszyły w ich stronę. Niestety nie zdążyli dobiec, gdy obaj chłopcy omdleli ze zmęczenia i bezwładnie runęli na ziemię. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętali były  krzyki Potomków Nocy: "ocaleni, ocaleni!". 

*******

          Złączone umysły wypełniła bezkresna ciemność, a Naruto - z wyraźnym zaskoczeniem - odkrył, że do jego głowy powróciły własne myśli, przeżycia oraz wspomnienia. Nie był przekonany czy Sasuke zerwał więź i zakończył ukazywanie przeszłości, czy to tylko kolejna przerwa między poszczególnymi wizjami. Lecz, kiedy dłonie Potomka Nocy zsunęły się z policzków blondyna i przesunęły na wysokość ramion, po czym zupełnie się odsunęły, lekarz nie miał już wątpliwości - kruczowłosy przerwał połączenie jaźni.
          Uzumaki powolnie otworzył oczy i wydał z siebie stłumiony pisk, gdy przyjrzał się wampirowi - jego zakrwawionym, pogryzionym ustom, zabrudzonemu bandażowi, łzom zaschniętym na policzkach, ale największe wrażenie wywarł na nim wzrok Uchihy - identyczny, jaki posiadał będąc sześcioletnim chłopcem - pusty, w którym kłębiły się straszliwe uczucia.
          - Wcześniej powiedziałeś, że jestem silny, prawda? - szepnął Naruto, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Ale to ty jesteś prawdziwym mocarzem - dodał, widząc zadziwione spojrzenie wampira.
          Blondyn ostrożnie ułożył dłonie na policzkach kruczowłosego, po czym przybliżył usta do jego twarzy. Złożył długi, ciepły pocałunek na czole młodzieńca, który początkowo zaskoczony jego gestem, uśmiechnął się i pozwolił sobie objąć talię lekarza.
          Gdy wargi Naruto odsunęły się od skóry wampira, wtulił twarz w jego szyję, a po policzkach potoczyły się świeże łzy. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani :)

Dziś prezentuję Wam 13 rozdział "Serca mroku". Szczerze mówiąc, jestem go bardzo niepewna, dlatego też będę cierpliwie czekać na Wasze opinie. Wpis miał pojawić się wcześniej, ale niestety miałam drobną awarię mojego zestawu komputerowego. Na szczęście problem został już zażegnany i mogę swobodnie dodawać wpisy. Mam nadzieję, że mimo moich obaw, notka Wam się spodobała, a jeśli nie to spróbuję się poprawić następną publikacją :)

Wszystkie blogi, które czytam i na których pojawiły się nowe wpisy niebawem odwiedzę i skomentuję zaległe notki. 

Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~